W obiektywie #9 - postapokaliptycznie


 Cześć! 
Dzisiaj bez "zbędnego gadania", bo czasu mam niewiele. No dobra... Nie tak niewiele, bo nie ma w tej chwili nawet osiemnastej, jednak się czuję jakby była co najmniej dwudziesta. Najcięższy z trzech ciężkich tygodni już za mną. O dziwo, sesja mi się nie zaczęła, a ja uważam, że będzie nieco lżejsza niż to co teraz miałam. Czekam na wyniki kolokwium zaliczeniowego z fizyki, uczę się do kolokwium z chemii. I w sumie tyle. 
Wpadłam w rytm nauki, mimo że wczoraj ciężko było się do tego zebrać i jedyne co zrobiłam to przeczytałam notatki z chemii, powypisywałam część najważniejszych wzorów i tyle. Dzisiaj już jest lepiej, tylko nieustannie czuję ten upływ czasu i mam wrażenie, że jest go stosunkowo za mało względem tego, co chciałabym jeszcze powtórzyć.

O tych zdjęciach wspominałam już niejednokrotnie, ale wreszcie mam wszystkie i mogę pokazać efekty tej sesji. Co prawda część jest nieprzerobiona, przyznam się bez bicia, ale ani ja, ani Gabi żadnych nie miałyśmy  czasu, aby się tym do końca zająć. Obróbką części z nich zajęła się. Tak samo ona też jest robiła. :D
Jest to nasza pierwsza sesja w tym klimacie, który jest dla nas całkowitą nowością, ale myślę, że wyszło całkiem nieźle. Szczególnie, że nie mieliśmy zbyt wielu rekwizytów. Cieszę się, że w mojej okolicy są ruiny twierdzy, którą mogliśmy wykorzystać. Co myślicie?

Ostatnie dni spokoju



Hejo!
Ten wpis chcę poświęcić jakimś luźniejszym przemyśleniom. Aby był bardziej mój niż o konkretnym temacie. Po części też po to, abym mogła oczyścić swój mózg przed sesją. Dla mnie jest to ostatni wolny tydzień. Chociaż to też stwierdzenie na wyrost, bo mam w tym tygodniu do zaliczenia angielski, jeden cząstkowy egzamin z fizyki i kolokwium zaliczeniowe. Pierwszy raz też zostanę na cały weekend w Warszawie, bo w poniedziałek od razu mam kolokwium z chemii i będę się przez weekend uczyć. Po prostu mi się to nie opłaca. I teraz spoglądam w lewo, na tą wielka walizkę i w myślach mam tylko "KAŚKA, PAKUJ SIĘ", ale mam przecież jeszcze czas. Zawsze mam czas.

Tym wpisem chcę też trochę nawiązać do początku tego roku. Ostatnio aktualizacja tego, co u mnie była jakieś dwa miesiące temu, gdzieś tam w listopadzie. I tak analizując poprzednie wpisy to średnio wychodzi, że piszę coś takiego raz na dwa miesiące. Do tego jeszcze dochodzą ogólne podsumowania w ulubieńcach miesiąca, więc coś tam wiecie co się u mnie dzieje. 


A może trochę o bookstagramie?



Hejo!
Dzisiaj postanowiłam, że w pełni świadomie sobie odpocznę i się zrelaksuję. Obiecałam sobie, że dziś nie będę się uczyć, więc tego spokoju nie zepsuje żadne poczucie niewypełnionych obowiązków. Pełen relaks i tylko to. :D A że chyba nie ma dla mnie nic bardziej relaksującego niż pisanie, więc prostym było to, że sobie tutaj coś napiszę.
Tym razem co nieco o bookstagramie. Mój instagram, który założyłam jako wsparcie mojego bloga, w pewnym momencie przybrał formę bookstagrama i ta forma tam dominuje. Na blogu zresztą jest podobnie, tutaj też duża część wpisów dotyczy książek, rzadko kiedy filmów. Jednak tutaj dochodzi więcej moich przemyśleń, bo tutaj mam większą możliwości, aby się rozpisać. I generalnie, na bloga wchodzi się po to, aby coś poczytać, nie tylko dla zdjęć, a na Instagramie bywa z tym różnie.

