(Nie)typowa bohaterka? - recenzje "Nevermore. Cienie" Kelly Creagh


 

Hej!

Dzisiaj przychodzę z recenzję drugiej części Nevermore od Kelly Creagh. Jeśli pamiętacie moją recenzję pierwszej części, to wiecie, że ta seria jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Jest to ten klimat, który kojarzy mi się w ten dobry sposób z tym, co czytałam w gimnazjum. Gdybym wtedy to przeczytała, to by były moje ulubione książki i pewnie wracałabym do nich do tej pory. Teraz dobrze mi się to czyta, wciąga mnie i się po prostu dobrze bawię podczas czytania, mimo że widzę pewne rzeczy, na które są nieodpowiednie i problematyczne. Na szczęście nie jest ich aż tak dużo. 

Jeśli nie czytaliście Kruka, to najpierw zapraszam do przeczytania tamtej recenzji - kliknij tutaj i przeczytaj. W teksćie pojawi się na pewno jeden spoiler do pierwszego tomu.

Recenzja we współpracy z wydawnictwem Jaguar. Bardzo dziękuję za możliwość współpracy!

Tytuł: Nevermore. Cienie
Oryginalny tytuł: Nevermore. Enshadowed
Autorka: Kelly Creagh
Tłumaczka: Aleksandra Krakowska 
Wydawnictwo: Jaguar
Data premiery: 4 lipca 2023 

Pomijam opis książki, aby uniknąć niepotrzebnych spoilerów dla osób, które nie czytały.

Dużo mniej

Cienie mają nieco inny klimat niż Kruk. Nie miałam żadnego problemu ze zmianą klimatu - dalej czytało mi się to dobrze i byłam zaciekawiona. Zdecydowanie jest tutaj mniej amerykańskiego high school. Niewiele akcji dzieje się w szkole, ale ogólnie tę część określiłabym jako MNIEJ. Mniej wszystkiego dosłownie, lecz nie uważam, aby to było ze szkodą dla książki. 
Również w tej książce jest też mniej akcji. Spodziewałam się, że ta część będzie przeładowana akcją, a Isobel będzie dążyła do postawionego przez siebie celu, niezależnie od wszystkiego. Jednak tak się nie dzieje. Fabuła nie brnie wybitnie szybko do przodu ani nie ma wielu szalonych zwrotów akcji, które pozostają czytelnika w szoku. Ta część historii opiera się na tym, że Isobel dąży do tego, aby wyjazd do Baltimore doszedł do skutku. Przekonuje rodziców, opracuje plan z Gwen. Jednocześnie dalej dzieją się wokół niej dziwne rzeczy, które jeszcze mniej rozumie niż wcześniej. Nie ma przy niej nikogo, kto mógłby jej wyjaśnić, co się dzieje. Musi sama to odkrywać i zrozumieć, co się dzieje. I przede wszystkim uratować Varena.
To wszystkie składa się na różnice w klimacie. Nie jest ani lżejszy, ani cięższy, mimo że są w nim różnice. Z pewnością jest większa aura tajemniczości i poczucia, że musisz się dowiedzieć, dlaczego ten świat tak funkcjonuje. Skąd się wzięła kraina snów? Dlaczego Isobel jest aż tak istotna? Ta książka pozostawiła we mnie kilka pytań, na które chciałabym poznać odpowiedź i będę zawiedziona, jeśli nie znajdę jej w  finale tej książki.

(Nie)rozbudowany świat?

Nie będzie to zbyt zaskakujące, ale nie czuję, aby świat został jakoś bardziej rozbudowany w stosunku do poprzedniej części. Niby powinnam potraktować to jako wadę, ale nie przeszkadzało mi to. Ba, nawet to pasuje do tej historii, ale to w pełni będzie zrozumiałe, jak co myślę o Isobel. Generalnie — nie ma co się dziwić, skoro narracja stawia na punkt widzenia tej bohaterki, mimo że jest trzecioosobowa. 
Pojawiły się pewne nowe informacje, ale nie czuję się, aby przyczyniły się do rozbudowania tego świata. Nawet pisząc tę recenzję i chcąc podać przykład, to jest mi ciężko coś powiedzieć. Odpowiedź na to, co jest filarem tego świata częściowo, została podana w Kruku. Niewiele jednak więcej się stąd dowiedziałam. Jedynym nowym elementem, który powiedział coś więcej, była księga demonów, którą przyniosła Gwen, ale i tak było niewiele. 
Ogólnie zabrakło tutaj rzeczy, które by pomogły bohaterce poznać ten jej świat. Jest tutaj potencjał i można by było go bardziej rozwinąć, ale jednocześnie czuję, że droga, którą poszła autorka, też ma sens. 

