Hejo!
Powiem szczerze, że miałam naprawdę intensywny miesiąc, ale jestem bardzo zadowolona. Przede wszystkim łączenie aktywności na blogu i studiów - wyszło świetnie. Dawno nie miałam takiej regularności, ale również mam sama z siebie dużo radości z pisania i dyskusji z Wami. Teraz pewnie będzie tydzień bez wpisu, chyba że uda mi się napisać wpis z serii "Krótko o..." i zaplanować, bo majówkę spędzam w Poznaniu. Na pewno będą zdjęcia!
[Materiał reklamowy - współpraca z Moondrive]
Tytuł: This wicked fate. Przeklęte przeznaczenie
Seria: This poison heart #2
Autorka: Kalynn Bayron
Tłumaczka: Alka Konieczka
Strony: 318
Moja ocena: 7,5
Ogólnie ubolewam nad tym, że This poison heart jest jeszcze tak mało znane, przynajmniej sugerując się LubimyCzytać. Chociaż młodzież teraz woli używać GoodReads, to może też dlatego. Pierwsza część mnie naprawdę mocno zachwyciła i uważam, że to jest jedna z lepszych młodzieżówek, jakie ostatnio wyszły. Tak mi się spodobała, że wcisnęłam ją siostrze do czytania, ale chyba zrobi to dopiero w wakacje, bo ma swoje książki.
Bardzo nie mogłam się doczekać drugiej części tej historii i miałam do niej duże oczekiwania. Moment, w którym pierwszy raz zobaczyłam grzbiet tej książki, mnie zaniepokoił — druga część jest cieńsza i krótsza, a moje oczekiwania ogromne.
Oczekiwania vs. rzeczywistość
Jedną z pierwszych rzeczy, jakie chcę w tej recenzji poruszyć, są moje oczekiwania. Tak będzie uczciwie, bo miałam bardzo silne oczekiwania względem tej książki i jej fabułę wyobrażałam sobie zupełnie inaczej.
Przede wszystkim sądziłam, że Briseis musi odszukać jeszcze cztery części serca Apsyrtosa, skoro już dwie ma, przez co również logiczne było dla mnie, że znacznie więcej będzie tutaj podróży. Ogólnie jeśli miałabym zobrazować jakąś książką, to spodziewałam się czegoś podobnego do drugiej części przygód Percy'ego Jacksona, Morze Potworów. Oczekiwałam, że bohaterowie wyruszą w podróż, jak najszybciej, czyli w ciągu pierwszych 50 stron książki, w nie całe cztery zwiedzą sporą część świata, szukając pozostałych części serca. Co się okazało? Do odnalezienia pozostała tylko jedna część serca Apsyrtosa, która znajduje się na zaginionej wyspie Ajai. Większość książki to są przygotowania do wyprawy, a dopiero druga połowa to te właściwe poszukiwania.
Trochę wpłynęło to na mój odbiór, bo oczekiwałam znacznie więcej akcji, a tutaj było dość spokojnie. Jednak można było się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy i szczegółów dla historii. Również postaci epizodyczne, które się pojawiają w tej części, niesamowicie wzbogacają historię. Czytelnik ma szansę poznać wiele ciekawych szczegółów i innych obraz mitologii. Nie jestem pewna na tyle, ile autorka bawiła się mitologią i dostosowała ją do potrzeb swojej powieści, ale niemniej jest to bardzo ciekawe. Nie mam wystarczającej wiedzy, aby móc to weryfikować, ale też nie widzę sensu w tym, bo targetem są nastolatkowie i nie każdy
Znane schematy w nowym wydaniu
Moje skojarzenie z Morzem potworów nasunęło mi tutaj jeszcze jeden wniosek, który moim zdaniem jest pozytywny. Przeklęte przeznaczenie wykorzystuje popularne schematy, ale jednak wnosi coś świeżego.
Przede wszystkim motyw podróży związanej z mitologią. Mamy przedstawione w miarę dokładnie szczegóły przygotowań, ale bez zbędnych i nudnych szczegółów. Widać, że zależy im na przygotowaniu merytorycznym i gotowości na niemalże każdą okazję. Starają się wszystko zorganizować maksymalnie legalnie, aby to wyszło. Rzadko kiedy w książkach dla młodzieży jest tak dobrze opisane. Bohaterki przygotowywały się przede wszystkim merytorycznie, musiały odnaleźć wyspę, a do tego prowadziły wskazówki z mitologii, które były zupełnie zapomniane. Co więcej, okazało się, że część bohaterek z rodziny Colchis miało jakieś informacje na ten temat, ale były błędne i trzeba było je korygować.