Najlepsze książki 2019



Cześć!
Dawno nie pisałam tak późno, ale dziś jest wyjątkowa sytuacja. Post był zaczęty, niewiele do dokończenia zostało, więc trzeba się zrelaksować po pierwszym dniu na uczelni po przerwie świątecznej. A najlepszym wyjściem dziś jest wspominanie fajnych rzeczy. Dzisiaj będzie ostatni wpis podsumowujący tamten rok, czyli najlepsze książki. Wybór był ciężki, więc ułatwiłam sobie sprawę i do zestawienia dałam całe serie. Starałam się, aby to były książki albo dla mnie wyjątkowe, albo niesamowicie dobre, albo po prostu wyróżniające się czymś. Cieszę się, że mogłam tutaj wstawić także dwie książki polskich autorów, a właściwie to dwie serie. Mam szczęście, że było nie było zbyt wielu złych książek. Właściwie to jedna naprawdę słaba, której potencjał został zmarnowany i druga, która była znacznie słabszą kontynuacją. I tyle. Pod względem książkowym to był bardzo dobry rok, nie tylko jeśli chodzi o ilość przeczytanych książek, ale też ich jakość.

Podsumowanie roku 2019



Cześć!
Dziś znowu podsumowanie. Tym razem całkowicie ogólnie. Związane i z życiem prywatnym, i z tym internetowym i ogólnie z fajnymi rzeczami, które w tym roku były.
Kolejny rok, kolejne zmiany. Wszystko jak najbardziej na plus. I znowu się powtórzę, że to rok, który wniósł wiele dobrego do mojego życia, nauczyłam się jeszcze więcej i myślę, że mogę powiedzieć, że sama napędzam się, aby być coraz lepszą. Staram się rozwijać w tym co lubię, staram się uczyć, mimo różnych rzeczy, które mnie od tego odciągają.
Nie mogę wspomnieć o podstawowych, ale ważnych zmianach w moich życiu - skończyłam liceum, zdałam dobrze maturę oraz dostałam się na studia. Wyjechałam z domu rodzinnego, co prawda na weekendy wracam, więc nie jest tak źle. Jednak potrzebowałam trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do nowego trybu życia, ale już jest łatwiej. Ogólnie było kilka zmian w moim trybie życia, które wyszło mi na dobre i sprawiły, że nieco zdrowiej żyję. Co ciekawe nie były to jakieś świadome zmiany - większość słodkich napojów przestała mi smakować, generalnie ograniczyłam cukier, nie śpię do tak późnych godzin, jestem też bardziej aktywna fizycznie i nauczyłam się czerpać przyjemność ze sportu. Bardziej w porównaniu do tego, co było wcześniej. Jak ćwiczenie 10 razy na wf w trzeciej klasie liceum to jest spora różnica.
Ważnym momentem w mojej działalności w Internecie było też założenie drugiego konta na Instagramie, które z czasem przyjęło formę bliższą bookstagramowi. Dzięki temu brałam udział w kilku ciekawych akcjach, poznałam fajne osoby, ale zauważyłam też, że robię lepsze i ciekawsze zdjęcia.

A teraz najfajniejsze rzeczy w tym roku.

