Nieodgadniony odgadnięty! "Ręka na ścianie" Maureen Johnson

Nie wiem, jak to się dzieje, ale ostatnio piszę w poniedziałki. Regularność jest, a to chyba najważniejsze dla mnie. Powoli stabilizuje mi się sytuacja na studiach, sesję będę mieć w od 13 lipca, a jeszcze przed nią (i w trakcie) zapisałam się na dwa kursy - jeden to język angielski, drugi to kreatywne myślenie, więc się jaram. Lipiec zapowiada mi się bardzo intensywnie i jestem z tego bardzo zadowolona. O blogu nie zapomnę. Staram sobie rozplanować posty i pisać częściej. W następnym poście podsumuję książkowo pierwszą połowę tego roku. Do tej pory przeczytałam 45 książek, wiele z nich było genialnych, więc jeśli dalej będzie taka tendencja, to nie wiem jak wybiorę książki do wpisu z całego roku! Jeszcze nie wiem, co wybiorę. Na razie zapraszam na recenzję finału jednej z moich ulubionych trylogii! 
Hejo!
Premiera "Ręki na ścianie"  Maureen Johnson będzie 1 lipca. Za możliwość przedpremierowego przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Poradnia K.   

Tytuł: Ręka na ścianie
Autorka: Maureen Johnson
Seria: Truly Devious
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 1 lipca 2020
Liczba stron: 392
Moja ocena: 10/10

Stevie udało się rozwiązać zagadkę z przeszłości. Wie, kim jest tajemniczy Nieodgadniony. Nie rozwiązuje to wszystkiego, są jeszcze zagadki z teraźniejszości, a one są dużo bardziej mroczne niż ta dawna tajemnica… Śmierci w krótkim odstępie czasu, do tego kolejny wypadek w szkole powoduję, że Akademia Ellinghama ma zostać zamknięta. Czy Stevie się podda będą tak blisko rozwiązania tej zagadki?


Znalazłam kolejną trylogię, której budowa jest idealna. Wszystkie wątki się mieszczą, zostały zakończone, rozwinięte, miały swoje „pięć minut”. Do tego jeszcze masa emocji, zmuszanie do myślenia, fajni bohaterowie i humor, czyli książka idealna! Żadnych wad nie znalazłam. 

Ta część odbiega klimatem od poprzednich z tej serii. Tamte były tajemnicze, ciekawe i przede wszystkim zaskakujące, W tej części dalej czuć tajemniczość, ale bardziej mroczną i niebezpieczną. Myślę, że to naprawdę mogliby czuć uczniowie szkoły w takiej sytuacji. Nie wpływa to na czytanie książki, bo czyta się ją naprawdę lekko i przyjemnie. W moim przypadku godzina i mijało około stu stron książki.
W ciągu pierwszych stu stron zostają przypomniane najważniejsze informacje z poprzednich części, więc nie musicie się przejmować, że czegoś zapomnieliście i się nie odnajdziecie, jeśli nie odświeżaliście sobie poprzednich części.
Tak samo jak wcześniej – dwie linie czasowe. Skusiłabym się nawet o stwierdzenie, że są trzy linie czasowe. Dwie w przeszłości, jedna w teraźniejszości.
W teraźniejszości Stevie odnalazła Nieodgadnionego i zastanawia się, czy wyjawić prawdę dyrekcji szkoły. Powstrzymują niebezpieczeństwa, które dzieją się w jej czasach. Bardzo dobrze można odczuć ten klimat – niebezpieczeństwo i tajemniczość. Mnie ciężko było odgadnąć, kto się za tym krył, więc byłam bardzo zaskoczona. Stevie bardzo dokładnie analizowała swoje poszlaki, co jest bardzo dużym plusem.
W przeszłości poznajemy lepiej Nieodgadnionego oraz dwójkę przyjaciół Ellinghama. Myślę, że napisanie czegoś więcej będzie spoilerem, bo już pierwsze strony zmieniają wydźwięk poprzednich tomów, a także obraz rodziny Ellinghama.
Z początku zdarzenia z teraźniejszości i przeszłości nie mają ze sobą nic wspólnego, jedynie miejsce, w którym rozgrywają. Miesza to w głowie, daje dużo do myślenia, a ja lubię książki, które rozruszają mój mózg. Fabułą bardzo intryguje, ciekawi, a w połączeniu z lekkim i przyjemnym stylem pisania nie można się oderwać. Przeczytałam tę książkę w kilka godzin. Nie poszłam spać dopóki nie skończyłam. 



Z bohaterami jest mi się ciężko rozstać. Bardzo ich polubiłam, mimo że momentami są dziwni. Każdy z nich jest charakterystyczny, ma zalety i wady. Większość z nich jest bardzo sympatyczna, ale to jest bardzo subiektywna ocena. Myślę, że wielu z nich może być irytujących. 

Bystrość Stevie ciągle zadziwia. Jest zapał i dociekliwość jest godna podziwu. Do tego dochodzi niesamowita zdolność do łączenia faktów, jak inaczej określić bohaterkę, która tak dokładnie sprawdza i rozwiązuję zagadki, których nikomu nie udało się zgadnąć przez 80 lat? Inaczej się nie da! Bardzo podoba mi się to, że Stevie zaczęła walczyć ze swoimi problemami - stanami lękowymi. Ze względu na swój stan psychiczny jest bardzo wycofana, ale im dalej tym więcej bohaterów się pojawia.

