Kwartalnik VIII - za szybko

 Hejo!

Dziś przychodzę z podsumowaniem ostatnich trzech miesięcy, a następnie chwila przerwy od tego typu wpisów. 
Na początek. Dziś do północy można jeszcze głosować w Rankingu OpowiemCi - kliknij tutaj. Zostałam nominowana w trzech kategoriach: 

  • bloga - Myśli z głowy wylatujące
  • Instagram - @myslizglowywylujace
  • Akcja książkowa - Najgłośniejsza książka roku

Co u mnie? 

Będę się powtarzała, ale ten rok akademicki jest ciężki! Naprawdę nie spodziewałam się, że cały czas będzie się coś i właściwie cały czas trzeba będzie coś ogarniać, i ogarniać to, czego ktoś inny nie ogarnął. 
Wydarzyło się kilka rzeczy, których się nie spodziewałam. Zaangażowałam się w projekty, które w przyszłości naprawdę mogą zaowocować. 
Mój czas dla mnie i dla moich zainteresowań był niewielki. Kiedy już go miałam, to wolałam sobie po prostu odpocząć z serialem niż pisać lub czytać. Przez to też mniej czytałam i mniej pisałam na bloga. Musiałam się nauczyć, jak nadawać priorytety zadaniom. A raczej, jak odpuszczać to, gdzie nie muszę się starać na 100%. Pocieszała mnie również zasada 80/20, czyli że 80% efektów wynika z 20% działań. Czy to działa? Nie jestem pewna, ale chociaż pozwala mi odpuścić i wyluzować. 
Tak sobie myślę, że również wiele rzeczy zaczynałam i nie kończyłam przez brak czasu. Czyli coś robiłam, ale efektów ostatecznie nikt nie zobaczył



Książki 

Przez te trzy miesiące przeczytałam 10 książek. Zdecydowanie poszłam w jakość, a nie w ilość. Żartuję, nie przepadam za tych stwierdzeniem w sensie. Po prostu miałam mało czasu na czytanie, więc nie był to mój świadomy wybór. Po prostu tak wyszło. 

Co polecam? 
1. Córka Smoka Adam Faber — rewelacyjne zakończenie trylogii! Mimo tytułu, który sugeruje, kim jest Sky, książka mnie zaskoczyła. Samo jej czytanie było bardzo przyjemne. Krew Ferów jedna z moich ulubionych serii. Polecam każdemu, kto lubi magiczne klimaty. 9/10  
2. Cuda wianki — kolejny zbiór opowiadań o rodzinie Koźlaczek. Ma inny klimat niż Cud Miód Malina. Na niesamowitą całość składają się opowiadania, które nie są idealne. Mają drobne wady, tu mi czegoś zabrakło, tu czegoś jest za dużo, ale ostatecznie razem tworzą coś świetnego. 9/10
3. Lonely Heart — poruszająca serce historia. Zakochiwałam się coraz bardziej z każdą stroną, aby na koniec zostać ze złamanym sercem. Dużo emocji mi dała. 9/19

Każda z tych książek jest na podobnym poziomie i wywarły na mnie ogromne wrażenie. Córki Smoka i Cuda Wianki zdecydowałam się nie umieszczać w najlepszych książek. Wolałam dodać tam Lonely Heart, które było przeczytane na świeżo i było z innego gatunku, ponieważ w tym momencie mam delikatny przesyt fantastyką. 
Na całe szczęście nie przeczytałam żadnej słabej książki, więc nie mam czego Wam odradzać. 

Filmy

Ostatnio zaczęłam więcej filmów oglądać. Byłam dwa razy w kinie, planowałam jeszcze pójść na Avatara 2, ale zrobię to po Nowym Roku, bo nie zdążyłam.  

Co polecam?
1. Avatar — byłam w kinie i to było coś niesamowitego! Efekty specjalne w 3D zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Co prawda, wyszłam przed końcem, bo już to oglądałam i wiem, że bym się popłakała, ale i tak świetnie się to oglądało.
2. Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie — jakie to było dobre! Sceny z tego filmu powracają do mnie w myślach bardzo często. Puściłam, myśląc, że to będzie komedia. Bardzo się myliłam, ale nie żałuję, bo to chyba najlepszy film tego roku. 
3. Jeździec bez głowy  — klimat tego filmu jest niesamowity. Motyw Jeźdźca bez głowy kojarzyłam, ale nigdy  nie interesowałam się historią. Jeden z nielicznych filmów, który oglądałam, uważnie śledząc to, co się dzieje na ekranie.



Seriale

Seriale nie poszły przez ten czas w odstawkę, mimo że zaczęłam oglądać więcej filmów. Przez te trzy miesiące obejrzałam naprawdę dużo odcinków. Oglądałam nowości, następne sezony ulubionych seriali, ale także powróciłam do seriali z dzieciństwa i obejrzałam coś, co zaczęłam oglądać w trakcie egzaminów gimnazjalnych.

Co polecam? 
1. Wednesday  — jestem zachwycona! Klimat Addamsów zachowany, Jenna Ortega zagrała rewelacyjnie. Fabuła mnie wciągnęła. Naprawdę przeżywałam to, co się dzieje na ekranie. Jestem zachwycona i jestem ogromną fanką!
2. Emily w Paryżu — obejrzałam w październiku dwa sceny praktycznie na raz. Fajny, lekki i przyjemny serial. Jakiś tydzień temu wyszedł trzeci sezon, ale wciągnął mnie na tyle, aby to pochłonęła w jeden dzień. Zostały mi trzy odcinku do końca sezonu. Gdzieś od czwartego robi się klimat, taki jaki kojarzył mi się z tym serialem. Trzy pierwsze odcinki były średnio ciekawe, nieco nawet irytujące. 
3. Szkoła złamanych serc — świetny serial dla młodzieży! Porusza wiele ważnych tematów, ma szeroką reprezentację mniejszości. Łatwo mi było przeżywać historię bohaterów, mimo że niekiedy zachowywali się irytująco lub niezrozumiale dla mnie. 

Czego nie polecam?
Ginny i Georgia — z tym serialem mam ogromny problem. Historia ma naprawdę duży potencjał, ale wykonanie nie przypadło mi do gustu. Największy problem mam z seksualizacją nastolatek. Dziewczyny, które mają szesnaście lat, tańczą w zespole, a ich trener mówi, że mają rozpalić publikę? Obrzydziło mnie to. Inny przykład — do piętnastolatki przychodzi sąsiad, którego ledwo co zna, i zaczynają uprawiać seks. Już na pewno, to tak cholernie bezsensowne. To akurat dwa przykłady, które najbardziej zapamiętałam.

Kosmetyki 

Trochę nowych rzeczy używałam w ostatnim czasie, więc mam o czym pisać. Jeden kosmetyk, który jest cudem i używam go regularnie. Drugi to fajna rzecz w fajnej cenie i w dodatku łatwo dostępna. O dwóch kolejnych wypowiem się kiedy indziej, a naprawdę mają potencjał. Jest też jedna rzecz, która chyba będzie bublem, ale jeszcze jest za wcześnie, aby to ocenić. 

Co polecam?
Odbudowująca maska na noc APIS — najświeższe odkrycie, ale jestem zakochana. Po pierwsze, forma — maska na noc, której nie trzeba zmywać. Idealne dla takiego leniwca jak ja. Po drugie, komfort użycia. To dla mnie naprawdę ważne w kosmetykach. Bardzo przyjemnie mi się tego używa, przez co używam regularnie 2 lub 3 razy w tygodniu. Po trzecie, efekty — stosuję to nie cały miesiąc, więc użyłam tego nie więcej niż 10 razy. To, co zauważyłam od razu, to milsza skóra po nocy, gdy ją nakładałam. Jest również lepiej nawilżona, ale to wpłynęły też inne zmiany w mojej pielęgnacji. 

Oczyszczający peeling trychologiczny SO!FLOW — drogeryjny peeling, który naprawdę dobrze sobie radzi. Po jego użyciu czułam, że mam oczyszczoną skórę głowy. Co prawda, to nie było takie uczucie, jak po peelingu z HTC. Nie miałam żadnych nieprzyjemności po nim. Nie jest za mocny ani za słaby. Wszystko okej i pewnie będę wracać do niego. 


Najlepsze książki 2022

 Cześć!

Rozpoczynam maraton podsumowań — zaczynam od książek, czego nie robiłam w tamtym roku. Następnym wpisem będzie podsumowanie kwartału, czyli sprawy bieżące. Przerwa na recenzję i podsumowanie roku wraz z planami na przyszły rok. 

Zmieniłam formę spisu przeczytanych książek — jest to link do Excela. W takiej formie je sobie spisuję na komputerze. W przyszłym roku planuję zrobić tak samo, łatwiej będzie mi utrzymać regularność aktualizowania tego. 

Wybór najlepszych książek był zadziwiająco łatwy... Uznałam, że nie będę się rozdrabniać i pisałam seriami, co pewnie mi dużo ułatwiło. Jest siedem pozycji, które są w ścisłej topce, oraz trzy, które mają mięcej mankamentów, ale kojarzą mi się dobrze i często wracam do nich myślami.

1. Ostatnie Godziny Cassandra Clare

Książki od Clare z uniwersum Nocnych Łowców biorę i czytam w ciemno. Ostatnie Godziny jednak szczególnie ekscytowały, ponieważ głównymi bohaterami są dzieci Willa i Tessy oraz ich rówieśnicy. Akcja ma miejsce w Londynie przed stu laty, a ja naprawdę kocham ten klimat.
Młodzi bohaterowie przechodzą do działania, kiedy ich rodzice zajęci są formalnościami, których wymaga od nich prawo Nocnych Łowców. Ta ma najlepiej pokazać, jak ono jest surowe i niekiedy bezsensowne. 
Pokochałam bohaterów, których jest ogrom. Każdy z nich jest wyjątkowy, ma swój czas w tych dwóch tomach i swoją rolę w rozwiązaniu zagadki. Wydane są na razie tylko dwa z trzech tomów, ale już jest to dla mnie druga ulubiona seria Clare zaraz po Diabelskich Maszynach. Jestem pewna, że ostatnia część będzie genialna, a finał mnie zaskoczy.