Ulubione zdjęcia 2019




Hejo!
Mamy końcówkę grudnia, więc co u mnie na blogu się zaczyna? Podsumowania! Zaczynam chyba od mojego ulubionego, czyli zdjęć. Myślę, że w tym roku bardzo się rozwinęłam pod względem ich robienia i obróbki. Dalej jest to totalna amatorszczyzna, ale jest lepiej niż było. Odważniej je przerabiam, zaczęłam doceniać wyostrzenie, bo dodaje super charakteru zdjęciom. Kontrast? WIĘCEJ! WIĘCEJ! Ekspozycja? Ciemniej! Jaśniej! Temperatura? Chłodniej, chłodniej! Wiem, że jeszcze dużo się muszę nauczyć, ale myślę że jest na dobrej drodze.
Nie myślałam, że aż tyle zdjęć uznaję za aż tak dobre, żeby tutaj umieścić. Oczywiście najlepsze jest na górze. Inaczej być nie może. <3
I tutaj dziękuję wszystkim, których albo męczyłam przed obiektywem - Kacpi (@kvrzyp), dziękuję, było super - albo męczyłam, żeby robili mi zdjęcia - Gabi (@xczarnowlosax), dziękuję -  albo męczyłam, żeby po prostu byli ze mną - Kubuś (@pawlona98) dziękuję - albo męczyłam w inny sposób - Oliwia (@oliwia.malenka), dziękuję.  <3

"Żertwa" Anna Sokalska



Hej!
Dziś przychodzę z następną recenzją, tym razem książki, która mnie naprawdę zachwyciła i nie mogę o niej nie napisać.  Zdaję sobie sprawę z tego, że wpisy miały być co sobotę, jednak wiecie jak jest przed świętami. Do tego przez ostatnie półtora tygodnia przed świętami miałam trzy kolokwia. W weekend nie miałam siły na nic, zrobiłam część porządków przed świętami, spotkałam się z chłopakiem i przyjacielem i tyle.  Pisałam już o jednej książce tej autorki, "Wiedźmie". Obie książki należą do tej samej serii, jednak przedstawiają inne historie. Kluczową różnicą jest to, że w Wiedźmie" dowiadujemy się więcej o Wieloświecie, jednak nie ma to większego znaczenia w jakiej kolejności czytamy obie książki. Więc jak wypada "Żertwa" względem poprzedniczki? Dużo lepiej! A nie wiem, czy pamiętacie, że "Wiedźma" mnie zachwyciła.

Tytuł:  Żertwa
Autor: Anna Sokalska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Lira
Data wydania: 12 czerwca 2019
Liczba stron: 352
Moja ocena: 9/10

We Wrocławiu zostaje znaleziony wisielec. Niby wydaje się, że jest to samobójstwo, ale jest coś, co nie daje śledczym spokoju - brak sznura. To jest jedyna rzecz, która sugeruje, że ktoś trzeci mógł brać w tym udział. Prokurator Dębska i komisarz Norbert Majka decydują się nagłośnić sprawę w telewizji. Jakiś czas po tym zgłasza się do nich Anastazja Omyk, która niesamowicie zna mitologię słowiańską i uważa, że te wszystkie dziwne wydarzenia wiążą się z kultem Peruna i mają służyć przywołaniu demonów. Jest to jedyny trop w tej sprawie, więc Majka decyduje się powołać ją jako biegłą. W końcu udaje im się znaleźć szajkę przestępczą, zajmującą się handlem organami i krwią. Aresztują wąpierza, szefa gangu, a wraz z nim wilkodłaka oraz Borutę i Rokitę, dwóch czartów. A to dopiero początek "przygód", które czekają na Anastazję.

Kubeczek menstruacyjny - najlepsze rozwiązanie w trakcie miesiączki?

