Cześć!
Jest to ostatnie podsumowanie, jakie w najbliższym czasie zobaczycie u mnie na blogu. Jest ono dość symboliczne, po prostu pozwala mi rozliczyć się z poprzednim rokiem i sprawdzić, co udało mi się osiągnąć i jak poradziłam sobie z realizacją moich celów.
Jak wspominam 2022 rok?
Słowo, które najczęściej pojawiało się na blogu, niemalże w każdym podsumowaniu, to ciężko. I aż mi głupio pisać je po raz kolejny, ale tak. Było ciężko. Było dużo pracy. Było dużo wymagających rzeczy.
Ale też było więcej czasu niż wcześniej. Mogłam więcej czytać. Mogłam więcej czasu z bliskimi spędzić. Mogłam więcej czasu mieć dla siebie.
Robiłam wszystkiego po trochu, chciałam we wszystkim ważnych dla mnie sprawach być. I mimo wszystko, aby być wszędzie tam, gdzie chcę, to było męczące. Szczególnie w ostatnich trzech miesiącach tego roku, gdzie musiałam odpuszczać i nie dawać z siebie 100%.
Moje cele — jak mi wyszła ich realizacja?
Łącznie postawiłam sobie 11 celów, ale na blogu napisałam o 5. Ogólnie ich realizacja poszła mi dobrze. Nie każdy udało mi się zrealizować w takim stopniu, w jakim chciałam, ale każdy choć trochę spróbowałam.
1. Wrócić do robienia zdjęć — nieprecesyjne, ale myślę, że zaliczone. Robiłam więcej zdjęć niż w poprzednim roku, ale głównie telefonem. Aparatu używałam rzadziej.
2. Przeczytać 75 książek — zrobione! Przeczytałam 82 książki.
3. Mieć mniej niż 15 nieprzeczytanych książek — zaczynałam ubiegły rok z 25 nieprzeczytanymi książkami. Z tych książek zostało mi 8 do przeczytania, ale doszły przez rok jeszcze inne. Zaczynam ten rok z 18 nieprzeczytanymi książki. Uważam, że jest to sukces.
4. Kupić mniej niż 20 książek — w praktyce nie wliczałam książek ze współprac (zmieniło mi się podejście do współprac). Kupiłam 28 książek - 9 z nich było kupionych z pierwszej ręki, a 19 z drugiej ręki. Wyrobiłabym się, gdybym w grudniu nie kupiła wszystkich książek z serii o Ali Makocie.
5. Odwiedzić 2 miasta, w których nie byłam — z tych, o których myślałam, tworząc ten cel, to byłam w jednym. Ogólnie byłam w trzech miastach, których wcześniej nie miałam okazji zwiedzić. Byłam we Wrocławiu, Piasecznie (wycieczka do Ireny Eris) oraz w Chełmie (wycieczka do cementowni).
Oprócz tego miałam cel związany z blogiem. Mianowicie — wstawiać minimum 2 wpisy w miesiącu. Zaliczam to sobie, bo łącznie napisałam 35 postów, mimo że w styczniu był tylko 1. Patrząc całościowo na cały rok, osiągnęłam nawet więcej niż minimum, które sobie założyłam.
Ulubieńcy roku
1. Film
Nie mam pojęcia, ile filmów obejrzałam w ciągu tego roku. Bez wątpienia obejrzałam ich mniej niż seriali. Powróciłam do chodzenia do kina. Co prawda, byłam tylko 4 razy w ciągu całego roku, ale to zawsze coś.
Najlepszy film, jaki w tym roku obejrzałam, to Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie. Ten film jest rewelacyjny. Zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. Do tego stopnia, że po kilku miesiącach od obejrzenia wciąż wracam do niego myślami. Polecam bez zbędnych słów.
2. Książki
Tym razem nietypowo, bo moim największym książkowym ulubieńcem jest czytnik Inkbook Calypso Plus. Temu małemu urządzeniu zawdzięczam to, że moje książkowe cele udało mi się tak dobrze zrealizować.
Odkryłam nowy komfort czytania. Mogłam czytać szybciej. Nie byłam ograniczana, przez to, że nie mam książki, na którą mam ochotę. Również pozwoliło mi to ograniczyć kupowanie książek. Są książki, które nie wiem, czy mi się spodobają lub uważam, że są dobre na jeden raz. W takim przypadku czytnik i Legimi sprawdziło mi się rewelacyjne. Na Legimi przeczytałam 23 ebooki, a na zakup książek w wersji papierowej zdecydowałam się tylko w dwóch przypadkach. Również były 6 książek, które decydowałam się na czytanie w na czytniku, mimo że miałam tradycyjną książkę. Zakup zdecydowanie udany!
3. Zdjęcie
Powrót do fotografii ograniczył się właściwie do robienia zdjęć siebie samej i do Wrocławia. Nie udało mi się wyjść na żaden spacer z aparatem.
Uważam, że i tak jest to krok w dobrą stronę. Szczególnie że zaczęłam z powrotem bawić zdjęciami, czego efekty można było zauważyć. Mam dwóch ulubieńców.
Z rzeczy, których nie widać — dałam sobie przestrzeń w zdjęciach, aby nie były idealne. Pozwalam sobie na drobne niedociągnięcia. Z czasem ich nie będzie, a ja wtedy lepiej zobaczę postęp, jaki zaszedł.
4. Seriale
Obejrzałam wiele seriali, nawet założyłam sobie TVTime, aby wszystko sobie spisać. Komediowe, familijne, dla młodzieży, fantastyczne... Dużo tego było, ale faworytów mam dwóch.
Pierwszy to Brooklyn 9-9. Godny następna Niani w moim sercu, lepsza i bardziej aktualna wersja 13 posterunku. Zabawny, aktualny i nikogo niedyskryminujący. Doceniam szeroką reprezentację mniejszości oraz pokazanie, że może być zabawnie bez żartów z grup mniejszościowych i szkodliwych stereotypów. Jest osiem sezonów, które oglądałam z zapartym tchem i niecierpliwie czekałam, aż ostatni sezon pojawi się w Polsce. Ósmy sezon był świetnym zakończeniem. Był inny, bo nie mógłbyś dalej utrzymany w tej samej konwencji. Zaszły ogromne zmiany na świecie, które ten sezon pokazał i wyjaśnił, dlaczego Brooklyn 9-9 się kończy.
5. Kosmetyki
Absolutny i niezaprzeczalny ulubieniec tego roku to Seal the Deal z HairyTaleCosmetis. To produkt tak cudowny, tak wielofunkcyjny i faktycznie dobrze działający w wielu funkcjach, że jestem w szoku. Powiedzenie "jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego" w tym przypadku się nie sprawdza.
Do tej pory nie znalazłam nic, co by lepiej podbijało skręt moich włosów. Jest idealny do szybkiego wydobywania skrętu — nakłada się go jako BS i potem stylizator. Więcej nie trzeba, naprawdę!
Jakie mam cele 2023?
Podobnie jak w poprzednim roku, przedstawię Wam tylko wybrane cele. Łącznie jest ich dziesięć. Nie chciałam przeginać i skupiłam się tylko na najważniejszych dla mnie aspektach, które chcę rozwijać. Postanowiłam sobie, że spiszę je na kartce i nie będę do nich zaglądać aż do końca roku. Wiem, co chcę zrobić i na czym mi zależy, dlatego uważam, że nie muszę tego mieć cały czas przed oczami, aby to osiągnąć. To również fajnie mi pokaże na koniec roku, co faktycznie się dla mnie liczyło.