I znowu napiszę, że David jest dziwny. Ma nietuzinkowe pomysły, jest bardzo specyficzny. Głównie zależy mu na uniemożliwieniu dojścia do władzy swojemu ojca. Przez większość książki mnie irytował, głównie mącił w głowie Stevie, utrudniał jej śledztwo i prawie wpakował ją w kłopoty.

Nate jest równie wyobcowany jak Stevie, ale bardzo ją wspiera. Lubię tego chłopaka. Janelle nie pojawia się tak często, dopiero więcej jest jej jakoś od połowy. 


Ciężko jest mi oddać wszystkie uczucia, jakie mi towarzyszyły podczas czytania tej książki, aby nie spoilerować poprzednich części. Jestem skłonna określić te trzy tomy jako jedność. Tak jak w przypadku "Trylogii czasu" czy "Ksiąg Snów" Kerstin Gier. Każda z tych trylogii jest jedną, spójną historią. Całość polecam Wam z czystym sercem, szczególnie młodzieży. Zostawiam tutaj linki w tytułach do recenzji poprzednich części: 

"Nieodgadniony"

"Znikający stopień" 

Too Much Information TAG po 6 latach!



Hejo! 
Zastanawiam się o czym tutaj pisać, bo chcę pisać Zaczynam trzeci wpis, ale wiem jedno. Nic o studiach (poza tym akapitem) tutaj nie napiszę, mimo że początkowo takie plany były. Dużo wpisów ostatnio odwlekam w czasie. Do pewnych rzeczy potrzebuję odpowiedniego czasu, inne pomysły muszą we mnie dojrzeć, do innych dorobić jakieś ogarnięte zdjęcia. Ach! Zdjęcia! Jak mi się nie chce ich obrabiać! A serio, byłam ostatnio w Kazimierzu, trochę zdjęć porobiłam. Wyszły lepiej lub gorzej, nawet dobrze nie wiem, bo jeszcze są w aparacie. Zbiorczy post o rzeczach z mojego ulubionego sklepu? Poczekaj! Przecież jeszcze idzie sukienka!

Oczywiście, chcę, żeby było jak najmniej marudzenia. Szukam pomysłu, szukam i w końcu... Znajduję "Book TMI TAG". Pomysł fajnie, robiłam kiedyś o mnie ten tag i też fajnie wyszło. Potem sprawdzałam, kiedy to było. 21 października 2014. Sześć lat! A pozmieniało się wiele, więc robię od nowa! W tym roku sporo osób tutaj przybyło, więc czemu nie? Możecie mnie poznać lepiej. 


1. Co masz na sobie?
Jogegery khaki, szarą koszulkę i skarpetki z Wiedźlamem. 
I mogę napisać, że w tamtym momencie nigdy nie pomyślałabym, że założę takie spodnie i długie skarpetki. 

2. Czy kiedykolwiek byłaś zakochana?
Zdarzyło się. :D 

3. Czy kiedykolwiek miałaś 'straszne zerwanie'?
Zerwania same w sobie straszne nie były. Gorsze były momenty przed nimi lub po nich. 


4. Ile masz wzrostu?
171! Przez 6 lat urosłam aż 2 centymetry.


5.Ile ważysz?
58 kilogramów, czyli mniej więcej tyle samo, ile ważyłam mając 14 lat. Od końca podstawówki moja waga nie zmienia się więcej niż 2 kilogramy w obie strony. Nie liczę okresu po wycięciu migdałów, gdy spadła mi do 53 kg (przed pójściem do szpitala ważyłam 56 kg, nie było tak drastycznie).

6. Jakieś tatuaże?
Nie mam, ale bardzo mi się podobają! Chociaż nie wiem, czy sama będę mieć na sobie. 





7. Jakiś piercing?
Po jednej dziurce w obu uszach i nie mam ochoty na żadne zmiany. U innych bardzo mi się podoba, szczególnie przekucia warg.

8. One true parring (para TV), którą lubisz?
Chyba nie ma takiej, nie oglądam telewizji. 

9. Ulubiony program (serial)?
"Niania", "Dom z papieru" i "13 posterunek", czyli jedyne seriale, które w całości obejrzałam. 

10. Ulubione zespoły?
KSU, Dżem, Lady Pank, T.LOVE, Perfect, Iron Maiden, Acid Drinkers, Hunter, IRA, Metallica.
To chyba tak zostawiam. Dodam jeszcze:  happysad, Bracia... I już przychodzą mi do głowy sami wykonawcy, a nie zespoły. 

11. Coś czego Ci brakuje?
Otwartego basenu w mojej okolicy oraz chęci do nauki, i lepszej organizacji czasu.

12. Ulubiona piosenka?
Jednej się nie da. Ostatnio znowu odkrywam uroki piosenek Mery Spolsky. 

13. Ile masz lat?
20. Ojejku! Ale to dziwnie wygląda.

14. Znak zodiaku?
Bliźnięta.

15. Czego szukasz u partnera?
Najprościej napisać, że nie szukam, bo znalazłam i mam to, czego potrzebuję. 

16. Ulubiony cytat?
"Kocham" takie pytania. Nie mam pojęcia. Mam ogromny sentyment do cytatów z "Trzy metry nad niebem". Mam też dwa motywacyjne cytaty, które lubię. Pierwszy o tym, że to nie problem jest problem, tylko podejście do problemu. Drugie, że łatwiej coś utrzymać cały czas w ruchu niż od nowa ruszyć. Wiecie, mniej energii to wymaga. 