Normalna nastolatka 

Isobel jako bohaterka książkowa jest wyjątkowa, bo absolutnie nie jest wyjątkowa. Nie jest żadną superbohaterką, nie ma żadnych nadnaturalnych mocy ani nie jest nadzwyczajnie odważna. Dziewczyna jest po prostu zwykłą nastolatkę, która nie ma prawo jazdy i w wielu kwestiach jest zależna od rodziców. Dziewczyna przede wszystkim głowi się, jak przekonać rodziców do wyjazdu. Jak dla mnie jest to super rozwiązanie! Przyzwyczaiłam się do bohaterek, które są silne i niezależne już w wieku nastoletnim, a tutaj zupełne przeciwieństwo. 
Jednak doceniam to, że Isobel, pomimo tylu przeciwności i trudności, działa i jest w tym działaniu wytrwała. Ma momenty załamania, gdzie traci wiarę i wątpi w to wszystko, ale mimo to dalej się podnosi i walczy, bo jej na tym zależy. 

Najdziwniejsza postać 

Gwen to nowa przyjaciółka głównej bohaterki. Kiedy wszyscy się od niej odwrócili, Gwen zaczęła się z nią przyjaźnić. Jest to bardzo osobliwa postać, która często zachowuje się niezrozumiale (chociaż to chyba typowe dla bohaterów tej serii). Ma jakąś wiedzę na temat krainy snów, ale jej wiedza i tak niewiele wnosi. Bardziej dotyczy mitów lub zabobonów. Dalej nie umiem jej określić i rozgryźć, więc jestem ciekawa, jaka będzie w kolejnej części. 

Poniższy akapit zawiera spoiler do pierwszej części, dlatego możecie pominąć. 

Co z Varenem?

Bardzo mi się podoba, że Varen w tej części przez większość czasu jest nieobecny. Nie wiadomo, co się z nim dzieje. Czasem się pojawia, ale to niczego nie wyjaśnia, a nawet powoduje więcej pytań. Właściwie niewiele nowego dowiadujemy się o tym bohaterze w tej części. Jest mglista wiedza o tym, gdzie on jest, ale właściwie to nie wiemy nic nowego i przypatrujemy się, jak bohaterka stara się go uratować. 
Chciałam napisać, że jest to raczej niespotykane w książkach, aby jednego z głównych bohaterów nie było przez większość książki, ale przypomniało mi się, że taki zabieg był też w Księżycu w nowiu i którejś części Szeptem. Tutaj ten zabieg bardziej mi się spodobał - bohaterka, mimo że jej było ciężko, to jednak starała się, aby odzyskać swojego ukochanego.

Podsumowanie

Nevermore. Cienie to nie jest książka, o której jestem w stanie jakoś dużo napisać. Przede wszystkim jest to efektem ograniczonej akcji w tej książce, co mi akurat nie przeszkadzało. Ta część wydaje mi się być łącznikiem między finałem, który coś tam wnosi do historii, ale trudno powiedzieć co. Mimo to uważam, że jest na podobnym poziomie do pierwszej części, mimo że jest zupełnie inna. Skupia się na Isobel, która się stara, chociaż obiektywnie niewiele może sama zrobić, co było dla mnie ciekawe. Największym plusem tej historii, tym co ją wyróżnia, jest Isobel, będąca zwykłą nastolatką, która boi się tego, co przytrafiło się jej w życiu. Ogólnie - polecam tę serię, ale pamiętajcie, że jest to idealny przedstawiciel książek dla młodzieży sprzed 10 lat. 



Krótko o książkach #4

Z ogromnym zadowoleniem przychodzę z tym postem, bo po prostu przez te trzy miesiące nazbierało mi się kilka książek, o których mogę cokolwiek napisać. W dodatku będzie bardzo różnorodnie! Były gnioty, były świetne książki i były przeciętniaki z głupimi błędami. Znowu nie wyszło aż tak krótko, jakie było moje pierwotne założenie tej serii, ale w takiej formie znacznie lepiej się czuję. 

