Cześć!
Kalendarz jakoś nie jest moim przyjacielem w ciągu ostatnich dni. Naprawdę, zupełnie się pogubiłam w datach i gdybym popatrzyła w kalendarz, to na spokojnie dokończyłabym i opublikowała ten wpis wczoraj. Planowo miał być weekend, a potem chciałam przełożyć na czwartek, bo nie spojrzałam w kalendarz. Jak mnie oświeciło, jaki mamy dzień tygodnia i jaką datę, to w końcu wyszło tak, że harmonogram postów nie jest zaburzony. Tym razem naprawdę mi na tym zależało. Może nie wyjdzie idealnie tak, jak chciałam, bo weekend mnie zaskoczył, ale jest dobrze. Kolejnym wpisem bardzo się jaram i jest w pewien sposób dla mnie ważny, dlatego nie mogę się doczekać publikacji!

[Materiał reklamowy - współpraca z wydawnictwem You&YA]

Tytuł: Darkfever
Autorka: Karen Marie Moning
Tłumaczka: Agnieszka Bonisławska
Wydawnictwo: You&YA 
Data wydania: 12 kwietnia 2023 r.
Liczba stron: 320
Moja ocena: 6/10
Sugerowany wiek: +18
TW: śmierć, przemoc (seksualna, psychiczna, fizyczna), trauma

MacKayla dostaje wstrząsającą wiadomość - jej siostra została zamordowana. Śledztwo szybko zostaje umorzone, a gdy MacKayla odsłuchuje ostatnią wiadmość pozostawioną przez siostrę na poczcie głosowej, decysuje się pojechać do Dublina i zrobić wszystko, aby morderca jej siostry został ukarany. Nie spodziewa się jednak, że odkryje coś, co wywróci jej życie do góry nogami i zmieni całkowicie spostrzeganie świata. MacKayla jest sidhe-seer, widzącą fae, co stawia ją w ogromnym niebezpieczeństwie i jednocześnie jest jedyną możliwość, aby poznać tajemnicę śmierci siostry. Jedyne co musi zrobić to odnaleźć najbardziej pożądanej i niebezpiecznej księgi, jaka istnieje na świecie.

Na przeczytanie i zrecenzowanie Darkfever zdecydowałam się, dlatego że jest to urban fantasy z elfami. No dobra, bardziej zachęciły mnie fae niż urban fantasy. Poza jest to wznowienie, więc od razu nastawiłam się nieco lepiej i pozytywniej, bo skoro wznawiają, to powinno być naprawdę dobrze? Niestety, w moim przypadku nie ma miłości, jest zaciekawienie, ale również wiele innych emocji. 
Początkowo nie mogłam się wczuć tę książkę. Jednego dnia przeczytałam prolog i odłożyłam. Zajęłam się dwoma innymi książkami i przeczytałam prolog znowu, i już przeszłam do dalszych rozdziałów. Miałam ogromny opór, aby zacząć to czytać, ponieważ prolog zasiał we mnie wątpliwość — ludzie, którzy są dla elfów niczym zabawka erotyczna. Jak dla mnie takie zabiegi fabularne są ryzykowne — ciężko je odpowiednio ograć, aby nie wyszły żenująco lub obrzydliwie. Później czytała, ale przez pierwszą połowę było po prostu nudno. Akcja nie zachęcała, mało się działo, a bohaterka również niewiele wiedziała. Dopiero moment, w którym Mac zaczęła działać razem z Jericho, akcja przyspieszyła, a ja byłam autentycznie zaciekawiona. Im bliżej końca, tym coraz bardziej mi się to podobało i chciałam wiedzieć więcej. Na tyle mnie to zachęciło, że raczej zdecyduję się na przeczytanie kolejnych części. 