17. Ulubiony aktor?
A pozwolę sobie docenić - Cezarego Pazurę, Johny'ego Deepa i Bogusława Lindę. Za to, że patrzysz na nich normalnie i widzisz ich samych. Patrzysz na nich w jakimś filmie i widzisz - Czarka Cezarego, Nikosia Dyzmę, Nowego, Grindewalda, Jacka Sparrowa, Fransa Maurera czy Tomka. Wiecie, co mam na myśli?

18. Ulubiony kolor?
Niebieski, czarny, szary, biały i fioletowy. Nic się nie zmieniło. 

19. Głośna muzyka czy cicha?
Starość! Głośna muzyka mnie drażni i głośna muzyka jest fajna, tylko na koncertach.



20. Gdzie idziesz, gdy jesteś smutna?
Do mojego pokoju. Nic się nie zmieniło. 

21. Jak długo zajmuje Ci prysznic?
Około 15 minut z myciem włosów, bez jakoś połowę mniej czasu. 

22. Jak długo zajmuje Ci przygotowanie się rano?
Siedzę cały czas w domu... Zanim zwlokę się z łóżka, to mija jakaś godzina. Zanim zjem śniadanie pół. I tak wyliczając, to gdzieś tak dwie, może trzy godziny. 
Spoko, gdy gdzieś jadę ogarniam się w maksymalnie 30 minut. 

23. Biłaś się kiedyś z kimś?
Tak. 

24: TURN ON. Co Cię kręci, co Ci się podoba u chłopców?
Poczucie humoru, zaradność i ambicja. Zewnętrznie mam słabość do ciemnych włosów.

25. TURN OFF . Co Ci się nie podoba u chłopców?
Arogancja, przeświadczenie o swojej lepszości nad innymi, przedmiotowe traktowanie dziewczyn. 

26. Powód dla którego dołączyłaś do Blogspot?
Z ciekawości.

27. Czego się boisz?
Os i innych niezidentyfikowanych owadów latających. 

28. Kiedy ostatnio płakałaś?
Nie wiem.

29. Kiedy ostatnio powiedziałaś że kogoś kochasz?
Wczoraj.

30. Co oznacza Twój Blog username?
Kasiulek - zdrobnienie od mojego imienia.
Śmiesznie, dalej tak samo. 

31. Ostatnia przeczytana książka?
"Ten obcy" Ireny Jurgielewiczowej.


32. Książka, którą aktualnie czytasz?
"Harry Potter i Czara Ognia" J.K. Rowling

33. Co ostatnio oglądałaś (serial, TV)?
Nie pamiętam, nie zwracam uwagi na telewizor. Chyba leciał "Malanowski i Partnerzy".


34. Ostatnia osoba, z którą rozmawiałaś?
Mama. 

35. Relacja między tobą a osobą, której ostatnio wysłałaś sms?
Pisałam do mojego chłopaka, więc związek. 

36. Ulubiona potrawa?
Nie mam, ale w sobotę zjadłam fajną kolację - tortilla z jajecznicą, pomidorem i kiełbasą. Super jest!

37. Miejsce, które chcesz odwiedzić?
Lista takich miejsc mi się baaardzo wydłużyłam.  Tylko z Polski to - Poznań, Zamość, Janowiec, Szklarska Poręba, Bieszczady (znowu), Trójmiasto...  

38 Ostatnie miejsce, w którym byłeś?
Z poza mojej okolicy, to Kazimierz Dolny. A tak z bliższych miejsc poza moim domem, to nad Wisłą.



39. Czy ktoś Ci się teraz podoba?
Owszem, można się domyśleć z pytania z 35.

40. Ostatni raz kiedy pocałowałaś kogoś?
W tym tygodniu. 

41. Ostatnio kiedy ktoś Cię obraził?
Nie mam pojęcia. 

42. Ulubiony smak słodki?
Słony karmel... Jest słodki, prawda?

43. Na jakich instrumentach grasz?
Tylko na nerwach. 

44. Ulubiona część biżuterii?
Chockery. :D Od czterech lat jeden na ręce noszę. Kolczyki rzadko, bransoletek wcale. 

45 . Ostatni uprawiany sport?
Skakanie na skakance.  

46. Jaka piosenkę ostatnio śpiewałaś?
Podśpiewuję sobie piosenki Mery Spolsky - "Mazowiecka kiecka" i "Sorry from the mountain".

47. Ulubiony tekst na podryw?
Na kubeczki po jogurtach! 
Podchodzicie do ofiary. Ekhem... Wybranka bądź wybranki i pytacie się, czy zbiera kubeczki po jogurtach. Jak odpowiada "Nie", mówicie "Ja też nie! To przeznaczenie!". I wszyscy są Wasi. 

