Ulubione zdjęcia 2019




Hejo!
Mamy końcówkę grudnia, więc co u mnie na blogu się zaczyna? Podsumowania! Zaczynam chyba od mojego ulubionego, czyli zdjęć. Myślę, że w tym roku bardzo się rozwinęłam pod względem ich robienia i obróbki. Dalej jest to totalna amatorszczyzna, ale jest lepiej niż było. Odważniej je przerabiam, zaczęłam doceniać wyostrzenie, bo dodaje super charakteru zdjęciom. Kontrast? WIĘCEJ! WIĘCEJ! Ekspozycja? Ciemniej! Jaśniej! Temperatura? Chłodniej, chłodniej! Wiem, że jeszcze dużo się muszę nauczyć, ale myślę że jest na dobrej drodze.
Nie myślałam, że aż tyle zdjęć uznaję za aż tak dobre, żeby tutaj umieścić. Oczywiście najlepsze jest na górze. Inaczej być nie może. <3
I tutaj dziękuję wszystkim, których albo męczyłam przed obiektywem - Kacpi (@kvrzyp), dziękuję, było super - albo męczyłam, żeby robili mi zdjęcia - Gabi (@xczarnowlosax), dziękuję -  albo męczyłam, żeby po prostu byli ze mną - Kubuś (@pawlona98) dziękuję - albo męczyłam w inny sposób - Oliwia (@oliwia.malenka), dziękuję.  <3

"Żertwa" Anna Sokalska



Hej!
Dziś przychodzę z następną recenzją, tym razem książki, która mnie naprawdę zachwyciła i nie mogę o niej nie napisać.  Zdaję sobie sprawę z tego, że wpisy miały być co sobotę, jednak wiecie jak jest przed świętami. Do tego przez ostatnie półtora tygodnia przed świętami miałam trzy kolokwia. W weekend nie miałam siły na nic, zrobiłam część porządków przed świętami, spotkałam się z chłopakiem i przyjacielem i tyle.  Pisałam już o jednej książce tej autorki, "Wiedźmie". Obie książki należą do tej samej serii, jednak przedstawiają inne historie. Kluczową różnicą jest to, że w Wiedźmie" dowiadujemy się więcej o Wieloświecie, jednak nie ma to większego znaczenia w jakiej kolejności czytamy obie książki. Więc jak wypada "Żertwa" względem poprzedniczki? Dużo lepiej! A nie wiem, czy pamiętacie, że "Wiedźma" mnie zachwyciła.

Tytuł:  Żertwa
Autor: Anna Sokalska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Lira
Data wydania: 12 czerwca 2019
Liczba stron: 352
Moja ocena: 9/10

We Wrocławiu zostaje znaleziony wisielec. Niby wydaje się, że jest to samobójstwo, ale jest coś, co nie daje śledczym spokoju - brak sznura. To jest jedyna rzecz, która sugeruje, że ktoś trzeci mógł brać w tym udział. Prokurator Dębska i komisarz Norbert Majka decydują się nagłośnić sprawę w telewizji. Jakiś czas po tym zgłasza się do nich Anastazja Omyk, która niesamowicie zna mitologię słowiańską i uważa, że te wszystkie dziwne wydarzenia wiążą się z kultem Peruna i mają służyć przywołaniu demonów. Jest to jedyny trop w tej sprawie, więc Majka decyduje się powołać ją jako biegłą. W końcu udaje im się znaleźć szajkę przestępczą, zajmującą się handlem organami i krwią. Aresztują wąpierza, szefa gangu, a wraz z nim wilkodłaka oraz Borutę i Rokitę, dwóch czartów. A to dopiero początek "przygód", które czekają na Anastazję.

Kubeczek menstruacyjny - najlepsze rozwiązanie w trakcie miesiączki?

Cześć!
Wreszcie znalazłam dobry moment, aby napisać o kubeczkach menstruacyjnych. Kiedy duża część internetu tonie w świątecznych postach, ja stawiam na coś innego. Taka oryginalność czy coś. Ten post będzie przede wszystkim o moich doświadczeniach z kubeczkiem, co mną kierowało oraz zaletach, jakie ta rzecz ma i jak obejść jego wady. Od lipca, kiedy go kupiłam, wiedziałam, że na pewno pojawi się tutaj na blogu. Musiałam go najpierw sprawdzić, a teraz nawet doszła dobra okazja, aby się pojawił na blogu. Jakoś w tamtym tygodniu na instagramie @panimiesiaczka został wrzucony link do petycji dotyczącej zmniejszenia podatku VAT na kubeczki menstruacyjne. Obecnie stawka tego podatku 23%, podczas gdy na podpaski i tampony 8% i ma być zmniejszona do 5%. Te trzy rzeczy służą do tego samego, więc nie ma powodu, aby jedna z nich była traktowana jako produkt luksusowy. Tym bardziej skoro kubeczki menstruacyjne robią się coraz popularniejsze, więc myślę, że wiele osób zapoznało już się z tym terminem i nie muszę podawać jego definicji. Jak dla mnie to jest najlepsza z tych trzech rzeczy. Jeśli chcecie podpisać tutaj jest link.


Zacznę od tego, co mnie zachęciło do kupienia. Kupiłam go w lipcu, ale sprawdzałam już jakoś wcześniej, tylko nie miałam odwagi spróbować. Szczególnie zachęcił mnie do tego filmiki na kanale Kasi Mecinski. Tak właściwie od razy po obejrzeniu tego zaczęłam szukać w Internecie więcej informacji na ten temat i dosłownie dwie godziny później go zamówiłam. Bardzo polecam ten filmik, podaje bardzo dużo informacji na ten temat.

"Dziewczyna z ogrodu" Anka Sangusz



Hej!
Dzisiaj przychodzę z recenzją dość nowej książki dla młodzieży, wydanej niecałe dwa miesiące temu. Sam tytuł serii, do której ona należy mnie zainteresował "Niepokorni". Jest ona skierowana do młodszych osób niż ja, ale mi też się spodobała. Jestem skłonna przypisać do grupy takich książek jak "Hopeless" Colleen Hoover czy "Światło" Jay Ashera.  A w mojej opinii jej poziom jest pomiędzy tymi dwoma pozycjami. Są to historie o trochę podobnym schemacie, ale ich treść jest zupełnie inna. Łączy je głównie chłopak z tajemniczą, niezbyt "ciekawą" historią.


Tytuł: Dziewczyna z ogrodu
Autor: Anka Sangusz
Liczba stron: 271
Wydawnictwo: Wydawnictwo Mazowieckie
Data wydania: 16 października 2019
Moja ocena: 7/10


Kamila to dziewczyna, której prawie nikt nie rozumie. Ani matka, ani większość rówieśników  w szkole. Czuje się osamotniona i zagubiona, nieznacząca nic dla nikogo. Matka przelewa na nie swoje niespełnione ambicje, czego dziewczyna ma serdecznie dość. Jedyne miejsce, gdzie czuje się spokojnie i bezpiecznie to jej ogród, z którego raz widzi dziwnego chłopaka, który wprowadza się do jej sąsiadów. Okazuje się, że ten tajemniczy chłopak będzie także chodził z nią do klasy. O dziwo, chłopak jest skłonny ją bronić przed docinkami innych ludzi. A to dopiero początek jej znajomości z tym tajemniczym chłopakiem, którego przeszłość jest jedną wielką niewiadomą.

Ulubieńcy miesiąca: październik i listopad 2019

Cześć!
Pora na kolejne podsumowanie. Co mnie ostatnio zachwyciło? Co mi się szczególnie podobało i jak oceniam te miesiące?
Cóż... Były ciężkie i przez większość czasu dobrze. Mniej więcej przez pół tego miesiąca miałam mały kryzys, ale w momencie kiedy go zaakceptowałam, stwierdziłam, że ta później jesień działa na mnie tak, że nic mi się nie chce, robię się bardziej aspołeczna, nie potrzebuje tyle kontaktu z ludźmi zaczęło mi się lżej żyć. Do tego od nowa wprowadziłam sobie spisywanie rzeczy, które planuję robić danego dnia i wypełnianie tego planu, więc jest dobrze. Tym bardziej, że większość wypełniam lub jeśli nie jest to koniecznie/możliwe, zastępuję czymś podobnym, co jest koniecznie lub mam większe możliwości na zrobienie tego. Wydaje mi się, że nawet mam jakąś równowagę między nauką a przyjemnościami. Cóż... To może być też pozór, bo ten tydzień miałam luźny bez żadnych kolosów. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać w przyszłym tygodniu i kolejnych trzech, kiedy dojdzie poczucie obowiązku i ewentualny stres, bo kolokwia będą czymś realnym. W kwestii życia bardziej osobistego, bo nie samymi studiami człowiek żyje, też jest dobrze i nie mogę narzekać na nic. W ciągu tych miesięcy byłam trzy razy w kinie, chyba trzy razy na basenie, na koncercie... Zjadłam niezliczoną ilość pizzy, na co mózg zareagował w pewnym momencie "Dość! Za dużo, ogarnij się"... Dlatego kolejny weekend skończyłam w maku.  Dwa dni z rzędu. Naprawdę, nie to miałam na myśli, ale tak wyszło. :D Myślę, że mogę powiedzieć, że przez październik było spoko, a w listopadzie, gdy zaczęłam akceptować moją sytuację taką, jaka jest, to też zrobiło się spoko i łatwiej mi przychodzi życie.