2. Trylogia Królestwo Nikczemnych Kerri Maniscalco

W tym przypadku też będę się odnosić do dwóch tomów, które zostały wydane w Polsce i je przeczytałam.
Emilia wiążę się z jednym z Książąt Piekieł, Panem Gniewu, aby rozwikłać zagadkę nagłej śmierci swojej siostry. 
Pokochałam tę historię. Przede wszystkim za klimat. Powieść pełna magii. Akcja w pierwszym tomie biegnie tak leniwie i jakby nieśpiesznie, a jednocześnie jest jej pełna. Później, wszystko przyspiesza i jest znacznie więcej emocji. Królestwo Przeklętych  jest jeszcze lepsze niż pierwszy tom. Autorka skupia się na relacji bohaterów bardziej niż na odkryciu prawdy i zemście za śmierć Vittorii. Po prostu zaszła drobna zmiana priorytetów, co wyszło korzystnie. Przez to klimat jest tak niesamowity. Sensualny, pełen napięcia między bohaterami. Emilię i Pana Gniewu ciągnie do siebie, ale sami tego nie rozumieją. Świetnie mi się to czytało. 
Dodatkowo magia w tym świecie jest dokładnie opisana. Ma swoje źródło, rytuały oraz legendy. Emilia przypomina sobie nauki babki, a w drugim skupia się bardziej na rozwoju swoich magicznych zdolności.

3. Żniwiarz Paulina Hendel

Pierwszy raz Pustą Noc przeczytałam w 2019 roku. Spodobało mi się, ale nie na tyle, żebym czuła potrzebę, że muszę mieć kolejne tomy od razu. Czerwony Słońce stało u mnie na półce jakieś pół roku, aż zdecydowałam się to przeczytać i zebrać całość. Przepadłam po prostu.

Pierwszy to naprawdę świetna książka, ale czegoś mi w nim zabrakło. Wciągnęłam się, byłam zaskoczona i przeżywałam to, co się dzieje, ale czegoś mi zabrakło. Natomiast Czerwone słońce pochłonęłam, z każdą stroną coraz bardziej wgłębiałam się w tę historię. Pokochałam bohaterów, a nowe postaci to ZŁOTO. Szczególnie Janina — starsza, złośliwa i roszczeniowa pani. Głównie ona odpowiada za elementy humorystyczne. Ta część spowodowała, że musiałam przeczytać resztę, jak najszybciej (co się nie udało). Trzeci tom wypadł nieco gorzej — miał po prostu syndrom drugiego tomu. Wiele zaczętych wątków, część z poprzednich tomów, jakieś nowe wątki. To było przytłaczające, ale w połowie wszystko się ładnie połączyło i już było lepiej. Czwarty tom ma nieco inny klimat, co nie całkiem mi się podobało, ale też świetnie mi się to czytało Za to finał serii! Wow! Po prostu wow! Autorka poprowadziła fabułę w taki sposób, że nie widziałam innego rozwiązania, a jednak udało jej się wybrnąć z tego i mnie zaskoczyć. Coś niesamowitego!

4. The love hypothesis Ali Hazelwood

Jakie to było urocze! Dosłownie jedna z najsłodszych historii, a jednocześnie wszystko jest takie normalne. Może poza początkiem, kiedy Olive całuje losowego typa (największą kosę wśród doktorów, czyli Adama), aby pokazać przyjaciółce, że ma chłopaka. Później dochodzi do tego, że udają związek, a to oczywiście prowadzi do związku. 
Narracja jest lekko ironiczna, co uwielbiam i już od pierwszych stron wiedziałam, że się zakocham w tej książce. Dalej było tylko lepiej. Zdrowy rozwój relacji między bohaterami i odpowiednie tempo rozwoju. Relacja bardzo pełna wsparcia, zrozumienia oraz poszanowania własnych granic. Do tego najlepsza scena erotyczna. Jest długa, ale jaka mądra! Zawiera kilkukrotne pytanie o zgodę i przypomnienie, że zgodę można wycofać w każdym momencie. Jest poruszona kwestia antykoncepcji i chorób wenerycznych. Rzadko się spotykałam z tym w książkach, więc to ogromny plus. Mam nadzieję, że będzie więcej tak dobrze napisanych scen.  


5. Mroczne umysły Alexandra Bracken

To chyba największe zaskoczenie tego roku! O Mrocznych umysłach słyszałam już w gimnazjum, ale nie ciągnęło mnie wtedy do czytania. Teraz przy okazji wznowienia zdecydowałam się na to. 
Znowu miłość!
To najlepsza dystopia, z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia. Akcja ma miejsce w pierwszych latach zmian w państwie, co jest rzadko spotykane. Widać, jak choroba zabijała dzieci, a inni wykazywali ponadprzeciętne zdolności. Władze zaczynają tworzyć kłamstwa o młodzieży, która przeżyła, a dorośli ślepo w to wierzą.
Jest tutaj motyw "znalezionej rodziny", czyli grupkę obcych osób, które znalazły się w trudnej sytuacji, zaczynają łączyć mocne więzi, że stają się swoją jedyną rodziną. Relacje między bohaterami są wyjątkowe. 

6. The Atlas Six Olivie Blake

The Atlas Six to kolejna książka, która się wyróżniła w tym roku. Jest to historia szóstki wybitnych Medejów, którzy zostali wytypowani i mają możliwość wstąpienia do Towarzystwa Aleksandryjskiego. Jest to tajne, elitarne stowarzyszenie, które ma dostęp do zasobów Biblioteki Aleksandryjskiej. 
Klimat tej książki jest wyjątkowy. W fabule nie chodzi o cały o to, co doprowadza bohaterów do wtajemniczenia. Jest to przede wszystkim historia dążenia do władzy. Pokazuje, jak wyglądają relacje elity oraz jak ludzie reagują na możliwość awansu społecznego. Badania każdego z bohaterów mają znaczenie, ale nie jest to główny wątek książki. Jest tutaj wiele okołonaukowych tematów, nawiązania do fizyki i chemii, co było dla mnie fascynujące.
Również bardzo dobrze jest zbudowany świat. Magia i zdolności bohaterów opierają się przede wszystkim na chemii i fizyce kwantowej, co było dla mnie niesamowite. Część bohaterów ma zdolności powiązane z psychiką, ale to również jest tłumaczone w podobny sposób.  

7. Władca Pierścieni J.R.R. Tolkien

Klasyk literatury fantastycznej, który wreszcie przeczytałam. Styl pisania jest cudowny. Byłam zachwycona kunsztem literackim. Chłonęłam każde słowo i byłam zachwycona. Klimat jest niesamowity. Cudowne, obrazowe i rozległe opisy, które mnie męczyły. Cudo! Miałam ogromnego kaca książkowego po tej książce, bo nic nie dorównuje temu stylowi. 

8. Trylogia Caraval Stephanie Garber

Pierwszy raz do czynienia z Caravalem miałam 4 lata. Byłam zachwycona tym baśniowym klimatem i ubolewałam, że pozostałe części nie zostały wydane. Aż do tego roku! Cała trylogia została wydana, a ja miałam przyjemność zostania recenzentką kolejnych części. 
Podczas ponownego czytania Caravalu towarzyszyły mi inne emocje. Nie uważałam już tego magicznego przedstawienia za baśniowe. Jest ono po prostu okrutne — miesza w głowie, wykorzystuje marzenia i stwarza pozór, że w nocy można być bezkarnym, przez co wychodzi z ludzi to, co najgorsze.
Legenda ma inny klimat. Główną bohaterką jest Tella, która jest zdeterminowana. Dla niej ta gra to tylko środek do celu, ale i tak widać, jak bardzo jest ona zwodnicza. Poznajemy Mojrów, przez co powieść ma mistyczny i tajemniczy klimat.  
Finał wypada nieco słabiej niż poprzednie tomy, ale to wciąż bardzo dobre zakończenie historii. Jest tutaj perspektywa obydwu bohaterek. Podobał się mi wątek Scarlett, pokazał jej prawdziwą moc. Jednak wątek Telli nie wykorzystał w pełni potencjału tej bohaterki.

9. Trylogia Delirium Lauren Oliver

Trylogia Delirium to również seria, która została wznowiona w tym roku. Pierwszą część przeczytałam 5 lat temu, a ponownie na początku tego roku. Kolejne tomy tej serii były dla mnie zaskoczeniem. Każdy z nich ma inny klimat. 
Delirium pokazuje, jak Lena odkrywa kłamstwa świata, w którym żyje. Okazuje się, że to miłość nie jest tak niebezpieczna, jak każdy chce jej wmówić. Bohaterka przechodzi ogromną przemianę z osoby, która ślepo podąża za regułami, w buntowniczkę. Pandemonium to po prostu wir walki. Lena walczy o to, co uważa za słuszne. Jeszcze lepiej można zauważyć zmianę, która w niej zaszła. Natomiast Requiem to zestawienie życia, które Lena wybrała, i takiego, jakie mogłaby mieć, gdyby została w mieście. 
Najbardziej w tej serii podoba mi się to, że walka o miłość, to tak naprawdę walka wolność. 

