Książka, która sama się ogranicza - Cory Anderson "What beauty there is" recenzja
Spodziewałam się, że w styczniu pojawi się jeszcze jakiś wpis, ale jak zawsze moje oczekiwania przegrały w walce z rzeczywistością. Cieszę się, że plan minimum, który sobie obrałam, został zrealizowany. Nie będę w tym roku cisnąć, aby wpisy były co weekend, bo wiem, że pewnie tego nie zrealizuję, a takie coś bardziej mnie blokuje, niż motywuje. Może uda mi się (w końcu) napisać trochę wpisów na zapas.
Oczywiście, dziś nie o tym, jakie ja mam zamiary i co u mnie, i dlaczego nie piszę, ale recenzja książki. Zdecydowałam się na współpracę przy tym tytule, bo po prostu mnie zaintrygował. Opis mnie nieco zwiódł, bo liczyłam, że będę mieć do czynienia z książką o nastoletnich problemach, ogromnych problemach rodzinnych, a otrzymałam thriller młodzieżowy. Tyle słowem wstępu, ale zaraz i tak dowiecie, jak spodobała mi się ta książka.
Tytuł: What beauty there is
Autorka: Cory Andreson
Tłumaczka: Karolina Podlipna
Liczba stron: 352
Data wydania: 18 stycznia 2023 r.
Moja ocena: 6/10
Można powiedzieć, że Jack Dahl od urodzenia nie miał szczęścia, a z czasem było tylko gorzej. Ojciec w więzieniu, matka popełnia samobójstwo, a pieniędzy nie ma. Nie jest sam, ma młodszego brata, którego za wszelką cenę chcę obronić przed tym całym złem. Nad Jackiem ciąży widmo utraty brata, przez co decyduje się, aby odnaleźć pieniądze, za które jego ojciec poszedł do więzienia. Nie spodziewał się, że będzie to aż tak niebezpieczne...
Thrillery to gatunek, który przede wszystkim czytam rzadko. Nie do końca rozumiem jego ideę, więc te książki często mnie nie zachwycają. Najczęściej moje oczekiwania są większe i się zawodzę, bo okolice punktu kulminacyjnego są aż nazbyt absurdalne lub odwrotnie, nie są aż tak zaskakujące. Może trafiałam na mało reprezentatywne książki, co mnie trochę zraża i książki z tego gatunku nie są moim pierwszym wyborem.
Chyba powoli się to zmienia, bo jest to drugi thriller, co prawda młodzieżowy, który przeczytałam w tym roku. Tylko dalej nie ma miłości do tego gatunku. Może to nie dla mnie gatunek.
Zapowiadało się tak dobrze...
Pierwsze wrażenie było naprawdę dobre. Mroczny klimat, ale nie w takim znaczeniu, jak jest w książkach fantastycznych. Mroczny, jak bardzo może być mroczne życie. Tragedie od pierwszych stron. Problemy zbyt duże dla nastolatków, które jednak bohater musi udźwignąć. I właśnie... Czego się spodziewałam?
Oczekiwałam bardziej książki o problemach i ich rozwiązaniu, nietypowym, ale jednak dostałam coś innego. Tutaj to właśnie thriller — nie dość, że bohaterowie znaleźli się w trudnej sytuacji, to w dodatku grozi im jeszcze inne niebezpieczeństwo!
Od połowy coś zaczęło mi przeszkadzać. Przede wszystkim zaczął mnie drażnić styl pisania. Początkowo jego surowość i chłód mi pasowała. Później wydawało mi się to zbyt puste. W połowie zorientowałam się, że nie wiele mogę powiedzieć o bohaterach. Z opisów mało o nich wywnioskowałam, ale najgorszy aspekt tej książki to dialogi. Są po prostu słabe. Krótkie wypowiedzi, często na zasadzie pytanie-odpowiedź. Bardzo mnie to drażniło. Sprawę ratowały opisy, które oddawały klimat książki. Był ciekawe i pełne akcji. Chociaż niekiedy się same w tej akcji gubiły.
Historia, którą ogranicza konwencja
Wydaje mi się, że również chciałam więcej od tej historii, niż mogła mi dać młodzieżówka. Zwykle nie czepiam się tego, że książka spełnia cechy danego gatunku. Ba, nawet tego nie lubię. Jak mi przeszkadza konwencja danego gatunku, to go nie czytam. Tylko zawsze znajdzie się wyjątek.