1. Przeczytać 100 książek
Myślę, że to jest już ostatni raz, kiedy podnoszę sobie poprzeczkę w przeczytanych książkach. W 2017 roku zaczynałam od przeczytania 52 książek roku, później poprzeczkę podniosłam w 2020, aby przeczytać 60. W 2021 podniosłam poprzeczkę do 75.
Na początku każdego roku starałam się realnie przewidzieć, ile będę w stanie przeczytać. Nie jest to łatwe w skali roku, ale z czasem coraz łatwiej mi to przewidzieć. 100 książek w moim przypadku powinno być odpowiednim wyzwaniem. Realnym i do osiągnięcia, ale wymagającym większego wysiłku ode mnie. Będzie to też motywacja, aby więcej odpoczywać, bo nic mnie tak nie relaksuje, jak czas z książką, a to będzie w tym roku ważne. Nadchodzący licencjat oraz inne projekty mogą mnie naprawdę pochłonąć.
2. Zejść poniżej 10 nieprzeczytanych książek na półce
Zaczęłam ten rok z 18 nieprzeczytanymi książkami. Już doszły dwie — jedna to prezent, a druga to współpraca.
Jest to takie minimum, które myślę, że osiągnę w tym roku. Wliczam w to również sprzedaż książek, jeśli zdecyduje, że jednak nie chcę ich czytać.
3. Zrobić zdjęcie każdej pory roku
Mała motywacja, aby zacząć wychodzić na zdjęcia. Nie narzucam sobie robienia zdjęć aparatem, ale byłoby to wyjście idealne. Obym była w stanie współpracować z pogodą i czasem.
4. Wziąć czynny udział w konferencjach
Założyłam sobie, żeby wziąć udział w 4 konferencjach. Jedna jest już za mną. To było ciekawe doświadczenie, chociaż wyobrażałam je sobie inaczej. Na pewno czekają mnie jeszcze dwie konferencje. Znalezienie i udział w czwartej też nie powinien być problemem, tylko muszę pilnować terminów.
Cieszę się, że uporałam się z tym postem. Jego samo pisanie było pewnym rozliczeniem się z rokiem, ale zanim go dopieściłam, trochę czasu minęło.
sobota, stycznia 14, 2023
Książka, o której tytuł mówi wszystko - "Baśń o złamanym sercu" Stephanie Garber
Hejo!
Trochę pozmieniały mi się plany i kolejność, w jakiej miałam to wszystko publikować. Dziś będzie jeszcze jedna recenzja, a w następnym poście ostateczne podsumowanie ubiegłego roku. Śmiesznie się złożyło, bo właściwie ten wpis to również współpraca rozpoczęta w tamtym roku. A jednocześnie taki łącznik, bo premiera tegoroczna. Co więcej! Recenzja jest przedpremierowa.
[Materiał reklamowy — współpraca z wydawnictwem Poradnia K; recenzja przedpremierowa]
Evangelina Fox jest szczęśliwie zakochana i nie może się doczekać dnia, w którym poślubi swojego ukochanego. Jednak ten nagle zmienia zdanie i decyduje się na ślub z jej przybraną siostrą. Dziewczyna ma złamane serce, ale to ono popychała ją, by odnaleźć kościół Księcia Serc. Planuje za wszelką cenę nie dopuścić do ślubu swojego ukochanego. Pozornie cena jest niewielka — trzy pocałunki. Jednak to umowa z Mojrem, co nigdy nie kończy się dobrze.
Baśń o złamanym sercu miała nieco pecha. A może to ja miałam pecha, że tę książkę zaczęłam czytać w okresie, gdy mam lekki przesyt fantastyki? Mniejsza o to, kto miał gorzej. Liczy się fakt, że przez pierwszą połowę nie mogłam się wciągnąć w tę historię, ale żadnych zastrzeżeń do niej nie miałam. Później nie mogłam się już oderwać.
Tytuł, który mówi wszystko
Cudownie okrutny świat
Poznajcie Jacksa
Jacks, czyli Książę Serce, pojawił się już w Legendzie i był również bohaterem Finału, ale nie został bohaterem żadnej mojej recenji. To ważna postać w tamtej serii, ale niestety drugoplanowa. Nie zachwycił mnie na tyle, abym wspomniała o nim w recenzji.
Evangelina dostała się do grona moich ulubionych bohaterek. Jest inna niż siostry Dragna. Wydaje się delikatniejsza i bardziej samodzielna. Ma swój plan życie, który runął w jednej chwili, a ona zdecydowała się go ratować. Co prawda w najgorszy możliwy sposób, co nakręciło dalej fabułę, a ona całkiem nieźle odnalazła się w nowej roli. Starała się zachować swoją niezależność na tyle, na ile mogła.
Cudowna Północ a Caraval
Jeśli mam przyrównywać z trylogią Caraval, to ta seria ma większy potencjał. Przede wszystkim kreacja bohaterów jest ciekawsza. Evangelina to naprawdę silna bohaterka, która kocha całym sercem i nie boi się podejmować trudnych decyzji. Jest inna od sióstr Dragna, które były swoimi przeciwieństwami. Sam Caraval jest grą, która ma oddziaływać na bohaterów, co jest rozwiązaniem specyficznym i wyzwala w ludziach często to, co najgorsze. Cudowna Północ jako miejsce bardziej mi się podoba. Jest pewnie efekt tego, że to miejsce ma swoją historię, która Evangelina będzie musiała odkryć. W dodatku to miejsce również wpływa na ludzi, ale jest innego rodzaju magia. Ona w pewien sposób zamyka ludziom usta, pozwala zachować tajemnicę tego miejsca na dłużej. Dodaje to nutki tajemniczości do klimatu, ale też takiej baśniowości.
Polecam przeczytać tę książki, jeśli szukacie czegoś baśniowego, ale nie infantylnego. Widziałam opinie, że można czytać ją bez znajomości Caravalu i nie wpływa to na odbiór. Jednak uważam, że lepiej czytać w kolejności powstania, ponieważ istotna dla Finału informacja jest tutaj od samego początku oczywista. Zaczynając od Baśni o złamanym sercu można sobie zepsuć niespodziankę.
piątek, stycznia 06, 2023
Poznaj magię roślin - recenzja Kalynn Bayron "This poison heart. Zatrute serce"
Magia i mitologia
Niezwykle ciepłe relacji
Dla fanów Wednesday
Hejo!
Dziś przychodzę z podsumowaniem ostatnich trzech miesięcy, a następnie chwila przerwy od tego typu wpisów.
Na początek. Dziś do północy można jeszcze głosować w Rankingu OpowiemCi - kliknij tutaj. Zostałam nominowana w trzech kategoriach:
- bloga - Myśli z głowy wylatujące
- Instagram - @myslizglowywylujace
- Akcja książkowa - Najgłośniejsza książka roku
Co u mnie?
Wydarzyło się kilka rzeczy, których się nie spodziewałam. Zaangażowałam się w projekty, które w przyszłości naprawdę mogą zaowocować.