Innym znanym schematy jest śmiertelna nastolatka w relacji romantycznej z osobą o nadnaturalnych zdolnościach, która ma kilkaset lat i jest nieśmiertelna. Bardzo dobrze to znamy ze Zmierzchu czy Krwi i popiołu. Tutaj jest to o tyle świeże, że jest to romans dwóch dziewczyn. Co mi się tutaj podoba to to, że Marie zachowuje się jak zwykła, nieco zbuntowana, ale zwyczajna nastolatka. Jedyne co ją odróżnia to większa skłonność do zamartwiania się, która wynika z jej doświadczenia życiowego i doznanych strat przez tyle. W przeciwieństwie do wcześniejszych przytoczonych przeze mnie relacji nie zauważyłam tutaj żadnych toksycznych zachowań, jakie mogą się pojawiać w takich sytuacjach (Edward i jego chorobliwa troskliwość czy właśnie Hawke).
Mniej emocji
Kwestia emocji jest bardzo subiektywna. Ja mam poczucie, że warstwa emocjonalna w tej części wypada słabiej niż pierwszym tomie. Nie wzbudziła we mnie aż tylu emocji. Czytałam z ciekawością, ale dopiero samą końcówkę chłonęłam z zapartym tchem i nie mogłam się oderwać. Być może to kwestia tego, że nie miałam czasu na czytanie i czytałam tę książkę w niewielkich fragmentach z dość długimi przerwami.
[Uwaga w poniższym akapicie znajduje się spoiler do pierwszej części, pod zdjęciem dalsza część bez spoilerów]
Wątek śmierci matki głównej bohaterki nie wzbudzał aż tak wielu emocji. Z jednej strony to rozumiem, bo skoro Bri dążyła do odzyskania Mamy, to etap żałoby jeszcze nie mógł nadejść — wciąż wierzyła, że ją odzyska. Zabrakło mi tutaj większej ilości scen z Mo i wzajemnego wsparcia. W końcu jedną z rzeczy, za które tak pokochałam tę serię, to właśnie te ciepłe relacje matek z córką. Dużo większa uwaga była skierowana relację Briseis z Circe, czyli siostrą biologicznej mamy dziewczyny. Jest to relacja z początku dość dziwna, nieco formalna — nic dziwnego, skoro Circe powinna nie żyć. Mimo tego jest ona opisana ciekawie, obie bohaterki przełamują lody i chcą się poznać. Jednocześnie dbając o zrozpaczoną Mo, co uważam za bardzo dobre.
[Koniec spoileru]
Za mało stron, aby docenić bohaterów
To punkt tej recenzji, o którym najciężej jest mi pisać. Poprzednio bohaterów poznawało się przez ich relacje, a relacje Bri i jej mam są pełne ciepła i wzajemnie miłości. Nowe przyjaźnie Bri uskrzydlają ją i pozwalają się otworzyć na innych, ale też na swoją moc. Tych ważniejszych bohaterów jest sześcioro i przy niecałych 400 stronach to zdało egzamin. Można było ich poznać, polubić i docenić.
W tej części pozostaje kilku starych bohaterów, ale dochodzą dwie nowe postaci oraz jedna wysuwa się na pierwszy plan. Jednak mimo mniejszego znaczenia części postaci z poprzedniego tomu, to jednak czuć, że się zrobiło tłoczno. Ta część ma 320 stron i czuję, że ta długość sprawiła, że bohaterzy zostali zaniedbani. Jak myślę o postaciach, które dopiero teraz poznajemy — Circe, Persephone i właściwie Nyx, która tutaj odgrywa większą rolę, to ich kreacja jest okej. Jest to wystarczające, zaciekawia czytelnika i nie czuć niedosytu. Jednak starzy bohaterowie na tym ucierpieli. Przede wszystkim Bri i jej mamy — w tej sytuacji można było przedstawić więcej rzeczy związanych, które ukazywałyby siłę i moc ich relacji.
