Szkic tego wpisu był w moim zeszycie od roku, ale jak to ze mną jest — nie było dobrej okazji, aby zacząć pisać. Myślę, że dobrze, że wyszło, że siadam do pisania teraz. Jestem bogatsza o nową wiedzę i obserwacje, przez co mogę trafniej ująć problem. Pamiętajcie jednak, że piszę z perspektywy osoby, która obraca się w książkowym społeczeństwie, ale nie ma specjalistycznej wiedzy z dziedziny socjologii i psychologii. Ujmuję ten problem tak, jak sama go widzę i opieram na moich własnych obserwacjach. Nie są to żadne ścisłe dane, a bardziej dowody anegdotyczne. Nie oznacza to, że problem nie istnieje. Żyjemy w świecie, gdzie nadmierna konsumpcja jest powszechna, a kupowanie jest pokazywane jako styl życia. Otacza nas ciągły nadmiar rzeczy, a jednocześnie ciągle usiłuje nam się sprzedać coraz to nowsze sprzęty, kosmetyki, których nie zawsze potrzebujemy.

Ten wpis trochę wynika z tego, że w pewnym momencie życia zainteresowałam się minimalizmem. Rozumiem ideę i założenia, ale w praktyce to wygląda różnie. Z pewnością co mogę napisać, że staram się bardziej świadomie kupować i jak mogę, to wolę wybierać rzeczy z drugiej ręki, to również tyczy się książek. Rzeczywistość w tym przypadku wygląda różnie, ale to przybliżę innym razem.

Na wstępie zaznaczę, jeśli planujesz napisać:
Nie zaglądaj ludziom do portfela! Niech każdy wydaje swoje pieniądze, jak chce i jak mu się podoba, a tobie nic do tego!
albo
Zazdrościsz, że kogoś stać?!
to najlepiej nie odzywaj się wcale, bo nie mamy, o czym dyskutować. W tym wpisie nie chodzi o to, żeby zabronić ludziom wydawania pieniędzy. Chodzi mi o budowanie ŚWIADOMOŚCI, bo posiadanie nadmiernej ilości rzeczy przeważnie jest przytłaczające. Tak samo, jak brak kontroli nad tym, co się kupuje — znam to z doświadczenia, bo sama mam tendencję do impulsywnych i nieprzemyślanych zakupów. Na całe szczęście, w moim przypadku nie jest to zachowanie kompulsywne.

Czy jest konsumpcjonizm?

Konsumpcjonizm według definicji Słownika Języka Polskiego PWN to:
nadmierne przywiązanie wagi do zdobywania dóbr materialnych.
W praktyce oznacza to, że kupujemy więcej, niż potrzebujemy. Nie chodzi tutaj o to, aby ograniczyć się wyłącznie do zaspokajania podstawowych potrzeb. Nie jesteśmy zwierzętami, aby tak funkcjonować. Po prostu trzeba wiedzieć, ile realnie człowiek jest w stanie zrobić lub wykorzystać, a później na podstawie tego planować swoje zakupy. To jedno z dwóch słów kluczy „planować” i „przemyśleć”, ale nie spinać się, jeśli czasem coś wyjdzie spontanicznie.

Rynek wydawniczy i stan czytelnictwa w Polsce a konsumpcjonizm 

W przypadku książek jesteśmy bombardowani nowościami przez cały czas. Nie da się przeczytać wszystkiego, co wychodzi, chociażby nie wiem, jak się człowiek postarał. W ciągu miesiąca mamy kilkadziesiąt premier. Nie żartuję. W ostatnich miesiącach bookstagramerzy bacznie monitorują rynek wydawniczy i dzielą się premierami. Tutaj przykład wpisu Wybrednej Marudy, w którym jest 9 kafelków z wrześniowymi nowościami. Na każdym kafelku jest po 6 książek, z wyjątkiem ostatniego, gdzie jest ich 5. To sprawia, że we wrześniu jest ponad 50 premier, a i tak Marta nie napisała o wszystkich. 