Mój czas dla mnie i dla moich zainteresowań był niewielki. Kiedy już go miałam, to wolałam sobie po prostu odpocząć z serialem niż pisać lub czytać. Przez to też mniej czytałam i mniej pisałam na bloga. Musiałam się nauczyć, jak nadawać priorytety zadaniom. A raczej, jak odpuszczać to, gdzie nie muszę się starać na 100%. Pocieszała mnie również zasada 80/20, czyli że 80% efektów wynika z 20% działań. Czy to działa? Nie jestem pewna, ale chociaż pozwala mi odpuścić i wyluzować.
Tak sobie myślę, że również wiele rzeczy zaczynałam i nie kończyłam przez brak czasu. Czyli coś robiłam, ale efektów ostatecznie nikt nie zobaczył
Książki
Filmy
Seriale
Kosmetyki
Cześć!
Rozpoczynam maraton podsumowań — zaczynam od książek, czego nie robiłam w tamtym roku. Następnym wpisem będzie podsumowanie kwartału, czyli sprawy bieżące. Przerwa na recenzję i podsumowanie roku wraz z planami na przyszły rok.
Zmieniłam formę spisu przeczytanych książek — jest to link do Excela. W takiej formie je sobie spisuję na komputerze. W przyszłym roku planuję zrobić tak samo, łatwiej będzie mi utrzymać regularność aktualizowania tego.
Wybór najlepszych książek był zadziwiająco łatwy... Uznałam, że nie będę się rozdrabniać i pisałam seriami, co pewnie mi dużo ułatwiło. Jest siedem pozycji, które są w ścisłej topce, oraz trzy, które mają mięcej mankamentów, ale kojarzą mi się dobrze i często wracam do nich myślami.
1. Ostatnie Godziny Cassandra Clare
Książki od Clare z uniwersum Nocnych Łowców biorę i czytam w ciemno. Ostatnie Godziny jednak szczególnie ekscytowały, ponieważ głównymi bohaterami są dzieci Willa i Tessy oraz ich rówieśnicy. Akcja ma miejsce w Londynie przed stu laty, a ja naprawdę kocham ten klimat.
Młodzi bohaterowie przechodzą do działania, kiedy ich rodzice zajęci są formalnościami, których wymaga od nich prawo Nocnych Łowców. Ta ma najlepiej pokazać, jak ono jest surowe i niekiedy bezsensowne.
Pokochałam bohaterów, których jest ogrom. Każdy z nich jest wyjątkowy, ma swój czas w tych dwóch tomach i swoją rolę w rozwiązaniu zagadki. Wydane są na razie tylko dwa z trzech tomów, ale już jest to dla mnie druga ulubiona seria Clare zaraz po Diabelskich Maszynach. Jestem pewna, że ostatnia część będzie genialna, a finał mnie zaskoczy.
2. Trylogia Królestwo Nikczemnych Kerri Maniscalco
W tym przypadku też będę się odnosić do dwóch tomów, które zostały wydane w Polsce i je przeczytałam.
Emilia wiążę się z jednym z Książąt Piekieł, Panem Gniewu, aby rozwikłać zagadkę nagłej śmierci swojej siostry.
Pokochałam tę historię. Przede wszystkim za klimat. Powieść pełna magii. Akcja w pierwszym tomie biegnie tak leniwie i jakby nieśpiesznie, a jednocześnie jest jej pełna. Później, wszystko przyspiesza i jest znacznie więcej emocji. Królestwo Przeklętych jest jeszcze lepsze niż pierwszy tom. Autorka skupia się na relacji bohaterów bardziej niż na odkryciu prawdy i zemście za śmierć Vittorii. Po prostu zaszła drobna zmiana priorytetów, co wyszło korzystnie. Przez to klimat jest tak niesamowity. Sensualny, pełen napięcia między bohaterami. Emilię i Pana Gniewu ciągnie do siebie, ale sami tego nie rozumieją. Świetnie mi się to czytało.
Dodatkowo magia w tym świecie jest dokładnie opisana. Ma swoje źródło, rytuały oraz legendy. Emilia przypomina sobie nauki babki, a w drugim skupia się bardziej na rozwoju swoich magicznych zdolności.
3. Żniwiarz Paulina Hendel
Pierwszy raz Pustą Noc przeczytałam w 2019 roku. Spodobało mi się, ale nie na tyle, żebym czuła potrzebę, że muszę mieć kolejne tomy od razu. Czerwony Słońce stało u mnie na półce jakieś pół roku, aż zdecydowałam się to przeczytać i zebrać całość. Przepadłam po prostu.
Pierwszy to naprawdę świetna książka, ale czegoś mi w nim zabrakło. Wciągnęłam się, byłam zaskoczona i przeżywałam to, co się dzieje, ale czegoś mi zabrakło. Natomiast Czerwone słońce pochłonęłam, z każdą stroną coraz bardziej wgłębiałam się w tę historię. Pokochałam bohaterów, a nowe postaci to ZŁOTO. Szczególnie Janina — starsza, złośliwa i roszczeniowa pani. Głównie ona odpowiada za elementy humorystyczne. Ta część spowodowała, że musiałam przeczytać resztę, jak najszybciej (co się nie udało). Trzeci tom wypadł nieco gorzej — miał po prostu syndrom drugiego tomu. Wiele zaczętych wątków, część z poprzednich tomów, jakieś nowe wątki. To było przytłaczające, ale w połowie wszystko się ładnie połączyło i już było lepiej. Czwarty tom ma nieco inny klimat, co nie całkiem mi się podobało, ale też świetnie mi się to czytało Za to finał serii! Wow! Po prostu wow! Autorka poprowadziła fabułę w taki sposób, że nie widziałam innego rozwiązania, a jednak udało jej się wybrnąć z tego i mnie zaskoczyć. Coś niesamowitego!
4. The love hypothesis Ali Hazelwood
Jakie to było urocze! Dosłownie jedna z najsłodszych historii, a jednocześnie wszystko jest takie normalne. Może poza początkiem, kiedy Olive całuje losowego typa (największą kosę wśród doktorów, czyli Adama), aby pokazać przyjaciółce, że ma chłopaka. Później dochodzi do tego, że udają związek, a to oczywiście prowadzi do związku.
Narracja jest lekko ironiczna, co uwielbiam i już od pierwszych stron wiedziałam, że się zakocham w tej książce. Dalej było tylko lepiej. Zdrowy rozwój relacji między bohaterami i odpowiednie tempo rozwoju. Relacja bardzo pełna wsparcia, zrozumienia oraz poszanowania własnych granic. Do tego najlepsza scena erotyczna. Jest długa, ale jaka mądra! Zawiera kilkukrotne pytanie o zgodę i przypomnienie, że zgodę można wycofać w każdym momencie. Jest poruszona kwestia antykoncepcji i chorób wenerycznych. Rzadko się spotykałam z tym w książkach, więc to ogromny plus. Mam nadzieję, że będzie więcej tak dobrze napisanych scen.
5. Mroczne umysły Alexandra Bracken
To chyba największe zaskoczenie tego roku! O Mrocznych umysłach słyszałam już w gimnazjum, ale nie ciągnęło mnie wtedy do czytania. Teraz przy okazji wznowienia zdecydowałam się na to.
Znowu miłość!
To najlepsza dystopia, z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia. Akcja ma miejsce w pierwszych latach zmian w państwie, co jest rzadko spotykane. Widać, jak choroba zabijała dzieci, a inni wykazywali ponadprzeciętne zdolności. Władze zaczynają tworzyć kłamstwa o młodzieży, która przeżyła, a dorośli ślepo w to wierzą.