48. Czy kiedykolwiek użyłaś tego tekstu?
Tak. Nie na poważnie, ale używałam. 

49. Z kim ostatnio przebywałaś w wolnym czasie?
Z chłopakiem wczoraj, a dziś z rodziną. 

50. Kto powinien odpowiedzieć na te pytania?
Kto tylko chce. 


To już koniec. Trochę się pozmieniało, trochę nie. Zostawiam też link do tamtej wersji, żebyście sami mogli ocenić. TMI 2014 

Co u Was się zmieniło przez te 6 lat? :D

Mroczna bajka o księciu na białym koniu. Podoba mi się! - "Too late" Colleen Hoover

Hejo!

Jest mnie tutaj mniej niż bym chciała, ale mam ostatnio dość intensywny czas. W weekend działo się więcej niż się spodziewałam, myślałam, że będę mieć więcej czasu. Przynajmniej udało mi się przeczytać trzy książki w ubiegłym tygodniu, z czego jedna była nowością, która zawróciła mi w głowie. Tak właściwie, to jedyna nowość, którą do tej pory przeczytałam. Powoli wpada mi do głowy pomysł na nowy nagłówek i mam nadzieję, że zrealizuję go w tym tygodniu. Mam też kilka nowych pomysłów na posty i trochę zdjęć do ogarnięcia, ale ostatnio nie po drodze mi z masową obróbką,

Myślę, że mogę nazwać się fanką twórczości Colleen Hoover. Rzadko kiedy jej książki mnie zawodzą. Do tej pory zdarzyło się to tylko raz, a tak to jej powieści wpadają całkowicie w mój gust i pozostają w moim sercu. Sporo recenzji poświęciłam jej książką, więc przychodzi czas na kolejną.

Dziś opowiem Wam o „Too late”.


Tytuł: Too late

Autorka: Coleen Hoover

Wydawnictwo: Otwarte

Liczba stron: 402

Data wydania: 17 lipca 2019

Moja ocena: 8,5/10



Sloan jest dziewczyną Asy, uniwersyteckiego dilera narkotyków. Ich związek jest dla niej toksyczny, w głębi duszy dziewczyna go nienawidzi, ale jednocześnie też kocha, szczególnie, że jego obecność, a raczej jego pieniądze bardzo pomagają jej rodzinie. Dlatego wie, że nie może go zostawić, nieważne jak bardzo by chciała. 

W ich domu jest wieczna impreza, ludzie wchodzą i wychodzą, jedni zostają dłużej, inni znikają i więcej nikt ich nie widzi. W pewnym momencie pojawia się Carter. Początkowo nie wiedzą, że Carter jest wspólnikiem Asy, więc zaczynają niewinny flirt. Jednak nikt inny nie może mieć dziewczyny Asy…


Zacznijmy od tego, że tę książką autorka pisała dla relaksu. Miała artblocka przy innej powieści – pisała to. Później publikowała na stronie, a później na prośbę fanów opublikowała to w formie książki. Skupmy się na tym, że to po prostu książka pisania dla własnej przyjemności. Na początku miałam w głowie, dlaczego autorkę zrelaksuje coś takiego. Czytam dłużej i dochodzę do wniosku, że to mroczna wersja księżniczki w tarapatach i księcia na białym koniu, który (książę, nie koń) ratuje ją z opresji. Mnie się to podoba, chociaż im dłużej piszę tę recenzję, to dochodzę to wniosku, że to dość zwykła książka, ALE wzbudziła we mnie wiele emocji, bardzo przeżywałam to, co się działo, więc stąd tak wysoka ocena. Było 9/10, ale myślę, że 8,5/10 lepiej pasuje. Podkreślam na początku, to książka dla dorosłych.


Podziwiam autorkę za to, że tak lekko pisała o tak toksycznym związku, tak dobrze wykreowała Asę oraz opisywała te sytuację. Czytanie tego zajęło mi kilka godzin. Mniej więcej 400 stron w 5 czy 6 godzin. Pochłaniałam tę książkę, nie chciałam kończyć. Czytam i nagle jest 100 stron dalej. Wiecie, jak to jest? To właśnie tak mam z tą książką. Pochłonęłam, nie chciałam odejść i jeszcze mnie trzymała przez cały wczorajszy wieczór.


Nie oczekiwałabym od tej książki jakiegoś odzwierciedlenia rzeczywistości – autorka pisała dla siebie, więc czytajmy to dla przyjemności. Po prostu puściła wodze fantazji i wyszło jej to naprawdę dobrze. Jest wiele momentów, które po prostu bulwersują, czasem obrzydzają, ale to tak ma być. Te sceny po prostu są nienormalne i tak ma być, ale bardzo dobrze napisane i pasujące do tej historii. Im dalej tym historia robi się trudniejsza – relacje się komplikują, Asa robi się coraz gorszy, mniej przewidywalny.

Powieść ma nietypową budowę: treść – koniec I – epilog – prolog – epilog po epilogu – faktyczny koniec. Do pierwsze końca jest naprawdę genialnie, nie mam żadnych zastrzeżeń. Jednak epilogi są przesadzone, bardziej nierzeczywiste. Nie do końca mi się podobały, chociaż umiem zrozumieć, dlaczego autorka nie chciała kończyć. Po prostu to przedłużanie było przekombinowane, ale w dalszym ciągu ciekawe. Prolog jest cudowny, bardzo mi się spodobał i cieszę się, że jest w tak dziwnym miejscu.


Nic mnie tak nie zachwyciło w tej książce tak bardzo, jak bohaterowie. Moje sympatie w tej książce to jedna rzecz, a docenianie kreacji i zachwyt na tym to druga.