10. Lonely Heart Mona Kasten

Książką, którą dopiero co skończyłam i szybko wkradła się w moje serce. Z każdą stroną zakochiwałam się coraz bardziej w historii bohaterów, aż złamało mi serce. Czuję, że kolejna część połata je, a pewnie później znowu złamie. 
Rosie prowadzi własną audycję radiową i nie posiada się ze szczęścia, kiedy jej gośćmi są Scarlet Luck. Zespół, który kocha od ich początków. Niestety wywiad nie idzie po jej myśli, mały incydent przekreśla wszystko, a Bestia, jeden z członków, wychodzi wściekły. Na Rosie spada ogromny hejt, co nie podoba mi się członkom zespołu i chcą jej pomóc odbudować reputację. I tak zaczyna łączyć ją nić porozumienia z Bestią. 

Ta historia jest tak pełna ciepła, wiary w drugą osobę i zaufania, że się rozpływałam. Jednocześnie Bestia skrywa tajemnicę i ma problemy, przez co książka łamie serce i daje to też nadzieję. Chcę naprawdę poznać dalsze losy bohaterów, dowiedzieć się więcej o historii Bestii, ale też zobaczyć, jak będzie wyglądać audycja Rosie.

Let's it snow!


15.12.2022

 Siadam do tego wpisu i mam pustkę w głowie. Jutro przede mną ostatnie kolokwium w tym roku i spokój. Trochę się pouczyłam, trochę jeszcze się pouczę i tyle. Naprawdę marzę o tym, aby było to już za mną. 

Ten rok akademicki zaskoczył mnie niczym zima drogowców. Nie żartuję. Patrzyłam na program tego semestru i myślałam, że będzie lżej. W końcu jest mniej godzin niż w innych semestrach, a w połowie semestru skończyło mi się kilka wykładów. Tylko po drodze wyszły komplikacje. A to jakiś wykład odwołany i się przedłużyło, bo trzeba odrobić. A to piszemy zaliczenia, a to jeszcze więcej zaliczeń. Wszystko to jest wyjątkowo uciążliwe i bardziej obszerne niż się spodziewałam. Do tego działalność w kole naukowym, z którą się wiąże kilka projektów mniejszych i większych, i tego czasu robi się naprawdę niewiele. 

Dopadł mnie również mini zastój czytelniczy i czytam właściwie tylko to, co mam zrecenzować. Nie jest to takie uciążliwe, bo zgłaszałam się do recenzji książek, które bardzo chciałam przeczytać. Najczęściej to też były kontynuacje, które i tak bym przeczytała, i pewnie bym coś o nich napisała. Najgorzej było mi znaleźć czas, aby dać się pochłonąć lekturze. Na całe szczęście byle do jutra i spokój. 

17.12.2022

Nie umiem pisać luźnych wpisów na raz. Już sobota i już spokój. Ten błogi stan, kiedy wiem, że nie muszę nic zrobić, ale nieco zagubiona. Jedynie wisi nade mną prezentacja z socjologii, ale to nie jest takie wymagające.

Zaczynam powoli odczuwać zbliżający się koniec roku. Powoli myślę, jak ułożyć podsumowania i co osiągnęłam. Lubię mieć to spisane, bo czasami wracam do tego i patrzę, jak to się wszystko zmieniło. Myślę, jak to wszystko zorganizować, żeby nie było przesytu, a żeby coś tutaj się pokazało.

Patrzę za okno i się uśmiecham. Nie wyjdę z aparatem na dwór, bo już się ciemno robi, a ja jednak znalazłam coś, co mogę robić. Śnieg stopnieje, a ja pewnie nie zrobię nowych zimowych zdjęć i po raz kolejny dam Wam zdjęcia sprzed kilku lat.
 Podcast i składanie prania to plan na najbliższe godziny. Później zacznę zbierać materiały do posteru na konferencję.  Zupełnie nie wiem, jak się do tego zabrać. Na szczęście teraz robię to w duecie, więc jest prościej i mniej stresująco. Ale i tak, jak coś pójdzie nie tak, to nic się nie stanie.


Pora na Finał! - recenzja Stephanie Garber "Finał"

Cześć!

Był już u Was Mikołaj?  U mnie nawet dwóch, ale drugi prezent czeka na mnie w domu. Takie małe umilenie życia. 

Dziś przychodzę z recenzją, której pisanie było dla mnie trudne - "Finał" to po prostu finał, koniec trylogii. A to sprawia, że nie wiem, ile mogę napisać, bo nie chcę spoilerować poprzednich tomów. A z drugiej strony, mam świadomość, że do tej recenzji zajrzą przede wszystkim osoby, które już czytały dwa poprzednie tomy. Ta recenzja na pewno zawrze spoilery, chociaż nie wiem, w jakim stopniu będą one zrozumiałe dla osób, które nie przeczytały drugiego tomu.

Jeśli nie znacie jeszcze Caravalu, zachęcam do przeczytania dwóch moich recenzji:

Recenzja Caraval 2018
Recenzja Caraval 2022

Dlaczego obydwu? Macie szansę porównać moje pierwsze wrażenie z odbiorem po 4 latach. Jeśli nie wiecie, czy warto czytać drugi tom, to zachęcam do recenzji Legendy z września tego roku.  

[Materiał sponsorowany — współpraca z wydawnictwem Poradnia K]

Tytuł: Finał
Autorka: Stephanie Garber 
Seria: Caraval #3
Tłumacz: Mateusz Borowski
Wydawnictwo: Poradnia K
Liczba stron: 384

Caraval się skończył i przyszedł czas na zmierzenie się z nową rzeczywistością. Mojrowie zostali uwolnieni i trzeba zrobić wszystko, aby nie przejęli świata. 

Jeszcze parę miesięcy myślałam, że trudno mnie zaskoczyć. W końcu przeczytałam tyyyle książek, że znam schematy i nie mam prawa wymagać, żeby mnie coś zaskakiwało. A tu proszę, druga połowa 2022 roku, to prawie same zaskoczenia!

Jak sobie fabułą radzi bez Caravalu?

I tym też jest dla mnie Finał — zaskoczeniem. Z jednej strony nie wiedziałam, czego się spodziewać, bo to już nie będzie Caraval. Z drugiej strony były obiecujące wątki, które sobie wyobrażałam — Paloma, wspierająca córki; romans Telli i Dantego czy ratowanie świata przed Mojrami i Legendą. I chyba nic z tych rzeczy nie wyglądało tak, jak sobie wyobraziłam.

Wątek Palomy mnie zaskoczył. Liczyłam, że losy tej bohaterki potoczą się inaczej. Nie spodziewałam się, że jej wątek okaże się aż tak ważny dla całej fabuły. To coś więcej niż odbudowa relacji z córkami.
Najciekawsza jest dla mnie rola Scarlett. Pierwsze strony jej perspektywy mnie zmyliły — dały wrażenie, że to starsza z sióstr będzie się skupiała na rozterkach miłosnych. W końcu zjawił się jej były narzeczony... Jednak ten wątek poszedł w zupełnie inną stronę, a romansu jej w nim tyle, co kot napłakał. Nie ma też trójkąta miłosnego (a nie wiem, jakbym zniosła dwa trójkąty miłosne w jednej książce). Wszystko nabiera tempa, gdy dziewczyna zostaje porwana przez ojca. I w tym momencie zaczynam nabierać wątpliwości do logiki jednego rozwiązania z finału, jak to "formalnie" w tym świecie przeszło, bo w realnym świecie nie mogłoby mieć to miejsca. Tylko nie jest realny świat...
Trójkąt miłosny pojawia się w wątku Telli. Perypetie tej bohaterki polegają głównie na jej rozterkach miłosnych. Urealnia to uczucia Telli, które w poprzednim tomie wzięły się znikąd i stwierdzenie "wątek miłosny" było dla mnie na wyrost. Jednak nie jest to tak ciekawe. 

Inne twarze bohaterów

Zdecydowanie lepiej w tej części wypada Scarlett. Caraval nie mąci jej w głowie, a przez to poznajemy ją taką, jaka jest. Jest naprawdę troskliwa i silną bohaterką. Jej działania są przemyślane, plany logiczne, mimo że ich wykonanie jest ciężkie i wymaga dużo odwagi. Jest w stanie poświęcić jeszcze więcej, niż się wydawało.
Tella, która w poprzednim tomie była pokazana jako osoba dążąca nieustępliwie do celu, tutaj tego celu nie. Zachowuje swój charakter, ale jej potencjał naprawdę można było lepiej wykorzystać i dać jej więcej mocy sprawczej. 

Julian zyskał w moich oczach. W pierwszym tomie nie byłam do niego przekonana, ale nie skreślałam go. Ten tom pokazuje go z naprawdę dobrej strony, mimo że jego pierwsze pojawienie się jest irytujące. Trochę z jego winy, trochę z winy Scarlett. Później się reflektuje, jest troskliwy, ale nie jest bohaterem, który ma jakiś istotne znaczenie dla fabuły. 
Znamy już twarz Legendy. W poprzednich częściach jest przedstawiany jako złoczyńca, okrutny i chciwy. Nie odebrałam go tak. Naprawdę, ten tom pokazuje jego naprawdę dobrą twarz. To też postać, która przechodzi zmianę. Przez dwa tomy poznawaliśmy go wyłącznie z opowieści innych — niektórzy go znali, inni przekazywali plotki. 

Bardzo mi się podoba przedstawienie relacji obydwu sióstr. Z jednej strony to naprawdę mocna więź, chcą się ratować, ale każda ma swoje życie i własne priorytety, przez co nie są dla siebie najważniejsze. Wiąże się to również z trudnymi wyborami i dylematami. Jest to bardzo naturalne, a rzadko spotykane w książkach — najczęściej spotykam się z rodzeństwem, które jest najlepszymi przyjaciółmi i wszystko robi razem lub jedno z rodzeństwa jest postacią drugoplanową. 

