Podsumowanie semestru VI - koniec licencjatu!

 Cześć!

To już ostatni wpis z podsumowaniem semestrów na studiach. Na drugim stopniu będę kontynuować naukę na tym samym kierunku, ale zdecydowałam się zrezygnować z tych wpisów. W rzeczywistości pisanie o moich studiach nie sprawiało mi takiej przyjemności, mimo że je naprawdę lubię. Mając przerwę międzysemestralną czy wakacje wolałabym już o nich nie myśleć i zająć się czymś innym. Patrząc też na plany zajęć na magisterkę, to również nie widzę w tym sensu, bo drugi rok opiera się głównie na pracowni i seminarium magisterskim, a to jest bardzo indywidualne.  Byłoby tylko podsumowanie dwóch semestrów, może trzech, ale trzeci semestr składa się w większości z wykładów, które kończą się w połowie semestru i nie ma do nich żadnych ćwiczeń ani laboratoriów, a pisanie o samych wykładach mało można powiedzieć. Zobaczycie zaraz sami. 

Ogólne odczucia 

Ostatni semestr był jeszcze gorzej zorganizowany niż poprzedni, co bolało znacznie bardziej, bo miałam do pisania pracę dyplomową. Tym razem nie jest to kwestia pojedynczych przedmiotów, a odgórnych zarządzeń. Generalnie ktoś czegoś nie przemyślał i utrudnił życie studentom. Obrony były w terminie sesji letniej, więc fajnie by było, aby zaliczyć wszystko przed sesją. Jednak było to utrudnione, bo niektóre zajęcia były do końca semestru. W momencie, w którym powinnam szlifować moją pracę licencjacką, musiałam jeszcze się uczyć na wejściówki i robić sprawozdania, a to naprawdę zajmuje kilka ładnych godzin. Wolałabym inną organizację semestru — aby zajęcia dydaktycznie skończyły się w maju, czerwiec był przeznaczony na zaliczenia przedmiotów i potem obrona. Na mojej specjalności nie było dużo zajęć, głównie były to samodzielne wykłady, które kończyły się w połowie semestru. Laboratoria były z trzech przedmiotów, z czego  jedne skończyły się początkiem kwietnia, a drugie tydzień po Wielkanocy. Później był miesiąc przerwy w naszych laboratoriach i kolejne rozpoczęły się w połowie maja, były co dwa tygodnie i trwały praktycznie do końca semestru. To naprawdę było ciężkie i irytujące. 

Przedmioty

  • Podstawy farmakognozji 
  • Podstawy farmakologii 
  • Podstawy preparatyki kosmetyków
  • Podstawy zarządzania i marketingu 
  • Chemia materiałów 
  • Chemia stosowana i zarządzanie chemikaliami 
  • Inżynieria chemiczna
  • Ochrona własności intelektualnej i przemysłowej 

Specjalizacja nauczycielska 

  • Emisja głosu 
  • Przygotowanie pedagogiczne do pracy w szkole podstawowej 
  • Psychologiczne podstawy w szkole podstawowej 

Jak oceniam przedmioty?

Utwierdziłam się w przekonaniu, że samodzielne wykłady to nie jest forma, którą lubię. Jest dużo treści, której nie uczę się regularnie i powtarzam nic po wykładach, przez co nauka do zaliczenia była znacznie cięższa. Po ich zakończeniu nawarstwiło się zaliczeń i nie wiadomo było, jak to wszystko ustawić, aby nie było to uciążliwe. 

Podstawy farmakognozji były interesujące, ale prowadzone dość monotonnie. Druga połowa tego wykładu tematycznie mniej mi się podobała, ale prowadząca bardziej aktywizowała grupę i łatwiej było się zaangażować. Podstawy farmakologii natomiast były ciekawiej prowadzone. Wykładowca opowiadał, a nie czytał ze slajdów i była możliwość dyskusji. Na każdych zajęciach aktywizował grupę lub opowiadał jakieś ciekawostki, przez co łatwiej było zapamiętać informacje. Również nie było problemy z robieniem notatek. 