Kreacja Asy niesamowicie mi się podoba. Jest dilerem narkotyków, a do tego jest chory psychicznie. W rozdziałach jego z punktu widzenia dowiadujemy się, jak duży wpływ na jego osobowość mają nauki jego ojca i jak bardzo go to zniszczyło. Facet jest maniakiem, a to, jak potrafił naginać rzeczywistość do swojego spostrzegania świata, po prostu podziwiam.


Sloan jest przykładem, że nawet silna, niezależna można zostać uzależniona przez mężczyznę. Widzimy bitwy jej myśli, poznajemy, że jednocześnie kocha go i nienawidzi. Widać jej nadzieję i siłę, bo uważa, że ten związek jest jej potrzebny, aby pomóc jej rodzinie. Jednak to jest większy problem, nie tak prosty, co bardzo dobrze widać. Polubiłam ją.


Carter to po prostu ten książę na białym koniu. Polubiłam go, chociaż wydaje mi się najsłabiej wykreowany z tej trójki. Wiecie, często Ci wybrankowie głównych bohaterek, są za idealni, nie mają wad. Tutaj jest podobnie. Ciężko mi o nim coś więcej napisać, bo jest po prostu spoko, ale ginie w tłumie wszystkich innych bohaterów z różnych książek. Ogólnie poznajemy jego dwie osobowości, które się ze sobą mieszają. Po prostu nie potrafi oddzielić pewnych rzeczy od siebie, co niesie ze sobą różne konsekwencje.


Jest dużo scen seksu, ale są one przepełnione agresją, lękiem, brakiem szacunku do drugiej osoby. Krótko mówiąc jest więcej gwałtu i molestowania. Głównie to są te sceny, który mnie bulwersowały i obrzydzały. Co prawda pasuje to do książki, ale pamiętajmy, że jest o toksycznej relacji.

Dziwnie mi określając tę książkę jako coś, co raczej powinno się czytać dla relaksu ze względu na tematykę, jaką ona porusza. Ogólnie jestem fanką historii o toksycznych związkach, szczególnie gdy są to te pierwsze miłości, bo one rzadko kiedy są idealne i w stu procentach słodkie. Tutaj mamy poruszanie trudnych tematów, ale też motyw księcia na białym koniu, przez co dużo lżej się czyta i można traktować to jako odskocznię od innych książek. Ze względu na to, ile emocji wzbudzają wydarzenia w tej książce, jak dobrze wykreowani zostali główni bohaterowi, mogę ją polecić, ALE pamiętając, że to książka o toksycznej relacji i różnych nielegalnych rzeczach. Mi zapewniła emocje i rozrywkę, nie irytowała niczym. Poza przedłużającymi się epilogami, odrobinę przekombinowanymi, nie ma słabych stron, więc warto jej dać szansę.


6 zmian w moim życiu podczas kwarantanny



Hej!
Na Instastory zamieściłam ankietę z pytanie, czy napisanie o tym, co zmieniła kwarantanna w moim życiu będzie fajnym postem. 100% odpowiedzi na tak! 
Na początku myśląc o kwarantannie twierdziłam, że nic się nie zmieniło.  To nieprawda. 3 miesiące w domu, nauka zdalna, stres całą sytuacją. Był to czas odkrywania nowych możliwości, czas na budowanie lepszych nawyków. Jednym życie spowolniło, innym przyspieszyło. U mnie były lepsze dni i gorsze. Nie lubię poczucia ograniczenia, ale rozumiem, dlaczego było tak a nie inaczej. Ze względu na to, że jestem ambiwertykiem - raz potrzebuję być sama, raz z ludźmi. To kolejny powód, dla którego nastrój mi się zmieniał, miałam jakieś huśtawki i tym podobne rzeczy. 
Zaczęłam wprowadzać rzeczy, o których myślałam od pewnego czasu lub nagle stwierdziłam, że warto to zrobić, bo mam teraz dużo czasu. 


1. Mniej znaczy więcej 


Minimalizm głównie kosmetyczny. Nie, nie ograniczyłam liczby kosmetyków. I tak miałam ich niewiele. Chociaż w kosmetyczce z tymi kolorowymi (no dobra, ze szminkami) pojawiły się małe zmiany, ale to głównie wyrzucenie zużytych kosmetyków i zastąpienie tego nowymi opakowaniami lub oddanie czegoś siostrze. 
Po prostu chodzi mi o ilość nakładanych rzeczy na skórę i włosy. Używam mniejszej ilości szamponu do mycia włosów, nakładam mniejszą ilość kremu, mniej balsamu do ciała, bo się nie smuży i łatwiej się wchłania. Mniej maski do włosów, szczególnie tej bez spłukiwania. 

Równie dobrze mogę to odnieść nie tylko do ilości produktu, ale też do jego składu. Wreszcie zaczęłam się edukować w kwestii składów kosmetyków. Jak na razie to dopiero początki. Idzie mi to powoli, szczególnie że na razie skupiam się na produktach do włosów. O co chodzi tutaj z tym "mniej znaczy więcej"? Krótsza lista składników kosmetyków, często wiąże się z lepszym składem, bo zawiera to, co jest potrzebne w danym kosmetyku - bez ulepszaczy i tak dalej, bardziej naturalne rzeczy.