Jest tutaj motyw "znalezionej rodziny", czyli grupkę obcych osób, które znalazły się w trudnej sytuacji, zaczynają łączyć mocne więzi, że stają się swoją jedyną rodziną. Relacje między bohaterami są wyjątkowe.
6. The Atlas Six Olivie Blake
The Atlas Six to kolejna książka, która się wyróżniła w tym roku. Jest to historia szóstki wybitnych Medejów, którzy zostali wytypowani i mają możliwość wstąpienia do Towarzystwa Aleksandryjskiego. Jest to tajne, elitarne stowarzyszenie, które ma dostęp do zasobów Biblioteki Aleksandryjskiej.
Klimat tej książki jest wyjątkowy. W fabule nie chodzi o cały o to, co doprowadza bohaterów do wtajemniczenia. Jest to przede wszystkim historia dążenia do władzy. Pokazuje, jak wyglądają relacje elity oraz jak ludzie reagują na możliwość awansu społecznego. Badania każdego z bohaterów mają znaczenie, ale nie jest to główny wątek książki. Jest tutaj wiele okołonaukowych tematów, nawiązania do fizyki i chemii, co było dla mnie fascynujące.
Również bardzo dobrze jest zbudowany świat. Magia i zdolności bohaterów opierają się przede wszystkim na chemii i fizyce kwantowej, co było dla mnie niesamowite. Część bohaterów ma zdolności powiązane z psychiką, ale to również jest tłumaczone w podobny sposób.
7. Władca Pierścieni J.R.R. Tolkien
Klasyk literatury fantastycznej, który wreszcie przeczytałam. Styl pisania jest cudowny. Byłam zachwycona kunsztem literackim. Chłonęłam każde słowo i byłam zachwycona. Klimat jest niesamowity. Cudowne, obrazowe i rozległe opisy, które mnie męczyły. Cudo! Miałam ogromnego kaca książkowego po tej książce, bo nic nie dorównuje temu stylowi.
8. Trylogia Caraval Stephanie Garber
Pierwszy raz do czynienia z Caravalem miałam 4 lata. Byłam zachwycona tym baśniowym klimatem i ubolewałam, że pozostałe części nie zostały wydane. Aż do tego roku! Cała trylogia została wydana, a ja miałam przyjemność zostania recenzentką kolejnych części.
Podczas ponownego czytania Caravalu towarzyszyły mi inne emocje. Nie uważałam już tego magicznego przedstawienia za baśniowe. Jest ono po prostu okrutne — miesza w głowie, wykorzystuje marzenia i stwarza pozór, że w nocy można być bezkarnym, przez co wychodzi z ludzi to, co najgorsze.
Legenda ma inny klimat. Główną bohaterką jest Tella, która jest zdeterminowana. Dla niej ta gra to tylko środek do celu, ale i tak widać, jak bardzo jest ona zwodnicza. Poznajemy Mojrów, przez co powieść ma mistyczny i tajemniczy klimat.
Finał wypada nieco słabiej niż poprzednie tomy, ale to wciąż bardzo dobre zakończenie historii. Jest tutaj perspektywa obydwu bohaterek. Podobał się mi wątek Scarlett, pokazał jej prawdziwą moc. Jednak wątek Telli nie wykorzystał w pełni potencjału tej bohaterki.
9. Trylogia Delirium Lauren Oliver
Trylogia Delirium to również seria, która została wznowiona w tym roku. Pierwszą część przeczytałam 5 lat temu, a ponownie na początku tego roku. Kolejne tomy tej serii były dla mnie zaskoczeniem. Każdy z nich ma inny klimat.
Delirium pokazuje, jak Lena odkrywa kłamstwa świata, w którym żyje. Okazuje się, że to miłość nie jest tak niebezpieczna, jak każdy chce jej wmówić. Bohaterka przechodzi ogromną przemianę z osoby, która ślepo podąża za regułami, w buntowniczkę. Pandemonium to po prostu wir walki. Lena walczy o to, co uważa za słuszne. Jeszcze lepiej można zauważyć zmianę, która w niej zaszła. Natomiast Requiem to zestawienie życia, które Lena wybrała, i takiego, jakie mogłaby mieć, gdyby została w mieście.
Najbardziej w tej serii podoba mi się to, że walka o miłość, to tak naprawdę walka wolność.
10. Lonely Heart Mona Kasten
Książką, którą dopiero co skończyłam i szybko wkradła się w moje serce. Z każdą stroną zakochiwałam się coraz bardziej w historii bohaterów, aż złamało mi serce. Czuję, że kolejna część połata je, a pewnie później znowu złamie.
Rosie prowadzi własną audycję radiową i nie posiada się ze szczęścia, kiedy jej gośćmi są Scarlet Luck. Zespół, który kocha od ich początków. Niestety wywiad nie idzie po jej myśli, mały incydent przekreśla wszystko, a Bestia, jeden z członków, wychodzi wściekły. Na Rosie spada ogromny hejt, co nie podoba mi się członkom zespołu i chcą jej pomóc odbudować reputację. I tak zaczyna łączyć ją nić porozumienia z Bestią.
Ta historia jest tak pełna ciepła, wiary w drugą osobę i zaufania, że się rozpływałam. Jednocześnie Bestia skrywa tajemnicę i ma problemy, przez co książka łamie serce i daje to też nadzieję. Chcę naprawdę poznać dalsze losy bohaterów, dowiedzieć się więcej o historii Bestii, ale też zobaczyć, jak będzie wyglądać audycja Rosie.
Siadam do tego wpisu i mam pustkę w głowie. Jutro przede mną ostatnie kolokwium w tym roku i spokój. Trochę się pouczyłam, trochę jeszcze się pouczę i tyle. Naprawdę marzę o tym, aby było to już za mną.
Ten rok akademicki zaskoczył mnie niczym zima drogowców. Nie żartuję. Patrzyłam na program tego semestru i myślałam, że będzie lżej. W końcu jest mniej godzin niż w innych semestrach, a w połowie semestru skończyło mi się kilka wykładów. Tylko po drodze wyszły komplikacje. A to jakiś wykład odwołany i się przedłużyło, bo trzeba odrobić. A to piszemy zaliczenia, a to jeszcze więcej zaliczeń. Wszystko to jest wyjątkowo uciążliwe i bardziej obszerne niż się spodziewałam. Do tego działalność w kole naukowym, z którą się wiąże kilka projektów mniejszych i większych, i tego czasu robi się naprawdę niewiele.
Dopadł mnie również mini zastój czytelniczy i czytam właściwie tylko to, co mam zrecenzować. Nie jest to takie uciążliwe, bo zgłaszałam się do recenzji książek, które bardzo chciałam przeczytać. Najczęściej to też były kontynuacje, które i tak bym przeczytała, i pewnie bym coś o nich napisała. Najgorzej było mi znaleźć czas, aby dać się pochłonąć lekturze. Na całe szczęście byle do jutra i spokój.
17.12.2022
Nie umiem pisać luźnych wpisów na raz. Już sobota i już spokój. Ten błogi stan, kiedy wiem, że nie muszę nic zrobić, ale nieco zagubiona. Jedynie wisi nade mną prezentacja z socjologii, ale to nie jest takie wymagające.
