Kwartalnik XI - znów nie wyrabiam!
Hejo!
Mam tyle pomysłów na posty, że zapomniałabym o Kwartalniku. Dalej
nie wiem, co się pojawi jako następne, ale pozwólmy sobie mieć niespodziankę.
Każdemu z nas się to przypada. Pierwszy raz tak dziwnie jest mi siadać do
podsumowania. Nie czuję zupełnie tego, że to już jest ta pora. Naprawdę! A tyle
się przez wakacje działo, a jednocześnie nie działo się jakoś dużo. Powróciłam na studia, z czego bardzo się cieszę, ale jednocześnie już czuję, że trudno mi będzie pisać. Pierwszy tydzień, nie ma jeszcze nauki, ale miałam zajęcia praktycznie do 16. Ogarnięcie mieszkania, zrobienie jedzenia i jakoś tak dopiero przed 20 siadam do pisania. Na szczęście, dziś, czyli w dniu publikacji, mam całość napisaną i siadam, aby to dokończyć.
Co u mnie?
Kolejne zwariowane miesiące. Przez lipiec byłam nie do
życia, bo kończyłam studia. Obrona wyjęła mnie z życia na tydzień. Naprawdę. Po
tym jak złożyłam papiery niezbędne do obrony, to dostałam kryzysu
egzystencjalnego, który trwał ponad dobę i byłam przerażona, że jeszcze dwa
lata i już będę całkiem dorosła. Jakkolwiek teraz zabawnie to brzmi, ale
przeraziło mnie po prostu to, że zaczną się oczekiwania – ślub, praca,
mieszkanie, a to wszystko obecnie wydaje się beznadziejne po prostu, bo
cholernie drogie. Obroniłam się, potem czekanie na wyniki rekrutacji. Później
sierpień, który był niesamowicie stresujący – szukanie mieszkanie, zlecenie
copywriterskie i osobiste zawirowania. Masakra po prostu. Aż się nie nic nie
chce. We wrześniu już się wszystko uspokoiło, wracam do
mojej rutyny (poza jednym tygodniem, gdzie potrzebowałam specjalnej troski, a
zostałam sama). Dużo się dzieje, a jednocześnie nic nie wygląda tak, jak sobie
zaplanowałam. Niestety, bo naprawdę chciałabym ten czas lepiej wykorzystać.
Jednocześnie te trzy miesiące to taki czas zawieszenia, gdzie moje życie na
chwilę staje w miejscu. Ograniczają się moje wyjścia towarzyskie, a raczej
spadają do zera. Dużo czasu spędzam z rodziną, a potem w sumie tylko czekam, aż
zostanę sama w domu. Cóż, wakacje to czas, w którym powinnam odpoczywać, a mam
tyle innych rzeczy na głowie, że nawet o tym nie myślę. W tym roku byłam tak
zestresowana przez te dwa miesiące, że wciąż spałam ledwo ponad 7 godzin, a
potem we wrześniu, gdy zaczęłam się znowu więcej na uczelni pojawiać, spałam
ponad 9 godzin. Świetne wyczucie czasu, naprawdę. Jakbym nie mogła się
zregenerować w sierpniu, gdy nie musiałam tak wcześnie wstawać.
Książki
Lipiec i sierpień ilościowo były naprawdę wybitne. We
wrześniu czytałam ogólnie mniej, ale też czytałam grubsze książki. Przeczytałam
przez te 3 miesiące 32 książki, z czego praktycznie połowa to były książko do
300 stron. W tym całym stresie, jaki miałam, dużo prościej mi wchodziły takie
krótki książki, które czytałam praktycznie na dwa razy. W sumie większość
książek czytam ostatnio na dwa razy. Początek często mi nie idzie, a potem jak
się wciągnę, to leci chwila moment.
Co polecam?
I nie było już nikogo Agathe Christie – jakie to było dobre!