2. Naturalne działa lepiej 


Nawiązując do poprzedniego punktu, do mojej kosmetyczki dołączyło więcej kosmetyków z naturalnym, a przede wszystkim z lepszym składem. O ile już wcześniej dbałam, żeby mieć maski do włosów i żele do twarzy jak najbardziej naturalne. Od czasu do czasu zdarzy mi się tylko nałożyć maskę na twarz z gorszym składem, bo chcę zużyć to, co mam, lub po prostu czegoś nie doczytam.
W tym czasie doszłam do wniosku, że warto by było zainwestować w inne kosmetyki z jeszcze lepszym składam. Miałam używałam przez kilka miesięcy wegańskiego żelu pod prysznic, ale miałam SLS, używałam też jakiegoś naturalnego balsamu, ale miał phenoxyethanol. W końcu mówię sobie "Kaśka, masz chorobę skóry. Niegroźna to niegroźna, ale estetyczna też nie jest, a skoro tak małym wysiłkiem możesz to zmniejszyć, to czemu nie?". Po prostu mam rogowacenie okołomieszkowe, czyli takie suche krostki wokół mieszków włosowych. Zwykle nie zwracałam na to uwagi. Nie przeszkadza mi to w codziennym życiu, nie jest to też moim kompleksem i nie mam problemu z odsłanianiem ramion. To tak słowem wstępu. Ogólnie mogę to minimalizować, ale pełne pozbycie tego jest ciężkie. Zmniejszanie tego nie jest dla mnie kłopotliwe - ograniczenie mocnego alkoholu, unikanie chipsów* i teraz dochodzi odpowiednia pielęgnacja, czyli jakieś 5 minut dziennie. 

*Ha, ha, ha... - wszystkie syfy na mojej twarzy zaczęły się radośnie śmiać.

W tym punkcie chcę po prostu napisać, że zauważyłam, że dla mnie lepiej działają kosmetyki z bardziej naturalnym składem.  Wiele z tych popularnych produktów zawiera składniki, które robią tylko ładną otoczkę i nic poza tym. Po użyciu peelingu domowej roboty (cukier, miód, oliwa z oliwek i odrobina śmietany), a później delikatnego żelu pod prysznic i naturalnego balsamu do ciała, po raz pierwszy miałam tak miękką skórę. Drobne krostki były, bo były, ale nie powstały od nowa, a skóra jak u bobasa.

3. Włosy


Moje włosy lubią się falować, to nie żadna nowość i zaskoczenie. Dla mnie. Zmiany w ich pielęgnacji wtaczałam stopniowo. Zaczęło się od czarnego mydła zamiast szamponu - rypacz, ale z jaką ilością składników aktywnych! Szczególnie zmiany zaczęły się w tamtym roku, gdy (prawie) na zawsze pożegnałam się ze szczotką do włosów, bo kręcone/falowane włosy tego nie lubię. Gdzieś po drodze wyczytałam, że takie włosy nie lubią sylikonów, lubią być wyciskane w koszulkę, jest coś takiego jak plopping, ale dopiero od kilku tygodni zaczęłam dbać o ponowne wydobycie skrętu. 
Wszedł regularny plopping, mycie włosów metodą OMO - odżywka, mycie, odżywka. Od jakiegoś tygodnia czy dwóch zainteresowałam się równowagą PEH

Widzę, że moje włosy lepiej się kręcą, zaczęły nieco szybciej rosnąć. Więcej jest ich objętościowo - zaczyna mi rosnąć więcej baby hairów, ale też te włosy, co mam są mocniejsze.

4. Rośliny 


Ręki do roślin nie miałam nigdy. Regularne podlewanie nie mieściło się w moim świecie, dlatego w pewnym momencie zrezygnowałam z nich. Roślinę, którą miałam od dziecka wyniosłam do łazienki, a potem nie mam pojęcia co się z nią stało. 
W końcu rok temu wzięłam jednego zamiokulkasa, bo mamie nie mieścił się w doniczkę i powoli się rozrasta. Tym bardziej, że do to dość wytrzymała roślina, więc nawet nie przeszkadzało mu to, że czasem nie był podlewany i dwa tygodnie. Żyje, wytrzymał i teraz jest podlewany co drugi dzień, więc dla mnie jest to sukces.


5. Picie ziółek 


Do mojej codzienności weszło codzienne picie ziółek. Prawie, odkąd robię sobie przerwę po pokrzywie i spróbowałam skrzypu, to nie za bardzo mi ten smak przypadł do gust i jakoś wypadło to z mojej codzienności. W ostatnich dniach jakoś częściej pojawiała się melisa niż to. Staram się do tego wrócić.  I na razie drugi dzień z rzędu piję. 
Po piciu pokrzywy największe różnice w stanie moich włosów. Zobaczymy, jak będzie to wyglądać po skrzypie. :D Melisa za to niesamowicie mnie relaksuje i uspokaja. Poradziła sobie z moim zdenerwowaniem na kolokwium z fizyki. 

Posmakowałam też w tamtym miesiącu yerba mate. Chcę kupić sobie zestaw do tego, bo spodobał mi się efekt po tym. Taki przyjemne. Ciekawie, jakby na mnie codzienne picie wpłynęło. Do tego poczytałam, że to ma bardzo wiele innych zalet. 