To już nie Caraval!

Powinnam zacząć od tych słów. Finał ma innych klimat niż poprzednie tomy, co jest oczywiste. Jest magia, ale nie ma magii Caravalu. Przedstawienie się skończyło, a zatem jest inny klimat. Nie tak baśniowo, jak w pierwszym tomie. Nie jest również tak mistycznie, jak w Legendzie. Klimat nie jest tak wyraźny i łatwy do określenia jednym słowem. Trzyma w napięciu, zaskakuje. Z łatwością mogłam sobie wyobrazić piękne stroje bohaterów i królewskie wnętrza. To trochę mieszanina mroku z poczuciem upływu czasu, że trzeba się śpieszyć, aby wszystkich uratować.

Zakończenie tej trylogii poszło w naprawdę dobrym kierunku, chociaż mam wrażenie, że można było z niego więcej wydobyć. Tutaj mam na myśli wątek Telli, gdzie zabrakło mi akcji, chociaż zaczynało się obiecująco. Jednym z moich większych zastrzeżeń do tej książki jest za długi początek — trwa on do 167 strony, a książka liczy niecałe 400. Początek również mnie zmylił — fabułę wyobraziłam sobie odwrotnie, dlatego uważam, że to książka, której trzeba dać szansę gdzieś do 200 strony. Sam punkt kulminacyjny jest świetny, dosłownie ostatnie 100 stron to majstersztyk i idealne zakończenie trylogii.

Chciałabym również przypomnieć o rankingu OpowiemCi [tu kliknij, aby przejść na stronę] i poprosić o głosy na mnie, jeśli chcecie wesprzeć moją twórczość. 
  • blog: myslizglowywylatujace.blogspot.com
  • Instagram: @myslizglowywylatujace
  • Akcja czytelnicza: O czym było najgłośniej? 







Wielki powrót Koźlaczek!

 


Hejo!

Listopad zleciał mi za szybko. Nim się obejrzałam, były już moje imieniny, a stąd tylko 5 dni do końca miesiąca. A na blogu pustki... Liczę na to, że w grudniu to się odbije. Przede wszystkim złożyło się tak, że mam 3 współprace w najbliższym czasie, a do tego planuje jeden z cyklicznych wpisów. Nową serię wpisów pozostawię na Nowy Rok, bo pod koniec miesiąca zacznę znowu szaleć z podsumowaniami roku i innych rzeczy. Do tego połowa semestru oznacza więcej zaliczeń, czyli będzie zabawnie! Pewnie lepiej się ogarnę w tym chaosie niż bez niego. 

Dzisiaj pierwsza ze współprac, czy "Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków" jest drugi zbiór opowiadań w cyklu "Klan Koźlaków". O "Cud Miód Malina" możecie przeczytać we wpisie Krótko o książkach, które ostatnio przeczytałam.  Ze względu na to, że jest to zbiór opowiadań recenzja, będzie mieć nieco inną formę niż zwykle.


Materiał reklamowy — recenzja we współpracy z Wydawnictwem SQN. 


Tytuł: Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków
Cykl: Klan Koźlaków
Autorka: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: Wydawnictwo SQN
Data wydania: 31 października 2022 
Liczba stron: 464


Całkowite wrażenie 

Cuda wianki różnią się zamysłem od pierwszego tomu. Dalej jest to zbiór opowiadań, ale zawiera dwie dłuższe historie z podziałem na krótsze rozdziały oraz trzy krótsze. Cud Miód Malina wydaje mi się znacznie luźniejsza. Tutaj jest to taka forma pomiędzy zbiorem opowiadań a czymś więcej. 
Całokształt i zamysł bardzo mi się podoba. Opowiadania mają różne klimaty, między dwoma dłuższymi i poważniejszymi są krótsze, przy których można odpocząć. Ogólnie ta książka to świetny wybór na wieczór. 

Opowiadania nie skupiają się tak na magii, jej działaniu oraz jej odkrywaniu. Dlatego uważam, że te historie należy czytać według kolejności wydania. Czułam wyraźną różnicę w klimatach obu książek. Cuda wianki są odważniejsze, bardziej tajemnicze i mroczne, ale w ten sposób, co kryminały. Jednocześnie krótsze opowiadania są lżejsze, zabawne albo niesamowicie urocze. 

W całej książce było dla mnie za mało Narcyzy Koźlak — niebezpiecznej i szalonej staruszki oraz prababci Maliny. Kocham tę kobietę! Natomiast cieszę się, że naprawdę dużo było Aronii, matki Maliny. Ta kobieta jest świetna — zorganizowana, stabilna (jak na Koźlaczkę) oraz nie ma rzeczy, z którą by sobie nie poradziła. Z kolei postać Maliny została przytłoczona przez jej krewne. Szkoda, bo naprawdę lubię tę dziewczynę.

O włos od katastrofy 

Pierwsze opowiadanie liczy niecałe 150 stron. Przedstawia historię aresztowania Aronii Koźlak pod zarzutem zabójstwa przeciwników politycznych. Malina nie wierzy w winę matki i bierze sprawy w swoje ręce! Rozdziały są pisane z perspektywy Maliny, Grzesia oraz trzecioosobowej.

Opowiadanie idealne na powrót Koźlaczek. Dostajemy wszystko, co jest typowe w tej rodzinie. Areszt, magię i chaos, który Malina musi ogarnąć. Podczas czytania dotarło do mnie, że Malina to chyba jedyna główna bohaterka-wiedźma, która nie ma spektakularnej i ogromnej mocy oraz jest tego świadoma. Podoba mi się czytanie o osobie, która jest świadoma swoich słabości, a jednocześnie jest w stanie robić wielkie rzeczy i ratować rodzinę. 

Bardzo podoba mi się wątek Grzesia — świat Zielonego Jaru został rozszerzony o wątek utraty magii. Chłopak jest jedynym policjantem, któremu zależy na prawdzie i musi się mierzyć ze skorumpowanymi współpracownikami. Dodatkową trudnością jest dla niego utrata magii — bez niej czuje się niepełny, a ludzie w miasteczku nie ułatwiają mu tego. 

Jest to najzabawniejsze opowiadanie z całego zbioru. Fabuła jest wciągająca, mimo że część elementów jest łatwa do przewidzenia, ale całokształt i tak zaskakuje. 

Nie taka mała tajemnica

To opowiadanie liczy 50 stron. Jest fajnym przerywnikiem między dwoma dłuższymi. 

Malina odwiedza swoją siostrę cioteczną i dowiaduje się, że mają w domu potwora. Jedna z jej siostrzenic, Luba, dzieli się z nią swoim największym sekretem — ciągle rosnącym potworem, który żyje w jej szafie i okazuje się ludojadem. Malina musi znaleźć sposób, aby uratować swoją rodzinę, ale została zobowiązana do milczenia. 

Jakie to było urocze! Czytałam to i się zasłodziłam. Podobają mi się relacje Maliny z jej siostrzenicami oraz to, jak bardzo dziewczynie zależało na tym, aby nie zranić Luby. Luba to kilkulatka, która oswoiła sobie potwora w taki sposób, że zrobienie mu krzywdy skończyło się ogromną tragedią. Rozwiązanie problemu jest świetne! I bardzo mi bliskie, sama próbowałabym w taki sposób dziecko przekonać.

Dopóki mu się ucho nie urwie 

 Najdłuższe opowiadanie w całym zbiorze - 170 stron. Zawiera w sobie 3 perspektywy — Maliny, Ruty i Aronii. 

Aronia Koźlak jako burmistrzyni Zielonego Jaru przyjmuje nietypową wizytę. Odwiedzili ją agencji CBŚ z podejrzeniem, że w jej mieście działa zorganizowana grupa przestępcza. Rozpoczyna się śledztwo. 
W międzyczasie Ruta Koźlak zmaga się z żałobą po stracie przyjaciela, który również zajmuje się ceramiką, a jego pracownię wykupuje ktoś nieznajomy i zaczyna sabotować jej pracę. 

To opowiadanie zasiało we mnie nadzieję na pełną powieść o Koźlaczkach. Oczami wyobraźni widziałam już coś na kształt Sagi o Wiedźminie, z kobietami w roli głównej i mniejszą ilością potworów. 
Fabuła podchodzi pod kryminał z elementami magii, co mi się bardzo podoba. Czuć, że klimat jest poważniejszy, ale dalej elementy humorystyczne zostały zachowane. Można lepiej poznać Rutę, która jeszcze nie została bliżej przedstawiona. Jak na Koźlaczkę jest zadziwiająco opanowana. Aronia to dla mnie wzór zorganizowania i panowania nad sytuację. Szkoda, że tak mało jest tutaj Maliny, ale jej punkt widzenia jest dobrym łącznikiem między problemami jej matki a żałobą ciotki. 

Mam mieszane uczucia co do trzech perspektyw. Są niezbędne, bo każda z tych bohaterek ma swój udział w historii. Aronia i Ruta są w centrum wydarzeń (a może centrach?), a Malina to wszystko spaja razem. Jednak opowiadanie ma tylko 170 stron, przez co zmiana narracji spowalnia akcję. Opowiadanie na dobre zaczyna się rozkręcać po ok. 50, czyli nieco ponad 1/3 historii. W przypadku książki 50 stron to niewiele, ale rozkręcanie się w 1/3 powieści jest nużące. Gdyby to było przynajmniej 2 razy dłuższe, to trzy punkty widzenia znacznie lepiej by się sprawdziły i nie zaburzały aż taki biegu akcji. 

Ostateczne porachunki 

Opowiadanie liczy ponad 70, a głównymi bohaterkami są Harpie. Narracja trzecioosobowa. 