Czuję też, że Bri w tej części była bardziej obserwatorem. To też nie jest coś, do czego jestem przyzwyczajona. Jej rola była istotna w wyprawie i koniec końców bez nie można było tego osiągnąć, ale to nie ona byłą mózgiem tej wyprawy. Brała udział w rozmowach, a w planowaniu, ale tak właściwie nie ona decydowała i bardziej właśnie była szarym członkiem. Również jest to nietypowe, aby głównej bohater nie był przywódcą, jednak jest to logiczne w tej sytuacji. Bri jest najmłodsza, a większość członków wyprawy jest nieśmiertelna. Ciekawi mnie, czy to jest nowy trend, gdzie główna bohaterka, to nie superbohaterka, która sama sobie radzi ze wszystkim, ale osoba, która wie, z czym sobie poradzi.
This wicked fate. Przeklęte przeznaczenie to bardzo dobra kontynuacja, chociaż wyczuwam w niej syndrom drugiego tomu. Miałam do niej inne oczekiwania, ale nie czuję się w żaden sposób zawiedziona. Ilość ciekawostek i nawiązań mitologicznych mnie zadowoliła, ale to jest kolejna książka, która jest dla mnie za krótka. Chciałabym, aby poszczególne etapy podróży poza przygotowaniem do niej były bardziej opisane, a zwłaszcza wydarzenia z wyspy. Jednak mam cały czas na uwadze, że jest to książka skierowana do młodzieży, skąd mogą wynikać te bardziej ogólne opisy. W porównaniu do pierwszej części wypada w moich oczach nieco gorzej. Widzę, że parę rzeczy mogłoby być bardziej rozwiniętych, co wywołałoby we mnie więcej emocji.
Jeśli chodzi o całą serię, to niezmiernie ją polecam. Moje ocena jednak wynika z tego, że miałam dość mocne oczekiwania względem tej części i jakieś wyobrażenie, ale także z tego, że jednak jest nieco dojrzalszym czytelnik, niż byłam. Akurat ta dojrzałość czytelnicza to sprawa dla mnie dość świeża i wydaje mi się, że to się nagle zarysowało w ciągu ostatnich tygodni. Z pewnością nastolatki powinny sprawdzić na sobie, czy im się ta seria spodoba.
Objętość książki jeszcze o niczym nie świadczy, choć muszę przyznać, że jak lubię jakąś serię, to też wolę, jak tomy są grubsze. Akurat "Morze potworów" uważam za najsłabszą część cyklu.
OdpowiedzUsuńOba tomy mam dopiero w swoich planach czytelniczych.
Książki jak narkotyk
Z jednej masz rację, bo to o niczym nie świadczy, ale z drugiej jeśli chodzi o fantastykę, to tutaj jest często ciężko zmieścić na 300 (+/- 20) stronach. W tej książce jest sporo postaci, bardzo zażyłe relacje, a to już się nie zmieściło w tej historii. Niestety.
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że coś nie coś tę serię znam (z widzenia i słyszenia oczywiście, bo sama nie miałam okazji jej przeczytać). Myślę, że mogłaby mi się spodobać, lubię takie klimaty.
Przeznaczenia podobno nie można oszukać :D Zazwyczaj, gdy pierwsza część robi na nas dobre wrażenie, kolejna nie jest już tak dobra, bo ciężko przeskoczyć poprzeczkę, gdy jedynka zapadła w naszym sercu. Mam tak samo z jednym wyjątkiem! Uważam, że Shrek 2 był lepszy od 1 :)
Jak tylko będę miała okazję, chętnie poznam tę serię :)
Pozdrawiam cieplutko ♡
O, ja ostatnio miałam naprawdę dobrą passę, jeśli chodzi o kontynuacje. Większość bardziej mi się podobała niż pierwsze części - a to lepiej relacje oddane, ciekawsze wątki czy ogólnie lepiej technicznie napisane. :D
UsuńJeśli chodzi serię z recenzji, gorąco zachęcam do przeczytania! Jak dla mnie to jedna z tych serii, które są w Polsce niedoceniane, a naprawdę powinno być o nich głośniej.
Nie lubię książek, które czerpią ze znanych historii czy mitów, a jednocześnie zmieniają tekst źródłowy. Takie coś nie powinno mieć nigdy miejsca.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że w przypadku mitów trudno mówić o tekście źródłowym, bo większość nie dotarła w niezmienionej formie do obecnych czasów.
UsuńBardzo ciekawa recenzja, chociaż ani tej ani pierwszej książki nie znam.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń