Hej!
Ten post miał się pojawić w niedzielę, ale moje rozważania o lekturach wygrały. A dziś wchodzę tutaj i przeżywam szok! Zmiana wyglądu! Trochę dziwnie, ale też jest bardzo przejrzyście. Podoba mi się. Będę musiała sama odkryć kilka nowych funkcji, ale już widzę, że nie będzie musiała pisać w Wordzie, bo widzę tutaj podobne narzędzia. Bardzo fajnie, że one doszły! Będę musiała się przyzwyczaić do nowych przycisków, ale to nie jest dużą wadą. 
Dzisiaj o książce, o której niedawno było głośno i pewnie gdybym nie portal czytampierwszy.pl, to bym jej nie przeczytała. "Te wiedźmy nie płoną" Isabel Sterling to książka, która wzbudzała mieszane uczucia - albo ktoś się zachwycał, albo wynudzał. Zwykle gdy czytam o magii to jest magia w innym świecie, wykreowanym przez autora, często ze szkołą magii. Wiecie o co chodzi. Nie wiem czemu tak, bo lubię też ten klimat bardziej stereotypowych wiedźm, tych które  żyją w świecie, który znamy. Szczególnie w filmach i serialach. Jak byłam młodsza uwielbiałam "Sabrinę", która leciała na Polsacie, "Czarodziejów z Waverly Place" czy nawet podciągnę "Miasteczko Halloween". Okej, w większości z nich też są Szkoły Magii w innym wymiarze, ale jednocześnie bohaterowie żyją w naszym świecie, chodzą do normalnej szkoły, zawierają przyjaźnie i wiodą życie zwykłego śmiertelnika. Do tej pory czytałam tylko jedną serię w takim w stylu, czyli "Krąg" i "Ogień" Matta Standberga i Sary Elfgren, które nie zachwyciły mi tak jak chciałam. Myślałam, że to będzie coś, co pokocham, a tu lipa. Kolejne dobre książki, ale nie tak dobre, aby miały szczególne miejsce w moim sercu. Zupełnie nie to, czego się spodziewałam. Z tego powodu do "Te wiedźmy nie płoną" podchodziłam ostrożniej ze świadomość, że to nie jest coś, co pokocham, ale wypadła równie dobrze jak tamte. Eh... Nawet nie wiecie, jak bym chciała znaleźć książkę, którą pokocham w takiej tematyce.


Tytuł: Te wiedźmy nie płoną
Autorka: Isabel Sterling
Wydawnictwo: We need YA
Liczba stron: 352
Data wydania: 11 marca 2020
Moja ocena: 6,5/10


Hannah przeżywa ciężkie rozstanie ze swoją byłą dziewczyną Veronicą. Nie ma, niestety, żadnego sposobu, aby się od niej uwolnić i zapomnieć, bo obie dziewczyny są w jednym sabacie. Jako Wiedźmy Żywiołów łączy je tajemnica swojej mocy, o której Regowie nie mogą się dowiedzieć, a także to, co się wydarzyło się w Nowym Jorku. Nie pomyślałyby, że tamten weekend zakończy ich związek i narazi na niebezpieczeństwo cały ich sabat, gdy Krwawa Wiedźma odnajdzie je w Salem i będzie chciała się zemścić.


Z czytaniem tej książki trafiłam w bardzo dobry moment, kiedy chciałam poczytać coś lekkiego i niewymagającego ode mnie większego zaangażowania. Jak dla mnie to jedna z takich historii - niezobowiązująca, dla wieczornego relaksu z czymś, co nieco odbiega od większości rzeczy. Nieco - to kluczowe słowo. Na pewno tę książkę wyróżnia pomysł - takie wiedźmy to coś, co rzadko spotykam. Miłość dwóch dziewczyn - tak samo, nie często wybieram takie książki. Wydaje mi się, że schemat fabuły też nieco odbiega od normy, chociaż ktoś bardziej wnikliwy może to przewidzieć. 

Fabuła opiera się na dwóch głównych wątkach. Pierwszy to niebezpieczeństwo dla Salem,  a drugi to życie miłosne Hannah. Dla mnie te wątki się zgrabnie przeplatają. Nie odczuwam, żeby było za dużo rozpaczy po rozstaniu, ale są osoby, które to drażni. Akcja jest równomiernie rozłożona na tych ponad trzystu stronach, co jest dużym plusem. Od początku książka jest ciekawa, ale rozkręca się i wszystko przybiera tempa gdzieś od połowy. Jednak nie było momentu, aby książka mnie nie nudziła ani ciągnęła się w nieskończoność. Są pewne momenty, kiedy można zaskoczyć, szczególnie nie spodziewałam się zakończenia, ale bohaterki również nie były w stanie na to wpaść. Zabrakło mi w tej książce opisów lekcji "magii", obrony przed Krwawymi Wiedźmami i tak dalej. Tak samo niewiele było o historii Salem i czarownic je zamieszkujących.  Za mało też było opisów samego miasta, które mogłyby dodać historii naprawdę fajnego klimatu.