1. Piosenka

Odkryłam niedawno piękną, polską piosenkę - "Miasteczko cud" Agnieszki Osieckiej. Jest po prostu cudowna. Lubię taki klimat i styl.



Chaos



Hej!
Tak się zastanawiam, jak bardzo chcę pisać ten post. Mam wątpliwości, czy na pewno chcę się tak otwierać tutaj. Czy to nie będzie za prywatne, czy nie będę za bardzo narzekać. Nikt nie lubi cudzego narzeka, nie ukrywajmy to odpycha.
Ludzi przyciąga entuzjazm, radość. Kto chce słuchać o tym, że komuś coś nie wychodzi? Nikt. Nawet jeśli ktoś odczuje satysfakcję, że jest mu lepiej, to nie zostanie dłużej by o tym czytać. Do tego jak to skomentować? Dać radę? Może nie lepiej, bo przecież nie znamy tej osoby, nie wiemy jak do tego podchodzi. Jakieś suche "przykro mi"? No nie wiem... Jest właśnie suche i często nieszczere. Do tego nie każdy lubi wyciąganie prywaty w Internecie. Na przykład. Tutaj podaję głównie rzeczy ogólne, które nie dotyczą bezpośrednio mojego prywatnego życia.  A radość, zadowolenie z życia?  Może "zadowolenie z życia" to za dużo powiedziane, ale zwykłe pozytywne nastawianie. To serio przyciąga ludzi. Dużo milej się czyta, gdy ktoś pisze o pozytywnych rzeczach, że jest mu dobrze. Ludzie chcą o tym czytać, dlatego tyle tego jest. Dlatego też często jest to aż tak przerysowane, wyidealizowane. Udaje się, że nie ma tej drugiej, smutnej, negatywnej strony z problemami. Są ludzie, którzy w to nie wierzą. Są tacy, którym jawnie się to nie podoba, ale to sprawia, że dlatego na to uwagę zwracają.  Nawet, gdy jest ktoś zazdrosny, nie podoba mu się to, to zdarzy mu się tam wejść, aby sprawdzić, czy może coś się zmieniło na gorsze. A może po prostu potrzebuje się dobić, bo nigdy mu tak dobrze nie będzie. Inny popatrzy na to i sam zacznie marzyć o tak idealnym życiu, a potem mu się zrobi przykro, bo dla niego nierealne. 

"Znajdź mnie" Andre Aciman



Cześć! 
Dzisiaj recenzja książki, której premiera była 2,5 tygodnia temu. Jest to kontynuacja losów Elio i Olivera znanych z książki"Tamte dni, tamte noce", o której już pisałam w tym miesiącu - recenzja *klik*.  Z kolei ta część jest książką dla mnie naprawdę wyjątkową, bo jest to pierwsza powieść, której całkowicie nie umiem ocenić. Nie chodzi o to, że tak dobra, że w skali od 1 do 10 jest za mało cyfr na nią. Tylko... Jest dla mnie tak samo dobra, jak i zła. Tak samo mi się podoba, jak i nie podoba. Pierwszą część łatwiej mi było ocenić, a tą? Ta jest całkowicie inna. Czy to dobrze? Zobaczymy. 

"Miłość jest łatwa, tylko nie wszyscy z nas mają w sobie odwagę, żeby kochać." - Andre Aciman "Znajdź mnie"

Tytuł: Znajdź mnie
Autor: Andre Aciman
Liczba stron: 320
Data wydania: 30 października 2019
Wydawnictwo: Poradnia K

Kontynuacja romansu Elio i Olivera, w której możemy poznać ich dorosłe, osobne życie. Bliżej poznajemy też ojca Elio, Samuela, którego małżeństwo się rozpadło. Poświęcona została jemu pierwsza część książki. Jadąc na spotkanie ze swoim synem w Rzymie, poznaje w pociągu Mirandę, młodszą od niego kobietę, z którą udaje mi się znaleźć wspólny język i poczuć coś, czego nie czuł od dawna. 
Elio, który jako dorosły mężczyzna jest szanowanym artystą. Spotyka pewnego dnia Michaela, mężczyznę dużo starszego od niego. Za to Oliver ma żonę, pracę na uniwersytecie, dwójkę dzieci, jednak czy to jest życie, jakie chce wieść?


Kolejna część, kolejne dość kontrowersyjne związki. Tym razem widzimy relacje i uczuciach w związkach, gdzie różnica wieku jest bardzo duża. I chyba to nie dla mnie... Powieści Andre Acimana odbiera się bardzo subiektywnie. Dużo zależy od poglądów i opinii na pewne tematy, co jedni akceptują, drudzy niekoniecznie. Ja przeważnie mam podejście "Niech każdy robi sobie, co chce, jeśli mnie to nie dotyczy". W tych książkach narracja jest pierwszoosobowa, więc poznajemy uczucia bohaterów, ale też mamy możliwości przeżywania tego, co oni. A ja po prostu nie widzę się w związku z taką różnicą wieku, że druga osoba mogłaby być moim rodzicem. To nie dla mnie, dlatego tematyka nie podoba mi się. Momentami mnie ta świadomość zniesmaczała i wiem, że wielu osobom również źle będzie się czytało o takim związku, więc należy to wziąć pod uwagę. Oprócz tego relacje między bohaterami (np. Samuelem i Mirandą) rozwinęły się bardzo szybko, za szybko nawet, co także może być dla wielu minusem.

TOP 5: Filmy, które zrobiły na mnie największe wrażenie



Hejo!
Chyba ten temat na wpis będzie dzisiaj najlepszy. Nie mam co zaczynać, czegoś innego, skoro mam już pół tego, a zaczęłam to wczoraj po powrocie z drugiej części "Czarownicy". Była okej. Mogłam odświeżyć sobie pierwszą część tego, bo zapamiętałam mniej niż myślałam i trochę mi to przeszkadzało. Ostatnio znowu częściej jestem w kinie. To normalne, że albo wcale nie chodzę do kina, albo co tydzień. I to jeszcze nie koniec na ten rok, bo pewnie pójdę jeszcze na dwa filmy. I zanim zacznę czytać. Jeśli dziś zacznę czytać, gdy będę w domu, bo w weekendy, gdy wracam nie umiem znaleźć na czasu. A to w domu mnie nie ma, a to sprzątam, a to coś. Oczywiście, youtube się sam nie obejrzy (jakby jeszcze było tam coś interesującego). Więc pozostając w temacie filmów, napiszę o 5, które wywarły na mnie największe wrażenie. 

I nie, żadnej części "Czarownicy" tutaj nie będzie, ale i tak polecam oba te filmy. Tutaj mam coś (dla mnie) lepszego. 

Co bym przekazała osobom uczącym się teraz do matury?



Hejo!
A na samym początku "urocze" zdjęcie mnie, uczącej się do fizyki. Tak aby pasowało do tematu wpisu.
Ostatnio na lektoracie prowadząca zadała nam pytanie, jakie rady dalibyśmy osobom, które teraz przygotowują się do matury. Ładnie sobie napisałam, a w trakcie tego myśl "Przecież to jest dobre na bloga!". Nie wiem, czy sama wpadłabym na taki temat, ale jednak jest dość ważny. Wiele osób ucząc się do matury, po prostu się przemęcza, a to nie prowadzi do niczego. Nauka jest ważna, ale relaks również. Należy znaleźć złoty środek.


1. Wysypiaj się

Sen zawsze był dla mnie ważniejszy niż nauka. Dalej jest. Wolę się wyspać i myśleć logicznie niż siedzieć nad książką ledwo przytomna, niby się ucząc, ale w rzeczywistości nie rejestrując tego, a następnego dnia znowu - ledwo żywa, nie mogąca się skupić. Gdy jestem wyspana, łatwiej będzie mi sięgnąć do tej wiedzy, która pozostała mi z lekcji, mimo że nie została ona przeze aż tak dokładnie przerobiona. Przy niewyspaniu nie dość, że nie będę wszystkiego pamiętać, to jeszcze ciężko będzie mi się skupić i trudniej odnaleźć w głowie to, co już potrafiłam. To chyba jest najbardziej podstawowa rzecz. Nie ma co się przemęczać, bo wychodzi jeszcze gorzej. 


