Najlepsza dystopia? - "Mroczne umysły" Alexandra Bracken



Są książki, których nie miałam zamiaru czytać przez lata. Między innymi były to "Mroczne umysły", które doczekały się swojego wznowienia. Tydzień temu premierę miała pierwsza część serii w nowym wydaniu pod szyldem wydawnictwa Jaguar, z którym mam przyjemność współpracować, pisząc tę recenzję. 
Pierwszy raz szał na "Mroczne umysły" był w okolicach 2015 roku (+/- jeden rok, bo sama dobrze nie pamiętam), a ja po przeczytaniu dwóch dystopijnych książek uznałam, że trzecia dystopia to już będzie nudne. Do tego często wspominano, że "Czerwona Królowa" jest dość podobna, a ja ją czytałam, więc po co. Ostatnio mam jakiś powrót do dystopii, a także dochodzi do mnie, że to jeden z moich ulubionych podgatunków. Mam duże wymagania do dystopii, a większość książek, które czytałam, zawsze miały jakieś większe wady, odbierające przyjemność z czytania. Irytujące bohaterki, toksyczni bohaterowie, świat źle przedstawiony, schemat zbyt podobny do innej książki. Mogę wyliczać i wyliczać. Zdecydowałam się, aby zgłosić się jako recenzentka "Mrocznych umysłów", bo wciąż szukam dystopii, którą uznam za genialną, przemyślaną i oryginalną. Nie przedłużając, zobaczcie, jak ta książka sobie poradziła. 


Tytuł: Mroczne umysły
Oryginalny tytuł: The darkest minds
Seria: Mroczne umysły
Autorka: Alexandra Bracken
Tłumaczka: Maria Borzobohata-Sawicka
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 17.08.2022 r.
Liczba  stron: 472

Ostra młodzieńcza neurodegeneracja idiopatyczna zabiła nastolatków w całym USA. Nieliczni przeżyli, zyskując tajemnicze zdolności psioniczne. Zostali zamknięci w obozach, odcięci od świata. Byli tajemnicą rządu, który ich się obawiał. Nikt nie wiedział, co tam się dzieje naprawdę. 
Ruby jest jednym z takich dzieci. Nie zna życia poza obozem. Została zakwalifikowana jako Zielona, lecz w rzeczywistości należy do Pomarańczowych, których rząd za wszelką cenę chce się pozbyć. Co jej pomoże? Tłumienie swoich umiejętności czy ich trening? Kto może ją tego nauczyć?


Mroczne umysły zachwyciły mnie i szybko poczułam, że to książka, na którą tyle czekałam. Urzekło mnie to, że to książka typowo młodzieżowa i idealnie wpisuje się w ramy tego gatunku. Nie ma w niej brutalnych opisów przemocy ani też nie jest nią przepełniona. Jednocześnie świat jest wykreowany starannie i konsekwentnie, bohaterowie wzbudzają sympatią, nie są płytcy i jednowymiarowi, a ich relacje nie raz wzbudziły uśmiech na mojej twarzy. Czułam się, jakbym ponownie czytała Percy'ego Jacksona albo pierwszy raz miała do czynienia z "Niezgodną". Nie widzę wielkiego podobieństwa do tych książek, ale sposób, w jaki o nich myślę i emocje, które we mnie wzbudziły, są zbliżone.

Ucieczka w nieznane


Fabuła tej książki była dla mnie zaskoczeniem. Miałam o niej zupełnie inne wyobrażenie. Spodziewałam się czegoś o podobnym schemacie jak "Niezgodna". Obóz, w którym panują własne zasady i podział według zdolności. Po czasie dochodzi do buntu i jest rebelia.
Ani opis z tyłu okładki, ani mój opis nie wskazuje na to, że większość fabuły w tej książce to podróż (a raczej ucieczka) i poszukiwanie Uciekiniera. Narratorką jest Ruby, która 6 lat spędziła w obozie. Wszystko poza nim jest dla niej obce, była odcięta od wiadomości i nie miała pojęcia, co działo się na zewnątrz przez te lata. Pojawia się tutaj wątek "found family", czyli grupy osób, które spotykają się w trudnych okolicznościach i z czasem między nimi pojawiają się na tyle moce więzi, że są dla siebie jedyną rodziną. 
Natomiast opis od wydawcy wskazuje, że ważnym wątek w fabule będzie rozwój mocy Ruby. Nie do końca tak jest. Przede wszystkim autorka skupiła się na podejście Ruby do swoich zdolności. Dziewczyna czuje, że jest potworem i stwarza niebezpieczeństwo dla swoich bliskich. Ma nadzieję, że Uciekinier nauczy ją, jak korzystać ze swoich mocy. Nauka stanowi jakieś 1/4 fabuły i ma miejsce na sam koniec. 