Zaczynam powoli odczuwać zbliżający się koniec roku. Powoli myślę, jak ułożyć podsumowania i co osiągnęłam. Lubię mieć to spisane, bo czasami wracam do tego i patrzę, jak to się wszystko zmieniło. Myślę, jak to wszystko zorganizować, żeby nie było przesytu, a żeby coś tutaj się pokazało.
Był już u Was Mikołaj? U mnie nawet dwóch, ale drugi prezent czeka na mnie w domu. Takie małe umilenie życia.
Dziś przychodzę z recenzją, której pisanie było dla mnie trudne - "Finał" to po prostu finał, koniec trylogii. A to sprawia, że nie wiem, ile mogę napisać, bo nie chcę spoilerować poprzednich tomów. A z drugiej strony, mam świadomość, że do tej recenzji zajrzą przede wszystkim osoby, które już czytały dwa poprzednie tomy. Ta recenzja na pewno zawrze spoilery, chociaż nie wiem, w jakim stopniu będą one zrozumiałe dla osób, które nie przeczytały drugiego tomu.
Jeśli nie znacie jeszcze Caravalu, zachęcam do przeczytania dwóch moich recenzji:
Recenzja Caraval 2018
Recenzja Caraval 2022
Seria: Caraval #3
Tłumacz: Mateusz Borowski
Wydawnictwo: Poradnia K
Liczba stron: 384
Jeszcze parę miesięcy myślałam, że trudno mnie zaskoczyć. W końcu przeczytałam tyyyle książek, że znam schematy i nie mam prawa wymagać, żeby mnie coś zaskakiwało. A tu proszę, druga połowa 2022 roku, to prawie same zaskoczenia!
Jak sobie fabułą radzi bez Caravalu?
I tym też jest dla mnie Finał — zaskoczeniem. Z jednej strony nie wiedziałam, czego się spodziewać, bo to już nie będzie Caraval. Z drugiej strony były obiecujące wątki, które sobie wyobrażałam — Paloma, wspierająca córki; romans Telli i Dantego czy ratowanie świata przed Mojrami i Legendą. I chyba nic z tych rzeczy nie wyglądało tak, jak sobie wyobraziłam.Wątek Palomy mnie zaskoczył. Liczyłam, że losy tej bohaterki potoczą się inaczej. Nie spodziewałam się, że jej wątek okaże się aż tak ważny dla całej fabuły. To coś więcej niż odbudowa relacji z córkami.
Najciekawsza jest dla mnie rola Scarlett. Pierwsze strony jej perspektywy mnie zmyliły — dały wrażenie, że to starsza z sióstr będzie się skupiała na rozterkach miłosnych. W końcu zjawił się jej były narzeczony... Jednak ten wątek poszedł w zupełnie inną stronę, a romansu jej w nim tyle, co kot napłakał. Nie ma też trójkąta miłosnego (a nie wiem, jakbym zniosła dwa trójkąty miłosne w jednej książce). Wszystko nabiera tempa, gdy dziewczyna zostaje porwana przez ojca. I w tym momencie zaczynam nabierać wątpliwości do logiki jednego rozwiązania z finału, jak to "formalnie" w tym świecie przeszło, bo w realnym świecie nie mogłoby mieć to miejsca. Tylko nie jest realny świat...
Trójkąt miłosny pojawia się w wątku Telli. Perypetie tej bohaterki polegają głównie na jej rozterkach miłosnych. Urealnia to uczucia Telli, które w poprzednim tomie wzięły się znikąd i stwierdzenie "wątek miłosny" było dla mnie na wyrost. Jednak nie jest to tak ciekawe.
Inne twarze bohaterów
Zdecydowanie lepiej w tej części wypada Scarlett. Caraval nie mąci jej w głowie, a przez to poznajemy ją taką, jaka jest. Jest naprawdę troskliwa i silną bohaterką. Jej działania są przemyślane, plany logiczne, mimo że ich wykonanie jest ciężkie i wymaga dużo odwagi. Jest w stanie poświęcić jeszcze więcej, niż się wydawało.Bardzo mi się podoba przedstawienie relacji obydwu sióstr. Z jednej strony to naprawdę mocna więź, chcą się ratować, ale każda ma swoje życie i własne priorytety, przez co nie są dla siebie najważniejsze. Wiąże się to również z trudnymi wyborami i dylematami. Jest to bardzo naturalne, a rzadko spotykane w książkach — najczęściej spotykam się z rodzeństwem, które jest najlepszymi przyjaciółmi i wszystko robi razem lub jedno z rodzeństwa jest postacią drugoplanową.
To już nie Caraval!
- blog: myslizglowywylatujace.blogspot.com
- Instagram: @myslizglowywylatujace
- Akcja czytelnicza: O czym było najgłośniej?
Hejo!
Listopad zleciał mi za szybko. Nim się obejrzałam, były już moje imieniny, a stąd tylko 5 dni do końca miesiąca. A na blogu pustki... Liczę na to, że w grudniu to się odbije. Przede wszystkim złożyło się tak, że mam 3 współprace w najbliższym czasie, a do tego planuje jeden z cyklicznych wpisów. Nową serię wpisów pozostawię na Nowy Rok, bo pod koniec miesiąca zacznę znowu szaleć z podsumowaniami roku i innych rzeczy. Do tego połowa semestru oznacza więcej zaliczeń, czyli będzie zabawnie! Pewnie lepiej się ogarnę w tym chaosie niż bez niego.
Dzisiaj pierwsza ze współprac, czy "Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków" jest drugi zbiór opowiadań w cyklu "Klan Koźlaków". O "Cud Miód Malina" możecie przeczytać we wpisie Krótko o książkach, które ostatnio przeczytałam. Ze względu na to, że jest to zbiór opowiadań recenzja, będzie mieć nieco inną formę niż zwykle.
Materiał reklamowy — recenzja we współpracy z Wydawnictwem SQN.
Tytuł: Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków
Cykl: Klan Koźlaków
Autorka: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: Wydawnictwo SQN
Data wydania: 31 października 2022
Liczba stron: 464
Całkowite wrażenie
Cuda wianki różnią się zamysłem od pierwszego tomu. Dalej jest to zbiór opowiadań, ale zawiera dwie dłuższe historie z podziałem na krótsze rozdziały oraz trzy krótsze. Cud Miód Malina wydaje mi się znacznie luźniejsza. Tutaj jest to taka forma pomiędzy zbiorem opowiadań a czymś więcej.
Całokształt i zamysł bardzo mi się podoba. Opowiadania mają różne klimaty, między dwoma dłuższymi i poważniejszymi są krótsze, przy których można odpocząć. Ogólnie ta książka to świetny wybór na wieczór.
Opowiadania nie skupiają się tak na magii, jej działaniu oraz jej odkrywaniu. Dlatego uważam, że te historie należy czytać według kolejności wydania. Czułam wyraźną różnicę w klimatach obu książek. Cuda wianki są odważniejsze, bardziej tajemnicze i mroczne, ale w ten sposób, co kryminały. Jednocześnie krótsze opowiadania są lżejsze, zabawne albo niesamowicie urocze.
W całej książce było dla mnie za mało Narcyzy Koźlak — niebezpiecznej i szalonej staruszki oraz prababci Maliny. Kocham tę kobietę! Natomiast cieszę się, że naprawdę dużo było Aronii, matki Maliny. Ta kobieta jest świetna — zorganizowana, stabilna (jak na Koźlaczkę) oraz nie ma rzeczy, z którą by sobie nie poradziła. Z kolei postać Maliny została przytłoczona przez jej krewne. Szkoda, bo naprawdę lubię tę dziewczynę.