A z tego wynika, żebyś...

"Tamte dni, tamte noce" Andre Aciman




Hejo!
Przyznam się,  że długo zwlekałam z poznaniem tej historii. Zmobilizowała mnie do tego premiera drugiej części, której egzemplarz sobie zamówiłam. Oczywiście, nie zorientowałam się, że to kontynuacja czegoś i szybko ogarnęłam sobie e-booka tej części. Jak na razie przychodzę tutaj z recenzją "Tamte dni, tamte noce", a za kilka dni, pewnie w przyszłym tygodniu pojawi się recenzja "Znajdź mnie", a przynajmniej dobrze by było, bo czeka mnie przez weekend sporo nauki - kolokwium z chemii i egzamin cząstkowy z fizyki. Trzymajcie za mnie kciuki. :D A teraz zapraszam do czytania mojej opinii o tej historii. :D

Ludzie, którzy czytają, są schowani w sobie. Ukrywają to, jacy są. Ludzie schowani w sobie nie zawsze lubią to, jacy są. - A. Aciman "Tamte dni, tamte noce"

Tytuł: Tamte dni, tamte noce
Autor: Andre Aciman
Liczba stron: 330
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 12 stycznia 2018



Treść:
Historia romansu, który narodził się w pewne wakacje we Włoszech między nastolatkiem Elio i gościem jego rodziców, Oliverem.  Nastolatek początkowo nie przepada za gościem, zresztą mało kogo lubi. A Olivera... Olivera nie da rady nie lubić. Aż w końcu i on się przełamuje i zaczyna lubić swojego gościa. I nie tylko... Dochodzi z czasem do tego fascynacja mężczyzną.

Moja opinia:
Jest to dla mnie pierwsza książka, która w całości skupia się na wątku LGBT. Cieszę się, że ją przeczytałam, mimo że mam trochę mieszane uczucia. Z pewnością nie całkiem mi się podoba fabuła, bo wolę książki, w których jest więcej akcji.

Mam wrażenie, że jest to jedna z tych książek, w której każdy skupi się na czymś innym, każdy odnajdzie inny punkt zaczepienia, dostrzeże coś innego i inne rzeczy przykują jego uwagę. Więc na co ja zwróciłam uwagę?

(Nie)znajomi a oryginał



Hej!
Początkowo istnienie filmu "(Nie)znajomi" ignorowałam. Nie miałam ochoty zapoznać się nawet z  jego opisem, bo był wszędzie, bo było go za dużo. W końcu na i czyimś zobaczyłam opis i... "Ej! Gdzieś to już widziałam!". Chwilę później wiadomość do przyjaciela "Zobacz, każdy się tym jara, a my wiemy, że "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" było pierwsze". Potem googluję sobie "(Nie)znajomych" i dowiaduję się, że to polska wersja. A dzisiaj kolejne zaskoczenie. "(Nie)znajomi" nie są jedynym remakem tego filmu, jest ich jeszcze sześć innych wersji.  I cóż... Chciałam to obejrzeć, żeby mieć porównanie. Bardzo ciekawiło mnie jak to zostanie przeniesione do polskiej rzeczywistości. Szłam na to filmem również ze strachem, że nie dorówna, że nie wyjdzie... I wiecie co? Nie dorównał, dlatego też stąd będzie ten wpis. O różnicach między tymi filmami.

Główną różnicą jest klimat i podejście do tematu. To jest kluczowe i najważniejsze, gdy ktoś będzie się decydował, który lepiej obejrzeć.  W Polsce skupiono się bardziej na komediowym klimacie, aby film był zabawny, przez co główny problem był inaczej przedstawiony i schodził na drugi plan, co nie zawsze było dobre, ponieważ były dość poważne momenty, a po sali rozchodził się śmiech. 
Za to "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" było bardziej skłaniające do myślenia, ponieważ są w nim sytuacje, które zostały pominięte w polskiej wersji lub zmienione tak, że traci to swój wydźwięk. A były to naprawdę ważne rzeczy.

W obiektywie #8 - Warszawskie Stare Miasto


Hejo!
Dziś obiecane zdjęcia z Warszawy. W tamtym tygodniu byłam na zdjęciach z koleżanką i dziś chcę Wam pokazać ich efekty. W tym, niestety, nie udało mi się znaleźć czasu. I pewnie nie uda mi się porobić zdjęć w Łazienkach Królewskich w tym tygodniu. 

Może trochę napiszę co u mnie, bo od dawna czegoś takiego nie było. 
Mam tydzień wzmożonej aktywności i energii, więc chcę robić wszystko i być wszędzie. Co prawda większość tej energii staram się wykorzystuję na naukę, a większość tej większości idzie na fizykę, z którą nie miałam styczności od gimnazjum. Jutro pierwsze kolokwium, wiec trzymajcie kciuki! Także gdy tylko skończę pisać ten wpis zajmę się kolejnymi zadaniami z tego cudownego przedmiotu albo z matmy, bo oba są dla mnie o tyle ciężkie, że nie mam zbyt dużych podstaw do nich. Przydałoby mi się wiedza z rozszerzenia z obu, ale dam sobie radę. 
Pomijając tą fizykę jest serio spoko. Trafiłam na fajnych ludzi na roku, osoby ze starszych lat też są życzliwe i pomocne (kluczowe słowo, serio). Jak zaliczę ten rok, to już będzie lepiej, bo będę się mogła bardziej skupić na chemii, czyli na tym co mnie naprawdę interesuje, ale nie na trzech przedmiotach, których materiał jest niesamowicie obszerny. Chociaż muszę powiedzieć, że już widzę, że te studia to będzie bardzo ciekawy czas w moim w życiu, chce wiedzieć więcej? To przygotuję o tym wpis, jak się więcej tego nazbiera. 

My Little Book Planner

Hejo!
Bullet Book jak wiecie mi się nie sprawdził. Dalej szukam swojego sposobu, aby się organizować. Oprócz kalendarza akademickiego od mojej uczelni, mam też My Little Book Planner od wydawnictwa Od Deski do Deski, czyli typowo książko Bullet Journal, który zamówiłam sobie z czytampierwszy.pl. Mam też ten mój zeszyt, gdzie zapisuję przeczytane książki i tak dalej, ale on za niedługo mi się skończy, więc wtedy wszystko będzie w tym BuJo.

Tytuł: My Little Book Planner
Wydawnictwo: Od Deski do Deski
Liczba stron: 360


Jest to pierwszy mój zeszyt w kropki i muszę przyznać, ze jest to bardziej wygodne niż myślałam. Kartki w kratkę potrafią być mało przejrzyste, gdy się w nich piszę i stara się to robić ładnie i kolorowo, a te czyste nie są dla mnie, bo nie potrafiłabym pisać w nich prosto i wielkość liter by się bardzo zmieniała. Te kropki wyznaczają miejsce, ułatwiają pisanie, ale jednocześnie nie tworzą nic nieczytelnego, odległość między nimi to 1 cm.

W obiektywie #7





Hejo!
Wczoraj skorzystałam z ładnej pogody i poszłam na zdjęcia. :D Dzisiaj trochę eksperymentowałam przy przerabianiu, gdzieś użyłam innej funkcji, gdzieś było mocniej niż zwykle i po prostu zrobiłam w cieplejszych kolorach, żeby było bardziej jesiennie. Jak wyszło? Hmm... W miarę okej, z większości jestem zadowolona. Z jednych bardziej, z drugich nieco mniej. Wydaje mi się, że wszystkiego trzeba spróbować, w fotografii też, bo można poznać fajne sztuczki. 
W tym tygodniu będę chciała jeszcze wyskoczyć raz na zdjęcia, gdy będę w Warszawie. Może przyjaciółkę wyciągnę. Zobaczę. Mam nadzieję, że mi się to uda. Swoją drogą, mam mega dużą ochotę na robienie zdjęć. I planuję jeszcze jedne zdjęcia w przyszłą sobotę, gdy będę w domu. Nie mam pojęcia, kiedy je dodam, bo mam jeszcze nie wykorzystane zdjęcia z tej sesji. Pewnie skończy się jakimś miksem moich zdjęć za jakiś miesiąc, może dwa.



"Żniwiarz: Pusta noc" Paulina Hendel


Hej!
Dzisiaj recenzja pierwszej części z serii "Żniwiarz" Pauliny Hendel. Przez pierwszych kilka stron kojarzyło mi się ze "Zgonem" Giny Damico, bo tam też występują żniwiarze. Jednak to jest czymś całkowicie innym. W "Pustej nocy" ich zadaniem jest chronienie ludzi przed słowiańskimi demonami, a w tym drugim zajmują się transportem dusz, które umarły. Jedyne co ich łączy to nazwa, stąd to skojarzenie. Jeśli mam dalej porównywać to polska książka wydaje mi się nieco bardziej dojrzała, jeśli chodzi o fabułę. "Zgon" to była bardziej typowa młodzieżówka, gdy czytałam to trzy lata temu byłam zachwycona i dalej bardzo dobrze to wspominam.