Świat bez młodzieży 


Pierwsze dwa rozdziały pokazują, jak wszystko się zaczęło. Dokładnie wyjaśniona jest geneza OMNI, jej objawy i skutki. Jest to bardzo ciekawe, bo zwykle akcja w dystopiach ma miejsce kilkadziesiąt lat po jakimś wydarzeniu, kiedy nowy system funkcjonuje i zaczyna się bunt, a co doprowadziło do jego powstania wiedzą nieliczni. Tu właśnie możemy obserwować te początki, narodziny opresji oraz kształtowanie się opozycji. Obserwujemy, jak władza tworzy kłamstwo, w które wierzą dorośli. Nikt nie wie, co naprawdę dzieje się w obozach.
Zdolności psioniczne dzielą młodzież na 5 grup:  Zielonych, Niebieskich, Pomarańczowych, Żółtych i Czerwonych. Mam wrażenie, że nie zostało jasno napisane, jakie moce mają poszczególne grupy. Pojawiało się to w trakcie całej książki, jednak musiałam się wspierać Internetem, aby mieć pewność, na czym polegają poszczególne zdolności. 
Opisy świata bez młodzieży były niesamowite. Ciężko jest mi znaleźć odpowiednie słowo, ale te opisy zrobiły one na mnie bardzo duże wrażenie. Puste uczelnie, puste ulice. Do tego nieufność wobec dorosłych, która jest uzasadniona. Siły Specjalne Psi, które się znęcają nad nimi, łowcy nagród, którzy ich wyłapują. W gruncie rzeczy dzieciaki zdane są same na siebie i pomoc tajemniczego Uciekiniera. 

Piękne relacje między bohaterami


Mam poczucie, że czego bym nie napisała o bohaterach, to spłyciłabym ich charaktery. Robiąc notatki w trakcie czytania, również skupiłam się na relacjach między głównymi bohaterami, czyli Ruby, Liamem, Pulpetem i Zu. 
Uciekając, Ruby przypadkiem do nich dołącza. Początkowo wszyscy darzą się nieufność. Najszybciej przyjazne relacje nawiązuje Ruby z Zu, a następnie Liamem. Najtrudniej jest jej przekonać do siebie Pulpeta. Trójka przyjaciół razem podróżuje, czują się w obowiązku, aby chronić się nawzajem i są swoją jedyną rodziną. Widać między nimi zażyłość. 

Szczególnie wyróżnia się relacja między Ruby a Zu. Jest to szczera przyjaźń, w której obie bohaterki się wspierają i opiekują sobą nawzajem. Suzume nie jest tylko tłem dla Ruby i jej historii. Jej wątek jest ważny. O ukazywaniu przyjaźni między kobietami świetny tekst napisała Kulturalna Meduza — Womance — czy to istnieje?.  To jedna z nielicznych relacji, które jestem w stanie nazwać Womance. 

Bardzo podoba mi się rozwój relacji między Ruby i Liamem. Początkowa nieufność przechodzi w sympatię. Bohaterowie wspierają się, dzielą się rzeczami, o których inni nie wiedzą, a z  czasem zakochują się w sobie. Jest to bardzo urocze, ale też ciekawe. Liam jest czuły i spragniony bliskości, a Ruby się jej boi. Jej doświadczenia sprawiają, że woli trzymać dystans. 

Pulpet w Liamie widzi jednocześnie przyjaciela i przywódcę. Ufa bezgranicznie, ale nie boi się skrytykować pomysłu lub się mu sprzeciwić. Ich osobowości kontrastują ze sobą. Liam jest bardziej ufny, pozytywnie nastawiony i bezgranicznie wierzy w swoje idee. Pulpet jest bardziej sceptyczny. Ufa mu, ale nie popiera go ślepo.


Zakochałam się w klimacie Mrocznych umysłów. Jest inny od wszystkich dystopii, które znam. Wyróżnia się niemalże wszystkim — od relacji między bohaterami po budowę fabuły. Jednocześnie to książka, która pozwala odpocząć. Część dystopii sprawiała, że miałam wiele przemyśleń, przez co się nie relaksowałam. Tutaj mogłam czerpać maksymalną przyjemność z czytania. Najmniej przyjemne było dla mnie zakończenie. Nazwałabym je okrutnym, łamiącym serce. Spodziewałam się czegoś innego, myśląc, że wiem już wszystko o dystopiach.
Największym zaskoczeniem był dla mnie wątek Ligi Dzieci i Uciekiniera. Sposób, w jaki zostały one przedstawione, jest oryginalny. Więcej napisać nie mogę, bo wiem, że byłoby to ogromnym spoilerem. Trzeba to odkryć samemu. 