Cześć!
Wreszcie znalazłam dobry moment, aby napisać o kubeczkach menstruacyjnych. Kiedy duża część internetu tonie w świątecznych postach, ja stawiam na coś innego. Taka oryginalność czy coś. Ten post będzie przede wszystkim o moich doświadczeniach z kubeczkiem, co mną kierowało oraz zaletach, jakie ta rzecz ma i jak obejść jego wady. Od lipca, kiedy go kupiłam, wiedziałam, że na pewno pojawi się tutaj na blogu. Musiałam go najpierw sprawdzić, a teraz nawet doszła dobra okazja, aby się pojawił na blogu. Jakoś w tamtym tygodniu na instagramie @panimiesiaczka został wrzucony link do petycji dotyczącej zmniejszenia podatku VAT na kubeczki menstruacyjne. Obecnie stawka tego podatku 23%, podczas gdy na podpaski i tampony 8% i ma być zmniejszona do 5%. Te trzy rzeczy służą do tego samego, więc nie ma powodu, aby jedna z nich była traktowana jako produkt luksusowy. Tym bardziej skoro kubeczki menstruacyjne robią się coraz popularniejsze, więc myślę, że wiele osób zapoznało już się z tym terminem i nie muszę podawać jego definicji. Jak dla mnie to jest najlepsza z tych trzech rzeczy. Jeśli chcecie podpisać tutaj jest link.


Zacznę od tego, co mnie zachęciło do kupienia. Kupiłam go w lipcu, ale sprawdzałam już jakoś wcześniej, tylko nie miałam odwagi spróbować. Szczególnie zachęcił mnie do tego filmiki na kanale Kasi Mecinski. Tak właściwie od razy po obejrzeniu tego zaczęłam szukać w Internecie więcej informacji na ten temat i dosłownie dwie godziny później go zamówiłam. Bardzo polecam ten filmik, podaje bardzo dużo informacji na ten temat.

"Dziewczyna z ogrodu" Anka Sangusz



Hej!
Dzisiaj przychodzę z recenzją dość nowej książki dla młodzieży, wydanej niecałe dwa miesiące temu. Sam tytuł serii, do której ona należy mnie zainteresował "Niepokorni". Jest ona skierowana do młodszych osób niż ja, ale mi też się spodobała. Jestem skłonna przypisać do grupy takich książek jak "Hopeless" Colleen Hoover czy "Światło" Jay Ashera.  A w mojej opinii jej poziom jest pomiędzy tymi dwoma pozycjami. Są to historie o trochę podobnym schemacie, ale ich treść jest zupełnie inna. Łączy je głównie chłopak z tajemniczą, niezbyt "ciekawą" historią.


Tytuł: Dziewczyna z ogrodu
Autor: Anka Sangusz
Liczba stron: 271
Wydawnictwo: Wydawnictwo Mazowieckie
Data wydania: 16 października 2019
Moja ocena: 7/10


Kamila to dziewczyna, której prawie nikt nie rozumie. Ani matka, ani większość rówieśników  w szkole. Czuje się osamotniona i zagubiona, nieznacząca nic dla nikogo. Matka przelewa na nie swoje niespełnione ambicje, czego dziewczyna ma serdecznie dość. Jedyne miejsce, gdzie czuje się spokojnie i bezpiecznie to jej ogród, z którego raz widzi dziwnego chłopaka, który wprowadza się do jej sąsiadów. Okazuje się, że ten tajemniczy chłopak będzie także chodził z nią do klasy. O dziwo, chłopak jest skłonny ją bronić przed docinkami innych ludzi. A to dopiero początek jej znajomości z tym tajemniczym chłopakiem, którego przeszłość jest jedną wielką niewiadomą.

