Z ogromnym zadowoleniem przychodzę z tym postem, bo po prostu przez te trzy miesiące nazbierało mi się kilka książek, o których mogę cokolwiek napisać. W dodatku będzie bardzo różnorodnie! Były gnioty, były świetne książki i były przeciętniaki z głupimi błędami. Znowu nie wyszło aż tak krótko, jakie było moje pierwotne założenie tej serii, ale w takiej formie znacznie lepiej się czuję. 

Zapraszam do czytania! Nie będę już przedłużać. 

Olejcie Netflixa! — Enola Holmes Nancy Springer 

Przed obroną, aby się zrelaksować i nie myśleć, o tym co mnie czeka, zaczęłam czytać serię o Enoli Holmes. Miałam na tę serię na oku od dłuższego czasu, obejrzałam już filmy z serii na Netflixie i myślałam, że mniej więcej wiem, czego się spodziewać. Jak ja się zaskoczyłam!
Seria o Enoli Holes to bardzo przyjemna seria książek. Przede wszystkim podoba mi się to, że autorka starała jak najbardziej wiernie oddać realia tamtych czasów. Oczywiście, że można dyskutować nad realnością tego, jak Enola ukrywa się przed braćmi i co w tym czasie, ale ma to znacznie więcej sensu niż w filmie. Przede wszystkim korzysta ze makijażu, przebiera się i robie charakteryzację, aby nie być Enolą Holmes. Świetnie się to czyta, szczególnie że cały czas Enola musi ukrywać się przed braćmi. Czasem na siebie wpadają, czasem oni się nie orientują, a czasem tak i jest super! Więzi między rodzeństwem pojawiają się gdzieś bliżej końca serii. 
Każdy tom przedstawia rozwiązanie innej sprawy. Te sprawy nie są aż tak spektakularne jak w filmie. Wydają się dużo bardziej realne. Również jest to bardziej możliwe do rozwiązania przez czternastolatkę. Enola nie ma wiecznie genialnych pomysłów, czasem popełnia błędy, a czasem nie zauważy czegoś, co rzuca się na pierwszy rzut oka. Jednak wciąż ma niezwykle błyskotliwy umysł, jest aż nazbyt inteligenta i samodzielna jak swój wiek. W dodatku nie podąża ślepo za ówczesną modą, a nawet zdaje sobie sprawę z problemów, jakie to może ze sobą nieść. 
Z czym mam największy problem w produkcji Netflixa, to wątek matki głównej bohaterki. Został on ta zniszczony, że tego nie da rady uratować. Nie zepnie się to tak ładnie i nie zrobie to aż takiego wrażenia na czytelniku jak w książce. Druga kwestia to dodanie bezsensownego wątku romanycznego w filmie, gdzie w książkach Enola nawet nie myśli o takich rzeczy.  
Cała seria składa się obecnie z siedmiu książek, na jesieni powinna wyjść w Polsce kolejna. Wiadomo, jak to jest, jedna część jest lepsza, inna nieco gorsza. Dla mnie całokształt jest bardzo dobry i polecam ją nie tyle, co Wam, ale bardziej dzieciakom w podstawówce, które chcą zacząć coś czytać. 