Krótkie, wciągające i ciągle trzymające w napięciu. Rewelacja! Wciągnęłam się
tak, że musiałam dokończyć to przed snem, a potem bałam się zasnąć. Cudo po
prostu. Chciałabym więcej poczytać książek Christie, ale chcę, aby wrażenia po
przeczytaniu tej książki opadły, bo boję się, że inne jej nie dorównają.
Seria Olimpijscy Herosi Rick Riordan – w końcu skończyłam tę
serię. Jak ja się przy niej świetnie bawiłam! Ogólnie była dla mnie dość
zaskakujące, bo ostatnim wyobrażałam sobie nieco inaczej. Dwie części, których
wcześniej nie przeczytałam, po prostu chłonęłam jedna za drugą. Zżyłam się z
bohaterami, śledziłam z zapartym tchem nowe przygody i niesamowicie się tym
ekscytowałam.
Zakurzona kronika Animant Crumb Lin Rina – świeżynka, którą
skończyłam czytać w dniu pisania tego wpisu. Jest to świetna książka, która
prawdpopobnie nie zyska należytego rozgłosu w obecnych czasach, niestety. Jest
to spokojna historia, idealna na wieczór. Pełna rozważań i opisów, a dialogi
nie stanowią tutaj aż tak dużej części. Dzieje się niewiele, ale jakoś jej
klimat i relacja bohaterów po prostu mnie urzekła. [książka ze współpracy barterowej z wydawnictwem You&YA]
Czego nie polecam?
Crave. Pragnienie Tracy Wolf – ta książka to taki mały
koszmarek, chociaż to nie najgorsze, co przeczytałam. Po prostu historii bez
jakiejś ciekawej fabuły z bohaterami, którymi nie wiadomo, o co chodzi.
Najgorsze jest to, że za mocno wyczułam inspirację „Zmierzchem”, co wyszło naprawdę słabo.
Korepetytor Joanna Balicka – jedna z dwóch najgorszych
książek, jakie przeczytałam w całym swoim życiu. Nie jestem, naprawdę nie
jestem, w stanie znaleźć ani jednej pozytywnej rzeczy w niej. Brak fabuły — spotkania na seks co kilka stron i przypominanie sobie w losowych momentach,
że był wprowadzony wątek śledztwa, nie satysfakcjonuje mnie. Najgorsze jest
to, że w tej książce tyle się mówi o komunikacji, a bohaterowie sami tego nie
robią i ich czyny to w ogóle zaprzeczenie tego.
Kosogłos Suzanne Collins – miałam nie czytać nigdy tej
książki, ale moje własne pomysłu tego wymagały. Na początku mi się podobało,
ale koniec końców jestem zawiedziona. Niby mogłam się spodziewać, że i ta część
mnie nie zachwyci, ale do połowy było naprawdę nieźle! Mój główny problem z tą
książką jest taki, że wiele wydarzeń jest opowiedzianych, a nie pokazanych.
W tym punkt kulminacyjny. Napięcie rosło, zrobiło się bardzo niebezpiecznie i
co? Nowy rozdział, który rozpoczyna się kilka dni później.
Filmy
Oglądałam trochę filmów przez wakacje, ale z powrotem powróciłam do tego, że prawie wcale ich nie oglądam. Ta mnogość oglądania filmów przypadła na lipiec i połowę sierpnia, przez co większość wrażeń mi uleciała. Nie będę ukrywać, że ja po prostu nie czuję pisania o filmach, dlatego to jest krótsze.
Co polecam?
Seriale
Co polecam?
Nieperfekcyjni – pierwszą połowę odcinków oglądałam kątem
oka – ja czytałam, chłopak oglądał. Oczywiście, co jakiś czas bardziej się
skupiałam na oglądaniu niż czytaniu, a później po prostu się wciągnęłam. Po
pierwszym odcinku myślałam, że mi się nie spodoba, bo będzie za krwawe.
Brutalność i krwawość jest na akceptowalnym przeze poziomie, a sam pomysł i
historia bardzo mi się podobają. Aż szkoda, że to ma tylko jeden sezon.