Tytuł: Pusta noc
Autor: Paulina Hendel
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 432
Data wydania: 10 maja 2017
Liczba stron: 8/10


Treść:
Żniwiarze to ludzie ze specyficznymi zdolnościami, których dusza nie umiera i zostaje na ziemi, szukając nowego wcielenia. Ich zadaniem jest odsyłanie upiorów, które z pozorów występują tylko w słowiańskich wierzeniach, aby nie nawiedzali już ziemi,. Jednych z nich jest Feliks. Mężczyźnie pomaga w tym Magda, normalna dwudziestoletnia dziewczyna, z którą jest spokrewniony.
Jednak ten zawód staje się coraz bardziej niebezpieczny, ponieważ ktoś znalazł sposób na zabicie żniwiarzy...


Ulubieńcy miesiąca: sierpień i wrzesień

Hej!
Pierwszy tydzień studiów już za mną. Jestem dość dobrej myśli, a przynajmniej będę to sobie wmawiać, żeby nie było tak źle. Nie no... Żartuję. Spiąć tyłek i się uczyć, i nie narzekać przede wszystkim i to ogarnę. Wiem, że będę musiała trochę czasu poświęcić fizyce i matmie, ale muszę dać sobie radę. Sam wydział oceniam fajnie, prowadzący, których do tej pory spotkałam też są raczej dobrzy i wydają się ludzcy. Mam mieszane uczucia do prowadzącego prosemy z fizyki, bo traktuje wiele rzeczy jako oczywistość i potrafi się rozgadać nie na temat, co mnie irytuje, bo chcę się dowiedzieć o temacie z wykładów więcej, a nie słuchać o czymś innym.

Jak oceniam te dwa miesiące? Bardzo dobrze. Dużo się działo, szczególnie w moim prywatnym życiu. Pomimo chwilowego braku chęci, zagubienia w tym, co robię i stresu związanego z wyjazdem na studia, udało mi się ogarnąć i zrobić coś, żeby te dwa miesiące były ciekawe i pracowite. Mimo że cele nie poszły mi tak, jakbym chciała, to jednak sporo zrobiłam przez ten czas i poznałam wiele nowych rzeczy. (Osób też). Przeczytałam sporo książek, obejrzałam (jak na mnie) naprawdę dużo filmów oraz pisałam regularnie. Regularność weszła mi na tyle, że nie wyobrażam sobie teraz inaczej.

Cele: podsumowanie #4


Hej!
Wrzesień dochodzi końca, więc przyszedł czas na podsumowanie tych dwóch miesięcy, jeśli chodzi o cele. Ogólne podsumowanie, czyli ulubieńcy będą w kolejnym poście. :D
W poprzednim poście na temat - sprawdzającym mój postęp - pisałam, że jakoś nie tak całkiem się przykładałam. Po prostu podeszłam na totalnym luzie, bo postawiłam sobie poprzeczkę wyżej niż zwykle, były inne cele, miały inny charakter. Było część z nich była dla mnie po prostu wyzwaniem, które chciałam chociaż w części zaliczyć niż typowym celem, który musiał być zaliczony. Był też moment, że miałam mniejszą ochotę na aktywność w Internecie, do tego stres związany z przeprowadzką na studia, kilkunastodniowy brak laptopa i możliwości obrabiania zdjęć i jakoś tak wyszło, że było mnie mniej na obu Instagramach.

Z celami na kolejne dwa miesiące się wstrzymuję. Najpierw będę chciała zobaczyć, jak będzie wyglądać mój czas na studiach, a później zaplanuję to sobie tak, żeby moje cele były dopasowane do możliwości i rzeczywistości. Na ten rok akademicki czuję się zmotywowana i pełna energii. Ogólnie na cały ten czas studiów. Ciekawi mnie to, czy mi to przejdzie. Fajnie by było, jakby nie minął i bym się bardziej ogarnęła z tym. Odkąd skończyłam liceum jestem mniej leniwa, więc może nie będzie tak źle. Mam nadzieję, że ilość mnie nie dobije.

Muzyka z dawnych lat

Hejo!
Od czasu do czasu nachodzi mnie ochota na słuchanie starszych piosenek. Bardzo starych  można nawet powiedzieć, tych z czasów młodości moich babć. Ostatnio aż tak często ich nie słuchałam, ale jakoś wczoraj tak wyszło. Błądziłam gdzieś po youtubie i w końcu padło na "Czy te oczy mogą kłamać" Jana Pietrzaka, którego nigdy wcześniej nie doceniałam. A teraz wow! To świetna piosenka,
Uwielbiam te piosenki z tamtych lat za klimat, za tekst i pewnego rodzaju lekkość. Do tego bardzo często są po prostu ponadczasowe i wbrew pozorom znane wielu osobom. Sama się kilka razy złapałam na tym, że widzę jakiś fajny tytuł, brzmi ciekawie, więc włączam. I co? Kurcze, przecież ja to znam!
To będzie mała topka, ale nie chcę dawać tego tytułu. Jakoś nie pasuje mi dziś do tego. 




Zagubieni w świecie



Hejo!
Dzisiaj moje przemyślenia. Mogę nawet powiedzieć, że jedne z ważniejszych w moim życiu. Pewne obserwacje świata i wnioski z nich płynące, a przede wszystkim potrzeba serca. Albo bardziej umysłu. Myśl, która mi wpadła do głowy późnym popołudniem, trochę obgadana na żywo, a potem wieczorem się rozrosła. Znowu została obgadana. Tym razem z trzema osobami, bo musiałam poznać zdanie innych. Dlatego też piszę tutaj, aby poznać Wasze zdanie, ale też pozostawić po sobie pewien ślad. Może to początek tego przełomu, o którym pisałam tydzień temu. A przynajmniej coś, co uświadomiło mi pewne rzeczy. Ciężko mi nawet nadać tytuł tego i znaleźć początek, od którego powinnam zacząć. To nie jest po to, żeby się żalić czy coś.

Zaczęło się od słuchania piosenki, któregoś z tych młodych raperów. Młodszych ode mnie o kilka lat. Po chwili uświadomiłam sobie, że jest coraz więcej sławnych nastolatków. Pozostało pytanie pytanie, dlaczego? Proste, są świadomi swoich możliwości i potrafią je wykorzystać. Tak samo na bookstagramie jest dużo osób, które skończyły podstawówkę, są w jej ostatniej klasie, szybciej zdobywają obserwatorów czy osiągają pewne sukcesy w tym, co robią.

Pretty Little Liars - moje odczucia

Hejka!
Wreszcie mogę korzystać z mojego laptopa. Nie zdajecie sobie sprawy jaka to ulga. Aż chce się pisać! Zanim przejdę do tematu postu chciałabym Was zaprosić na mojego Wattpada - mysliwylatujace. Na razie jest tam jedna stara miniaturka, ale z czasem powinno tego przybywać. I nie tylko miniaturki potterowskie. Może jeszcze dwie wpadną. Zależy od chęci i pomysłów, ale chcę się skupić na czymś innym. 
Dzisiaj będzie mini-recenzja. Bardziej krótka opinia i porównanie książki do serialu, bo nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam czy że nie podobało mi się, ale mam bardzo mieszane uczucie względem tego. Zajmuje mi to myśli i chyba to będę takie luźne myśli.

Serial zaczęłam oglądać, będąc w gimnazjum, ale obejrzałam kilkanaście odcinków, a potem przestałam. Nie lubię oglądać seriali, ale ten bardzo mnie zainteresowała, cała historia wydawała mi się niezwykle ciekawa i w końcu zdecydowałam się sięgnąć po książki. Na razie za mną jest tylko pierwsza część i na niej się tutaj skupię.

Regularność czy pisanie na siłę?



Hej!
Czuję się nieco rozregulowana. Naprawdę. Wpisy są, ale drugi tydzień z rzędu z małym poślizgiem. Nie podoba mi się to. Jak zawsze. Robię znowu tysiąc rzeczy na raz i do tego dwa tygodnie bez laptopa zrobiły swoje. Dużo mniej mnie jest na Instragramie. Znaczy jest tam, ale jakoś z robieniem zdjęć nie jest mi tak po drodze jak wcześniej. Nie mam pojęcia, dlaczego. Chyba teraz życie osobiste wygrywa, trochę sporo rzeczy mam nim do ogarnięcia. Co chwila coś ze studiami - udało mi się plan ułożyć tak, jak chciałam! Więc jest mały sukces. Albo pół sukcesu. Jeszcze OGUN, lektoraty i wf. Będę musiała się mocno ogarnąć i pilnować, jeśli chodzi o naukę, ale myślę, że dam sobie radę z tym wszystkim.