O włos od katastrofy
Pierwsze opowiadanie liczy niecałe 150 stron. Przedstawia historię aresztowania Aronii Koźlak pod zarzutem zabójstwa przeciwników politycznych. Malina nie wierzy w winę matki i bierze sprawy w swoje ręce! Rozdziały są pisane z perspektywy Maliny, Grzesia oraz trzecioosobowej.
Opowiadanie idealne na powrót Koźlaczek. Dostajemy wszystko, co jest typowe w tej rodzinie. Areszt, magię i chaos, który Malina musi ogarnąć. Podczas czytania dotarło do mnie, że Malina to chyba jedyna główna bohaterka-wiedźma, która nie ma spektakularnej i ogromnej mocy oraz jest tego świadoma. Podoba mi się czytanie o osobie, która jest świadoma swoich słabości, a jednocześnie jest w stanie robić wielkie rzeczy i ratować rodzinę.
Bardzo podoba mi się wątek Grzesia — świat Zielonego Jaru został rozszerzony o wątek utraty magii. Chłopak jest jedynym policjantem, któremu zależy na prawdzie i musi się mierzyć ze skorumpowanymi współpracownikami. Dodatkową trudnością jest dla niego utrata magii — bez niej czuje się niepełny, a ludzie w miasteczku nie ułatwiają mu tego.
Jest to najzabawniejsze opowiadanie z całego zbioru. Fabuła jest wciągająca, mimo że część elementów jest łatwa do przewidzenia, ale całokształt i tak zaskakuje.
Nie taka mała tajemnica
To opowiadanie liczy 50 stron. Jest fajnym przerywnikiem między dwoma dłuższymi.
Malina odwiedza swoją siostrę cioteczną i dowiaduje się, że mają w domu potwora. Jedna z jej siostrzenic, Luba, dzieli się z nią swoim największym sekretem — ciągle rosnącym potworem, który żyje w jej szafie i okazuje się ludojadem. Malina musi znaleźć sposób, aby uratować swoją rodzinę, ale została zobowiązana do milczenia.
Jakie to było urocze! Czytałam to i się zasłodziłam. Podobają mi się relacje Maliny z jej siostrzenicami oraz to, jak bardzo dziewczynie zależało na tym, aby nie zranić Luby. Luba to kilkulatka, która oswoiła sobie potwora w taki sposób, że zrobienie mu krzywdy skończyło się ogromną tragedią. Rozwiązanie problemu jest świetne! I bardzo mi bliskie, sama próbowałabym w taki sposób dziecko przekonać.
Dopóki mu się ucho nie urwie
Najdłuższe opowiadanie w całym zbiorze - 170 stron. Zawiera w sobie 3 perspektywy — Maliny, Ruty i Aronii.
Aronia Koźlak jako burmistrzyni Zielonego Jaru przyjmuje nietypową wizytę. Odwiedzili ją agencji CBŚ z podejrzeniem, że w jej mieście działa zorganizowana grupa przestępcza. Rozpoczyna się śledztwo.
W międzyczasie Ruta Koźlak zmaga się z żałobą po stracie przyjaciela, który również zajmuje się ceramiką, a jego pracownię wykupuje ktoś nieznajomy i zaczyna sabotować jej pracę.
To opowiadanie zasiało we mnie nadzieję na pełną powieść o Koźlaczkach. Oczami wyobraźni widziałam już coś na kształt Sagi o Wiedźminie, z kobietami w roli głównej i mniejszą ilością potworów.
Fabuła podchodzi pod kryminał z elementami magii, co mi się bardzo podoba. Czuć, że klimat jest poważniejszy, ale dalej elementy humorystyczne zostały zachowane. Można lepiej poznać Rutę, która jeszcze nie została bliżej przedstawiona. Jak na Koźlaczkę jest zadziwiająco opanowana. Aronia to dla mnie wzór zorganizowania i panowania nad sytuację. Szkoda, że tak mało jest tutaj Maliny, ale jej punkt widzenia jest dobrym łącznikiem między problemami jej matki a żałobą ciotki.
Mam mieszane uczucia co do trzech perspektyw. Są niezbędne, bo każda z tych bohaterek ma swój udział w historii. Aronia i Ruta są w centrum wydarzeń (a może centrach?), a Malina to wszystko spaja razem. Jednak opowiadanie ma tylko 170 stron, przez co zmiana narracji spowalnia akcję. Opowiadanie na dobre zaczyna się rozkręcać po ok. 50, czyli nieco ponad 1/3 historii. W przypadku książki 50 stron to niewiele, ale rozkręcanie się w 1/3 powieści jest nużące. Gdyby to było przynajmniej 2 razy dłuższe, to trzy punkty widzenia znacznie lepiej by się sprawdziły i nie zaburzały aż taki biegu akcji.
Ostateczne porachunki
Opowiadanie liczy ponad 70, a głównymi bohaterkami są Harpie. Narracja trzecioosobowa.
Harpie wreszcie mają okazje do naprawienia błędu sprzed kilkudziesięciu lat. Wsiadają w swoje kampery i trzeba mieć tylko nadzieję, aby te szalone staruszki nie wylądowały w więzieniu!
Po opowiadaniu o Harpiach i Narcyzie spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że staruszki znowu zadrą z prawem i będzie trzeba je wyciągać w więzieniu.
Przede wszystkim poznajemy inną stronę tych staruszek — honorową. Jedna popełniła błąd, ale wszystkie pomagają jej go naprawić i robią wszystko, aby zdążyć. Znowu pojawia się motyw śledztwa — tym razem prowadzonego przez Harpie, czyli pojawiają się nieoczywisty i nielegalne sposoby.
Akcja jest dość szybka, Harpie mają swoje dobre momenty. Tylko właśnie to nie to, czego się spodziewałam. Pod względem motywu kryminalnego pasuje do całego zbioru, samo w sobie też jest okej, ale za mało Harpii w Harpiach.
Ruja i porubstwo
Opowiadanie najkrótsze i najsłabsze. O tym, jak Liliana zamówiła przypadkiem 50 kg kwarcowych penisów.
Główny problem z tym opowiadaniem, że jego poczucie humoru opiera się na "haha, penis". Czy na żywo śmiałabym się, gdyby ktoś znajomy przypadkiem zamówił 50 kg penisów zamiast 50 g? Pewnie tak. Czy to dobry punkt wyjścia do opowiadania? No nie wiem. Niewiele się dzieje, głównie to są podśmiechujki ze strony pracowników urzędu celnego i cały problem opiera się na tym, co zrobić z tyloma fallusami. Rozwiązanie ciekawe, chociaż opowiadanie samo w sobie średnie.
Dziękuję za uwagę! Chciałabym Was jeszcze prosić o głosy na mnie w plebiscycie OpowiemCi. Zostałam nominowana w kategoriach:
- blog (to chyba znacie ;))
- Instagram: @myslizglowywylatujace
- Akcja czytelnicza: O czym było najgłośniej?