Dwa oblicza gniewu - "Królestwo Przeklętych" Kerri Maniscalco

W kwietniu miałam przyjemność przeczytać i zrecenzować Królestwo Nikczemnych Kerri Maniscalco. Historia mnie zachwyciła, relacji między bohaterami zaintrygowała, a opowieści o Piekle sprawiły, że chciałam poznać krainę, którą włada Siedmiu Książąt. 


Tytuł: Królestwo Przeklętych
Autorka: Kerri Maniscalco 
Seria: Królestwo Nikczemnych
Oryginalny tytuł: Kingdom of the Cursed
Tłumacz: Stanisław Bończyk
Wydawnictwo: You&YA
Data wydania: 13.07.2022 r.
Liczba stron: 448 

Emilia postanawia wyjść za Diabła. Wstępuje do Piekła. Tylko w ten sposób może odnaleźć mordercę siostry. Jej jedynym sojusznikiem w Piekle jest Pan Gniewu, który ukrywa przed nią wiele rzeczy. Dziewczyna chce dowiedzieć się, jak najwięcej na własną rękę, a jednocześnie kraina, w której się znalazła, na nią negatywny wpływ i wystawia ją na niebezpieczeństwo, 


Piekło, czyli  przeciwieństwo Sycylii

Królestwo Przeklętych różni się od pierwszego tomu. Przede wszystkim akcja ma miejsce w Piekle, które jest skute lodem. "Piekło jest zimne" kojarzy mi się z Mechanicznym Aniołem Cassadry Clare, więc jak tylko to przeczytałam, nie mogłam przestać się uśmiechać. 
Czytając, miałam wrażenie, że ta kraina sama żyje. Jej oddziaływanie na Emilię było bardzo silne. Ona sama nie była w stanie przeciwdziałać temu, często się poddawała tej magii i sama tego nie rozumiała. To było niesamowite. 

W pierwszym tomie bardziej czułam, że autorka stawia na rozwiązanie tajemnicy śmierci Vittorii i zemstę niż na rozwój relacji między bohaterami. Tutaj odczułam to odwrotnie. Bardziej traktuję to jako zmianę priorytetów wątków dla fabuły niż jako zaniedbanie innych. Emilia jednocześnie rozwijała swoje magiczne zdolności i przekraczała granice. Postawiła również na zdobywanie informacji i poszerzanie swojej wiedzy, aby być bliżej znalezienia zabójcy siostry. Z tego powodu przez całą książkę akcja rozwija dość spokojnie, a przyspiesza gwałtownie na sam koniec. 
Najważniejszy wątek, czyli relacja głównych bohaterów bardzo mi się podobał. Przede wszystkim nadał klimatu tej książce. Czuć było, że bohaterów ciągnie do siebie, mimo że sami tego nie rozumieją. Ich relacja jest pełna pożądania, pasji i gniewu. To dwie tak gniewne dusze. Może te słowa Pana Gniewu nie oddają idealnie relacji, ale rozbawiły i pasowały do sceny.

Okoliczności tej relacji są dalekie od idealnych, ale mimo wszystko w miarę do siebie pasujemy. - Królestwo Przeklętych K. Maniscalco, s. 189  

Widać zażyłość pomiędzy bohaterami, szczególnie na samym końcu. Podoba mi się relacja między bohaterami. Jest między nimi dużo fizycznego pożądania, które jest pięknie opisane. Ciężko znaleźć mi rzeczy, które świadczą o tym, że jest relacja romantyczna, ale podoba mi się to, co jest między bohaterami. Ich relacja nie udaje czegoś, czym jest. Widać między nimi bliskość i tę fizyczną fascynację, ale jest to właśnie tym. Bez romantyzowania i udawania wielkiej miłości. Jest między nimi wiele tajemnic. Część prawdy nie może wyjść na jaw. Część wychodzi, co, mam nadzieję, umożliwi bohaterom zbliżenie się do siebie w kolejnej części. Chciałabym zobaczyć, jak w ich wydaniu wyglądałaby relacja romantyczna.

Dwa oblicza Gniewu 

Myślę o bohaterach i widzę po prostu ukazanie gniewu na dwa sposoby. Nie chodzi tutaj o samego Pana Gniewu, ale też o Emilię. Jak dla mnie to powód, dla którego "w miarę do siebie pasują". 