Wykład z chemii materiałów był podzielony między dwie osoby prowadzące. Nie będę owijać w bawełnę — pierwsza część wykładów nudna, nieinteresująca i ciężko cokolwiek z niego wynieść. Nauka do niego była koszmarem, bo z moich notatek nic nie wynikało.  Na drugiej było już lepiej. Łatwiej się notowało i były poruszane nieco ciekawsze zagadnienia. Ogólnie określiłabym ten przedmiot mało praktycznym.

Największe zaskoczenie tego semestru to wykład z ochrony własności intelektualnej i przemysłowej. Spodziewałam się jakiegoś nudnego przekazywania informacji z ustawy, a prowadzący podszedł do tematu zupełnie inaczej. Były cytaty z dokumentów prawnych, ale jednak dominował praktyczny aspekt ich przedstawienia. Naprawdę wspominam ten wykład dobrze.

Najciekawszym wykładem była chemia stosowana i zarządzanie chemikaliami. Prowadzący z pasją, widać, że sam z siebie interesuje się tymi tematami. To jedne z tych zajęć, na których jest się z przyjemnością i nie nużą. Jednocześnie są tym rodzajem zajęć, gdzie ciężko jest robić notatki. Na szczęście prowadzący wysyłał wykłady, więc nie było tak źle. Poznane zagadnienia bez problemu można było odnieść do otaczającej nas rzeczywistości i praktyki. Laboratoria do tego przedmiotu również były interesujące i przebiegały w bardzo sympatycznej atmosferze. Ćwiczenia nie były żmudne, niektóre wymagały więcej zaangażowania. Serio, wspominam je bardzo dobrze i nie widzę żadnego powodu do narzekania.

Na przedmiot inżynieria chemiczna składały się konwersatoria i laboratoria. Pod kątem organizacji to była porażka. Trafiliśmy na prowadzących, którzy mieli dużo innych zobowiązań, przez co na konwersatoria często musieliśmy się umawiać w innych terminach, niż wynikałoby to z planu. Organizacja laboratoriów to był cyrk. To jedna z rzeczy, które wkurzały mnie najbardziej. Zwykle wyglądało to tak, że mieliśmy zajęcia na zmianę z drugą grupą (czyli w jednym tygodniu moja grupa, a w następnym druga). Tutaj wyszło tak, że najpierw te zajęcia druga grupa, my kończyliśmy inne laboratoria i potem oni mieli laboratoria z inżynierii chemicznej, a my miesiąc przerwy. W połowie maja dopiero się zaczęły i były co dwa tygodnie aż do końca semestru. Było naprawdę frustrujące, bo pod koniec studiów wolałabym się skupić na szlifowaniu pracy dyplomowej, a nie na uczeniu się do laboratoriów i robieniu sprawozdań, do których instrukcje były niejasno opisane w skrypcie. Laboratoria sam w sobie nie były takie złe, ale te raporty z ćwiczeń, to był koszmar. 
Konwersatoria były ciekawie prowadzone. Jednym z elementów zaliczenia  było wykonanie i przedstawienie prezentacji na forum. Bardzo mi się podobało podejście prowadzącego do tego — podał wymagania, co trzeba mówić. Ocena prezentacji byłą na podstawie wrażeń grupy. Dostaliśmy kartki, na których zaznaczaliśmy punkty za zrozumienie tematu, zaangażowanie, przygotowanie, jasność przekazu oraz kreatywność. Ogólnie wymagało to od nas po prostu umiejętności prezentowania — nieczytanie z prezentacji, gestykulacja i ogólnie odpowiednia mowa ciała. To było naprawdę fajne, ale szkoda, że dopiero na samym końcu studiów mieliśmy kogoś, kto wymagał od nas czegoś więcej, a nie odklepania prezentacji.

Zajęcia z preparatyki kosmetyków był dość ciekawe, ale niestety nie były dla mnie niczym odkrywczym. Mieliśmy czterech prowadzących z różnych, przez co poziom zajęć był nierówny. W jednej katedrze mieliśmy możliwość korzystania z homogenizatora do stworzenia emulsji, a w innej robiliśmy to samo za pomocą bagietki. Powtarzalność przepisów na poszczególnych zajęciach był nieco nużąca, ale większość przepisów była ciekawa. Dla mnie może 2-3 przepisy były czymś nowym, ciekawym, ponieważ działając w kole naukowym, robimy podobne preparaty i na podobnym poziomie zaawansowania. 