Harpie wreszcie mają okazje do naprawienia błędu sprzed kilkudziesięciu lat. Wsiadają w swoje kampery i trzeba mieć tylko nadzieję, aby te szalone staruszki nie wylądowały w więzieniu! 

Po opowiadaniu o Harpiach i Narcyzie spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że staruszki znowu zadrą z prawem i będzie trzeba je wyciągać w więzieniu. 
Przede wszystkim poznajemy inną stronę tych staruszek — honorową. Jedna popełniła błąd, ale wszystkie pomagają jej go naprawić i robią wszystko, aby zdążyć. Znowu pojawia się motyw śledztwa — tym razem prowadzonego przez Harpie, czyli pojawiają się nieoczywisty i nielegalne sposoby.
Akcja jest dość szybka, Harpie mają swoje dobre momenty. Tylko właśnie to nie to, czego się spodziewałam. Pod względem motywu kryminalnego pasuje do całego zbioru, samo w sobie też jest okej, ale za mało Harpii w Harpiach. 

Ruja i porubstwo 

Opowiadanie najkrótsze i najsłabsze. O tym, jak Liliana zamówiła przypadkiem 50 kg kwarcowych penisów. 
Główny problem z tym opowiadaniem, że jego poczucie humoru opiera się na "haha, penis". Czy na żywo śmiałabym się, gdyby ktoś znajomy przypadkiem zamówił 50 kg penisów zamiast 50 g? Pewnie tak. Czy to dobry punkt wyjścia do opowiadania? No nie wiem. Niewiele się dzieje, głównie to są podśmiechujki ze strony pracowników urzędu celnego i cały problem opiera się na tym, co zrobić z tyloma fallusami. Rozwiązanie ciekawe, chociaż opowiadanie samo w sobie średnie.

 

Dziękuję za uwagę! Chciałabym Was jeszcze prosić o głosy na mnie w plebiscycie OpowiemCi. Zostałam nominowana w kategoriach:

  • blog (to chyba znacie ;))
  • Instagram: @myslizglowywylatujace
  • Akcja czytelnicza: O czym było najgłośniej? 


Mroki zdobywania wiedzy - recenzja "The Atlas Six" Olivie Blake


 

Rok akademicki zaskoczył mnie niczym zima polskich drogowców... Cóż, naprawdę nie spodziewałam się, że wpadnę w taki wir roboty na studiach i tyle będzie rzeczy do zorganizowania. Za sobą mam w tamtym miesiącu Noc Innowacji w Puławach, która pochłonęła wiele mojego czasu i myśli, ale też kilka stresujących spraw osobistych. Dlatego w listopad wchodzę z ulgą i pozytywnym nastawianiem, bo po prostu październik się skończył i musi być w końcu lepiej. 

Wszystkie te emocji przełożyły się na to, że nie miałam czasu ani energii na czytanie, przez co w ciągu miesiąca przeczytałam jedną książkę w całości, a drugą w połowie. Ta druga to "The Atlas Six" Olivie Blake. Chciałabym przeprosić wydawnictwo You&YA za opóźnienie w pisaniu recenzji.


Materiał sponsorowany — recenzja we współpracy z wydawnictwem You&YA.


Tytuł: The Atlas Six
Autor: Olivie Blake
Tłumacz: Stanisław Bończyk
Wydawnictwo: You&YA
Liczba stron: 477
Data wydania: 12 października 2022


Raz na 10 lat szóstka najwybitniejszych Medejów, którzy mają różne specjalizacje, dostaje wyjątkową propozycję. Mają możliwość dołączenia do elitarnego Towarzystwa Aleksandryjskiego, które trzyma pieczę nad zbiorami Biblioteki Aleksandryjskiej, działając w tajemniczy przed całym światem. Tylko piątka z nich może dokonać wtajemniczenia i przejść na kolejne poziomy w Towarzystwie.
Tym razem została wybrana dwójka Medejów fizycznych, których zdolności się dopełniają — Libby Thodes i Nico de Varona; Medejka przyrody — Reina Mori; telepatka — Parisa Kamali; wybitny empata — Callum Nova — oraz Medej, który przejrzy każdą iluzję — Tristan Caine. 


Zanim zaczęłam czytać "The Atlas Six", skojarzyło mi się z serią "Czarnego Maga", którą bardzo dobrze wspominam. Do podobieństw należy magia, która jest wrodzona — może być przekazywana w rodzinie lub ktoś może się z nią urodzić, motyw nauki magii oraz rywalizacji  o miejsce, które umożliwia przejście do wyższej klasy społeczeństwa. Są też różnice. Przede wszystkim świat w "Czarnym magu" jest wykreowany od zera, ma swoją odrębną historię i ustrój polityczny oraz inaczej działa magia. 
Samo czytanie było dla mnie cudownym doświadczeniem. Jedynie czas, w którym czytałam tę książkę, był niesprzyjający — musiałam odkładać, nie miałam czasu wracać. Gdyby nie to, pewnie już po pierwszych 100 stronach nie mogłabym się oderwać. Tak to "tylko" od połowy robiłam wszystko, aby poznać do końca dalsze losy bohaterów.

Jest to książka, która zdecydowanie należy do gatunku New Adult i jest skierowana do starszych nastolatków (minimum 16-17 lat) oraz młodych dorosłych.

O czym to w ogóle jest? 

Największym zaskoczeniem w tej książce był dla mnie moment, gdy zrozumiałam, że nie chodzi tutaj o akcję i całą historię, która doprowadza wybrańców do wtajemniczenia. Od połowy książki intensywnie myślałam, czy chciałabym, aby było więcej scen z nauki, wykładów i własnych badań. I myślę sobie, że nie. Po pierwsze mogłoby to przedłużyć akcję, a niewiele wnieść do fabuły. W dodatku dla standardowego czytelnika mogłoby być to ciężkie — więcej nawiązań do fizyki i chemii kwantowej oraz ich innych połączeń. Ja bym mogła być zajarana, bo już mam wiedzę z tych dziedzin i zawsze się cieszę, że wiem, o co chodzi. To jest kluczowe — JA wiem, inni nie muszą. 
W takim razie pozostaje pytanie, o czym jest "The Atlas Six"? O władzy. O rywalizacji wśród najlepszych z najlepszych. O możliwościach awansu społecznego i wejściu do ścisłej elity, która rządzi światem. To tylko tak ogólnikowo. Ogromną rolę dla fabuły odrywają relacje pomiędzy bohaterami — szóstką osób, która wie o sobie tylko tyle, że wszyscy są najlepsi z najlepszych. 
Akcja książki nie jest dynamiczna. Jest rok wydarzeń umieszczony na niecałych 500 stronach, czyli coś, za czym nie przepadam. Nie ma opisów codzienności, są właściwie rzeczy tylko istotne dla fabuły i nie czuć upływu czasu. Pojawiają się określenia, które pozwalają umieścić wydarzenia na osi czasu, ale i tak, nie czułam, że czas w tej książce płynie. Co warto podkreślić, mało dynamiczna akcja nie sprawia to, że książka nie trzyma w napięciu. Im bliżej końca, tym napięcie rośnie, a książka zaskakuje! Przestałam oczekiwać, że zwroty akcji w książkach będą dla mnie zdziwieniem, bo dużo myślę w trakcie czytania i często zdarza mi się, że przewidzę kolejne wydarzenia. Tutaj naprawdę byłam zaskoczona i żadna wersja z moich przewidywań się sprawdziła. 

Fizyka w magii, magia w fizyce

W "The Atlas Six" bohaterowie żyją w naszym świecie, ale władają magią. Magia tego świata jest niesamowita i traktowana jako poważna nauka. W tym świecie magia ma podstawy w fizyce i chemii oraz może na nią wpływać, a w ostatnim czasie jest to motyw, który naprawdę lubię. Czuć, że świat jest złożony, a jego złożoność trudno opisać w słowach. Pewne jest, że rzeczywistość składa się z nakładających się na siebie planów. Nie każdy jest w stanie przez nie przejrzeć, nie każdy ma do nich dostęp. Nie jest wykluczone, że istnieją inne wymiary, ale bohaterowie nie mają do nich dostępu. W zależności od specjalizacji ich magia pozwala im władać fizyką, dostosowywać materię wokół czy mieć wpływ na psychikę drugiego człowieka.
W tym świecie istnieją również fantastyczne istoty — satyry, syreny i inne. Są sklasyfikowane, ale ich szczegółowe opisy z ksiąg biblioteki nie zostały przywołane. Szkoda, bo czuć, że jest to kolejny element, który dokłada złożoności świata. Brak tych opisów nie ujmuje całej historii.

Wiele punktów widzenia

W kwestii bohaterów jest jeden istotny minus — autorka nie poświęciła każdej postaci tyle samo czasu. Rozdziały są pisane w trzeciej osobie, ale każdy rozdział ma perspektywę innego bohaterka. W większości bohaterowie mają specyficzną moralność. Są określani jako postaci z "grey morality", czyli nie wszystkie ich działania i motywacje można uznać za moralne.

W książce dominuje perspektywa Libby i Nicka, którzy są Medejami fizycznymi. Ich moce są nietypowe, gdyż uzupełniają się, a wydaje się, że oni nie mogą istnieć bez siebie. Jest to o tyle ciekawe, że oboje się nie znoszą na każdej płaszczyznie, a wspólne studia były dla nich koszmarem. Libby jest uzdolniona, bardzo prostolinijna i niepewna siebie i swoich możliwości, przez co wyróżnia się wśród wybranych. Nick natomiast jest pewny siebie i skupiony na celu, jaki jest w stanie osiągnąć. Jest to postać, która najbardziej skupia się na swoim rozwoju w tej serii.