Po prostu dobra młodzieżówka — Dunbridge Academy. Tam gdzie ty Sarah Sprinz

Zdecydowanie to jest książka, o której mam najmniej do powiedzenia, ale jest jedną z lepszych młodzieżówek, jakie ostatnio czytałam. Oceniam ją jako bardzo dobrą, a od kilku (okej, od dwóch lat) zwykłym młodzieżówkom ciężko jest mnie nie znudzić i zachwycić. Co prawda, nie nazwałabym tej książki jakąś mianem odkrywczej i łamiącej schematy, ale nie jest to żaden odgrzewany kotlet.
 Nie byłabym sobą, gdybym moje wyobrażenie o tej książce, a rzeczywistość była zupełnie inna. Przede wszystkim spodziewałam się, że cała trylogia będzie mieć tych samych głównych bohaterów, a głównym wątkiem będą poszukiwania ojca przez Emmę oraz jej zmagania w nowej szkole. Do tego jeszcze doszłyby jakieś inne wątki, może lekki wątek kryminalny, jakieś tajemnice do rozwiązania. Przecież szkoła w szkockim zamku aż się prosi o tajemnice! 
Jednak Dunbridge Academy to jedna z tych serii, w którym każdy tom przedstawia historię miłosną innych bohaterów. Zwykle nie przepadam za czymś taki, bo postaci drugoplanowe nie są aż tak dobrze zarysowane, aby była zaciekawiona relacją. Tutaj jest inaczej. Zarówno romans główni bohaterowie, jak i drugoplanowi są wyraźni, ciekawi i sympatyczni. Z łatwością (niemalże) wszystkich polubiłam na tyle, aby chcieć przeczytać kolejne części, a zwłaszcza drugi tom! Będzie o takich fajnych postaciach i takiej relacji, że będę zachwycona. 
Tam gdzie ty przedstawia historię Emmy i Henry'ego. Jest dość prosty romans między nastolatkami, którzy powoli zaczynają wchodzić w dorosłość. Bardzo mi się podoba, że dla obydwojga bohaterów nie jest to pierwszy związek. Mają już jakieś doświadczenia w relacjach damsko-męskich. Początkowo Henry ma dziewczynę, z którą jest do kilku lat. Jednak to uczucie zaczęło się wypalać, już nie jest tak, jak dawniej. Nie jest to aż tak rozwinięte i chciałabym, aby było nieco więcej przemyśleń. Relacja bohaterów rozwija się spokojnie, chociaż czuć między nimi chemię oraz poczucie, że to nie powinno tak wyglądać, bo przecież jedno z nich jest zajęte.
Kolejną zaletą jest to, że wątek romantyczny nie zasłania pozostałych. W tej książce ukazane są problemy rodzinne bohaterów. Emma pragnie odnaleźć ojca, którego nie widziała od lat. Henry z kolei zmaga się z tęsknotą za rodziną i innymi problemami. Po prostu w tej książce jest czas i miejsce na wszystko.  

Gorsza wersja Zmierzchu — Crave Tracy Wolff

Bardzo mocno czuć inspirację "Zmierzchem", co nie wyszło dobrze. Nie, żeby "Zmierzch" był jakimś wybitnym dziełem literatury (chociaż mam do niego ogromny sentyment), to chociaż się kupy trzyma.
Główna bohaterka trafia do nowej szkoły na Alasce i od samego początku wzbudza zainteresowanie dwóch największych przystojniaków w szkole Nie wiadomo dlaczego, przecież ledwo ktokolwiek ją poznał. I właściwie żaden z nich jej dobrze nie pozna, bo cała akcja książki to ledwo 2 tygodnie. Co już wystarcza, aby zdążyła się zakochać w jednym z tych przystojniaków, oczywiście tym bardziej niebezpiecznym, przed którym każdy ją ostrzega. Początki relacji bohaterów są bez sensu. Ich rozmowy są o niczym, nie wiadomo, o co w nich chodzi i jakim cudem bohaterka znajduje coś, aby się zauroczyć w bohaterze. Później też nie jest lepiej, bo bohaterowie po kilku dniach epatują wielką miłością do siebie, co po prostu wzbudza tylko politowanie.
Fabuła? Przez pierwszą połowę nikt nie mówi nic bohaterce, tylko są jakieś mętne ostrzeżenia, że jest tutaj dla niebezpiecznie. A, no i ktoś chciał ją zabić na dzień dobry, ale to nie jest powód, aby powiedzieć o świecie, którego jest część. W końcu się dowiaduje. I co? Jak każda bohaterka serii dla nastolatków o wampirach — nie boi się, bo i czego ma się bać? Druga połowa książki się rozkręca, ale w moim odczuciu jest chaotycznie napisana. Główny antagonista miał swój przebiegły plan, ale dlaczego akurat ten plan wyglądał tak, a nie inaczej, to się nie dowiedziałam i dalej tego nie rozumiem.

Część dialogów była jak wyjęta ze "Zmierzchu", co wypadało tandetnie. W innych miejscach były jakieś suchary, które po przetłumaczeniu na polski wypadały jeszcze słabiej. W pewnej scenie znalazł się tak głupi błąd, jak użycie słowa "siostrzenica", gdzie bohaterka była bratanicą... Nie wiem, czemu nikt tego nie zauważył.

Na koniec zostawiam dwie książki, w których opiniach zawarłam spoilery.  Chyba zawarłam, bo nie do końca nie jestem pewna, ale oznaczę. Szczególnie nie jestem pewna, czy to, co napisałam w Muchomorach w cukrze, jest spoilerem, bo jak dla mnie bez kontekstu to nic nie mówi i nie ma wielkiego znaczenia.