Elfy przenikające do świata ludzi 

Równolegle do świata ludzi istnieją też inne wymiary oraz fae, które dzielą się na Seelie i Unseelie. Seelie są łagodniejsze wobec ludzi, co oznacza tyle, że nie zabijają ich od razu. Dla nich ludzie mają zastosowanie jak zabawka erotyczna jednokrotnego użytku. Unseelie z kolei zazdroszczą ludziom i zabijają ich na wymyślnie sposoby tak, aby móc skompensować sobie to, czego nie mają.
W tej części świetlistych fae nie było tak dużo. Seelie pojawiły się raptem dwa razy i ich pojawienia się nie oceniam dobrze. Pierwsze spotkanie wzbudziło we mnie nadzieję, że to może być naprawdę ciekawe. Jednak później cała fabuła pobiegła w zupełnie innym kierunku, co w sumie nie było takie złe. Wracając do samych scen spotkań, to zawiodła główna cecha charakterystyczna Seelie, czyli natychmiastowe wzbudzanie pożądania w ludziach. Mam wrażenie, że ten motyw powinien być na liście zakazanych do stosowania przez autorów bądź, zanim go zastosują, powinni napisać egzamin. Naprawdę bardzo łatwo go spieprzyć. Są jedyne sceny erotyczne, jakie pojawiają się w książce, jednak są moim zdaniem opisane niesmacznie. Szczególnie opis drugiego spotkania jest... Aż mi brakuje słów, po prostu przechodzą mnie ciarki żenady, jak pomyślę o tych opisach. Główna bohaterka nagle ściąga majtki, nawet sama nie wie kiedy, gdy w pobliżu wyczuwa fae. Opis kolejnych zdarzeń, które mają miejsce w muzeum, jest po prostu niesmaczny. Może to też kwestia, że jest wzmianka o obecności dziecka, które widzi całą scenę i to wzmacnia nieprzyjemny wydźwięk tej sceny. 
Zaciekawił mnie również wątek zapomnianych dzielnic. Jest sobie ulica i nagle znika. Nikt tego nie zauważa, każdy myśli, że wszystko jest, jak było. Co to ma wspólnego z plagą zaginięć w Dublinie? Jak dzielnica mogła stać zapomniana? Właściwie to ten wątek w całej historii zainteresował mnie najbardziej i dlatego sięgnę po kolejne tomy.

Narracja z perspektywy czasu

Jedną z zalet tej książki jest dla mnie narracja. Mamy do czynienia z pierwszoosobowym narratorem, który opowiada swoją historię z perspektywy czasu. Bardzo mi się ten zabieg podobał, mimo że lubię poznawać świat razem z bohaterami. Tutaj taka forma sprawdza się lepiej, ponieważ książka jest krótka i Mac nie ma wielu okazji, aby obcować z fae oraz poznawać ten świat. W ten sposób czytelnik można poznać wiele cennych informacji i odpowiedzi na część nurtujących pytań. Niekiedy wychodzi to dziwnie np. w scenie, gdy Mac po raz pierwszym spotyka księcia Seelie, podaje jego imię, zanim ten się przedstawi. 

Najsłabszy aspekt książki — bohaterowie

Bohaterowie to dla mnie jeden z najważniejszych aspektów książki. Jeśli ich polubię lub po prostu są dobrze napisani, to aż chce się czytać i książka mniej drażni. Nawet irytujące postaci bywają dobre albo mogą być po prostu dobrze napisane, ale są niestety książki, gdzie coś tak podstawowego zawodzi. 
Zacznę od bohaterów drugoplanowych, bo nie ma ich tutaj zbyt wielu. Ciężko jest nawet mówić o bohaterach drugoplanowych, bo wiele postaci pojawia się raz czy dwa. Te postaci nie mają osobowości, bo jakieś cechy charakteru posiadają. Jednak nie jest to w żaden sposób rozbudowane. Ich jedyny cel to napędzenie fabuły dalej. Jedynie Fiona, pracownica Jericho, pojawia się i ma jakiś lepiej zarysowany charakter. Jednocześnie o jej roli dla fabuły trudno mi cokolwiek powiedzieć. 