Tamta Emilia zginęła w tym samym miejscu co Vittoria. Jej również wyrwano serce i nic nie zapowiadało tego, by kiedykolwiek miała wrócić. - Królestwo Przeklętych K. Maniscalco

Te słowa idealnie oddają, co się stało Emilią. Jest zupełnie inna niż na samym początku. Przestała być w moich oczach tak spokojna jak w pierwszym tomie. Czułam, że porzuciła żałobę, ale dalej ma w sobie dużo gniewu. Pragnie zemsty, pragnie prawdy i zrobi wszystko, aby to osiągnąć. Łatwo wpada w gniew, jest niemalże chodzącą furią. Daje się porwać tym emocjom, nie zawsze panuje nad nimi i nie potrafi ich przekuć na swoją korzyść, a to jest ważne, gdy przebywa się w piekle.

Pan Gniewu to wciąż mój faworyt w tej książce. Przerażająco opanowany, ale śmiertelnie niebezpieczny. Pokazuje, kto rządzi na jego Dworze. Jego gniew kontrastuje z Emilią. Przede wszystkim potrafi nad nim zapanować i jest taki chłodny. Jego gniew jest bardziej wyrachowany, przemyślany i czuć, że jemu służy. Trochę jak narzędzie, niebezpieczny atrybut do podkreślenia swojej władzy. Jest w nim dużo świadomości.


Czy mi coś przeszkadzało?

Mam świadomość, że dałam tej książce maksymalną ocenę i teoretycznie świadczy ona o tym, że książka jest idealnie. Jednak nie. Po przeczytaniu poprzedniej recenzji poprzedniego tomu i ochłonięciu z emocji jest kilka mankamentów, o których chcę wspomnieć. 

  • Za krótkie sceny podróży — są dwie sceny na końcu książki, w których bohaterka się przemieszcza i powinno trwać to nieco dłużej. Jednak sam opis podróży został skrócony do minimum, a trochę więcej opisów mijanych miejsc byłoby bardzo fajnym urozmaiceniem. Po prostu nie czuć tego czasu, w którym to się dzieje. 
  • Brak wycinków z Księgi rodu Di Carlo — kiedy szukałam jednej sceny w pierwszym tomie, zorientowałam się, że cytat z tej księgi był na samym początku, a później wcale. W zamian tego było więcej listów i cytatów z innych ksiąg albo notatki Emilii.
  • Gniew zamiennie z Panem Gniewu — w większości nie przeszkadzało mi, że pojawiało się "Gniew" jako imię, ale była jedna scena czy dwie sceny, w których lepiej zabrzmiałoby "Pan Gniewu" i odwrotnie. 
To chyba trzy mankamenty, które wyłapałam. Jednak nie mają one większego wpływu na moją ocenę. Przede wszystkim nie odbierało mi to przyjemności z czytania i w żaden sposób mnie to nie irytowało. W przypadku braku cytatów z Księgi rodu Di Carlo w ogóle nie zauważyłam braku w czytaniu. Podróże kończyłam "Ale to już? No szkoda." i dalej nie odrywałam się od czytania. 
Ostatnia kwestia wynika pewnie ze zmiany tłumacza. Cieszę się, że zostały zachowane nazwy własne, bo po prostu nie jest to mylące dla czytelnika. Sama zmiana tłumacza — dla mnie jest na plus. Jakoś lepiej czytało mi się to tłumaczenie niż poprzednie, ale zmianę tłumacza zobaczyłam dopiero po przeczytaniu. 

Ten tom wskazał również jedną wadę w Królestwie Nikczemnych - wcale nie czułam, że akcja powieści ma miejsce na koniec XIX w. Naprawdę, uznałam, że jest to w obecnych czasach.


To książka, z której czytania czerpałam ogromną przyjemność. I jestem świadoma, że obiektywnie to nie jest powieść bez wad, to jednak moje subiektywne uczucia nie pozwalają tej książki ocenić niżej niż 10/10.

Zapraszam na mojego Instagrama, gdzie obecnie trwa akcja czytelnicza #czytamyporzucone. 


Dowiedz się, gdzie kupisz książkę: 



Widget działa na zasadzie afiliacji. Gdy zakupicie produkt poprzez niego, dostanę prowizję z zakupu. 

Małe sukcesy

 Hejo!