Tristan to jedna z lepszych postaci w tej powieści. Nie zna dokładnie swoich mocy ani tym bardziej swoich możliwości, a one są naprawdę wielkie. Nie spodziewałam się, że go polubię. Na początku sprawiał wrażenie człowieka, który robi wszystko, aby osiągnąć korzyści jak najmniejszym kosztem. To nie ten typ. Jest to bohater, który naprawdę wkłada w serce w swój rozwój i chce się dowiedzieć więcej o samym sobie.

Parisa jest naprawdę ciekawą postacią, ale jestem pewna, że wiele osób jej nie polubi. Jest kontrowersyjna (nie lubię tego słowa w tym kontekście). Podejście Parisy do seksualności sprawia, że sceny erotyczne w książce mają inny klimat. Przede wszystkim nie są sensualne, a bardziej dają poczucie, że bohaterka korzystać z jakiegoś narzędzia, które wspomaga jej moc i pomaga osiągnąć cele. Jest to opisane bardzo dobrze i wyróżnia się wśród książek, jeśli chodzi o podejście.

Z bohaterów nie polubiłam Calluma, którzy jest dupkiem bez żadnych wyższych uczuć. Ten bohater mnie przerażał swoim podejście do innych osób oraz mocą, którą władał. To połączenie jest naprawdę okropne. Z jego perspektywy rozdziały czytało mi się najgorzej.

Najsłabiej wykreowaną bohaterką jest Reina. Z punktu widzenia tej postaci jest najmniej rozdziałów, przez co jest nijaka. Nie grzeje, nie ziębi, nie angażuje się w konflikty i jak dla mnie ma niewielkie znaczenie w całej książce. Jest i zawzięcie pracuje, aby się dostać, ale to tyle. Jej moc jest duża, ale nie jest jasno określona. To bardzo zaniedbana postać.

Acedemic lovers to rivals? 

Widziałam, że ta książka jest promowana jako zawierająca taki wątek. Nie jestem pewna, czy w taki sposób promowało wydawnictwo czy recenzent, ale nie do końca się z tym zgadzam. Po prostu poczułam się wprowadzona w błąd i inaczej sobie wyobrażałam ten motyw.

Fakt, taki motyw się pojawia. Dla mnie jest to wątek trzecioplanowy. Nie podważam jego sensu, bo faktycznie ma większe znaczenie dla fabuły, co mi się podoba. Tylko promowanie tej książki w ten sposób sprawiło, że myślałam, że wątek miłosny będzie równoległy i równie ważny, jak zdobywanie wiedzy i dalsze kształcenie się bohaterów. Myślałam też, że rozegra się to pomiędzy innymi postaciami, bo w mojej głowie pojawiła się najbardziej oczywista opcja. Na całe szczęście i tutaj było dla mnie miłe zaskoczenie. 

The Atlas Six to książka, która na pewno by mnie bardziej wciągnęła, gdybym miała więcej czasu. Historia jest godna uwagi, bohaterowie są nietuzinkowi, mimo że nie wszyscy mieli okazję się rozwinąć. Z pewnością wrócę do niej za jakiś czas! 

Niezbędnik studenta - 5 przydatnych aplikacji na studiach

Hej!
Początek października i powrót na studia są dla mnie cięższe, niż się spodziewałam. Jeszcze nie wbiłam się w ten tryb studiów i nie nie umiem go na razie połączyć z innymi rzeczami.
Dziś przedstawiam wpis idealny na początek roku akademickiego — niezbędne aplikacji. Będąc na drugim roku studiów, znalazłam kilka rewelacyjnych aplikacji na telefon lub strony internetowe. W tym przedstawieniu skupię się na najbardziej uniwersalnych rzeczach, a za jakiś czas zrobię podobny wpis z myślą o studentach kierunków ścisłych.  
Pokazuję tutaj rzeczy, z których korzystam na co dzień lub regularnie do nich wracam. Jest jedna aplikacja, z której obecnie nie korzystam, ale do tej pory nie mogę znaleźć jej godnego zastępstwa. 



1. PDF24 Tools

Moje największe odkrycie, które powinien znać każdy. Jest w pełni darmowa i bezpieczna strona, na której dostępne są narzędzia do edycji PDF. Nie ma żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o wielkość plików. Najczęściej korzystam z funkcji łączenia PDF-ów. Przydatna jest też dla mnie funkcja przekształcania plików PDF na zdjęcia i odwrotnie. Oprócz tego dzielenie, usuwanie, numerowanie stron i bardziej wymyślne funkcje. 

Przyda się każdemu, nie tylko studentom, a naprawdę jest mało znana.


2. Ibuk Libra

Cyfrowa biblioteka, która ma dostęp do wielu publikacji. Mój Uniwersytet jest z nią połączony, dzięki czemu mogę z niej korzystać. Przydaje mi się, kiedy nie mam czasu lub chęci na wypożyczanie kolejnej książki. 
Jest na niej kilka typów kont. Ja mam ten najsłabszy pakiet, więc mogę tylko przeglądać. W nieco lepszych jest możliwość drukowania kilku stron z książek miesięcznie, co uważa za przydatne i brakuje mi dostępu do tego.



3. CamScanner

Aplikacja dostępna na Android i iOS. Także z gatunku tych, które każdy student powinien mieć zainstalowane. Pozwala szybko zeskanować obrazy i zapisać jako plik PDF. Można skanować pojedynczo kartki lub od razu w formie skanu. Jakość plików jest bardzo dobra, nie ma problemów z czytelnością dokumentów. Jedynie może przeszkadzać, że aplikacja zostawia stopkę ze swoim znakiem. Można to usunąć, wykupując wersję premium.



4. TimeTable+++ 

Dostępna jest jedynie na Androidzie. Nie znalazłam żadnego zastępstwa na iOS.

Dla tej aplikacji nie udało mi się do tej pory znaleźć zastępstwa.  Idealny do tworzenia planu zajęć na studiach. Zawiera tak podstawowe kryteria, jak godzina i koniec zajęć, prowadzący czy miejsce zajęć. Ma również funkcje, których nie mogę znaleźć w innych aplikacjach i bardzo mi ich brakuje: 

  • okres trwania zajęć — czyli można wpisać, kiedy są pierwsze zajęcia i kiedy ostatnie. Są uwzględnianie tylko w tym okresie. Dla mnie jest przydatne, bo kilka wykładów, które kończą mi się w połowie semestru i zajęć, które zaczynają się w jego połowie. 
  • możliwość zaznaczenia sposobu powtarzania zajęć — nie określiłam tego dobrze. Chodzi tutaj o to, że w aplikacji można zaznaczyć, że zajęcia odbywają się co 2 tygodnie. Kolejna, bardzo wygodna funkcja. 
Oprócz tego można zaznaczyć okresy, kiedy są dni wolne od nauki. Wpisywać egzaminy i zaliczenie oraz ustawiać o nich przypomnienia. Oprócz do każdego przedmiotu można przypisać osobny kolor.



5. Forest

Aplikacja darmowa na Android, płatna na iOS. 

Jedyna aplikacja, za którą byłam w stanie zapłacić. Nie korzystam z niej regularnie. Zazwyczaj wygląda to tak, że po sesji mam jakieś 2 miesiące mniejszego korzystania z niej, a jakieś półtora miesiąca przed zakończeniem semestru przypominam sobie o niej. W najbardziej intensywnych momentach dochodzi do 6 godzin bez telefonu. 
Jest dobra, jeśli ktoś chce stosować metodę pomodoro — najczęściej stosuje 25 minut skupienia i 5 minut przerwy. Nie zawsze stosuję się idealnie do tych reguł, bardziej zależy mi na tym, żeby nie ruszać telefonu i się nie rozpraszać. Poważnie, te drzewka mnie motywują.

Kwartalnik VII - czas sukcesów?

Hejo!

Powrót na studia mnie zaskoczył. Piszę to przed trzecim dniem na uczelni i może nie mam żadnych obaw, ale już te dwa dni mnie trochę zmęczyły. Głównie trudności organizacyjne i szybkie ogarnianie tego, co inni spieprzyli (kto by się spodziewał?). Dziwnie od razu jest wskoczyć na tak wysokie obroty i jest męczące. Chociaż mam nadzieję, że dzięki temu szybciej się wczuję w to, co mam do zrobienia. 

Plan jest taki, żeby wpisy pojawiały się raz w tygodniu. Nie wiem, jak to wyjdzie w praktyce. Semestr zapowiada się lżejszy niż poprzednie, ale chcę zacząć wcześniej pracownie do licencjatu. Jednocześnie mam kilka współprac zaplanowanych, więc naprawdę trudno mi przewidzieć, jak to będzie wyglądać.

Co u mnie? 

Mam ambiwalentny stosunek do tych trzech miesięcy. Z jednej strony miałam jakieś spadki nastroju, szczególnie przytłaczający był dla mnie lipiec. Sierpień był lepszy, ale znowu wrzesień był strasznie stresujący. Głównie denerwowałam się praktykami w obcej szkole. W skróci dziwny czas dla mnie, ale jednak owocny. Oprócz tego byłam w Warszawie i Wrocławiu. Krótkie wyjazdy, ale miło je wspominam i fajnie było się wyrwać.
Przede wszystkim zaczęłam wychodzić ze swojej strefy komfortu, co jest dla mnie sukcesem. Szczególnie w kwestii bloga. Pojawiło się więcej recenzji na blogu, zaczęłam więcej publikować na Instagramie i eksperymentować z formą. Powróciłam do robienia zdjęć oraz zabaw w Gimpie, a także próbowałam nowych typów wpisów, które okazały się strzałem w 10!  
Praktyki w szkole podstawowej uświadomiły mi, że nie chcę nigdy w życiu uczyć dzieci w podstawówce. Zderzyłam się z tym, że mam za dużą wiedzę, że tłumaczyć tak proste rzeczy było ciężko. Najgorszy dla mnie był fakt, że czasem dzieci nie mają podstaw z matematyki, aby zrozumieć pewne zagadnienia chemiczne. To chyba był dla mnie największym szok. Drugim szokiem było to, że często nie czytają ze zrozumieniem i wychodzą ogromne głupoty.