Co robimy w ukryciu? – jak mi to siadło! Tak mnie boli, że
piątego sezonu nie ma na Disney+, że trudno mi się wbić w coś innego. Poczucie
humoru jest całkowicie w moim typie, jest lekko tandetnie, ale ogląda mi się to
z ogromną przyjemnością. Trzy pierwsze sezony są rewelacyjnie. W ostatnim
sezonie fabuła nie do końca przypadła mi do gustu, było lekko przekombinowane,
ale dalej oglądało mi się to przyjemnie.
Daisy Jones and The Six – w końcu obejrzałam! Nie
spodziewałam się, że aż tak to mnie wciągnie i mi się tak spodoba. Ciekawa
historia, aż można uwierzyć, że wydarzyła się naprawdę, a koniec łzy leciały.
Jest to jednak z historii, które mnie przyciągają, bo pragnienia, cele i
ogólnie moralność bohaterów, a zatem ich decyzje, są zupełnie inne od moich.
Lubię takie konfrontacje. Z zastrzeżeniem – liczyłam na to, że motywy rozpadu
będą nieco inne, że coś innego będzie mieć większe znaczenie niż miało.
Czego nie polecam?
Wiedźmin – nie polecam to za dużo powiedziane, ale chcę po
prostu wyrazić mój zawód tym serialem. Naprawdę trzeba mieć wybitny talent, aby
zrobić Wiedźmina w taki sposób, że fajni książek nie będą wcale zainteresowani
serialem. Obejrzałam cały sezon, ale bez większej ekscytacji. Nawet nie czułam
potrzeby, żeby oglądać jakoś regularnie. Na koniec w ogóle zapomniałam, czy
oglądałam finałowy odcinek i w sumie nie za bardzo pamiętam, co w nim było.
Tego lata stałam się piękna – pierwszy sezon był spoko,
fajnie nadawał się do sprzątania, ale drugi mnie tak irytował… Dosłownie
wszyscy bohaterowie mnie irytowali, a chyba najbardziej matka głównej
bohaterki. Nie wiem, jak w takiej sytuacji można zostawić swoje dzieci całkiem
same (emocjonalnie), a później mieć pretensje, że coś jest nie tak. Relacja
trójki głównych bohaterów – eh… Gdybym wiedziała, że tutaj jest trójkąt miłosny
między dziewczyną a dwoma braćmi, to bym tego nie włączyła.
Kosmetyki
Przez te trzy miesiące moja pielęgnacja stała się naprawdę
minimalistyczna, a ja skupiłam się na wykańczaniu produktów, które już mam.
Wpadła mi tylko jedna nowość – peeling do skóry głowy, bo była fajna promocja
na Hebe, a mi się kończył, więc skorzystałam.
Bandi trychologiczny peeling do skóry – spodziewałam się
czegoś mocniejszego. Jest delikatny, ale działa. Może nie czuję tak mocnego
oczyszczenia jak po Squikim z HTC, ale z pewnością spełnia swoją funkcję.
Myślałam, że aplikator będzie fajniejszy w użyciu. Coś jest nie tak z tą
pipetką i ciężko nabrać produkt, ale może to kwestia po prostu tego
egzemplarza.
Z czego jestem dumna
Najważniejsze – obroniłam się i skończyłam studia! Cały
semestr robienia badań, jakieś 60 reakcji, z których kilka wybuchło, ponad 110
próbek poddanych analizie – niektóre kilkukrotnie, bo wyniki były nieczytelne,
a na koniec pisanie i wszystko, co w tym pisaniu przeszkadzało. To było
naprawdę ciekawe, ale też ciężkie i żmudne. Najbardziej mi się w tym podoba, że
samo pisanie pracy było dla mnie przyjemnością. Naprawdę dobrze się czułam, pisząc
i fajnie mi się omawiało wyniki. Do tego stopnia, że nie mogę się doczekać
pisania magisterki.
I brawo! Obroniłaś się i dałaś radę. Wielkie wielkie brawa!
OdpowiedzUsuń