Główni bohaterowie nie ratują sytuacji. Może nie są postaciami zupełnie bez charakteru, ale ich charaktery są... Specyficzne, że tak odpowiem. Niestety mi to nie przypadło do gustu i mam sporo zastrzeżeń do ich kreacji. 

Zacznijmy od Mac, która jest na siłę wpychana w rolę głupiej blondynki, a jednocześnie jest  z niej wyciągana. Jest to połączenie równie dziwne, co irytujące. Mam wrażenie, że autorka wzorowała się na bohaterce Legalnej Blondynki, ale niestety nie wyszło. Opisy Mac, a szczególnie jej ubioru, przywodzą mi na myśl właśnie Legalną Blondynkę i Wredne dziewczyny. Pod tym względem autorka idealnie oddała styl głównej bohaterki! Z pewnością w tamtych czasach to, co nosiła Mac, było szczytem mody dla zamożnych nastolatek. Jeśli chodzi o sam charakter, to w sumie jest w porządku. To ten typ, który jest Zosią-samosią i najchętniej wszystko by robiła sama. Całkiem dobrze odnajduje się w nowej sytuacji, tutaj mam na myśli poznanie świata fae, a nie żałobę po siostrze. Czuję, że na żałobę przyjdzie dopiero później, kiedy Mac pozna prawdziwą przyczynę śmierci i jej mordercę. Jak nie może się z nią w pełni pożegnać, bo zrobi to dopiero, gdy poznać prawdę. Póki co motywuje ją chęć oddania czci i należytego pożegnania jej siostry. 

Drugim głównym bohaterem jest Jericho Barrons. Jest to postać, do której miałam naprawdę duże oczekiwania. Spodziewałam się, że będzie kimś jak Pan Gniewu z "Królestwa Nikczemnych". Niestety, na jego postaci bardzo się zawiodłam. Przede wszystkim Jericho Barrons to buc. Odkąd czytam książki, to nigdy nie spotkałam się z tak postacią, która byłaby aż tak bucowata. Jest to istny król buców. Jak dla mnie to słowo go najlepiej opisuje i najchętniej bym na tym skończyła, bo przez większość książki go nie lubiłam. Przede wszystkim drażniło mnie jego podejście do kobiet — jakby nadawały się tylko do zaspokajania jego potrzeb i to też niedługo. Również w stosunku do Mac nie jest okej — uważanie, że ktoś jest głupszy, bo lubi różowy? Mam świadomość, że to był powszechny stereotyp w tamtych czasach, ale teraz to się nie broni po prostu. Pod koniec książki zaczęłam zmieniać o nim zdanie, kiedy zaczął się zachowywać trochę bardziej ludzko i wyraził chęć współpracy z Mac. 

Jedyną relacją, jaką możemy poznać jest relacja między Mac a Jericho. To też jest jeden z mocniejszych aspektów tej powieści, bo właściwie nie ma tutaj wątku romantycznego. Bohaterowie na początku nie przepadają za sobą, dziewczyna najchętniej nie chciałaby mieć nic wspólnego z tym mężczyzną. Im bliżej koniec tym powoli przełamują lody i dopiero jakaś sympatia pojawia się na samym końcu. Jednak i tak nie widzę w ich relacji nic romantycznego. Nie zniosłabym tutaj nagłej wielkiej miłości, która jest niczym niepoparta. 

Źle się zestarzała

Darkfever to kolejna książka, która jest swoistym reliktem przeszłości. W 2006 roku dopiero uczyłam się czytać i obracałam się jedynie w bajkach, więc te czasy mogę kojarzyć jedynie z filmów. Nie mam pojęcia, jak została odebrana ta książka w tamtych czasach ani jaka atmosfera panowała wokół jej pierwszego wydania w Polsce. Jednak widzę, że po prostu tak książka źle się zestarzała i wiele scen jest ciężko obronić. Sama kreacja głównej bohaterki dużo o niej mówi — głupia blondynka, która musi pokazać, że blondynki nie są głupie. W tych czasach to by już nie przeszło. Podobnie cała ta otoczka tego towarzystwa Jericho — kobiety to tylko ozdoby mężczyzn, mają być cicho i się nie odzywać. Dla mnie jest to bardzo rażące i po prostu się z tym nie zgadzam. Czy może gdzieś faktycznie jeszcze tak jest? Pewnie tak, ale z pewnością nie powinno tak być i należy się temu sprzeciwiać. 