Rok akademicki zaskoczył mnie niczym zima polskich drogowców... Cóż, naprawdę nie spodziewałam się, że wpadnę w taki wir roboty na studiach i tyle będzie rzeczy do zorganizowania. Za sobą mam w tamtym miesiącu Noc Innowacji w Puławach, która pochłonęła wiele mojego czasu i myśli, ale też kilka stresujących spraw osobistych. Dlatego w listopad wchodzę z ulgą i pozytywnym nastawianiem, bo po prostu październik się skończył i musi być w końcu lepiej.
Wszystkie te emocji przełożyły się na to, że nie miałam czasu ani energii na czytanie, przez co w ciągu miesiąca przeczytałam jedną książkę w całości, a drugą w połowie. Ta druga to "The Atlas Six" Olivie Blake. Chciałabym przeprosić wydawnictwo You&YA za opóźnienie w pisaniu recenzji.
Materiał sponsorowany — recenzja we współpracy z wydawnictwem You&YA.
Tytuł: The Atlas Six
Autor: Olivie Blake
Tłumacz: Stanisław Bończyk
Wydawnictwo: You&YA
Liczba stron: 477
Data wydania: 12 października 2022
Raz na 10 lat szóstka najwybitniejszych Medejów, którzy mają różne specjalizacje, dostaje wyjątkową propozycję. Mają możliwość dołączenia do elitarnego Towarzystwa Aleksandryjskiego, które trzyma pieczę nad zbiorami Biblioteki Aleksandryjskiej, działając w tajemniczy przed całym światem. Tylko piątka z nich może dokonać wtajemniczenia i przejść na kolejne poziomy w Towarzystwie.
Tym razem została wybrana dwójka Medejów fizycznych, których zdolności się dopełniają — Libby Thodes i Nico de Varona; Medejka przyrody — Reina Mori; telepatka — Parisa Kamali; wybitny empata — Callum Nova — oraz Medej, który przejrzy każdą iluzję — Tristan Caine.
Zanim zaczęłam czytać "The Atlas Six", skojarzyło mi się z serią "Czarnego Maga", którą bardzo dobrze wspominam. Do podobieństw należy magia, która jest wrodzona — może być przekazywana w rodzinie lub ktoś może się z nią urodzić, motyw nauki magii oraz rywalizacji o miejsce, które umożliwia przejście do wyższej klasy społeczeństwa. Są też różnice. Przede wszystkim świat w "Czarnym magu" jest wykreowany od zera, ma swoją odrębną historię i ustrój polityczny oraz inaczej działa magia.
Samo czytanie było dla mnie cudownym doświadczeniem. Jedynie czas, w którym czytałam tę książkę, był niesprzyjający — musiałam odkładać, nie miałam czasu wracać. Gdyby nie to, pewnie już po pierwszych 100 stronach nie mogłabym się oderwać. Tak to "tylko" od połowy robiłam wszystko, aby poznać do końca dalsze losy bohaterów.
Jest to książka, która zdecydowanie należy do gatunku New Adult i jest skierowana do starszych nastolatków (minimum 16-17 lat) oraz młodych dorosłych.
O czym to w ogóle jest?
Największym zaskoczeniem w tej książce był dla mnie moment, gdy zrozumiałam, że nie chodzi tutaj o akcję i całą historię, która doprowadza wybrańców do wtajemniczenia. Od połowy książki intensywnie myślałam, czy chciałabym, aby było więcej scen z nauki, wykładów i własnych badań. I myślę sobie, że nie. Po pierwsze mogłoby to przedłużyć akcję, a niewiele wnieść do fabuły. W dodatku dla standardowego czytelnika mogłoby być to ciężkie — więcej nawiązań do fizyki i chemii kwantowej oraz ich innych połączeń. Ja bym mogła być zajarana, bo już mam wiedzę z tych dziedzin i zawsze się cieszę, że wiem, o co chodzi. To jest kluczowe — JA wiem, inni nie muszą.
W takim razie pozostaje pytanie, o czym jest "The Atlas Six"? O władzy. O rywalizacji wśród najlepszych z najlepszych. O możliwościach awansu społecznego i wejściu do ścisłej elity, która rządzi światem. To tylko tak ogólnikowo. Ogromną rolę dla fabuły odrywają relacje pomiędzy bohaterami — szóstką osób, która wie o sobie tylko tyle, że wszyscy są najlepsi z najlepszych.
Akcja książki nie jest dynamiczna. Jest rok wydarzeń umieszczony na niecałych 500 stronach, czyli coś, za czym nie przepadam. Nie ma opisów codzienności, są właściwie rzeczy tylko istotne dla fabuły i nie czuć upływu czasu. Pojawiają się określenia, które pozwalają umieścić wydarzenia na osi czasu, ale i tak, nie czułam, że czas w tej książce płynie. Co warto podkreślić, mało dynamiczna akcja nie sprawia to, że książka nie trzyma w napięciu. Im bliżej końca, tym napięcie rośnie, a książka zaskakuje! Przestałam oczekiwać, że zwroty akcji w książkach będą dla mnie zdziwieniem, bo dużo myślę w trakcie czytania i często zdarza mi się, że przewidzę kolejne wydarzenia. Tutaj naprawdę byłam zaskoczona i żadna wersja z moich przewidywań się sprawdziła.
Fizyka w magii, magia w fizyce
W "The Atlas Six" bohaterowie żyją w naszym świecie, ale władają magią. Magia tego świata jest niesamowita i traktowana jako poważna nauka. W tym świecie magia ma podstawy w fizyce i chemii oraz może na nią wpływać, a w ostatnim czasie jest to motyw, który naprawdę lubię. Czuć, że świat jest złożony, a jego złożoność trudno opisać w słowach. Pewne jest, że rzeczywistość składa się z nakładających się na siebie planów. Nie każdy jest w stanie przez nie przejrzeć, nie każdy ma do nich dostęp. Nie jest wykluczone, że istnieją inne wymiary, ale bohaterowie nie mają do nich dostępu. W zależności od specjalizacji ich magia pozwala im władać fizyką, dostosowywać materię wokół czy mieć wpływ na psychikę drugiego człowieka.
W tym świecie istnieją również fantastyczne istoty — satyry, syreny i inne. Są sklasyfikowane, ale ich szczegółowe opisy z ksiąg biblioteki nie zostały przywołane. Szkoda, bo czuć, że jest to kolejny element, który dokłada złożoności świata. Brak tych opisów nie ujmuje całej historii.
Wiele punktów widzenia
W kwestii bohaterów jest jeden istotny minus — autorka nie poświęciła każdej postaci tyle samo czasu. Rozdziały są pisane w trzeciej osobie, ale każdy rozdział ma perspektywę innego bohaterka. W większości bohaterowie mają specyficzną moralność. Są określani jako postaci z "grey morality", czyli nie wszystkie ich działania i motywacje można uznać za moralne.
W książce dominuje perspektywa Libby i Nicka, którzy są Medejami fizycznymi. Ich moce są nietypowe, gdyż uzupełniają się, a wydaje się, że oni nie mogą istnieć bez siebie. Jest to o tyle ciekawe, że oboje się nie znoszą na każdej płaszczyznie, a wspólne studia były dla nich koszmarem. Libby jest uzdolniona, bardzo prostolinijna i niepewna siebie i swoich możliwości, przez co wyróżnia się wśród wybranych. Nick natomiast jest pewny siebie i skupiony na celu, jaki jest w stanie osiągnąć. Jest to postać, która najbardziej skupia się na swoim rozwoju w tej serii.