Mam ochotę pisać ostatnio wyłącznie o książkach, ale jednocześnie nie chcę, żeby było tutaj monotematycznie. W przygotowaniu jest następna recenzja, a na horyzoncie mam kilka współprac. Jedna jeszcze w tym miesiącu, druga wyłącznie na Instagramie, a trzecia dopiero we wrześniu. To takie moje małe sukcesy i myślę, że to dobry temat na wpis. 

Nie czuję się dobra w pisaniu postów w stylu "co u mnie". Z jednej strony cenię sobie prywatność, a z drugiej nie do końca wiem, co mogę pisać. Pracuję z domu jako copywriter. Chodzę na spacery, czytam książki, oglądam seriale (może wreszcie o moich ulubionych serialach...). Na koniec wakacji zaplanowałam wyjazd na weekend, czego nie mogę się doczekać! Mam nadzieję, że uda mi się zrobić trochę zdjęć.

Jednym z tych małych sukcesów jest powrót do robienia zdjęć. Pomijając kwestię bycia w wiecznym niedoczasie, to naprawdę zaczynam z powrotem robić zdjęcia! Mam pomysł na przynajmniej dwa zdjęcia do książek, więc progres. Największy problem mam ze zdjęciami w terenie, bo po prostu nie mam ochoty wychodzić w taką pogodę — albo gorąco, albo wieje.
Całkowicie odzwyczaiłam się od pozowania do zdjęć. Wyszłam wprawy, straciłam takie wyczucie własnego ciała i min, które robię. Dobrze by było z powrotem nad tym popracować, bo lubię to robić. 

Ze współpracami to śmiesznie wyszło. Wysłałam dwa maile, żeby dopracować strukturę maila i informacje w nich. Na oba maile był pozytywny odzew i bardzo się z tego cieszę! Niby wydawnictwa preferują teraz współprace na Instagramie (często od 1000 obserwatorów) i na TikToku, ale uznałam, że podejdę inaczej. Jako mój główny atut stawiałam bloga i to działa. Głównie się skupiłam na tym, co ja mogę dać wydawnictwu jako twórca. Olałam cyferki, obserwacje i wyświetlenia. Podałam, ile działam w sieci i od kiedy recenzuję. Napisałam też, dlaczego akurat ten konkretnie tytuł mnie interesuje. Nie jest to takie suche jak wcześniej i bardziej prawdziwe. No i, uczy mnie, jak się "zareklamować samą siebie". 

Napisałam też pierwsze zlecenie indywidualne jako copywriterka. I rany! Jakie to było dla mnie stresujące. Pierwszy kontakt z klientem to dosłownie koszmar. Po wysłaniu tekstów — milion myśli, że na pewno się nie spodoba, na pewno coś źle napisałam i w odpowiedzi zostanę zjechana, i w ogóle wcale się nie powinnam do tego brać. Teraz patrzę na to, co myślałam i śmieję się sama z siebie. Chociaż jeszcze czekam na feedback, to jestem spokojniejsza. 

Co było Waszym małym sukcesem ostatnio?

Dziękuję za pytanie pod poprzednimi wpisami. Jak na razie były 3, więc jeszcze 2 bym chciała dostać i na pewno zrobię Q&A.  Zostawcie w komentarzach pytania do mnie — można pytać się o wszystko. Może być o książki, studia i jakieś życiowe sprawy, lub coś, co Was ciekawi (ale z wyczuciem). 


Naprawdę wyjątkowy romans! - "The love hypothesis" Ali Hazelwood



Romans w labie? To coś dla mnie! Taka była moja pierwsza reakcja, kiedy doszło do mnie, o czym jest "The love hypothesis". Musiałam to przeczytać jak najszybciej! Co prawda, Olive nie jest chemiczką, a biolożką, ale kto by się przejmował taką drobną różnicą. Na wydział biologii daleko nie mam, a nawet bywam tam raz w tygodniu, więc jakieś podstawy mam. 

Chciałabym zrobić Q&A, dlatego proszę Was o pytania w komentarzach. Można pytać o wszystko — blog, książki, studia chemiczne. 

Tytuł: The love hypothesis
Autorka: Ali Hazelwood
Tłumacz:  Filip Sporczyk
Wydawnictwo: Muza/You&YA
Data wydania: 27.07.2022
Moja ocena: 10/10

Olive to ambitna doktorantka. Adam to wykładowca i postrach wydziału. Jakie jest prawdopodobieństwo, że całując przypadkowego faceta na korytarzu, trafi się właśnie na wykładowcę, przez którego twój najlepszy przyjaciel musi zacząć badania na nowo?
Niewielkie. 
Jednak Olive miała pecha. Chciała pokazać przyjaciółce, że może się umawiać z chłopakiem, z którym ona sama się spotykała przez jakiś czas. Skomplikowane. Jednak Adam się zgodził i zaczęli udawać parę. Wszyscy wiemy, co może pójść nie tak. Jednak oboje tego potrzebują — ona, żeby zachować twarz, a on, aby przekonać dziekana, że coś go trzyma na tym uniwersytecie.
A wszystko to w świecie nauki, który można przyrównać do niebezpiecznego świata fantasty. 