Ilość premier w miesiącu jest oporowa. Nikt nie jest w stanie przeczytać tylu książek w miesiąc. Ba, większość osób nie przeczyta takiej ilości w ciągu roku. Zobaczcie na raport o stanie czytelnictwa w 2022 r., który przeprowadzony przez Bibliotekę Narodową - dostępny na stronie Biblioteki Narodowej. Przebadano 1996 osób powyżej 15 roku życia, z których 34% ankietowanych przeczytało co najmniej jedną książkę, a więcej 7% przeczytało 7 lub więcej książek. Co więcej, warto sprawdzić wyznanie czytelnicze na LubimyCzytać - 7833 założyło, że przeczyta 52 książki w ciągu roku, a 6235 chce przeczytać 24 książki (stan na 26.09.2023 r.). 

Teraz przechodzę do sedna. Co miesiąc wychodzi kilkadziesiąt premier, którymi jesteśmy mniej lub bardziej bombardowani. To jest przytłaczające, może prowadzić do FOMO (Fear Of Missing Out), czyli lęk przed tym, że coś nas omija. Ten termin przede wszystkim odnosi się do bycia online, ale w luźnych rozmowach z innymi recenzentami też się to pojawiło - jako strach przez tym, że nie będzie się na bieżąco z nowościami. Nic dziwnego przy takiej ilości książek, że ktoś się czuje pewną formę lęku, że coś go ominie. Ten lęk prowadzi do presji podążania z nowościami, a tutaj dostrzegam dwie konsekwencje. Pierwszy z nich to po prostu zastój czytelniczy, czyli ktoś przestaje czytać i nie może do tego wrócić. Zaczyna książki, ale nie jest w stanie czytać. 

Druga konsekwencja to hurtowe kupowanie książek. Nie chodzi mi o sytuacje, w których ktoś 2 czy 3 razy w roku robi duże zamówienia książek. Mam na myśli sytuacje, w których dzieje się to niemalże co miesiąc, a książek miesięcznie przybywa więcej, niż jest się w stanie przeczytać. Jednoznacznie trudno określić jakieś konkretne granice — dla każdego te granice są indywidualne. Jeden będzie kupował, co miesiąc 2-3 i nie zawsze uda się to przeczytać, to jest normalne. Kupowanie po kilkanaście książek miesięcznie już może być problematyczne i świadczyć o konsumpcjonizmie. Rosnąca liczba nieprzeczytanych pozycji na półkach również najprędzej skończy się jakimś zastojem czytelniczym. 

Przedstawiona ścieżka to jeden z wielu powodów, dla których ludzie mogą kupować nadmiernie. Powiązane jest z tym poczucie, że trzeba kupić książkę, jak najszybciej, bo może się nakład wyczerpać. Oprócz tego są też promocje, które również skłaniają do impulsywnych zakupów — mogę zaoszczędzić, prawda? Nie. Po prostu wydasz, ale trochę mniej. Dochodzą tutaj też kwestia kondycji psychicznej — w moim przypadku im więcej czasu w życiu, tym łatwiej ulegam kupowaniu różnych rzeczy. Przykładowo w maju i w czerwcu, czyli okresie, w którym organizowaliśmy konferencję i pisałam licencjat, kupiłam łącznie 8 książek. 

Kupowanie kilku wydań książki 

Ten akapit był dla mnie trudny do napisania. Przede wszystkim jest to dla mnie obca kwestia, której nie poznałam na własnej skórze, bo po prostu nie kupuję kilku wydań książek. Jeśli tak się zdarzy, że przez współpracę jakaś pozycja mi się zdubluje, to albo ją sprzedaję, albo robię rozdanie na Instagramie. Jednak nie będę ukrywać, że jest to zjawisko dla mnie bardzo ciekawe, a przede wszystkim - niezrozumiałe. Oczywiście, że mam na ten temat zdanie. 

Niektórzy zbierają każde wydanie jakiejś książki czy przywożą sobie ksiażkę z każdego kraju, jaki odwiedzili. Do pewno stopnia umiem zrozumieć zakup książki jako pamiątki z danego kraju, ale za chwilę pojawia się w mojej głowie pytanie - po co? Po co kupować książkę, której nie da rady przeczytać, bo się nie zna danego języka? Naprawdę nie widzę racjonalnego powodu - zajmuje dość sporo miejsca, nie może spełnić swojej podstawowej funkcji. W moich oczach inne rodzaje pamiątek mają jakąś funkcję - magnes można wykorzystać do przyczepienia czegoś na lodówce, pocztówka po prostu zajmuje mało miejsca i nie przeszkadza. Jakieś figurki czy pluszaki - mają po prostu ładnie wyglądać i nie mają innej funkcji. Książka po prostu służy do czytania, daje rozrywkę, a bez znajomości języka po prostu nie spełni swojej funkcji. 