Narracja jest z punktu widzenia  Hannah, więc często mamy nawiązania do jej związku z Veronicą oraz bólu po rozstaniu. Nie jest to dla wielu atrakcyjną cechą, ale dla mnie to wyróżniło tę bohaterką i nadało jej autentyczności. Pewnie wiele osób będzie się mogło utożsamić z takimi przeżyciami i byłymi, którzy powracają w najmniej odpowiednich momentach. Możemy też dostrzec, że czuje się nie zrozumiana przez dorosłych i lekceważona, szczególnie gdy dostaje kary za cudze przewinienia. Często jest też lekkomyślna, czym w pewnym momencie mnie zirytowała. Kto przy zdrowych zmysłach idzie na randkę do lasu z nowo poznaną osobą, kiedy grozi mu niebezpieczeństwo? Do tego na koniec załącza jej się typowe w młodzieżówkach bycie "Zosią Samosią", która sama idzie stawić czoła niebezpieczeństwu.
O reszcie bohaterów już ciężej mi napisać aż tyle. Nie wydaje mi się, żeby grali aż tak ważną rolę. Jasne. Veronica jest istotną postacią. Jednak sposób jej ukazania budzi we mnie mieszane uczucia. Widzimy ją przez pryzmat rozpaczy jej byłej dziewczyny i czas, w którym Hannah widzi, że ten związek nie był dobry. Irytowało mnie to, że ciągle się pojawiała i prosiła o kolejną szansę. Widać przy tym było, że zależy jej tylko na sobie. Można też się przekonać, że jest manipulantką. Ani jej nie polubiłam, ani jej nie znielubiłam, ale zabrakło mi czegoś w jej kreacji. Nie umiem znaleźć w niej jakiejś pozytywnej cechy i ma w sobie pewną schematyczność, mimo że można ją opisać do dość dokładnie.
Tył okładki sugeruje, że jest czwórka głównych bohaterów, ale dopiero na sam koniec odkrywamy o kogo chodzi tak właściwie chodzi, ponieważ Ci bohaterowie nie są typową paczką znajomych. Miałam kilka swoich typów, o kogo może chodzić, ale naprawdę reszta bohaterów była na dalszym planie i ciężko było poznać, kto może być ważny dla fabuły. Do tego uderzyła mnie ich "typowość". Jak na razie Gemmę, Morgan i Bena oceniam jako zwykłych bohaterów, bardzo stereotypowych, bo niewiele o nich wiadomo. Chociaż na koniec postać Bena zyskała w moich oczach. Być może w kolejnych częściach będzie można ich lepiej poznać i więcej o nich powiedzieć. 

W tej książce jest też taka mętność. Nawet w opisie bohaterów, skoro nie umiem zbyt wiele powiedzieć o przyjaciółce, ba... Poza Benem i Morgan nie mam zbyt wielkiego wyobrażenia innych bohaterów. Czytając tę książkę miałam tak, że domyślałam się o co chodzi, ale nigdy nie byłam nie byłam pewna i musiałam czekać aż się wyjaśni to, co mnie interesuje. Nie wiem, czy to ja nie umiałam kojarzyć w tamtym momencie, czy może faktycznie ta narracja była taka niejasna przez co dopiero po osiemdziesięciu stronach upewniłam się, kim jest Reg i gdzieś daleko, że Lady Ariana to babka Hannah.

Hmm... Ciekawe.  Im dłużej pisałam o tej książce, tym więcej niedopracowanych rzeczy zauważyłam, dlatego uznałam, że dobrym wyjściem jest obniżenie oceny z 7 na 6,5. Niewielka różnica, ale nie umiem pozostawić tej książki razem z innymi, które oceniłam na bardzo dobre. Jednocześnie umiem jej zrównać z tymi dobrymi. Ten tom to naprawdę dobry wstęp do jakiejś większej historii, która mam nadzieję, że rozwinie się w kolejnych tomach. Nie skreślam tego. Czy polecam? Nie mam pojęcia. Nie miałam oczekiwań do książki, więc się nie zawiodłam. Jeśli szukacie czegoś na wieczór, do wyluzowania się i odpoczynku po bardziej ambitnych historiach - bierzcie się za to śmiało! Jednak jeśli szukacie historii o wiedźmach, której świat Was zachwyci, która będzie przesycona tą magią, to chyba nie jest to. A jeśli znacie coś w takim klimacie bądź klimacie "Kręgu", o którym wspominałam to koniecznie mi polećcie! :D

16 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc to nie za bardzo interesują mnie takie tematy, a więc książki nie przeczytam i chyba nie pozałuję tego bo widzę po Twojej opinii, że jest przeciętna

    Miłego dnia i zapraszam :)
    zpolskidopolski.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. I mnie tematyka książki niezbyt ciekawi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem że nigdy nie spotkałam się z takim rodzajem książki , ale mimo wszystko brzmi bardzo ciekawie. Sądzę że dam jej szansę gdy przeczytam swój stosik :D

    by-tala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W podobnym klimacie jest też "Krąg" Matta Standberga i Sary Elfgren, też możesz je sprawdzić.

      Usuń
  4. Szkoda, że książka nie spełniła do końca Twoich oczekiwań. To nie moja półka gatunkowa, więc ja nie będę jej czytać. 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka raczej nie z mojego gatunku.
    Ja aktualnie zagłębiam się w fabułę opiewającą na czasy wojenne :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czeka u mnie w kolejce na przeczytanie. Ciekawa jestem, jak ja ją odbiorę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A już miałam nadzieje, że książka jest lepsza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co kto lubi. Mam wrażenie, że mnie ciężko zadowolić, jeśli chodzi o taki klimat.

      Usuń
  8. Nie mam pojęcia dlaczego, ale aż do tego momentu byłam pewna, że jest to książka... historyczna, a nawet była w czołówce tytułów do kupienia. No cóż, chyba się jednak o nią nie pokuszę. Dzięki za tę recenzję.

    Pozdrawiam serdecznie,
    DrzDrzazga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja miałam tak z "Tuszem". Nie myślałam, że to kolejna książka o utopii, tylko bardziej młodzieżówka, gdzie dziewczyna odkrywa historię ojca, ale żyje w normalnym świecie.

      Usuń
  9. Być może kiedyś ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Początkowo miałam ją w planach, ale wiele opinii określało ją jako średnią książkę i jakoś mi się odechciało. Liczyłam też jednak na więcej fantastyki, bo jakoś o miłosnych problemach nie mam ochoty czytać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!