Dziwnie — Muchomory w cukrze Marta Bujan

Bardzo dziwna książka, po przeczytaniu nie do końca wiedziałam, co o niej myśleć, czy moje wrażenia są bardziej pozytywne czy negatywne. Realnie niewiele rzeczy mi się podobało, a rzeczy, które w pierwszej chwili uznałam za plusy, po prostu mi nie przeszkadzały.
Zaczynając od plusów — po raz pierwszy, czytając thriller, poczułam się tak, jak oczekiwałam. Był dreszczyk emocji, taki niepokój, jakiego wcześniej nie udało mi się doświadczyć. W trakcie zakończenia dzieje się najwięcej i gdzieś do połowy punktu kulminacyjnego byłam naprawdę zadowolona z przebiegu rzeczy. Tylko autorka przekombinowała. To nawet nie jest za mocne, ale po prostu motyw jest dziwny, nielogiczny, mam ochotę napisać "odklejony". Nie wiem, jak ładniej to określić. Tutaj naprawdę nieco prostszy, bardziej przyziemny motyw lepiej by się sprawdził. 

Brak akcji przez większość książki nie przeszkadzał mi. Nie nudziło mnie to. Nawet fajnie pasowało do klimatu — najdłuższe wakacje życia, dom w górach na odludziu i upał. To trochę jak czekanie na burze. Jest świadomość, że zaraz zacznie grzmieć, tylko nie wiesz kiedy i w końcu przychodzi bardzo późno. Są jakieś drobne znaki, że coś jest nie tak i to jest takie irytujące, bo nikt nie zwraca na to uwagi. Każdy jest "ahoj, przygodo!". Czy jest to jakaś wybitna przygoda? W moich oczach nie. Właściwie bohaterowie spędzają czas w domku i piją dużo alkoholu (takie ukazanie spędzania czasu jest minusem i jest szkodliwe). Nie chodzą na wycieczki, z czego mogliby skorzystać. Szkoda, naprawdę. 

Bohaterowie... Cóż nie polubiłam się z nimi. Poza Fio, Kostkiem i Adamem reszta miała jakieś cechy osobowości, ale nie byli jakoś wyraźni. Zupełnie obojętni dla mnie. Adam wzbudzał niepokój. Kostek irytował, bo był po prostu snobem i za wszelką cenę pokazywał, jaki to on nie jest elokwentny.
O Fio ciężko mi się sensownie wypowiedzieć. Z jednej strony chcę ją zrozumieć jako osobę z zaburzeniami psychicznymi, ale z drugiej jest to tak dziwnie zbudowane, że w trakcie czytania marszczyłam tylko brwi z konsternacją. Jej myślenie jest dla mnie tak odległe. Momentami nawet bym określiła mianem bezmyślnego, nielogicznego zupełnie bez sensu. 

W książce są też drobne absurdy i głupotki, które również wzbudziły moją konsternację. Nie podoba mi się sposób przedstawienia żałoby, ale może to przez to, że ja inaczej to przechodziłam. Tutaj wnioskuję z narracji — ojciec pozwala zdecydować 13-latce, czy chce iść na terapię. I kurcze, to dla mnie dość abstrakcyjne, że właściwie dziecku daje wybór w tak delikatnej kwestii i w tak trudnym momencie.
Inna rzecz, na którą zwrócił uwagę w ten negatywny sposób, to rozmowa o wypadku sprzed 30 lat, który został spowodowany, bo kierująca korzystała z telefonu komórkowego. Jest to taka mała głupotka, bo mniej-więcej byłyby lata 90 lub ich końcówka, czyli czasy, w których telefony komórkowe, nie były aż tak powszechne, a tym bardziej mało prawdopodobne, aby były przyczyną wypadku samochodowego. Znowu więcej prostoty i byłoby okej.