Dużo bardziej nie rozumiem osób, które kupują tę samą książkę w kilku egzemplarzach. Naprawdę widziałam w Internecie osoby, które tak robią. To jest dla mnie absolutnie niezrozumiałe i nawet nie widzę, co by to mogło usprawiedliwić. Warto się zastanowić, dlaczego chce się kupić tę samą książkę w kilku egzemplarzach, kiedy ten pierwszy nie uległ zniszczeniu. Po prostu przed wrzuceniem ponownie tej samej książki do koszyka zadaj sobie pytanie, skąd wzięła się ta chęć posiadania? Jeśli chcesz wesprzeć autora finansowo, to po prostu napisz opinię o książce i być może ktoś sięgnie po nią z Twojego polecenia.

Warto też wspomnieć, że dodatkową presję na kupowanie, w dublowanie książek na półkach, wywierają wydania limitowane. W tym miesiące pojawiło się już kilka zapowiedzi, które czytelnicy przyjęli bardzo ciepło. Kwestia wizualna to jeden aspekt - te wydania są naprawdę piękne, mają barwione brzegi i po prostu przykuwają wzrok. Przyznam się, że nawet mnie te książki kuszą. Chociaż u mnie aspekt wizualny jest na drugim miejscu. Co ważniejsze i najbardziej zachęcające do zakupów - ograniczona ilość egzemplarzy. Dzięki temu tworzy iluzja ekskluzywności, bo przecież nie każdy będzie miał to wydanie. Jednak najważniejsze - z czasem te wydania staną się pożądane i ludzie będą chcieli za nie więcej zapłacić. Tak, to naprawdę jest powód, dla którego ja rozważam zakup limitowanego wydania, bo będę mogła sprzedać książkę za większą sumę, niż kupiłam. Celowo też nie użyłam słów "zyskiwać na wartości", bo obiektywnie to będzie wciąż tyle samo warte. Może nawet mniej, bo ktoś przeczyta, lekko zniszczy, ale i tak ludzie oszaleją, bo będę chcieli należeć do tej nielicznej grupy posiadaczy.

Gloryfikowanie książek

W takich dyskusjach poza niezaglądania do portfela pojawia się drugi argument w duchu:

Lepiej, że to książki, a nie jakieś inne głupoty.

Wiadomo, że nie od dziś książki uważane są za rozrywkę dla elity, dla osób mądrych, inteligentnych i wykształconych. Mamy zakorzenione w sobie takie przekonanie, taki przekaz do nas docierał od zawsze (na szczęście, wiele osób podważa takie przekonanie). Czujemy się lepiej, bo czytamy. Czujemy się lepiej, bo mamy pokaźną biblioteczkę, a nie szafę, z której wysypują się rzeczy lub półkę, która ugina się od nieotworzonych kosmetyków. Co z tego, że połowa z tych książek stoi nieprzeczytana. 

Książki to tylko rzecz. To taka sama rzecz jak kosmetyki czy ubrania. Nic tu się nie zmienia, jeśli kupujesz nadmiernie i później tego nie używasz. Nie stanie się niczym wyjątkowym, dopóki jej nie przeczytasz. Chociaż to samo w sobie nie wystarczy, bo musi cię zachwycić, musi być taka, abyś mógł_a ją pokochać. Stojąc na półce przez kilka lat, tego nie zrobi. Tutaj znowu chcę przytoczyć kolejny argument, jaki widzę w Internecie:

Książki się nie starzeją, mogę ją przecież przeczytać za kilka lat.

Książki się nie starzeją, ale ty tak. Jest bardzo mało prawdopodobne, że książka, która zachwyci 15-letnią osobę, nie spodoba jej się, gdy będzie miała 20 lat. Dorastamy, nabywamy doświadczenia, a to ma wpływ na to, jak odbieramy cudzą twórczość. Sama wiem po sobie, że wiele książek oceniam w kategoriach "fajna młodzieżówka, ALE spodobałaby mi się bardziej x lat temu" bądź "jest spoko, ale zachwyciłoby mnie to w liceum". 