Gdyby nie to, że ta książka pod pewnymi względami jest nieaktualna, to pewnie bym dała jej wyższą ocenę. Być może kreacja bohaterów by mogła to uratować. Darkfever jest na tyle dobra, w jakim stopniu może być w moich oczach dobra książka fantasy, która ma ledwo ponad 320 stron. Jest to, w moich standardach książek z tego gatunku, bardzo krótka powieść. Co się przekłada na rozbudowanie świata — tu w sumie mogło być więcej, ale nie jest najgorzej. Liczyłam, że pojawi się więcej fae. Plusem tej książki jest obecność słownika pojęć na końcu książki, więc z łatwością można się zorientować, z czym mamy do czynienia. Dużo bardziej boli kreacja bohaterów oraz fakt, że połowa książki była dla mnie nudna i nie mogłam się nią zainteresować. Jednocześnie nie było to męczące, więc jest to jakiś plus. 
Na sam koniec książka mi się spodobałą, co nawet mnie samą zaskoczyło. Tyle wątpliwości, ten nudny początek i niemożność przekonania się, aby w ogóle wyjść poza prolog, i na sam koniec okazuje się, że jest ciekawie. No właśnie, na tyle końcówka mnie zachęciła, że sięgnę po kolejny tom. 


8 komentarzy:

  1. Mnie ta książka ciekawi i chciałabym dać jej niedługo szansę. Widziałam, że zbiera sporo dobrych opinii. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również widziałam pozytywne opinie. Jedynie mnie zawiodły te dotyczące Jericho. Tak to książka jest spoko, tylko moim zdaniem jej elementy się źle zestarzały, co mnie razi.

      Usuń
  2. Widziałam już jakieś recenzje tego wznowienia i jedna rzecz nie daje mi spokoju - dlaczego wydawnictwo w ogóle zdecydowało się wydać ponownie coś, co zupełnie nie przystaje do roku 2023, gdy powstaje tyle nowych książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, ale pisząc tę recenzję zastanawiałam się nad czymś w podobnym tonie. Myślałam nad tym, gdzie leży granica i ile lat od napisania książki przekreśla jej wznowienie, bo jest aż tak nieaktualna. Czytałam ostatnio Kruka, pierwszą część Nevermore, która również jest wznowieniem, ale tutaj upływ lat od wydania i klimat tamtych czasów nadał tej książce uroku w moich oczach. Ogólnie nie czuć było, że to aż tak odstaje.

      Usuń
  3. Ciekawe spostrzeżenia. Do tej pory widziałem same pozytywne opinie na temat tej książki, ale jak widać były one przesadzone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie, nie, nie! Moja opinia wcale nie znaczy, że komuś innemu ta książka nie może się spodobać. Ludzie mają różne gusta.Tamte opinie jak najbardziej są szczere. Po prostu dla mnie było kilka rzeczy nie do przeskoczenia w tej książce i tyle.

      Usuń
  4. Zazwyczaj nie czytam takich książek, więc byłam ciekawa czy poczuję impuls, by po taką sięgnąć. Ale wstrzymam się - wydaje mi się, że bym się w tej fabule i z tymi bohaterami nie odnalazła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobra decyzja. Wydaje mi się, że nie wiele stracisz. Mimo że to cienka książka, to jednak przez pierwszą połowę książki jest po prostu nudno i jeśli w żaden sposób Cię nie ciągnie, to nie warto.

      Usuń

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!