Regularność w pisaniu była dla mnie kiedyś czarną magią. Regularność w czymkolwiek. Wychodziłam z założenia, że nie ma co się zmuszać i pisać na siłę. Ale jeśli pomysły są, to czy zmuszeniem się jest zrezygnowanie z kolejnego filmu na youtubie, odcinka serialu dla czegoś, co sprawia przyjemność? Chyba nie. Przynajmniej nie dla mnie. Wolę mieć dni wypełnione, nie mieć czasu na bezsensowne leżenie, bo napisałabym coś, ale mi się nie chce. Najprościej powiedzieć "niech ci się zachce", ale kto nas zmusi? Jeśli nie my sami, to nikt inny też tego nie zrobi. Czasem po prostu trzeba najpierw usiąść, pomyśleć, co jest ważniejsze, co chcę osiągnąć i jak to zrobić.

Będzie przełom?



Cześć!
To już ostatni wpis z cudzego laptopa. Na całe szczęście. Strasznie mnie to męczyło, bo gryzło się z moimi celami. I miało wpływ na to, że nieco się rozregulowałam. Ten wpis piszę przed dwudziestą drugą. Oczy mnie lekko bolą. Przecież przed chwilą skończyłam czytać książkę. Wcześniej nie miałam dostępu do komputera. Muszę przetrzymać, no nie? Gryzie się ten brak laptopa z moimi pomysłami. Najchętniej bym je wszystkie miała w jednym miejscu, czytelnie, żebym mogła do nich wrócić, ale nie. Część na laptopie, który jest kilkanaście kilometrów dalej, a druga część w telefonie. Tylko że się nie pokrywają. Dotyczą tego samego, ale są inne. Dlatego potrzebne mi jest jedno miejsce na nie. Mój laptop. Powracam do tego cały czas, zaczynam powoli to realizować. Mam nadzieję, że zobaczycie pierwsze efekty za jakiś czas. Miesiąc, może dwa. Jeszcze muszę więcej nad tym pomyśleć, zaplanować i może coś z tego wyjdzie. 

"Rana" Wojciech Chmielarz


Hej!
Dzisiaj przychodzę z książką, którą fuksem udało mi się zdobyć. Weszłam odpowiednim momencie na stronę i potem już jej nie było. Początkowo nie byłam przekonana, czy to pozycja dla mnie, mimo że opis mnie interesował i trochę zwlekałam z zamówieniem jej. Mogę powiedzieć, że to był dobry wybór. Jest naprawdę super pozycja, jedna z tych, gdzie chce się powiedzieć, że każdy powinien to przeczytać. Co prawda zdaję sobie sprawę z tego, że mogą być lepsze kryminały niż ten, ale jego klimat zdecydowanie mnie pochłonął.

Tytuł: Rana
Autor: Wojciech Chmielarz
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 14 sierpnia 2019
Liczba stron: 413
Ocena: 9/10


Treść:
Klementyna zostaje nauczycielką w prywatnej szkole. Mniej więcej w tym samym czasie popełnia samobójstwo jedna z uczennic, Maria, a krótko po tym zostaje zamordowana Ela, przyjaciółka z pracy Klementyny i jedyna osoba, która uważa śmierć Marysi za nieprzypadkową. Ciało widziały tylko dwie osoby Klementyna oraz Gniewomir - uczeń z problemami i fascynacją seryjnymi mordercami. Następnego dnia ono, a okoliczności zmuszają tę dwójkę do poprowadzenia własnego śledztwa, którego rezultaty są niezwykle dla nich niebezpieczne, a zaszkodzić mogą nie tylko im. 


Moja opinia:
Zastanawiam się, czy kiedykolwiek czytałam tego typu książkę. Chyba nie. Do tej pory miałam styczność z kryminałami Agathy Christie oraz młodzieżowym "Truly Devious" Maureen Johnson. Gdzieś po drodze była jeszcze "Dziewczyna z pociągu", a ta powieść jest czymś zupełnie innym i bardzo mi się podoba. 

Cele - podsumowanie #3



Hejo!
Powoli zaczęłam ogarniać te moje pomysły. Książki dwie z pięciu też już za mną, czyli jakieś efekty widzę, a to najbardziej mnie motywuje. Oczywiście nie może być tak pięknie - siadła mi ładowarka w laptopie, więc jestem teraz na łasce innych, ale mniejsza oto. To tylko mała niedogodność, którą idzie łatwo obejść. Na całe szczęście, mimo że korzystanie z cudzego laptopa nie jest czymś wygodnym i tak łatwo dostępnym, udaje mi się tutaj napisać. Z tego powodu jest też dzisiaj zamiast wczoraj i tak późno.
To podsumowanie jest też kolejnym krokiem w ogarnianiu się. Coraz lepiej mi to idzie, wzięłam się za siebie i chyba robi się dobrze. Stos czytanych książek nie przeraża (aż tak), ale dalej nie przeszkadza w sięgnięciu po nową. Nieważne, nie do końca to moje "widzimisie", po prostu wolę przeczytać w pierwszej kolejności książkę do recenzji.
W tym miesiącu podchodziłam totalnie na luzie do wypełnienia tego. Nie przejmowałam się tym, nawet nie wiem, czy mogę powiedzieć, że miałam czas na martwienie się tym, że za mało czytałam, że coś tam. To dopiero połowa, zobaczę jak będzie dalej. Nie mam żadnego parcia na to, żeby wypełnić te liczby, nie sprawdzam ich. Zrobiłam to dopiero, szykując się do napisania tego posta.


Porządki w pomysłach


 Hej!
Sierpień zbliża się ku końcowy, a ja sobie powoli uświadamiam, że ten miesiąc znowu wywrócił moje życie. W pozytywnym sensie. Bardzo pozytywnym. Już nie będę pisać o zmianach u mnie, bo ostatnio o tym było. Mam głowę pełną innych pomysłów. Naprawdę. Tylko nie mam pojęcia, co powinnam najpierw zrealizować. Nie, to nie będzie konkretny post. Chciałam poruszyć jakiś ciekawy temat, ale chyba bardziej zależy mi dziś na luźnych przemyśleniach. Nie chcę w kółko pisać o tym samym. Z pewnością temat organizowania się, radzenia sobie z tym czy regularności poruszę jeszcze kiedyś, ale nie dzisiaj.

Tak samo nie dzisiaj to nie czas na jakąś topkę, na pisanie o moich ulubionych starych piosenek, których ostatnio nie mam ochoty słuchać. To nie jest dzień na pisanie o książkach. Dzisiaj mam taki dzień, że najchętniej puściłabym sobie film, wzięła zeszyt i spisała swoje wszystkie pomysły, zrobiła zarysy postów.  Potrzebuję porządku w tym.

Alfabet Book TAG


Hej!
Dzisiaj przychodzę takim fajny TAGiem, który znalazłam na blogu AniaBloguje. Bardzo mi się spodobała jego forma, jak i pytania.
Mam też ochotę dziś pisać o czymś lżejszym, ale mam też dużo pomysłów na poważniejsze posty. Muszę tylko się dobrze nad nimi zastanowić i poświęcić na nie więcej czasu, bo ostatnio żyję nieco intensywniej. I dwa ostatnie dni miałam lekkiego lenia i jakiś tymczasowy spadek chęci, ale już mogę powiedzieć, że to minęło i działam dalej.

A: Autor, którego czytałam najwięcej
Wygląda na to, że Cassandra Clare. Przeczytałam  13 jej książek, a 14 czeka aż to zrobię.


B: Bardzo dobra druga część
Ostatnio ponownie doceniłam "Harry Potter i Komnata Tajemnic". Czytało mi się tak dobrze jak zawsze, ale sama historia chyba bardziej mi się podobała niż pierwsza część.

Od gąsienicy do motyla



Hej!
Na ten temat chciałam napisać od kilku dni. Wiecie, tak z potrzeby serce. Znacie pewnie wiele takich postów, czasem się i u mnie zdarzają. Są takie tematy, które wpadają nagle i nawet po kilku tygodnia można je w spokoju realizować, bo są aktualne. Brakowało tylko tytułu. Znowu zmiany? Nieee, to nie pasuje, to już było. Ten wpis to co innego. Jest o moim przepoczwarzeniu się,
Dzisiaj nieco bardziej osobiście, bo chcę Wam napisać ile się zmieniło u mnie przez liceum. W sumie to nie tylko kwestia tej szkoły i zmiany otoczenia. Szkoła tu niewiele zmieniła. Naprawdę, jestem w takim miejscu w moim życiu, który nigdy nie spodziewałam się, że będę. Po prostu przez te trzy lata odwróciło się o 180 stopni. Robiłam rzeczy, których nigdy się spodziewałam. Moje życie wygląda naprawdę inaczej. I wiecie co? Jestem szczęśliwa, cieszę się, że wydarzyło się tyle rzeczy, takie rzeczy, że wyciągnęłam z nich wnioski i powoli zaczęłam się zmieniać. Niedawno pisałam ze znajomą i napisałam, że niewiele pamiętam z pierwszej klasy liceum, jakbym była w kokonie. (Pozdrawiam Cię, Sylwia!)