What beauty there is to właśnie ten wyjątek. Jedną z cech tej książki miała być brutalność, co się gryzie z książkami dla młodzieży. Sceny przemocy były pisane maksymalnie delikatnie, ale przez to one były tymi najbardziej chaotycznymi. Zamiast mocno we mnie uderzać i szokować swoją brutalnością, to się w nich gubiłam i musiałam czytać od nowa. Frustrujące.
Mogę sobie narzekać, że za mało brutalne, ale to nie ma większego znaczenia. Młodzieżą już nie jestem, więc nie należę do grupy docelowej tej książki. Fajnie, że pojawia się coraz większa różnorodność wśród książek młodzieżowych. Jeśli szukacie czegoś świeżego w tym gatunku, to może być dobry kierunek.
Bohaterowie, z którymi łatwo sympatyzować
Bohaterowie to zarówno zaleta tej książki, jak i jej wada.
Jack i Matty wzbudzają współczucie. Ogólnie ich obraz jest budowany jako pozytywny, mimo że niezbyt szczegółowy. Najlepiej przedstawiony jest Matty, co wynika z tego, że jego straszy brat dużo o nim myśli i rozmawia. Matty jest również światełkiem w mroku. Taki mały promyczek słońca w pochmurny dzień i źródło nadziei.
O Jacku mało umiem powiedzieć. Niewiele wiem o jego przeszłości, właściwie tylko najważniejsze wydarzenia, które go ukształtowały. Jednocześnie Jacka jest łatwo polubić — ma ciężko w życiu, chce być uczciwy i zapewnić dobre życie swojemu bratu. Niby zataja śmierć matki, ale to mu można wybaczyć — przecież chce dobrze.
Ava z kolei jest bystra. Poznajemy ją przez dziennik i retrospekcje. Jej przeszłość jest najlepiej opisana i najwięcej można się o niej w ten sposób dowiedzieć. Jednak autorka nie rozwinęła relacji Avy i jej ojca. Czuję, że wiele rzeczy zostało tutaj niedopowiedzianych, a szkoda. Z pewnością byłoby to korzystne dla obydwu postaci.
Postaci, które zagrażają bohaterom, są płytkie. Czuję, że zostali bardzo stereotypowo wykreowani. Są źli, bo są źli i nie ma w tym żadnej głębi. Okrucieństwo dla samego okrucieństwa, co również nie ma żadnego motywu w psychice antagonistów.
What beauty there is to dla mnie kolejny thriller, którego nie czuję. Z tym gatunkiem mam właśnie problem — wszystko jest spoko, ale nie ma tego WOW. Jeśli szukacie czegoś oryginalnego, jakieś perełki wśród młodzieżówek to z pewnością warto spróbować. Szczególnie że nie jest to długa książka. Nieco ponad 300 stron. Czyta się ją bardzo szybko i nie stracicie wiele, poświęcając jej czasu. To również kopalnia złotych myśli. Jest w niej wiele mądrych i trafiających w serce cytatów. Można z niej wiele wynieść, jeśli akurat taka forma do Was trafia.
Myślę, że ja mogłabym przeczytać tę książkę. Chociażby dla tych złotych myśli.
OdpowiedzUsuńMiłego czytania!
UsuńZgadzam się, że tę książkę częściowo ogranicza konwencja. Akurat mi ta książka bardziej przypadła do gustu niż tobie.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Mnie niestety nie, zastanawiam się, czy nie mam za dużych oczekiwań.
UsuńZ jakiegoś powodu thriller dla młodzieży brzmi trochę jak oksymoron... W sensie, czy ludzie, którzy piszą książki, wiedzą jak wyglądają gry komputerowe, w które gra młodzież? Z jeden strony rozumiem chęć ochrony młodzieży, ale z drugiej - bądźmy realistami.
OdpowiedzUsuńGry (i filmy też) mają zalecany wiek, więc to nie jest wyznacznik. Z jakiegoś powodu zostało to ustawione, tylko nie jest to często respektowane.
UsuńW przypadku książek nie ma tego dokładnie określonego. W książkach dla młodzieży mówi się o "plastycznie napisanych scenach przemocy", co oznacza, że są one naznaczone, ale stosunkowo delikatne, bez bardzo krwawych i drastycznych opisów.
Czytałam "W mroku płytkich kłamstw", które również jest określane jak thriller młodzieżowy. Tam napięcie było budowane w inny sposób — jako tajemnicą, rozwiązywanie zagadki, która okazuje się mroczniejsza. Nie miałam tak takiego poczucia, jak tutaj.