Podstawy zarządzania i marketingu to był taki zapychacz. Wydaje mi się, że sylabus zawierał przestarzałą wiedzę, nieadekwatną do obecnych czasów, co mnie nieco odrzuciło od tej dziedziny. Miałam przez to poczucie, że jest nieżyciowa i przekazywane informacje są zupełnie odklejone od rzeczywistości. 

Specjalizacja nauczycielka

Zajęcia z psychologii oraz pedagogiki były konwersatoriami do wykładów prowadzonych w poprzednich semestrze. Tak jak myślałam, te zajęcia bardzo mi się podobały. Przygotowanie pedagogiczne opierało się głównie na dyskusji, ale również na sobie testowaliśmy różne metody rozwijania kreatywności czy pracy grupowej. Bardzo kreatywne i wzbogacające zajęcia! Na podstawach psychologicznych wypełnialiśmy jakieś psychotesty oraz dyskutowaliśmy o różnych problemach dotyczących uczniów w szkole. Było świetnie. 
Emisja głosu to zajęcia, które moim zdaniem powinny być obowiązkowe na każdych studiach. Uczą tego, jak mówić i jak korzystać z głosu, aby się nie zajechać, nie zniszczyć krtani. Składały się z części teoretycznej, ćwiczeń oddechowych oraz artykulacyjnych. Bardzo przydatne i szkoda, że już się skończyły. 

Koło naukowe 

Myślę, co ja tu mogę napisać... W poprzednim semestrze pisałam, że strasznie dużo papierów trzeba było ogarniać. To przez ten semestr było jeszcze więcej podań i w związku z nimi jeszcze więcej problemów. Naprawdę, działy się tak dziwne, tak stresujące rzeczy, że za pierwszym razem człowiek jest spanikowany. Za drugim jest mniej spanikowany, ale już wie, co robić i idzie to załatwić. Za trzecim razem to po prostu siedzisz i się śmiejesz, bo przecież to już było załatwione i czemu ktoś się czepia... Część problemów była z naszej winy, część nie. Zarządzanie kryzysowe było niezbędne. 
Pisałam już mnie więcej o Konferencji Kosmetycznej Sun Beauty w Kwartalniku, ale myślę, że dobrze jest więcej o tym napisać. Przede wszystkim pracowałyśmy nad tym przez ponad pół roku, więc słabo to streścić tylko w dwóch zdaniach. Było ciężko — dużo papierów, dużo maili i trochę błędów. Najgorsze było pozyskiwanie  sponsorów. Najpierw nikt nie chciał, a później decydowali się w ostatniej chwili. Samą konferencję przebiegałam, ogarniając rzeczy, które trzeba było ogarnąć na cito. 
 

Stacjonarna konferencja

 Nie wiem, jakim cudem zapomniałam o tym w Kwartalniku, ale mam z czego być dumna! Wystąpiłam po raz pierwszy na żywo na konferencji z posterem pt. "Pozyskiwanie biokomponentów zaawansowanych takich jak kwas lewulinowy z biomasy roślinne". Badania przedstawione na posterze stanowiły część mojego licencjatu. Przeżyłam. Nie było to najbardziej komfortowe doświadczenie w moim życiu, ale również nie było najgorsze. Taka forma wystąpienia zdecydowanie nie jest moją ulubioną, ale będę musiała się z nią oswoić. Najważniejsze! Mój poster zajął drugie miejsce w konkursie, z czego jestem naprawdę dumna.




Komentarze

  1. Gratulacje.
    Co do zajęć - z racji swoich studiów miałam emisję głosu, ale nie wspominam jej miło. Zapewne dlatego, że guru na siłę próbowało stworzyć z nas muzyków i wydaje mi się, że z emisją głosu jaką ty opisujesz miało niewiele wspólnego.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :D
      Kurczę, nie lubię takich zajęć. Wolałabym uczyć się śpiewu 1:1 z nauczycielem.

      Usuń
  2. Byam kiedyś na warsztacie Emisja głosu i było to ciekawe doświadczenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję zajęcia drugiego miejsca :D Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!