Ulubieńcy miesiąca: październik i listopad 2019

Cześć!
Pora na kolejne podsumowanie. Co mnie ostatnio zachwyciło? Co mi się szczególnie podobało i jak oceniam te miesiące?
Cóż... Były ciężkie i przez większość czasu dobrze. Mniej więcej przez pół tego miesiąca miałam mały kryzys, ale w momencie kiedy go zaakceptowałam, stwierdziłam, że ta później jesień działa na mnie tak, że nic mi się nie chce, robię się bardziej aspołeczna, nie potrzebuje tyle kontaktu z ludźmi zaczęło mi się lżej żyć. Do tego od nowa wprowadziłam sobie spisywanie rzeczy, które planuję robić danego dnia i wypełnianie tego planu, więc jest dobrze. Tym bardziej, że większość wypełniam lub jeśli nie jest to koniecznie/możliwe, zastępuję czymś podobnym, co jest koniecznie lub mam większe możliwości na zrobienie tego. Wydaje mi się, że nawet mam jakąś równowagę między nauką a przyjemnościami. Cóż... To może być też pozór, bo ten tydzień miałam luźny bez żadnych kolosów. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać w przyszłym tygodniu i kolejnych trzech, kiedy dojdzie poczucie obowiązku i ewentualny stres, bo kolokwia będą czymś realnym. W kwestii życia bardziej osobistego, bo nie samymi studiami człowiek żyje, też jest dobrze i nie mogę narzekać na nic. W ciągu tych miesięcy byłam trzy razy w kinie, chyba trzy razy na basenie, na koncercie... Zjadłam niezliczoną ilość pizzy, na co mózg zareagował w pewnym momencie "Dość! Za dużo, ogarnij się"... Dlatego kolejny weekend skończyłam w maku.  Dwa dni z rzędu. Naprawdę, nie to miałam na myśli, ale tak wyszło. :D Myślę, że mogę powiedzieć, że przez październik było spoko, a w listopadzie, gdy zaczęłam akceptować moją sytuację taką, jaka jest, to też zrobiło się spoko i łatwiej mi przychodzi życie.


1. Piosenka

Odkryłam niedawno piękną, polską piosenkę - "Miasteczko cud" Agnieszki Osieckiej. Jest po prostu cudowna. Lubię taki klimat i styl.



Chaos



Hej!
Tak się zastanawiam, jak bardzo chcę pisać ten post. Mam wątpliwości, czy na pewno chcę się tak otwierać tutaj. Czy to nie będzie za prywatne, czy nie będę za bardzo narzekać. Nikt nie lubi cudzego narzeka, nie ukrywajmy to odpycha.
Ludzi przyciąga entuzjazm, radość. Kto chce słuchać o tym, że komuś coś nie wychodzi? Nikt. Nawet jeśli ktoś odczuje satysfakcję, że jest mu lepiej, to nie zostanie dłużej by o tym czytać. Do tego jak to skomentować? Dać radę? Może nie lepiej, bo przecież nie znamy tej osoby, nie wiemy jak do tego podchodzi. Jakieś suche "przykro mi"? No nie wiem... Jest właśnie suche i często nieszczere. Do tego nie każdy lubi wyciąganie prywaty w Internecie. Na przykład. Tutaj podaję głównie rzeczy ogólne, które nie dotyczą bezpośrednio mojego prywatnego życia.  A radość, zadowolenie z życia?  Może "zadowolenie z życia" to za dużo powiedziane, ale zwykłe pozytywne nastawianie. To serio przyciąga ludzi. Dużo milej się czyta, gdy ktoś pisze o pozytywnych rzeczach, że jest mu dobrze. Ludzie chcą o tym czytać, dlatego tyle tego jest. Dlatego też często jest to aż tak przerysowane, wyidealizowane. Udaje się, że nie ma tej drugiej, smutnej, negatywnej strony z problemami. Są ludzie, którzy w to nie wierzą. Są tacy, którym jawnie się to nie podoba, ale to sprawia, że dlatego na to uwagę zwracają.  Nawet, gdy jest ktoś zazdrosny, nie podoba mu się to, to zdarzy mu się tam wejść, aby sprawdzić, czy może coś się zmieniło na gorsze. A może po prostu potrzebuje się dobić, bo nigdy mu tak dobrze nie będzie. Inny popatrzy na to i sam zacznie marzyć o tak idealnym życiu, a potem mu się zrobi przykro, bo dla niego nierealne. 