Mój vibe - totalnie!

Od pierwszych stron już wiedziałam, że ta książka wkradnie się do mojego serca. Przede wszystkim narracja — lekko ironiczna i niesamowicie lekka. Autorka opowiada historię tak, że nie można się oderwać, a każde słowo płynie do serca. Co ciekawe, narracja jest trzecioosobowa. Głównie są przedstawiane emocje, uczucia i przemyślenia Olive, ale są wzbogacane o to, czego bohaterka nie zauważyła. Jest pełna emocji.
Poczucie humoru również przypadło mi do gustu. Przekomarzanie się, gry słów czy łapanie się za słowa. Do tego dochodzą powtarzane żarty, które rozumie tylko ta druga osoba, co buduje intymność między bohaterami, a u mnie wywoływało uśmiech. 
W skrócie — klimat jest totalnie uroczy i zabawny! Tylko trzeba właśnie lubić takie słodkie i dość niewinne romanse. Podobnie jak motyw udawanego związku.

Nie potrafią mówić o uczuciach 

Bohaterowie to swoje całkowite przeciwieństwa, ale łączy ich jedna rzecz. Oboje nie potrafią mówić o swoich uczuciach. Są przez to rzeczywiści, bo ktoś z nas potrafi mówić o swoich uczuciach. Naturalnie to przychodzi z czasem, ale na początku jest różnie. Tutaj jest ten problem i on napędza fabułę, a także odpowiada za większość humorystycznych scen. 
Rozwój ich relacji jest całkowicie naturalny. Przychodzi stopniowe przełamanie lodów, zauważanie, że druga osoba jest atrakcyjna i dostrzeganie szczegółów w jej zachowaniu czy wyglądzie. Bycie obcym przeradza się w przyjacielską relację, w której widać, że oboje bohaterów chcą czegoś wiedzą, ale nie potrafią tego okazać.

Poza tym Olive to taka radosna osoba, której jest wszędzie pełno. Wesoła, pogodna i sympatyczna. Na początku skojarzyła mi się z Gwendolyn z "Trylogii Czasu" - pewnie przez to, że byłam w trakcie jej ponownego czytania. Olive jest nieco infantylna (albo bardziej zwariowana) i ma bliznę w kształcie półksiężyca jak Gwen. To ambitna młoda kobieta, ale nie jest pozbawiona lęków, co czyni ją jeszcze bardziej rzeczywistą. Natychmiast ją polubiłam. 
Adam jest jej przeciwieństwem. Cichy, ponury i cyniczny, a dla studentów bywa ostry i oschły. Nie bez powodu jest ich postrachem, a wielu go nienawidzi. Olive udaje się go poznać z tej innej strony, prywatnej, nie takiej ostrej. Nie otwiera się przed nią od razu. O tym, co najbardziej mi się w nim podoba, przeczytacie w następnym akapicie.  Paradoksalnie to jest rzadko spotykane w romansach. 

Zdrowe podejście 

Rozwój relacji między bohaterami jest po prostu zdrowy, o czym wcześniej wspominałam. Jednak nie tylko to o tym świadczy. W prologu mamy scenę, gdzie Olive spotyka w łazience jakiegoś faceta. Czytelnik od razu wie, że to Adam, ale narracja prowadzona jest w taki sposób, że do końca nie wiadomo, czy to na pewno był on. Jego zachowanie nie utwierdza czytelnika w tym, że wcześniej spotkali. W romansach często, jeśli facet poznał wcześniej bohaterkę, to jego zachowania są toksyczne i niepokojące, a przez autorki_ów romantyzowane. Krótko mówiąc — Adam nie jest creepem. Nie śledził Oli, nie zmusił jej podstępem ani szantażem do randki oraz szanuje słowo "nie".
To ostatnie jest ściśle powiązane z najlepszą sceną erotyczną, jaką miałam okazję czytać. Jak to było mądrze napisane! Jest pytanie o antykoncepcję, wspomnienie o braku chorób wenerycznych i kilkukrotne pytanie o zgodę, aby mieć maksymalną pewność, że druga osoba też tego chce. Zostało również podkreślone, że zgodę można cofnąć. Ogólnie ta scena trwa kilka stron, ale jest to jedyna scena erotyczna w całej książce.