Pieniny (again!)


Hej!
Minął tydzień od mojego po powrotu z Pienin, więc wrzucam tutaj parę zdjęć. Postanowiłam, że zrobię podzielę to na dwa wpisy, żeby Was nie zanudzić. Sama nie lubię, kiedy we wpisie jest za dużo zdjęć lub składa się się tylko z nich. Fajnie na nie popatrzeć, ale mi wystarcza kilka. Dzisiaj skupię się na zdjęciach z wyjść w gór, będzie trochę widoczków i po prostu natura, a zdjęcia z zamków w Czorsztynie i Niedzicy oraz te, na których ja jestem dodam za jakiś tydzień, może półtora. Dzisiaj jest po prostu mix zdjęć z Pienin i krótki opis, co tam robiłam i gdzie byłam.



"Znikający stopień" Maureen Johnson



"Tutaj spokojnie można chodzić nago, wrzeszczeć, a nawet uganiać się po dachach, lecz zakłócanie spokoju w miejscu pełnym książek wzbudziło w uczniach spory niesmak." - Znikający stopień M. Johnson 

Hejo!
Zdaję sobie sprawę, że ten wpis powinien pojawić się wczoraj, ale wypadł mi wyjazd do Warszawy i pół dnia byłam poza domem. Ogólnie to po powrocie z Pienin i staram się nadrabiać zaległości we wszystkim tak w sumie. Nie żebym na razie miała na to tyle czasu, ile bym chciała. Ten post zaczęłam pisać świeżo po skończeniu książki, bo nawet sama z siebie nie mogłabym dłużej czekać, żeby o tym napisałam. A uwierzcie... W poniedziałek czytałam tyle, ile mogłam. W wtorek dokończyłam i żałuję,  że nie mogłam tego przeczytać na raz. Chociaż nie wiem, czy tyle rewelacji co chwilę to dobry pomysł. I wiecie co? Ta część jest lepsza, a "Nieodgadnionemu" dałam na lubimyczytać 9/10.  Więc uwaga! Książka, moim zdaniem 10 na 10! Dlaczego? Czytajcie dalej, to dowiecie się, co tak mnie zachwyciło w kolejnej części przygód uczniów z Akademii Ellinghama.

Tytuł: Znikający stopień
Autor: Maureen Johnson
Cykl: Truly Devious
Data wydania: 15 maja 2019 r.
Wydawnictwo: Poradnia K
Liczba stron: 400
Moja ocena: 10/10

Treść:
Stevie od lat marzy o rozwiązaniu jednej z największych zagadek z przeszłości - porwania córki i żony Alberta Ellinghama, mężczyzny, który założył szkołę wśród gór Vermontu pod własnym nazwiskiem dla wybitnie zdolnych uczniów,  łącząc jednocześnie naukę i zabawę. Dziewczyna dostaje się do jej szkoły, lecz po tragicznych wydarzeniach zostaje z niej odebrana przez rodziców. W tej sprawie interweniuje Edward King, znienawidzony polityk, szef jej rodziców i... ojciec przyjaciela ze szkoły. Polityk namawia rodziców dziewczyny, aby puścili ją z powrotem do szkoły, ale ma w tym ukryty cel. Prosi, aby dziewczyna miała oko na jego syna. Dziewczyna czuje, że nie ma wyjścia i się zgadza. Daje jej to możliwość dalszego prowadzenia dochodzenia i poszukiwań Nieodgadnionego, który jakimś dziwnym cudem wpływa na obecne czasy.


Wakacyjny TAG



Hejo!
W momencie, w którym to czytacie wracam pewnie z gór.  Dzisiaj będzie TAG utworzony przez @nastepcyksiazek i @_zmienna_humanistka. Ogólnie to on krąży na Instagramie, ale mi jest wygodniej zrobić go w tej formie. I teraz tak go pisząc, uznałam, że ciekawie będzie, jeśli spróbuję dodawać tutaj książki, które przeczytałam przez te wakacje. Dobra, dla mnie ciekawiej, w momencie kiedy to piszę. To będzie wyzwanie, ale mam to szczęście, że to są te najdłuższe wakacje, więc trochę ich już było. Wybrałam też książki, których jeszcze nie czytałam, ale przyszły do mnie w tamtym tygodniu i wiem, że na pewno je przeczytam. 
Powiem szczerze, że jest mi nieco ciężko pisać wstęp tydzień wcześniej. Wiecie jak ja głupieję, gdy muszę wstawić jakiś okolicznik czasu? :D Albo w jakim czasie pisać? Oczywiście, od przyszłego tygodnia będę już pisać na bieżąco. No więc zapraszam do czytania! :D


1. Upał - gorąca nowość, którą już kochasz.
"Królowa Mroku i Powietrza" Cassandry Clare. Wydana została na początku lipca, więc ma ponad miesiąc, czyli jest dość nowa. Jeszcze jej nie czytałam, ale na pewno ją pokocham. Nie mogę się doczekać tego, co się rozwinie. :D

Trochę o czytampierwszy.pl

Mam nadzieję, że gdy Wy czytacie ten post, ja chodzę sobie po górach. A jeśli nie chodzę, to po prostu jestem w Pieninach. A co to oznacza? Dużo zdjęć! Tak, tak, Pieniny były wrześniu, ale 
Jak zauważyliście korzystam ze strony czytampierwszy.pl. Zarejestrowałam się tam na początku kwietnia, a teraz po tych kilku miesiącach i paru zamówieniach, chciałabym napisać o tym portalu.
Mam już pewne rozeznanie, więc poczytajcie. Może akurat kogoś to zachęci i odpowiedzi ten portal.

Po co to w ogóle?

Czytampierwszy.pl to portal dla recenzentów, gdzie można zamawiać książki do recenzji za zdobyte punkty (nazywane ISBN-ami). Nie musisz wydawać pieniędzy.  Nie trzeba pisać do wydawnictw o interesujące Cię tytuły, szczególnie jeśli nie jeszcze nie masz zbyt wielkiej liczby obserwatorów. Można wybrać książki w wersji elektronicznej lub papierowej, w zależności jaka jest dostępna. Po napisaniu recenzji wklejasz link do niej lub screenshota z komentarzem, zdjęciem ze story.

To jak się te punkty zdobywa?

Ulubieńcy miesiąca: czerwiec & lipiec 2019


Cześć!
Teraz nadszedł czas na podsumowanie kolejnych dwóch miesięcy. Nieco dokładniejsze niż w poprzednim poście. Mam nadzieję, że Was nie zanudzę tym.
Jak mi minęły? Bardzo szybko, dużo się działo i było po prostu było fajnie. Szczególnie w lipcu wbiłam się w pisanie i ogólnie byłam bardziej twórcza i aktywna życiowo. Mało czasu spędziłam na "robieniu niczego", filmiki na youtubie też poszły nieco w odstawkę. Byłam aktywna na instagramie, wreszcie nadałam temu jakiś konkretny kształt. Zauważyłam też parę zmian w sobie i mam nadzieję, że nie są chwilowe. O tym chyba napiszę jakiś dłuższy, może nawet nie poważniejszy post, ale napiszę o tym, bo dla mnie to ważne. Szczególnie, że w dużej mierze tyczy się to mojej działalności w Internecie i mojego podejścia do niej.
 W czerwcu częściej wychodziłam ze znajomymi i dużo się działo. W lipcu nieco mniej, ale bardzo dużo czasu spędziłam z rodziną.  No i na koniec miesiąca skończyłam z czarną głową. Granatową w odpowiednim świetle. Dużo dobrych rzeczy było przez ten czas.

1. Piosenka



Myślę, że "Shallow" Lady Gagi i Bradleya Coopera. Po prostu ta piosenka przez większość czasu siedziała mi głowie. Jest przyjemna i piękna.

Podsumowanie #2 i nowe cele



Hej!
Uznałam, że nie będę się rozbijać na dwa posty z podsumowania tych dwóch miesięcy gładko przejdę do celów na kolejne. Ogólnie podsumowując to jestem z siebie całkiem zadowolona. Większość rzeczy szła mi nawet nieźle, ale zaraz do tego przejdę. Teraz chcę sobie podnieść poprzeczkę nieco wyżej, żeby wymagało to ode mnie więcej wysiłku. Także teraz zobaczcie jak mi poszło! :D

1. KSIĄŻKI

Pierwszy cel zaliczony. Drugie wyzwanie nie do końca. Tym razem nie będę iść na ilość przeczytanych książek, tylko chcę dokończyć kilka zaczętych, a porzuconych: "Szklany miecz", "Pani Jeziora" i "To". Do tego przeczytać coś ze "stosu hańby" - "Hobbit, tam i z powrotem" na pewno. Może coś jeszcze. Mój stos liczy sobie w tej chwili piętnaście książek. 