"Znajdź mnie" Andre Aciman



Cześć! 
Dzisiaj recenzja książki, której premiera była 2,5 tygodnia temu. Jest to kontynuacja losów Elio i Olivera znanych z książki"Tamte dni, tamte noce", o której już pisałam w tym miesiącu - recenzja *klik*.  Z kolei ta część jest książką dla mnie naprawdę wyjątkową, bo jest to pierwsza powieść, której całkowicie nie umiem ocenić. Nie chodzi o to, że tak dobra, że w skali od 1 do 10 jest za mało cyfr na nią. Tylko... Jest dla mnie tak samo dobra, jak i zła. Tak samo mi się podoba, jak i nie podoba. Pierwszą część łatwiej mi było ocenić, a tą? Ta jest całkowicie inna. Czy to dobrze? Zobaczymy. 

"Miłość jest łatwa, tylko nie wszyscy z nas mają w sobie odwagę, żeby kochać." - Andre Aciman "Znajdź mnie"

Tytuł: Znajdź mnie
Autor: Andre Aciman
Liczba stron: 320
Data wydania: 30 października 2019
Wydawnictwo: Poradnia K

Kontynuacja romansu Elio i Olivera, w której możemy poznać ich dorosłe, osobne życie. Bliżej poznajemy też ojca Elio, Samuela, którego małżeństwo się rozpadło. Poświęcona została jemu pierwsza część książki. Jadąc na spotkanie ze swoim synem w Rzymie, poznaje w pociągu Mirandę, młodszą od niego kobietę, z którą udaje mi się znaleźć wspólny język i poczuć coś, czego nie czuł od dawna. 
Elio, który jako dorosły mężczyzna jest szanowanym artystą. Spotyka pewnego dnia Michaela, mężczyznę dużo starszego od niego. Za to Oliver ma żonę, pracę na uniwersytecie, dwójkę dzieci, jednak czy to jest życie, jakie chce wieść?


Kolejna część, kolejne dość kontrowersyjne związki. Tym razem widzimy relacje i uczuciach w związkach, gdzie różnica wieku jest bardzo duża. I chyba to nie dla mnie... Powieści Andre Acimana odbiera się bardzo subiektywnie. Dużo zależy od poglądów i opinii na pewne tematy, co jedni akceptują, drudzy niekoniecznie. Ja przeważnie mam podejście "Niech każdy robi sobie, co chce, jeśli mnie to nie dotyczy". W tych książkach narracja jest pierwszoosobowa, więc poznajemy uczucia bohaterów, ale też mamy możliwości przeżywania tego, co oni. A ja po prostu nie widzę się w związku z taką różnicą wieku, że druga osoba mogłaby być moim rodzicem. To nie dla mnie, dlatego tematyka nie podoba mi się. Momentami mnie ta świadomość zniesmaczała i wiem, że wielu osobom również źle będzie się czytało o takim związku, więc należy to wziąć pod uwagę. Oprócz tego relacje między bohaterami (np. Samuelem i Mirandą) rozwinęły się bardzo szybko, za szybko nawet, co także może być dla wielu minusem.

TOP 5: Filmy, które zrobiły na mnie największe wrażenie



Hejo!
Chyba ten temat na wpis będzie dzisiaj najlepszy. Nie mam co zaczynać, czegoś innego, skoro mam już pół tego, a zaczęłam to wczoraj po powrocie z drugiej części "Czarownicy". Była okej. Mogłam odświeżyć sobie pierwszą część tego, bo zapamiętałam mniej niż myślałam i trochę mi to przeszkadzało. Ostatnio znowu częściej jestem w kinie. To normalne, że albo wcale nie chodzę do kina, albo co tydzień. I to jeszcze nie koniec na ten rok, bo pewnie pójdę jeszcze na dwa filmy. I zanim zacznę czytać. Jeśli dziś zacznę czytać, gdy będę w domu, bo w weekendy, gdy wracam nie umiem znaleźć na czasu. A to w domu mnie nie ma, a to sprzątam, a to coś. Oczywiście, youtube się sam nie obejrzy (jakby jeszcze było tam coś interesującego). Więc pozostając w temacie filmów, napiszę o 5, które wywarły na mnie największe wrażenie. 