Mroczny akademicki świat

Książkę wyróżnia ukazanie świata akademickiego, które wydaje mi się prawdziwe. Nie jestem w stanie odpowiedzieć pewnie, że na pewno tak jest, bo nie miałam okazji prowadzić żadnych projektów badawczych. Po prostu nie mam w swoim życiu takich doświadczeń. Z tego, co obserwuję w Internecie lub miałam okazję dowiedzieć się na jednym OGUNie, to nie uważam, żeby to było dalekie od prawdy. Olive jako kobieta musi starać się bardziej, musi mieć więcej pewności siebie, bo inaczej by ją zjedli. Jeśli osiąga sukces — pewnie przez łóżko. Współprace z innymi? Są utrudnione, mówiąc delikatnie. 
Fajnym zabiegiem jest to, że decydujący moment dla związku Olive i Adama ma miejsce na tej samej konferencji, która może być przełomem w karierze dziewczyny. Obydwie rzeczy delikatnie się ze sobą łączą.

"The love hypothesis" to książka, która mnie niesamowicie wzruszyła, aż popłakałam się ze szczęścia. Do tej pory zdarzy się to chyba 3 razy. To z pewnością historia, do której powrócę. Chętnie przeczytałabym dalsze losy bohaterów, które przedstawiają ich codziennie życie. To tak niesamowite postaci, że spokojnie uniosą taką zwykłą obyczajówkę.



Krótko o: książkach, które ostatnio przeczytałam #2

 Cześć!

Nieświadomie popadłam w czytelniczy schemat. Tudzież miesięczny krąg mojego życia jako mola książkowego. Na początku miesiąca czytam książki w ilościach niemalże hurtowych. Środek miesiąca czytam śladowe ilości książek i idzie mi to powoli. Koniec ponownie zaczynam dużo i szybko. Aktualnie jestem na etapie czytania parę stron dziennie, ale chyba ten okres się powoli kończy. Ponownie powracam i czytam. 
Dziś chcę krótko przedstawić kilka książek, które przeczytałam w ciągu ostatnich dwóch miesięcy i mi się spodobały. Najlepsze z najlepszych mogliście poznać w ostatnim Kwartalniku, a teraz przyszedł czas na te po prostu dobre i kilka przeczytanych w lipcu.

Zanim przejdę do głównego tematu wpisu, mam prośbę. Zostawcie w komentarzach pytania do mnie — można pytać się o wszystko, a ja zrobię w jednym w kolejnych wpisów Q&A. Nigdy chyba takiego wpisu nie było, bo nie uzbierałam wystarczającej liczby pytań. Powiedzmy, że dostanę 5 pytań i to zrobię. :D


Stowarzyszenie słodkiej zemsty Anna Langner


Temat zemsty na osobach, które skrzywdziły główne bohaterki, skojarzył mi się z "Klubem Karmy", który czytałam w gimnazjum i już wiedziałam, że to przeczytam. Jest to książka skierowana do nieco dojrzalszych czytelników, mimo że bohaterowie nie zawsze zachowują się dojrzale. Na całe szczęście
uczą się na swoich błędach i rozumieją, że zemsta nie prowadzi do niczego dobrego. Wszystko to jest okraszone dużą ilością książek, gier słów oraz niebanalnym poczuciem humoru. Kilka razy się zaśmiałam, kilka razy zachwyciłam i prawie zapłakałam.

Podoba mi się ten nienachalny romans między Sarą a Danielem, który rozwija się w bibliotece. Może nie jest on zapoczątkowany ze słusznych pobudek, a bohaterka daje się wykorzystać "przyjaciółce" z powodu poczucia winy, ale jednak jego rozwój jest uroczy. Nie sądziłam, że w bibliotece mogą się dziać tak pikantne sceny!


Malice Heather Walter


Malice to wyjątkowa książka, która przedstawia historię Śpiącej Królewny w inny sposób. Autorka stworzyła bogaty, fantastyczny świat, który ma swoją historię. Dobre wróżki to Łaski i jest ich więcej niż 12. Krew Łask ma moc, która daje zwykłym ludziom jakieś korzyści — gęstsze włosy, większą wiedzę albo zdrowie. Poza Alyce. Alyce ma w sobie krew villi — złowrogiego gatunku, który niszczy wszystko. 
Podoba mi się, jak główna bohaterka odkrywa swoją magię. Z pozoru można ją zaliczyć do złoczyńców. Jednak stara się udowodnić, że nie jest zła z natury. 
Drugą kobiecą postacią jest Aurora. Królewna z rodu, na którym na kobietach ciąży klątwa, którą zdjąć może tylko pocałunek prawdziwej miłości. Podoba mi się to, że sama chce przezwyciężyć klątwę i przywrócić większą władzę królowym. Jest to książka, w której rozwija się nieśmiała relacja między bohaterkami, co przyjemnie się obserwuje. 
Z wad — wolałabym, żeby historia zamknęła się w jednym tomie. Patrząc na zakończenie, nie odczuwam, żeby w kolejnym tomie było dużo akcji, przez co może mi się dłużyć.