Książki

Przeczytałam przez ten czas 25 książki. Większość z nich była bardzo dobra, część tylko dobra, ale także były jakieś słabe książki. Nie było tak, że się bardzo zawiodłam. Na szczęście było więcej zachwytów. Zachwyty były tak wielkie, że wybór trzech książek do wpisu był dla mnie trudny. Zdecydowałam się na wybranie po jednej najlepszej książce z miesiąca i dwa wyróżnienia w postaci linku do recenzji.

Co polecam?

The love hypothesis Ali Hazelwood — bardzo urocza i lekka książka. Taka komedia romantyczna w wersji książkowej. Jak szukacie czegoś, co ogrzeje Wasze serduszko w zimny jesienny wieczór — przeczytajcie. Dodatkowym plusem tej książki jest ukazanie akademickiego świata, które wydaje mi się trafna. 10/10 - RECENZJA

Władca Pierścieni J. R. R. Tolkien — zachwyt i miłość. Czytanie ułatwił mi czytnik. Jak się w to wciągnęłam w pociągu, to mogłabym nie kończyć czytania, a kończyłam z ogromnym bólem. Kunszt pisarski Tolkiena jest niesamowity i chyba na stałe podniósł moje oczekiwania co do książek. Trzy pierwsze księgi mnie tak nie wciągnęły, a samej "Drużyny Pierścienia" nie czytało mi się tak dobrze. Za to "Dwie wieże" i "Powrót Króla" są po prostu cudowne. 9,5/10

Legenda Stephanie Garber — najlepsza książka, którą przeczytałam we wrześniu. Jest dla mnie wyjątkowa, ponieważ rzuciła nowe światło na Caraval i pozwoliła mi się ponownie zachwycić tą historią, ale w inny sposób niż poprzednio. Uwielbiam motyw Mojr i Mojrów, który nadaje mistycznego klimatu oraz głębi tej historii. 9/10 RECENZJA

Również wyróżniły się dwie książki - Królestwo Nikczemnych oraz Mroczne umysły. Trudno mi o nich nie wspomnieć, bo pierwszą świetnie mi się czytało i ma pięknie opisaną relację między bohaterami. "Mroczne umysły" to dystopia, która najbardziej wyróżnia się w tej tematyce. Linki do recenzji podałam w tytułach.

Czego nie polecam?

Trzy razy ty Federico Moccia — książka, z której przeczytaniem zwlekałam 4 lata. I może, gdybym wtedy ją przeczytała, uznałabym ją za OK. To słaba historia, którą ma dobre elementy i potencjał. Gdyby tylko autor nie postawił na toksyczne relacje, zdrady i ciągłe kłamstwa, byłoby o wiele lepiej, a powieść byłaby o trudnych emocjach i radzeniu sobie z nimi.

Filmy 

Oglądałam naprawdę mało filmów. Dosłownie kilka przez trzy miesiące, a z tego jeden polecam, drugiego nie i reszta była nijaka lub oglądałam je wcześniej. 

Co polecam? 

Gnijąca Panna Młoda reż. Tim Burton — nowość dla mnie. Fabularnie podobało mi się, ale miałam problem z animacją - po prostu te postaci były tak nienaturalne, że dziwnie mi się to oglądało. Polecam, będzie dobre na październik i spooky season. 

Straszny dom reż Gil Kenan — to już kiedyś oglądałam i wywarło na mnie ogromne wrażenie. Fajna animacja, jest dreszczyk emocji i odrobina strachu. Jest odpowiednio wyważona pod kątem fabuły i tego, ile ma wzbudzić strachu. Ponownie — propozycja dobra na spooky season. 

Czego nie polecam?

Rekiny wojny reż. Todd Phillips — nie polecam, bo po prostu nie lubię filmów akcji. Uznałam, że wspomnę, bo fajnie będzie wyjaśnić, dlaczego nie lubię. Lubię, gdy coś balansuje na granicy absurdu lub jest celowo absurdalne z rozmysłem (jak w komediach). Filmy akcji są dla mnie zbyt absurdalne lub bohaterowie podejmują naprawdę głupie decyzje, które koniec końców wiadomo, jak się skończą, a oni są zaskoczeni. Irytuje mnie i nie czuję żadnej przyjemności z oglądania takich filmów. 

Seriale

Z serialami akurat poszalałam. Wyszły nowe sezony kilku seriali, które już oglądałam, poznałam nowe oraz dokończyłam seriale, których wcześniej mi się nie udało. Dużo fajnych rzeczy było i znalazłam nowych ulubieńców. 

Co polecam?

The Umbrella Academy, twórcy: Steve Blackman, Jeremy Slater — genialny serial! Fajna fabuła, która łączy w sobie nadzwyczajne zdolności oraz fizykę i elementy nauki. Uwielbiam takie połączenia. Do tego wielu świetnych bohaterów. Klaus i Piątka to najlepsze postaci z tego serialu. Nie polubiłam Allison. Nie mogę się doczekać kolejnego sezonu!

Brooklyn 9-9, twórcy: Dan Goor, Michael Schur — to w ogóle moja nowa miłość. Oglądałam nałogowo i namiętnie, i wiem, że będę wracać. Serial komediowy z krótkimi odcinkami, więc z łatwością się wciągnęłam. Było kilka momentów, że poszczególne postaci mnie irytowały, ale żadna z nich nie była irytująca cały czas. 

Jeszcze nigdy (sezon 3), twórcy: Mindy Kaling, Lang Fisher — mam ogromną słabość tego serialu. Jest to lekki i zabawny serial o nastolatkach. Główna bohaterka popełnia błędy i wiele głupich decyzji, przez co w pierwszym sezonie jest irytująca. Z każdym sezonem widać jej zmianę i to, jak dojrzewa. Świetnie się to ogląda! W dodatku serial ma narrację z punktu widzenia dorosłego, dzięki czemu jest dość uniwersalny. 

Czego nie polecam?

Insatiable, twórca: Lauren Gussis — brak mi słów na ten serial. Jest dla mnie po prostu głupi. Nawet nie byłam w stanie go oglądać do składania prania. Myślałam, że ten serial będzie łamał stereotypy dotyczące kanonu piękności, poruszał temat zaburzeń odżywiania. Jednak nie... Główna bohaterka zakochuje się w dorosłym mężczyźnie, który chce ją wykorzystać, aby odzyskać swój status w społeczeństwie. Wytrzymałam trzy odcinki i dalej nie byłam w stanie oglądać. 

Kosmetyki

Co polecam? 

Authentic mgiełka-booster nawilżający Tołpa — fajnie nawilża i daje takie uczucie odświeżenia. Jest płynna, ale gdy napryskam, to zaczyna się pienić na mojej twarzy. Z tego powodu delikatnie ją wmasowuję w twarz, aby równomiernie rozprowadzić. Nie wiem, czy to kwestia składu czy pompki. 

Czego nie polecam?

Tripple Vitamine Booster Alterra — pisałam o tym produkcie w Denku. Nie byłam w stanie go zużyć, bo był za ciężki pod krem, a nakładany na krem, rolował go. Dodatkowo zapychał mnie. 


Jestem dumna z... 

Zaplanowania i ogarnięcia wyjazdu do Wrocławia. Po raz pierwszy sama w pełni organizowałam wyjazd, co było dla mnie stresujące. Były wpadki, ale wszystko naprawiłam i koniec końców wyszło! Sam wyjazd do Wrocławia wspominam bardzo dobrze. 

Powróciłam do robienia zdjęć! Przestałam ograniczać się tylko do flat lays z książkami lub innymi spontanicznymi zdjęciami książek. Zaczęłam więcej sama pozować, ale widzę, że wyszłam z wprawy. Powróciłam też do używania Gimpa i więcej eksperymentuje ze zdjęciami. Najbardziej jestem dumna z tego, że dałam sobie przestrzeń na brak idealności. Mam świadomość, że robienie zdjęć to proces, a ja przez te lata zaliczyłam regres. Tylko nie pójdę dalej, jeśli robienie zdjęć nie będzie mnie cieszyć. Mam świadomość niedociągnięć w moich zdjęciach, ale pozwalam im istnieć, żeby nie dążyć ślepo do ideału, a powoli się doskonalić.


Zapraszam na Instagrama, gdzie jestem bardziej aktywna i do polubienia nowych wpisów. 


Caraval to dopiero początek... - recenzja "Legenda" Stephanie Garber



Caraval to była książka, którą zapragnęłam przeczytać ponad 4 lata temu po poleceniu jej przez moją ulubioną wówczas youtuberkę. Wtedy ta książka została wydana jako Caraval. Chłopak, który smakował jak północ. Do tej pory mam pierwsze wydanie tej książki i darzę je sentymentem. Przez długie lata marzyłam o przeczytaniu kolejnych części, rozważałam zakup ich po angielsku, ale zanim się zebrałam, książki zostały wznowione przez wydawnictwo Poradnia K. Z tej okazji zrobiłam też reread tej książki, co było zaskoczeniem, bo zupełnie inaczej ją odebrałam. 

Materiał sponsorowany — recenzja we współpracy z wydawnictwem Poradnia K.

Zanim przejdę do recenzji, chcę wyjaśnić oznaczenie współpracy. W tym tygodniu wyszły rekomendacje UOKiK odnośnie klarownego oznaczania współprac. Wybieram oznaczenie "materiał sponsorowany", ale chcę nakreślić, co to oznacza w moim przypadku. Do tej pory wszystkie moje współprace były  barterowe — zapłatą za współpracę jest produkt, czyli w tym przypadku książka. Ta również do nich należy. Sponsorowany jest fakt, że ta recenzja się pojawia, a nie jej treść. Nikt nie ma wpływu na treść recenzji, które zamieszczam — dotyczy to tej współpracy, jak i poprzednich. 