I nie, żadnej części "Czarownicy" tutaj nie będzie, ale i tak polecam oba te filmy. Tutaj mam coś (dla mnie) lepszego. 

Co bym przekazała osobom uczącym się teraz do matury?



Hejo!
A na samym początku "urocze" zdjęcie mnie, uczącej się do fizyki. Tak aby pasowało do tematu wpisu.
Ostatnio na lektoracie prowadząca zadała nam pytanie, jakie rady dalibyśmy osobom, które teraz przygotowują się do matury. Ładnie sobie napisałam, a w trakcie tego myśl "Przecież to jest dobre na bloga!". Nie wiem, czy sama wpadłabym na taki temat, ale jednak jest dość ważny. Wiele osób ucząc się do matury, po prostu się przemęcza, a to nie prowadzi do niczego. Nauka jest ważna, ale relaks również. Należy znaleźć złoty środek.


1. Wysypiaj się

Sen zawsze był dla mnie ważniejszy niż nauka. Dalej jest. Wolę się wyspać i myśleć logicznie niż siedzieć nad książką ledwo przytomna, niby się ucząc, ale w rzeczywistości nie rejestrując tego, a następnego dnia znowu - ledwo żywa, nie mogąca się skupić. Gdy jestem wyspana, łatwiej będzie mi sięgnąć do tej wiedzy, która pozostała mi z lekcji, mimo że nie została ona przeze aż tak dokładnie przerobiona. Przy niewyspaniu nie dość, że nie będę wszystkiego pamiętać, to jeszcze ciężko będzie mi się skupić i trudniej odnaleźć w głowie to, co już potrafiłam. To chyba jest najbardziej podstawowa rzecz. Nie ma co się przemęczać, bo wychodzi jeszcze gorzej. 


A z tego wynika, żebyś...

"Tamte dni, tamte noce" Andre Aciman




Hejo!
Przyznam się,  że długo zwlekałam z poznaniem tej historii. Zmobilizowała mnie do tego premiera drugiej części, której egzemplarz sobie zamówiłam. Oczywiście, nie zorientowałam się, że to kontynuacja czegoś i szybko ogarnęłam sobie e-booka tej części. Jak na razie przychodzę tutaj z recenzją "Tamte dni, tamte noce", a za kilka dni, pewnie w przyszłym tygodniu pojawi się recenzja "Znajdź mnie", a przynajmniej dobrze by było, bo czeka mnie przez weekend sporo nauki - kolokwium z chemii i egzamin cząstkowy z fizyki. Trzymajcie za mnie kciuki. :D A teraz zapraszam do czytania mojej opinii o tej historii. :D

Ludzie, którzy czytają, są schowani w sobie. Ukrywają to, jacy są. Ludzie schowani w sobie nie zawsze lubią to, jacy są. - A. Aciman "Tamte dni, tamte noce"

Tytuł: Tamte dni, tamte noce
Autor: Andre Aciman
Liczba stron: 330
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 12 stycznia 2018



Treść:
Historia romansu, który narodził się w pewne wakacje we Włoszech między nastolatkiem Elio i gościem jego rodziców, Oliverem.  Nastolatek początkowo nie przepada za gościem, zresztą mało kogo lubi. A Olivera... Olivera nie da rady nie lubić. Aż w końcu i on się przełamuje i zaczyna lubić swojego gościa. I nie tylko... Dochodzi z czasem do tego fascynacja mężczyzną.

Moja opinia:
Jest to dla mnie pierwsza książka, która w całości skupia się na wątku LGBT. Cieszę się, że ją przeczytałam, mimo że mam trochę mieszane uczucia. Z pewnością nie całkiem mi się podoba fabuła, bo wolę książki, w których jest więcej akcji.

Mam wrażenie, że jest to jedna z tych książek, w której każdy skupi się na czymś innym, każdy odnajdzie inny punkt zaczepienia, dostrzeże coś innego i inne rzeczy przykują jego uwagę. Więc na co ja zwróciłam uwagę?