STAN: 1. Przeczytane 16/16
            2. Dni z czytaniem 51/61

Pozytywne efekty


Hejo!
Ostatnio u mnie dużo się dzieje i jednocześnie się nie dzieje. Robię wszystko i nie robię nic. Przychodzę do Was z pozytywną energią albo czymś. Po prostu lepszy humor mnie ogarnął, gdy zaczęłam tutaj pisać i usunęłam ten pierwszy, bardziej nostalgiczny wpis. Myślałam, że ten dzień będzie ciężki, że nic fajnego dziś nie napiszę, że nie będę mogła się skupić. Poranną herbatę wypiłam zdecydowanie za późno i ogólnie ciężko mi było się zebrać, żeby się ogarnąć. Potem szybko udało mi się posprzątać, że więc mogę powiedzieć, że nie jest źle. Gdy się wezmę w garść to coś idzie.

Ten tydzień jest naprawdę dobry. Poprzedni zresztą też. Jakaś nowa energia we mnie wstąpiła. Co prawda największą ochotę mam porobić zdjęcia, ale jest nieco za gorąco w tej chwili.
Cieszę się, że widzę efekty tego co robię. W tym tygodniu byłam złożyć papiery na studia. Niby początkowo chciałam iść na zupełnie inną uczelnię, ale nie żałuję, że wybrałam ten sam kierunek na Uniwersytecie Warszawskim. To był naprawdę dobry. Trochę bałam się składania tych dokumentów, ale niepotrzebnie. Na moim wydziale jest bardzo miła atmosfera. Bardzo sympatyczny pan ochroniarz, który zagadał i zachęcił do porozmawiania z dziewczyną z samorządu studenckiego.  Naprawdę myślę, że to dobry wybór.

"Kastor" Agnieszka Lingas-Łoniewska



Hej!
Na samym początku zapraszam na wywiad ze mną na blogu KEIRABOOKS.
Dziś przychodzę z kolejną książką zamówioną na czytampierwszy.pl. Na początku nie zwróciłam na nią uwagi, bo jakoś okładka mnie nie zachęciła, opis też tak średnio, ale natknęłam się na parę recenzji w sieci i się zainteresowałam. Co nie zmienia faktu, że podchodziłam to tej książki z pewną rezerwą, obawą. Na szczęście jestem pozytywnie zaskoczona. No dobra... Nie miałam wielkich wymagań, ale wywarła na mnie na prawdę duże wrażenie.


Tytuł: Kastor
Autor: Agnieszka Lingas - Łoniewska
Cykl: Bezlitosna siła
Data wydania: 5 czerwca 2019
Wydawnictwo: Burda Książki
Liczba stron: 300
Moja ocena: 7/10

Treść:
Konstanty Lombardzki jest prezesem bardzo dobrze prosperującej firmy. Wyzbyty uczuć i empatii prezes prowadzi podwójne życie. Co jakiś daje ujście swojej mrocznej, pełnej nienawiści stronie w nielegalnych walkach MMA w podziemiu klubu przyjaciela. Zyski z tego przeznacza na fundację FemiHelp. W jego firmie zatrudnia się Anita Sokołowska, którą chłopak kojarzy jako hostessę z podziemia. Dziewczyna pracuje w dwóch miejscach, gdyż musi spłacać nie swój dług. Te dwie skrzywdzone dusze zakochują się w sobie i razem walczą ze swoimi demonami. Czy to może się udać?


Jestem narcystyczna?!



Hejo!
Trochę więcej luźnych przemyśleń, bo w sumie czemu nie. Tak jak w tytule. Jestem narcystyczna? Trochę tak. Zwykle jest w żartach w stylu "zawsze będę piękna i młoda". Po prostu to są żarty, ale wiem, że nie każdy to załapie. Nie będę ukrywać, że mam wysoką samoocenę i mocne poczucie własnej wartości, ale wydaje mi się, że jest odpowiednia w stosunku do mojego wyglądu. W kwestii charakteru chyba też, znam swoje mocne strony, ale umiem podkreślić, że mam wady i nie z każdym typem człowieka mogę żyć dobrze. Chociaż będę się starać być kulturalna i miła w rozmowie, to nie znaczy się z kimś dogadam. Wracając do samooceny i poczucia własnej wartości, to mogę powiedzieć, że wypracowałam się sobie to i boję się mówić, że coś mi się udało i sama się sobie podobam.

"Nieodgadniony" Maureen Johnson



Hejo!
Dziś przychodzę z na wpół spontaniczną recenzją. Nie planowałam pisać o tej książce, ale gdzieś w połowie poczułam, jakby krzyknęła do mnie "NAPISZ O MNIE!". I co mogłam na to poradzić? Wzięłam mój zeszyt i zaczęłam pisać punkty, a później moje wrażenia. I tak. Przeczytałam "Nieodgadnionego"  w niedzielę, recenzję piszę w poniedziałek, a dodaję we wtorek. Szybka akcja. Powiedzmy.
Do tej pory czytałam kilka opowiadań Maureen Johnson w różnych zbiorach - "W śnieżną noc", "Opowieści z Akademii Nocnych Łowców" oraz "Kroniki Bane'a". Jest to pierwsza powieść jej autorstwa, z którą mam styczność i szczerze mówiąc jestem zachwycona! Czytajcie dalej, żebyście wiedzieli co mnie tak zachwyciło.


Tytuł: Nieodgadniony
Autor: Maureen Johnson
Wydawnictwo: Poradnia K
Liczba stron: 447
Data wydania: 23 maja 2018
Moja ocena: 9/10


Treść:
Stevie Bell zgłosiła się do Akademii Ellinghama, prywatnej szkoły, gdzie zgodnie z zamysłem założyciela Alberta Ellinghama uczęszczają wybitnie uzdolnione dzieci i mogą pobierać naukę za darmo. Nie myślała, że może jej się to udać, a jednak dostała się i ma możliwość rozwiązania tajemnicy tego miejsca, która ją przyciągnęła. Co może być lepszym miejscem dla takie pasjonata kryminalnych spraw jak Stevie niż szkoła, gdzie 1936 roku zamordowano uczennicę i porwano żonę i córkę właściciela, a sprawca nigdy nie został tak naprawdę poznany? Jedynym tropem w tej sprawie jest wierszowany list-zagadka, którego oryginał zaginął w trakcie śledztwa. Dla Stevie to nie problem, ma jego kopię oraz inne akta sprawy. Jednak nie może całkiem oddać się rozwiązywaniu tej starej sprawy, gdyż musi odnaleźć się w nowej szkole oraz dochodzi do niespodziewanej śmierci jednego z uczniów, co wzbudza wątpliwości dziewczyny.

TOP 7: Książki, które złamały mi serce



Hejo!
To trzeci post, który zaczynałam, aby go dzisiaj dodać. Do pierwszego potrzebuję więcej czasu na przemyślenie tematu i zaplanowanie, bo zaczynało mi wychodzić masło maślanie i w kółko pisałabym to samo, a chciałabym, żeby to miało ręce i nogi. Kolejny jest planem awaryjnym, gdy już całkiem nie będę miała pojęcia o czym pisać, ale wolałabym go dodać na Walentynki w przyszłym. Tak, tak... Odległe plany, ale serio bardzo pasuje, żeby to wtedy dodać. Innej topki nawet nie zaczynałam, bo przed jej napisaniem muszę przeczytać na pewno jeszcze jedną książkę, bo być może wpasuje się w ten temat. I w końcu wpadłam na to! Książki, z których zakończeniem się nie zgadzam i złamało mi moje serce.
W sumie dość aktualnie, bo po skończeniu "Diabelskich maszyn" znowu się popłakałam i nawet nie umiałam wygrać z tym uczuciem. Nie wiem, jak to jest, że jedna historia, a po raz kolejny mnie doprowadza do takiego stanu. Później pomyślałam o innych książkach, z których końcem nie mogę się pogodzić i dlatego powstał ten post. Nie jestem fanką happy endów, ale te trzy z tych książek powinny się zakończyć inaczej.