6. Tryb manualny w aparacie


Zapomniałam o tym! I dopisuję to na chwilę przed publikacją. Pisałam już, że próbuję ogarnąć tryb manualny. Raz wychodzi lepiej, a raz gorzej. Czasem wracam do trybu półautomatycznego, bo inaczej nie umiem ustawić. Bywa różnie, ale się uczę. Chociaż ostatnio nie robię aż tylu zdjęć, ile bym mogła lub bym chciała. Powinnam zacząć brać aparat, jak gdzieś wychodzę, bo w ciągu ostatnich dni byłam w tak ładnych miejscach, że żałuję, że nie mogłam tego uwiecznić. Przynajmniej będę mieć motywację, żeby tam wrócić. :D

Ulubieńcy Miesiąca: Kwiecień & maj 2020

Hejo!
Zaczynamy czerwiec, więc czas na podsumowanie kwietnia i maja. Nad kwietniem mogę się rozwodzić, że było fajnie, dużo czytałam, dużo pisałam i miałam więcej chęci, bo tak było. Kwiecień był dużo lepszym miesiącem dla mnie i dla mojej głowy, i dla wszystko co robię. Z kolei maj mnie spowolnił. Był jak taka ściana na drodze. Po prostu idziesz sobie żwawo przez życie, a tu maj 2020. Były pojedyncze dobre rzeczy i dobre momenty, ale cały nastrój tego miesiąca był słaby. Samodyscyplina mi po prostu opadła i nie chciała się podnosić. Chcę się już ogarnąć. 
Zaplanowałam sobie cele na maj, których nie udało mi się w pełni zrealizować. Najlepiej szło picie pokrzywy (i melisy), a w tym miesiącu robię zmianę i piję skrzyp (i czystek, ale to co innego. A melisę i tak piję nieregularnie). Książek przeczytałam 7, a planowałam 8. Nieduża różnica. Z nauką było całkiem nieźle. Niestety nie uczyłam się wszystkich z taką samą regularnością, ale dobrze mi szła nauka analitów - kilka razy w tygodniu, matematyka - 2 czy 3 razy w tygodniu. Angielski - dwa razy w tygodniu, ale tylko na zajęcia. Fizyka - raz w tygodniu, czyli za mało. Oprócz tego uczyłam się stawiać realne plany na dzień - chyba mi się udało. 


1.  Muzyka


Muzycznie był to okres "hot16challange2", jeśli ma dość tego tematu, to macie szczęście. U mnie tego nie znajdzie. Mi do gustu przypadły trzy czy cztery. 
Na nowo się zakochałam w piosence Demi Lovato "Sorry not sorry". Ta piosenka dawała mi takiego kopa w tym miesiącu i przy okazji pozwoliła mi powrócić wspomnieniami do fajnego czasu. Jak mi brakuje płyty Demi "Tell me you love me" w samochodzie!






2. Książki 


W kwietniu przeczytałam 9 książek, co jest wynikiem bardzo ładnym. W maju przeczytałam 7 książek, a planowałam 8. Zawiedziona nie jestem, jakby co.  Tym bardziej, że do wyzwania przeczytam tyle, ile mam wzrostu doszło mi 29,2 cm z kwietnia oraz 16,2 cm z maja. Bardzo jestem zadowolona z tego, że w kwietniu czytałam codziennie i trwało do połowy maja. Dzięki temu w kwietniu przeczytałam rekordową liczbę 4662 stron. W maju było dużo mniej, bo nie czytałam codziennie i książki były cieńsze, ale i tak dało to 2359 stron. 
  1. Osaczona Pola Roxa - recenzja 8/10
  2. 19 razy Katherine John  Green - Green po tylu latach dalej nie zawodzi! Dodatkowo lepiej zrozumiałam powieść, bo moja wiedza matematyczna jest większa i te małe dodatki mnie po prostu bawiły. 9/10
  3. Współlokatorzy Beth O'Leary - Cudne. Lekka, zabawna i pouczająca. Podoba mi się to, że porusza tak ważny temat, a tego się nie spodziewałam. 9/10
  4. Harry Potter i Więzień Azkabanu J.K. Rowling - mam słabość do Harry'ego Pottera i dla mnie po prostu zawsze jest 10/10.
  5. Władca Cieni Cassandra Clare - bardzo dobra książka, dużo się dzieje, intryguje i po prostu poszerza świat Nocnych Łowców. 8/10
  6. Królowa Mroku i Powietrza Cassandra Clare - Clare to po prostu mistrzyni finałów! Zmiotła mnie z nóg, ale miałam wrażenie, że było dużo fantastyki w fantastyce. 9/10
  7. Czerwone Zwoje Magii Cassandra Clare, Wesley Chu - recenzja 8/10
  8. Te wiedźmy nie płoną Isabel Starling recenzja 6,5/10
  9. Siostrzeniec Czarodzieja C.S. Lewis - ta "Opowieści z Narnii" część jest bardzo ciekawa, ale nie jest moją ulubioną. Bardzo doceniam historię powstania tej krainy. 9/10
  10. Niewiarygodne Sara Sheperd - bardzo fajna część, szczególnie, że dowiedzieliśmy się, kim jest A. 8/10
  11. Zabójcze Sara Sheperd - Hannah mnie tak strasznie irytowało, robiła tak głupie rzeczy, że ciężko było mi ją znieść i zrozumieć. Ogólnie trochę nudnawo tu było, ale wiem, że wszystko mu się tu rozkręcić. Nowe A. jest ciekawe i chyba groźniejsze niż poprzednie. 7/10
  12. Chcę być kimś cz. 3 Michał Zawadka - ta część książek pana Zawadki trafiła do mnie najbardziej. W poprzednich sporo już wcześniej wiedziałam, a tutaj trafiło idealnie w moje życie i potrzeby. Każdy powinien to przeczytać. 9/10 
  13. Tusz Alice Broadway - recenzja 9/10
  14. Bez winy Mia Sheridan - recenzja  8/10
  15. Wyrwa Wojciech Chmielarz - recenzja 7/10
  16. Mimo moich win Tarryn Fisher - kocham tę historię całym sercem, za jej nie perfekcyjność oraz toksyczność relacji bohaterów, za tę pierwszą miłość, która jest totalnie do dupy, bo bohaterka nie potrafi się zachować w związku, nie wie jak się zachować. Zresztą bohater też nie jest idealny. 9/10