Tristan to jedna z lepszych postaci w tej powieści. Nie zna dokładnie swoich mocy ani tym bardziej swoich możliwości, a one są naprawdę wielkie. Nie spodziewałam się, że go polubię. Na początku sprawiał wrażenie człowieka, który robi wszystko, aby osiągnąć korzyści jak najmniejszym kosztem. To nie ten typ. Jest to bohater, który naprawdę wkłada w serce w swój rozwój i chce się dowiedzieć więcej o samym sobie.
Parisa jest naprawdę ciekawą postacią, ale jestem pewna, że wiele osób jej nie polubi. Jest kontrowersyjna (nie lubię tego słowa w tym kontekście). Podejście Parisy do seksualności sprawia, że sceny erotyczne w książce mają inny klimat. Przede wszystkim nie są sensualne, a bardziej dają poczucie, że bohaterka korzystać z jakiegoś narzędzia, które wspomaga jej moc i pomaga osiągnąć cele. Jest to opisane bardzo dobrze i wyróżnia się wśród książek, jeśli chodzi o podejście.
Z bohaterów nie polubiłam Calluma, którzy jest dupkiem bez żadnych wyższych uczuć. Ten bohater mnie przerażał swoim podejście do innych osób oraz mocą, którą władał. To połączenie jest naprawdę okropne. Z jego perspektywy rozdziały czytało mi się najgorzej.
Najsłabiej wykreowaną bohaterką jest Reina. Z punktu widzenia tej postaci jest najmniej rozdziałów, przez co jest nijaka. Nie grzeje, nie ziębi, nie angażuje się w konflikty i jak dla mnie ma niewielkie znaczenie w całej książce. Jest i zawzięcie pracuje, aby się dostać, ale to tyle. Jej moc jest duża, ale nie jest jasno określona. To bardzo zaniedbana postać.
Acedemic lovers to rivals?
Widziałam, że ta książka jest promowana jako zawierająca taki wątek. Nie jestem pewna, czy w taki sposób promowało wydawnictwo czy recenzent, ale nie do końca się z tym zgadzam. Po prostu poczułam się wprowadzona w błąd i inaczej sobie wyobrażałam ten motyw.
Fakt, taki motyw się pojawia. Dla mnie jest to wątek trzecioplanowy. Nie podważam jego sensu, bo faktycznie ma większe znaczenie dla fabuły, co mi się podoba. Tylko promowanie tej książki w ten sposób sprawiło, że myślałam, że wątek miłosny będzie równoległy i równie ważny, jak zdobywanie wiedzy i dalsze kształcenie się bohaterów. Myślałam też, że rozegra się to pomiędzy innymi postaciami, bo w mojej głowie pojawiła się najbardziej oczywista opcja. Na całe szczęście i tutaj było dla mnie miłe zaskoczenie.
The Atlas Six to książka, która na pewno by mnie bardziej wciągnęła, gdybym miała więcej czasu. Historia jest godna uwagi, bohaterowie są nietuzinkowi, mimo że nie wszyscy mieli okazję się rozwinąć. Z pewnością wrócę do niej za jakiś czas!
Hej!
Początek października i powrót na studia są dla mnie cięższe, niż się spodziewałam. Jeszcze nie wbiłam się w ten tryb studiów i nie nie umiem go na razie połączyć z innymi rzeczami.
Dziś przedstawiam wpis idealny na początek roku akademickiego — niezbędne aplikacji. Będąc na drugim roku studiów, znalazłam kilka rewelacyjnych aplikacji na telefon lub strony internetowe. W tym przedstawieniu skupię się na najbardziej uniwersalnych rzeczach, a za jakiś czas zrobię podobny wpis z myślą o studentach kierunków ścisłych.
Pokazuję tutaj rzeczy, z których korzystam na co dzień lub regularnie do nich wracam. Jest jedna aplikacja, z której obecnie nie korzystam, ale do tej pory nie mogę znaleźć jej godnego zastępstwa.
1. PDF24 Tools
Moje największe odkrycie, które powinien znać każdy. Jest w pełni darmowa i bezpieczna strona, na której dostępne są narzędzia do edycji PDF. Nie ma żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o wielkość plików. Najczęściej korzystam z funkcji łączenia PDF-ów. Przydatna jest też dla mnie funkcja przekształcania plików PDF na zdjęcia i odwrotnie. Oprócz tego dzielenie, usuwanie, numerowanie stron i bardziej wymyślne funkcje.
Przyda się każdemu, nie tylko studentom, a naprawdę jest mało znana.
2. Ibuk Libra
Cyfrowa biblioteka, która ma dostęp do wielu publikacji. Mój Uniwersytet jest z nią połączony, dzięki czemu mogę z niej korzystać. Przydaje mi się, kiedy nie mam czasu lub chęci na wypożyczanie kolejnej książki.
Jest na niej kilka typów kont. Ja mam ten najsłabszy pakiet, więc mogę tylko przeglądać. W nieco lepszych jest możliwość drukowania kilku stron z książek miesięcznie, co uważa za przydatne i brakuje mi dostępu do tego.
3. CamScanner
Aplikacja dostępna na Android i iOS. Także z gatunku tych, które każdy student powinien mieć zainstalowane. Pozwala szybko zeskanować obrazy i zapisać jako plik PDF. Można skanować pojedynczo kartki lub od razu w formie skanu. Jakość plików jest bardzo dobra, nie ma problemów z czytelnością dokumentów. Jedynie może przeszkadzać, że aplikacja zostawia stopkę ze swoim znakiem. Można to usunąć, wykupując wersję premium.
4. TimeTable+++
Dostępna jest jedynie na Androidzie. Nie znalazłam żadnego zastępstwa na iOS.
Dla tej aplikacji nie udało mi się do tej pory znaleźć zastępstwa. Idealny do tworzenia planu zajęć na studiach. Zawiera tak podstawowe kryteria, jak godzina i koniec zajęć, prowadzący czy miejsce zajęć. Ma również funkcje, których nie mogę znaleźć w innych aplikacjach i bardzo mi ich brakuje:
- okres trwania zajęć — czyli można wpisać, kiedy są pierwsze zajęcia i kiedy ostatnie. Są uwzględnianie tylko w tym okresie. Dla mnie jest przydatne, bo kilka wykładów, które kończą mi się w połowie semestru i zajęć, które zaczynają się w jego połowie.
- możliwość zaznaczenia sposobu powtarzania zajęć — nie określiłam tego dobrze. Chodzi tutaj o to, że w aplikacji można zaznaczyć, że zajęcia odbywają się co 2 tygodnie. Kolejna, bardzo wygodna funkcja.
5. Forest
Aplikacja darmowa na Android, płatna na iOS.
Jedyna aplikacja, za którą byłam w stanie zapłacić. Nie korzystam z niej regularnie. Zazwyczaj wygląda to tak, że po sesji mam jakieś 2 miesiące mniejszego korzystania z niej, a jakieś półtora miesiąca przed zakończeniem semestru przypominam sobie o niej. W najbardziej intensywnych momentach dochodzi do 6 godzin bez telefonu.
Jest dobra, jeśli ktoś chce stosować metodę pomodoro — najczęściej stosuje 25 minut skupienia i 5 minut przerwy. Nie zawsze stosuję się idealnie do tych reguł, bardziej zależy mi na tym, żeby nie ruszać telefonu i się nie rozpraszać. Poważnie, te drzewka mnie motywują.