She drives me crazy Kelly Quindlen


Niesamowicie urocza książka! Całkowicie trafiła w moje poczucie humoru. Taka do przeczytania na raz i zrelaksowania się przy niej.
Polubiłam główne bohaterki i bardzo podobał mi się rozwój ich relacji. Najpierw wzajemna niechęć, która była naprawdę głęboka, a następnie stopniowe przełamywanie lodów i odkrywanie własnych uczuć. Nie będę ukrywać, że na ten udawany związek i robienie na złość byłym, patrzyłam z sentymentem, bo przecież sama ze znajomymi robiłam podobne głupoty.
Szczególnie dobrze czytało mi się o uczuciach Scottie, która wciąż nie mogła dojść do siebie po rozstaniu ze swoją pierwszą (i toksyczną miłością), a następnie zdecydowała, że musi się z tym w końcu uporać. 


Klątwiarze Holly Black


Jest to moje trzecie spotkanie z twórczością Holly Black. Trylogia "Okrutny książę" mnie zachwyciła, "Zła królowa" była dobra, "Klątwiarze" są inni. Akcja ma miejsce w normalnym w świecie. Elfów nie ma, ale wciąż jest zajebiście? Nie dla mnie. To po prostu bardzo dobra książka, ale nie były chemii między nami. Czytałam ją miesiąc, robiłam przerwy i ciężko mi do niej wrócić.
"Biały kot" podobał mi się najbardziej. Wciągnął mnie i byłam zaciekawiona światem. Fabuła była interesująca, bo trzeba uratować dziewczynę zamienioną w kota. Tylko dalej było dziwnie. Drugi tom był okej, więcej dowiedziałam się o klątwiarzach, ich mocach i jak działają. Jednak sama fabuła mnie porwała. Skomplikowana nie była, ale nie wciągała. Również to nie jest mój ulubiony typ trylogii — każdy tom jest o czymś innym, ale ma jakieś niewielkie powiązania z poprzednim. Wolę takie, w który akcja jest ciągła i wątki się przeplatają.


Królestwo ciała i ognia Jennifer L. Armentrout


Książka bardziej mi się podoba niż pierwszy tom, czyli Krew i popiół, ale również jest to tom nierówny. Są dobre sceny, kilka nawet bardzo dobrych, ale przeplatają się ze słabymi scenami. Słabość tych scen polega na braku logiki w zachowaniu bohaterów. Albo dziwnych myślach głównej bohaterki, które są oderwane od otaczającej ją rzeczywistości.
Także opisy i dialogi są na różnych poziomach. Większość wypowiedzi Casteela jest rewelacyjnie napisana, ale Poppy  raz wypowiada się naprawdę kwieciście, a w innych scenach jak kilkuletnie dziecko. Z tą bohaterką miałam też inny problem — nie wszystko to, co opisywała i jak opowiadała o poprzednim tomie, tak samo odebrałam. Przede wszystkim nie odczułam aż tak mocno jej zmniejszonego zaufania do Ascendentów, a tutaj jest to mocno podkreślane.

Na plus jest rozwój relacji między bohaterami. Widać uczucia. Jest dużo przemyśleń, bohaterowie widzą swoje wady i złe zachowania. Autorka stara się naprawić to, co było złe w poprzednim tomie. 

Najmocniejszy aspekt tej książki to wierzenia Atlantów, ich zwyczaje i ogólny koncept ich bóstw. Bogowie byli istotni dla świata i mieli wpływ na tego, co bardzo mi się podobało. Nie mogę się doczekać rozwinięcia tego wątku w kolejnym tomie.


I jeszcze raz przypominam o pytaniach!
Zapraszam też na mój Instagram! Pojawiło się kilka nowych wpisów. Na początku każdego miesiąca organizuję tam akcję "O czym było najgłośniej?", czyli wybory książki, o której było najwięcej słychać. Dziś możecie głosować na story. Bierze udział aż 12 książek! @myslizglowywylatujace