Tytuł: Legenda
Oryginalny tytuł: Legendary 
Seria: Caraval #2
Autorka: Stephanie Garber 
Tłumacz: Mateusz Borowski
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 28.09.2022 r. 
Liczba stron: 384

Zbliża się wyjątkowe święto - 75. urodziny cesarzowej Elantyny, władczyni Imperium Równikowego. Na tę okazję przygotowano specjalną edycję Caravalu, niecały tydzień po skończeniu poprzedniego, który wygrała Scarlett Dragna. Dzięki temu ona i jej siostra, Donatella, zostały uwolnione od despotycznego ojca. Jednak dla Telli walka o wolność się nie skończyła. Aby uciec od ojca i odnaleźć matkę, zawarła umowę z tajemniczym przyjacielem. Osobą, której nigdy nie poznała. Tella musi wywiązać się ze swojej części umowy — poznać prawdziwą tożsamość Mistrza Legendy. Może to osiągnąć jedynie, wygrywając kolejny Caraval. Konsekwencje tego mogą być ogromne, a Tella nie wie, czy jest w stanie je ponieść.


Legenda była książką, której się obawiałam. Po pierwsze główną bohaterką była Tella, czyli postać, do której nie żywiłam ciepłych uczuć i bałam się, że będzie mnie irytować. Kolejna obawa wyszła, gdy przeczytałam opis książki — kolejny Caraval. Podobny zabieg był w Igrzyskach Śmierci, gdzie w drugim tomie również odbywały się te igrzyska, co mnie bardzo zawiodło, bo czułam, że jest to odgrzewany kotlet. Na całe szczęście żadna z moich obaw się nie potwierdziła.

Akcja Legendy to bezpośrednia kontynuacja poprzedniej części. Wydarzenia rozpoczynają się na drugi dzień po przyjęciu dla aktorów Caravalu. Historia została podzielona tak, jak poprzedni tom — na czas przed Caravalem oraz każdą z nocy. Akcja nabiera tempa, kiedy siostry Dragna trafiają do Valendy, gdzie ma odbyć się kolejna edycja tego przedstawienia. Caraval jako rozgrywka różni się od poprzedniej, ma zupełnie inną fabułę. 

Caraval to jedynie ułamek 

Caraval to nie był nawet początek, to dopiero ułamek historii i świata, który przygotowała dla nas Stephanie Garber. Od pierwszych stron można było zauważyć, że świat jest znacznie bardziej rozległy niż to, co było w pierwszej części. Sam pierwszy tom przedstawiał głównie Caraval i jego magię. Legenda poszerza obraz świata o jego historię i wierzenia, co również wyjaśnia, skąd wzięła się magia, którą włada Mistrz Legenda. 
Podoba mi się motyw Mojrów i Mojr. Początkowo myślałam, że chodzi o boginie losu z greckiej mitologii, ale nie. Nazwa przywodzi błędne skojarzenia, ale autorka nadała jej własną definicję. W tym przypadku to magiczne istoty, które dawniej władały magią i były niezwykle okrutne. Mają swoje atrybuty, słabe punkty i istnieją magiczne przedmioty z nimi związane. Bardzo mi się podoba słowniczek na końcu, który porządkuje wszystkie pojęcia z nimi związane. 

Mistyczny klimat

Wprowadzenie tego motywu oraz magicznych przedmiotów, które były z nimi związane, od razu podkręciły całą historię i dały jej "coś więcej". Caraval był dość ograniczony, sprawiał pozór zabawy, a Legenda przedstawia inną historię — większą, z mistycznymi elementami i śmiertelnie niebezpieczną. 
Jej klimat zdecydowanie nie jest baśniowy. Magia staje się mroczna i okazuje się, że nie służy do zabawy. Do tego ciągłe tajemnice, nierozwiązane zniknięcie matki i magiczne istoty, sprawiają, że książka wciąga i wywiera ogromne wrażenie. Chłonęłam każdą stronę z coraz większym zachwytem i upajałam się tym mistycznym, magicznym klimatem. Nie wiedziałam, dokąd mnie ta historia doprowadzi, jakie jeszcze tajemnice kryje i co autorka ukrywa przed czytelnikami. To wszystko sprawiało, że z każdą stroną chciałam więcej i więcej, nie chciałam opuszczać tego świata i miałam miliony pytań.
Narracja i główna bohaterka również miały wpływ na klimat tej historii. Narracja jest trzecioosobowa, ale skupia się na perspektywie Telli. Różnica wynika z tego, że Tella jest zdeterminowana i skupia się na osiągnięciu swojego celu. Natomiast Scarlett była pochłonięta grą i spełnianiem swojego marzenia, przez co gra początkowo wydawała się baśniowa.

Odważna kreacja bohaterów

Szczególną uwagę zwracają się na siebie postaci drugoplanowe. Ich kreacja jest odważna i niespotykana. Aktorzy Caravalu to zwykli ludzie, którzy na czas przedstawienia wchodzą rolę, które poniekąd wymusza na nich Legenda i jego magia. Wymusza to nieidealne słowo, ale najbliższe rzeczywistości — na czas Caravalu aktorzy są pod wpływem magii, zapominają o swojej prawdziwej osobowości. W pierwszym tomie nie rzucało się to aż tak w oczy, ale kiedy Tella znała osobiście aktorów, to dało niesamowity efekt. Ich kreacja balansowała na granicy niekonsekwencji i wrażenia, że autorka nie trzymała się tego, co pisała. Pamiętaj, to tylko gra. Najpierw zachwyciłam się magią, która zmusza bohaterów do zapomnienia o swojej tożsamości. Później zaczęłam się zastanawiać, jakie ona ma granice. Kiedy wychodzą z roli? Czy mogą wyjść z roli? Ile z tego zachowania to magia i scenariusz od Mistrza Legendy, a ile to prawda? 
Był moment, w którym wydawało mi się, że bohaterka zapomniała o tym, jak jedną z postaci przedstawiła wcześniej. Jednak było to mylne wrażenie i pozwoliło mi zrozumieć, jaki jest zamysł. Mam świadomość, że dla części osób może być to niezrozumiałe lub po prostu przeszkadzać. Dla mnie to było niesamowicie ciekawe doświadczenie i chciałabym się dowiedzieć więcej.

Strażniczka swoich tajemnic

Tella jest postacią, której nie mogliśmy dobrze poznać we wcześniejszej części. Jedynie można było oceniać przez pryzmat relacji z siostrą, gdzie Tella wykorzystywała jej troskę i uczucia. Młodsza z sióstr to tak naprawdę osoba, która skrywa wiele sekretów i latami o nich nie mówi. Ma jasno określony cel, którego nie boi się spełnić i chce go spełnić każdym kosztem. Na kartach powieści zaszła w bohaterce drobna zmiana, która sprawia, że zaczęłam ją lubić. Naprawdę nie jest ona wielka, zmienia właściwie jej podejście, ale daje to bardzo pozytywny efekt. 

A co ze Scarlett?

Mam dobrą wiadomość dla wszystkich, których ta bohaterka irytowała. W tej części Scarlett jest tylko tłem i ma swój poboczny wątek. Pojawia się tylko w kilku scenach, rozmawia z siostrą, ale nie jest w ogóle zaangażowana w Caraval. Dziewczyna zajmuje się sprawdzaniem uczciwości Juliana i rzeczą, który każdy przed nią ukrywał. Wolałabym, żeby było jej tutaj więcej i miała więcej do powiedzenia.
Cała historia tego tomu, jak i przedstawienie Telli, sprawiło, że poczułam, jakby Scarlett od początku była tylko pionkiem w grze, a prawdziwą główną bohaterką była Donatella Dragna. Jest ciekawie przedstawione, ale też potwierdza to, co zauważyłam przy po przedniej części — Tella nie jest tak dobrą siostrą, a ich relacja nie jest dla niej najważniejsza. 

Czy mamy tutaj miłość?

Widziałam, że wydawnictwo w reelsie przedstawiającym książkę zawarło stwierdzenie "miłość, poświęcenie, nadzieja" oraz "hipnotyzujący romans". Nie jestem w stanie się zgodzić z takim przedstawieniem, bo romans jest elementem tej historii, ale zdecydowanie nie aż tak ważnym. Uczucia Telli i romans, jaki się zradza w tej części są skomplikowane. Naprawdę, są one dla mnie ciężkie do pisania bez spoilerów. Romans nie przesłania całej fabuły i jest nienachalny, ale mógł zostać przedstawiony w nieco inny sposób. Mamy tutaj takie "kto się czubi, ten się lubi". Tylko czegoś mi w tym wątku brakuje. Takiej sceny, która skłania do myślenia, że może być z tego coś więcej. 

Legenda zmieniła moje myślenie o poprzedniej części i całym świecie. Spędziłam z tą książką świetny czas, z wielką chęcią przeżyłabym to znowu. Dała mi wiele emocji i mnie wciągnęła, i całościowo mi się spodobała. Naprawdę, myślę o wadach i jedynie było dla mnie za mało Scarlett, i za mało tej więzi między siostrami. To naprawdę zaskakują książka, w której historia stwarza wiele pozorów i właściwie nic nie jest takie, jak wydaje się na początku. Punk kulminacyjny był niesamowity i piękny po prostu. Ogromnie polecam Wam tę książkę. Nawet jeśli Caraval nie był dla Was zachwycający, a Scarlett irytowała, to warto dać drugą szansę.