W dobitniejszych słowach poruszała to ostatnio Laura z profilu @ksiazkizadarmo, dlatego pozostawiam Wam również jej wpis. 

Kompulsywne kupowanie, czyli z czym warto się samemu zapoznać

Zdecydowanie najtrudniejszy fragment tekstu, ale nie wyobrażam sobie, aby się tutaj nie znalazł. Z racji, że jest w Internecie, zrobię to, co każdy użytkownik - czyli nie wiem, ale się wypowiem. Kończąc żarty i wprowadzając powagę, naprawdę chciałabym podkreślić, że nie mam wiedzy z zakresu psychologii. Nie czuję się kompetentna, aby pisać na ten temat, ale uważam, że jest to pojęcie, z którym warto się zapoznać, bo może być przyczyną, kupowania nadmiernej ilości rzeczy. Mowa tutaj o:

  • kompulsywnym kupowaniu.

Dużo bardziej znana jest nazwa "zakupoholizm", która jednak nie jest terminem naukowym. Z tego co wyczytałam obecnie kompulsywne kupowanie nie traktowane jako osobna jednostka chorobowa, ale należy do grupy uzależnień behawioralnych. Nie jestem pewna, jak to wygląda w najnowszym ICD, nie znalazłam danych ten temat. 

Od siebie, całkiem luźno, mogę zostawić tylko jedną radę. Kiedy czujecie presję kupowania, ciśnienie na to, aby kupić coś już teraz, zadajcie sobie kilka pytań:

  • czy chcę to przeczytać czy tylko posiadać?
  • czy faktycznie chodzi mi posiadanie TEJ RZECZY, czy może o radość z kupowania? 
  • dlaczego chcę kupić tę książkę?
Nie jest to idealne, bo jeśli u kogoś to jest problem natury psychicznej, to najprawdopodobniej niewiele to da, bo będą potrzebne inne działania i opieka specjalisty. Liczę jednak, że będą osoby, które po tych słowach zastanowią się, czy ich nawyki zakupowe faktycznie są dla nich korzystne. 

Ten wpis w pierwszym planie miał wyglądać zupełnie inaczej. Miałam tutaj zawrzeć sposoby, które pomogą ograniczyć kupowanie książek, ale wpis naprawdę obszerny. Najpierw go napisałam, a później, kiedy chciałam go sprawdzić i poprawić, to przypomniało mi się, że nie poruszyłam jednego tematu. Z jednego tematu zrobiły się trzy i w ten sposób zdecydowałam się, aby go podzielić. W moim odczuciu byłby zbyt długi, co pewnie część osób zniechęciłoby do czytania już w połowie. Na szczęście, podział, który wprowadziłam jest logiczny, a także pozwala mi na lepsze rozwinięcie tematu. Jeszcze dokładnie nie wiem, kiedy pojawi się kolejna część tego wpisu. Dwie rzeczy wiem na pewno — kolejny wpis to Kwartalnik, a Jak ograniczyć kupowanie książek pojawi się przed połową października. Tyle jestem w stanie obiecać w tym momencie. Waham się po prostu, co wstawić po Kwartalniku — czy to, czy recenzję książki.

5 komentarzy:

  1. ja nie kupuję książek, rzadko czytam teraz niestety

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam kiedyś okres kupowania książek na potęgę. Głównie używanych, z OLX czy Allegro. Zdałam sobie sprawę (tzn. Facebook mi przypomniał), że wielu z nich wciąż nie przeczytałam, mimo że minęło np. 5 lat. Mam nadzieję, że kiedyś będę mieć wieeeelką domową bibliotekę z mnóstwem świetnych książek. Na razie ich nie kupuję albo bardzo rzadko. A sam minimalizm uważam za świetny, zwłaszcza w połączeniu z patrzeniem na jakość kupowanych produktów. Lepiej mało i dobre niż dużo bylejakości.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, że często w praktyce kupujemy więcej, niż potrzebujemy. Ostatnio to rzadko kupuję książki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam serdecznie ♡
    Kupujemy więcej niż potrzebujemy- to objawia się w każdej dziedzinie życia, w każdym hobby. Oczywiście, można z tym walczyć, bo to zdecydowanie nie jest dobre. To może być trudne, wszak mi wiele razy zdarzyła się taka sytuacja, choć nie w temacie książek. Wpis rewelacyjny i fantastycznie, że poruszasz również takie tematy.
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!