3. Filmy 


Zbłąkał mi się tutaj jeden film z marca, zapomniałam go wpisać do arkusza. W kwietniu obejrzałam 5 filmów, bo przesadziłam.  Dwa filmy z rzędu, z czego drugi to była "Drużyna Pierścienia"... 4,5 godziny siedzenia i oglądania to za dużo dla mnie! W maju za to postawiłam na lekkie filmy, głównie te, które już widziałam, znam i lubię. Dominował tutaj DreamWorks.

  1. Pasażerowie - zbłąkany film z marca, zwykle nie oglądam czegoś, co dzieje się w kosmosie (i zaczynam czuć, że coś tracę).  Świetny po prostu. 
  2. Alita: Battle Angel - ten film mnie naprawdę zachwycił! Fabuła, postaci i świat. Coś cudownego.
  3. Drużyna Pierścienia - zachwycający film, świetna ekranizacja. I cóż... Nawet lepszy od ekranizacji Harry'ego Pottera. 
  4. Znak Diabła - po prostu nie, ani straszne, ani fabularnie ciekawe. Po prostu nie. 
  5. Planeta Singli - lekka komedia, zabawna i urocza. Bardzo lubię. 
  6. Wiek Adeline - film, który chciałam obejrzeć od gimnazjum. Wyobrażałam go sobie inaczej, ale przerósł moje oczekiwania. Cudowny jest, piękny i oryginalny po prostu. 
  7. W lesie dziś nie zaśnie nikt - film, który wzbudza kontrowersje, ale mi się podobał. Nie mam w nim nic nadzwyczajnie złego, jest zrobiony bardzo bezpiecznie i zachowawczo. Momentami doprowadzał mnie do śmiechu. Co prawda, nie zakwalifikowałabym go jako "ambitnego" filmu, ale jeśli chcecie obejrzeć po ciężkim dniu coś lekkiego, co może Was odmóżdżyć to będzie dobre. 
  8. Shrek 1,2 - kultowe dalej, kocham całym serduszkiem! 
  9. Madagaskar 1,2,3 - muszę Wam powiedzieć, że nie doceniałam tego, gdy byłam młodsza. Pierwsza część niesie fajne mądrości. "Madagaskar" z części na część jest dla mnie co raz lepszy!
  10. High School Musical 1, 2, 3 - powrót do filmów z dzieciństwa. Bardzo podoba mi się przesłanie pierwszej części, że każdy może być kim chce i łatki szkolne go nie ograniczają. Później zrobiło się trochę "Zac Efron Show". Ogólnie Troy mnie strasznie irytował. 
  11. Ostatnia klątwa (2011) - świetny film! Podoba mi się historia. Zamieniłabym tylko aktorów i jako głównego bohatera dałabym Thomasa Briodie-Sangstera.
  12. Harry Potter i Kamień Filozoficzny - kocham całym serduszkiem po prostu. 


4. Zdjęcia


Pisałam już, że zaczęłam oswajać się z trybem manualnym. Oprócz tego zaczęłam obrabiać zdjęcia w innym sposób niż zwykle, nie tylko zwiększając kontrast, ale też gdy jest taka potrzeba zmniejszając go, dzięki czemu będę mogła ogarnąć prawie trzyletnie zdjęcia. Z kwietnia nie mam zbyt wielu zdjęć, dużo więcej mam z maja.  





5. Coś nowego


Zaczęłam używać aplikacji "Forest" i całkiem się u mnie sprawdza. Najgorzej jest mi zacząć, ale gdy włączę ten czas, to jakoś mi to leci. Oczywiście, jeśli o tym nie zapomnę. Ogólnie jestem z osób, które motywują takie rzeczy np. więcej kwadracików zamalowanych niż nie zamalowanych czy te wirtualne drzewka. 


6. Jestem dumna z...


Z przeżycia. 
A tak serio, to z tego, że przez ponad 1,5 miesiąca czytałam codziennie. Pierwszy raz w życiu mi się to udało. Było bardzo fajne. 
Jestem dumna ze zdawania wejściówek na laboratoria z podstaw chemii analitycznej. Ze zdania kolokwium w tego samego przedmiotu! Z tego, że ogarniam matematykę. 

Kurde, nie jest tak źle jak myślałam. Z rzeczy, które się dla mnie liczą jest dobrze po prostu.