Nic specjalnego — Love on the brain Ali Hazelwood

Nawet nie jestem zawiedziona, tylko no… najzwyklej w świecie ta książka do mnie nie trafiła. Spodziewałam się czegoś więcej, niż dostałam, mimo że to, co czytałam, nie jest najgorsze. Ot, taka przeciętna książka. Spędziłam przy niej miło czas, myślałam, że pomoże mi wyjść z minizastoju czytelniczego, ale kurde nie trafiła do mnie. Parę razy się zaśmiałam, ale też nie wzbudziła we mnie jakichś innych emocji. Ani wkurzenia, ani jakiego namiętnego przeżywania tego, co czytam. Bohaterowie są mi zupełnie obojętni. Ani ich nie polubiłam, ani ich nie znienawidziłam. Są, bo są, mimo że mam do nich pewne zastrzeżenia.
Najbardziej zawiodło mnie w tej książce zakończenie. Pasuje jak wół do karety. Jest bez sensu w odniesieniu do całej książki. Autorka próbowała wzbudzić więcej emocji w czytelniku, spuścić bombę, ale mnie to zupełnie nie przekonało. Gdyby zostawić ogólny zamysł i odpuścić tak mocną eskalację wyszłoby lepiej, naturalnej. Do tego w punkcie kulminacyjnym dialogi były sztuczne. Trochę jakby Chat GTP miał napisać scenę, w której główny bohater spotyka swojego wroga.
Ogólnie nie spodobał mi się sposób przedstawienia i prowadzenia relacji między bohaterami. Irytujące było to, że Bee do połowy książki tkwiła i nawet sama się nakręcała w przekonaniu, że Levi jej nienawidzi.

[spoiler]

Jednak to, co mnie w ich relacji razi to Levi. Nie jako sama postać, ale to jak są przestawione uczucia z jego strony. Jak dla mnie jest to 🚩. To niepokojące, że koleś, który ma ok. 30 lat, przez 5 lat nie wiąże się z nikim i z nikim się nie spotyka, bo jest „zakochany” w osobie, z którą nie ma i w sumie praktycznie nigdy nie miał kontaktu. Nieco creepy. Do tego w takich sytuacjach najczęściej dochodzi do idealizowania i tworzenia fałszywego obrazu tej drugiej osoby w swojej głowie, więc tym bardziej mnie to nie przekonuje.



Komentarze

  1. Crave Tracy Wolff kojarzy mi się bardziej z serialem Pamiętniki wampirów. A do Zmierzchu też mam sentyment.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obejrzałam tylko dwa odcinki "Pamiętników wampirów", więc jedynie na początku dostrzegłam jedno powiązanie - obie bohaterki dość niedawno straciły rodziców. Nie wykluczam, że może być ich więcej.

      Usuń
  2. nie slyszalam o nich wstyd sie przyznac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co się wstydzić! Targetem tych książek jest przede wszystkim młodzież (poza ostatnią)

      Usuń
  3. Witam serdecznie ♡
    Świetne recenzje :) Pierwsza seria bardzo mnie ciekawi. Cóż, wersja filmowa zawsze jest okrojona i nie pokarze tyle co książka. Niejednokrotnie się z tym spotkałam. Dlaczego? Wersji jest wiele. Pisać można sporo, a film musi się zmieścić w jakimś przedziale czasowym. Dlatego wolę najpierw przeczytać o potem obejrzeć, bo jak czegoś w filmie nie zrozumiem, to książka mi to wyjaśni :) Druga pozycja też mnie ciekawi. Trzecia... nigdy nie byłam fanką wampirów. Ani pisanych, ani filmowanych tak więc to nie jest historia dla mnie. Kolejna i kolejna... raczej nie sięgnę, choć po okładkach mogłabym powiedzieć, że lektury idealne dla mnie ;) Świetny wpis Kochana!
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Z filmem jest taki problem, że przesadził (?). To, co się tam zadziało, porównując z książką, jest bardziej nierealne. Autorka postarała się maksymalnie wiernie, w jakim stopniu ta historia pozwala, oddać rzeczywistość tych czasów i ta zmiana moim zdaniem odbiera klimatu. No i wątek mamy Enoli - jej mama nie pojawia się ani razu w całej serii, są jedynie wiadomości od niej, co ma sens i jest wyjaśnione na koniec szóstego tomu.

      Usuń
  4. Uuu z tego wszystkiego chyba najlepiej się plasuje cykl o Enoli Holmes. Mam pierwszą część na półce, może kiedyś się wreszcie zabiorę. Jeden film ostatnio oglądałam😄

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa lista ^^ może parę się u mnie znajdą :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dwie pierwsze propozycje mnie kupiły, mimo iż już nie moja kategoria wiekowa. Czasem lubię sięgnąć po młodzieżówki, a nawet książki dla dzieci dla odrobiny relaksu. Dobrze wiedzieć, że seria o Enoli jest lepsza niż serial. Sporo słyszałam też o tych Muchomorach w cukrze sprzecznych opinii. Może muszę się sama przekonać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muchomory albo się uwielbia, albo jest się zawiedzionym. To nie jest zła książka, ale mi się po prostu nie podobaly rozwiązania fabularne, na jakie zdecydowała się autorka.

      Usuń

Prześlij komentarz

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!