W obiektywie #6


Hejo!
Co zrobiłam, gdy była ładna pogoda i nie umierałam przez upały? Oczywiście, że wzięłam aparat i poszłam na spacer. Przy okazji mój się ze mną przeszedł. Wyszedł dość długi spacer, bo zrobiłam z nim siedem kilometrów, ale jacy byliśmy zadowoleni! Szczególnie jestem zadowolona ze zdjęć. Podoba mi się efekt, który wyszedł. :D Były fajne nawet przed obróbką, a z części obróbka wydobyła coś, czego w ogóle się nie spodziewałam.
Ogólnie te zdjęcia mają już jakieś półtora tygodnia, ale cały tamten tydzień byłam niesamowicie zalatana. Cały czas się coś działo, ale było bardzo fajnie! :D Bardzo miło spędziłam ten czas ze znajomymi i z rodziną. Dzisiaj czuję, że mam bardziej twórczy nastrój, więc może zacznę już pisać następny post albo coś innego.


Cele - podsumowanie #1


Hejo!
Dzisiaj przychodzę z aktualizacją moich celów. Czyli po prostu pokażę Wam, jak mi idzie ich wypełnianie. Początkowo robiłam to w formie podsumowania czerwca, ale w sumie lepiej będzie po prostu podawać stan na dzień dzisiejszy.
Swoją drogą dopiero trzeci dzień lipca, a ja jest totalnie zarobiona i nie mam nawet pojęcia czym takim. Tu coś zrobię, tam coś zrobię i jakieś efekty widać, ale żeby siąść do komputera i napisać coś na bloga to już czasu nie starcza albo jakoś nie mam siły. Mam nadzieję, że już dalej nie będzie tak źle, a przynajmniej uda mi się to wszystko ogarnąć i pogodzić. Serio, nie spodziewałam się, że mogę mieć tak zalatane dni, nawet nie wychodząc z domu.

Tak przy okazji wspomnę o maturach, bo dwie godziny temu sprawdziłam wyniki i jestem zadowolona. 92% z matematyki i 65% z chemii mnie ucieszyło tak bardzo, że nie przejmuję tym, że nie przejmuję się tymi innymi, bo na tych mi najbardziej zależało. Reszta zdana, ale tymi dwoma czuję potrzebę, żeby się pochwalić. :D

O własnym zdaniu i rzeczach powiązanych



Dzisiaj nieco poważniej, ale jednocześnie chyba bardziej emocjonalnie, bo właśnie siedzę i jestem pod wpływem silnych emocji. Nie umiem dobrze określić jakich, bo jest to niezła mieszanka. Wkurzenie? Zawsze mnie wkurza, gdy ktoś nie myśli. Przerażanie? To strasznie, jak można być zaślepionym swoim idolem i uważać jego zdanie za "świętość". Pogarda? Nie, to zbyt negatywne i przesadzone. Bardziej niesmak, że ludzie nie wykorzystują możliwości, jakie teraz są dostępne albo jakie mają do tego podejście. Chodzi o zdobywanie wiedzy. Nie chcę, żeby wyszedł z tego jakiś negatywny post, pełen hejtu na cały gatunek ludzki, bo "ludzie to bezmózgi". Nie o to w tym chodzi. Prawdopodobnie ten post zniknie gdzieś w odmętach tego bloga i nie trafi do dużej liczby osób, szczególnie tych młodszych. I w tej chwili, chyba po raz pierwszy jest mi szkoda, że nie mam większego rozgłosu, ale może kilka osób na to trafi. W sumie to nie jest ważne, to nie żebranie o uwagę, tylko moje myśli, moje zdanie, ale temat, który uważam za ważny. Chcę po prostu napisać, że myślenie jest fajne i zdobywanie wiedzy też jest super! Dalsza część wydaje mi się dość oczywista, ale naprawdę potrzebuję powiedzieć o tym głośno.

"Znak Ateny" Rick Riordan



Hejo!
Książek Ricka Riordana dawno nie było na tym blogu. "Syn Neptuna" pojawił się gdzieś w ulubieńcach, ale tych parę zdań niewiele wnosi. Z przeczytaniem "Zagubionego Herosa" dość długo zwlekałam. Najpierw zanim kupiłam pierwszą część minęło kilka lat. Kolejne miesiące zanim przeczytałam. Czytanie też szło mi tak sobie. Po roku przeczytałam drugą część, która była okej, ale to nie to samo. I teraz "Znak Ateny", który mnie po prostu zachwycił i wiem, że chyba nie będę już tak zwlekać z przeczytaniem "Domu Hadesa".
Już pominę to, że nie lubię pisać tutaj kontynuacjach, szczególnie gdy nie pisałam o poprzednich częściach. Więc wyobraźcie sobie, jak to musiało mi się spodobać, że piszę to bez żadnego przygotowania.


 Tytuł: Znak Ateny
Autor: Rick Riordan
Wydawnictwo: Galeria Książki
Liczba stron: 528
Data wydania: 7 listopada 2012

Treść:
Dochodzi do pierwszego spotkania greckich i rzymskich herosów. Ma być to przełomowy moment dla obu obozów - złączenie dwóch różnych kultur. Jednak zamiast się pogodzić i wspólnie działać przeciwko powstaniu Gai, dochodzi do pewnego incydentu, który tylko pogłębia odwieczną niechęć. Jasonowi i Precy'emu, herosom, którzy mieli zapoczątkować pokój pomiędzy dwoma wrogimi obozami, nie udaje się wyjaśnić sytuacje, dlatego też muszą uciekać i szybciej zacząć planowaną wyprawę na Stary Kontynent, do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Oprócz powstrzymania Gigantów przyświecają im dwa inne cele, które są równie ważne. Pierwszy to odnalezienie Nica di Angelo, który został pojmany przez sługów Gai oraz misja od Ateny, którą może wypełnić tylko Annabeth, a będzie ważnym wydarzeniem w zjednaniu obozów. Utrudnia im to wszystko wysłany za nimi pościg z obozu Jupiter.

Co robię, aby mój dzień był bardziej produktywny?



Hej!
Post z cyklu "Kaśka, weź się w garść!". Troszkę się ostatnio rozleniwiłam i nie działam tak, jakbym chciała. Zbyt dużo rzeczy odwlekam na jutro i nie jestem z tego zadowolona. Skoro wiem, co ułatwia mi działanie, to powinnam to bez problemu stosować w życiu, nie? Jak widać muszę to sobie przypomnieć, więc czy będzie lepsza okazja do dokończenia tego? Chyba już nie. Zaczynają się wakacje, więc część z Was będzie je spędzać mniej lub bardziej aktywnie albo pójdzie do pracy. W przypadku  braku pracy jest ta świadomość, że "ja to mam jeszcze czas" i wszystko się odwleka. Cóż... "Mam jeszcze czas" to chyba motto mojego życia, a później siedzę i się wkurzam, bo mogłam to wcześniej zrobić.

Muszę Wam powiedzieć, że od posta o motywacji zaczęłam zwracać większość uwagę na to, co mnie nie rozleniwia, a po prostu motywuje do działania i uznałam, że chcę uzupełnić tę listę. Nie będę pisać tego w punktach, przedstawię Wam jak u mnie wygląda produktywny dzień. W opozycji do posta o lenistwa i uzupełniając post o motywacji, pokażę Wam, co wspomaga moją produktywność. Wiem, że one wydają się błahe, ale działają. 

Dlaczego postanowienia nie wypalają?



Hejo!
Jak mi teraz czas szybko leci. Konkretnie tydzień, może tak jest, bo nie dzieje się zbyt wiele? Tamten miałam naprawdę intensywny, a w tym spędzam czas głównie z rodziną i ruszałam się z domu, gdy musiałam coś załatwić. Już ze spokojną głową, w mniejszym upale zaczynam tutaj coś pisać.
Szczerze mówiąc sama nie wpadłabym na to, żeby napisać ten post, gdyby nie komentarz Patrycji z bloga Me life. Napisała tam, że jest tego typu cele są jak postanowienia noworoczne - nie do wykonania. Teraz chcę rozwinąć to, co napisałam w komentarzu, czym to dla mnie jest i jak to traktuję. Bardzo dziękuję za natchnienie! :D
Nie pomyślałabym, że wyjdzie mi z tego postu coś tak poważnego. Wiecie, miały być luźnie przemyślenia, a wyszło co wyszło.


Słowo "postanowienia" właśnie kojarzy mi się z czymś nie do wykonania. Może to za dużo powiedziane, ale wiem, że nie czułabym aż takiego obowiązku wypełniania tego, bo przecież co by się stało? Ile osób dotrzymuje postanowień? Mogę sobie zawsze odpuścić i nic się nie stanie, nie teraz to później. To żaden wstyd. To słowo stało się puste, zatraciło swoje znaczenie. Teraz gdy myślimy o postanowieniach, wiemy, że będziemy mogli przestać je wypełniać i nikt nie spojrzy na nas gorzej, bo jest to czymś normalny. Oczywiście nie powinno się sugerować w tej kwestii innymi, ale rozumiecie, jak już się z tymi postanowieniami utarło. Jest to coś, czego nikt wypełnia, mimo że chce, przestało się wiązać z poczuciem obowiązku, dlatego łatwiej jest odpuścić.