Zapraszam do czytania! Nie będę już przedłużać. 

Olejcie Netflixa! — Enola Holmes Nancy Springer 

Przed obroną, aby się zrelaksować i nie myśleć, o tym co mnie czeka, zaczęłam czytać serię o Enoli Holmes. Miałam na tę serię na oku od dłuższego czasu, obejrzałam już filmy z serii na Netflixie i myślałam, że mniej więcej wiem, czego się spodziewać. Jak ja się zaskoczyłam!
Seria o Enoli Holes to bardzo przyjemna seria książek. Przede wszystkim podoba mi się to, że autorka starała jak najbardziej wiernie oddać realia tamtych czasów. Oczywiście, że można dyskutować nad realnością tego, jak Enola ukrywa się przed braćmi i co w tym czasie, ale ma to znacznie więcej sensu niż w filmie. Przede wszystkim korzysta ze makijażu, przebiera się i robie charakteryzację, aby nie być Enolą Holmes. Świetnie się to czyta, szczególnie że cały czas Enola musi ukrywać się przed braćmi. Czasem na siebie wpadają, czasem oni się nie orientują, a czasem tak i jest super! Więzi między rodzeństwem pojawiają się gdzieś bliżej końca serii. 
Każdy tom przedstawia rozwiązanie innej sprawy. Te sprawy nie są aż tak spektakularne jak w filmie. Wydają się dużo bardziej realne. Również jest to bardziej możliwe do rozwiązania przez czternastolatkę. Enola nie ma wiecznie genialnych pomysłów, czasem popełnia błędy, a czasem nie zauważy czegoś, co rzuca się na pierwszy rzut oka. Jednak wciąż ma niezwykle błyskotliwy umysł, jest aż nazbyt inteligenta i samodzielna jak swój wiek. W dodatku nie podąża ślepo za ówczesną modą, a nawet zdaje sobie sprawę z problemów, jakie to może ze sobą nieść. 
Z czym mam największy problem w produkcji Netflixa, to wątek matki głównej bohaterki. Został on ta zniszczony, że tego nie da rady uratować. Nie zepnie się to tak ładnie i nie zrobie to aż takiego wrażenia na czytelniku jak w książce. Druga kwestia to dodanie bezsensownego wątku romanycznego w filmie, gdzie w książkach Enola nawet nie myśli o takich rzeczy.  
Cała seria składa się obecnie z siedmiu książek, na jesieni powinna wyjść w Polsce kolejna. Wiadomo, jak to jest, jedna część jest lepsza, inna nieco gorsza. Dla mnie całokształt jest bardzo dobry i polecam ją nie tyle, co Wam, ale bardziej dzieciakom w podstawówce, które chcą zacząć coś czytać. 


Po prostu dobra młodzieżówka — Dunbridge Academy. Tam gdzie ty Sarah Sprinz

Zdecydowanie to jest książka, o której mam najmniej do powiedzenia, ale jest jedną z lepszych młodzieżówek, jakie ostatnio czytałam. Oceniam ją jako bardzo dobrą, a od kilku (okej, od dwóch lat) zwykłym młodzieżówkom ciężko jest mnie nie znudzić i zachwycić. Co prawda, nie nazwałabym tej książki jakąś mianem odkrywczej i łamiącej schematy, ale nie jest to żaden odgrzewany kotlet.
 Nie byłabym sobą, gdybym moje wyobrażenie o tej książce, a rzeczywistość była zupełnie inna. Przede wszystkim spodziewałam się, że cała trylogia będzie mieć tych samych głównych bohaterów, a głównym wątkiem będą poszukiwania ojca przez Emmę oraz jej zmagania w nowej szkole. Do tego jeszcze doszłyby jakieś inne wątki, może lekki wątek kryminalny, jakieś tajemnice do rozwiązania. Przecież szkoła w szkockim zamku aż się prosi o tajemnice! 
Jednak Dunbridge Academy to jedna z tych serii, w którym każdy tom przedstawia historię miłosną innych bohaterów. Zwykle nie przepadam za czymś taki, bo postaci drugoplanowe nie są aż tak dobrze zarysowane, aby była zaciekawiona relacją. Tutaj jest inaczej. Zarówno romans główni bohaterowie, jak i drugoplanowi są wyraźni, ciekawi i sympatyczni. Z łatwością (niemalże) wszystkich polubiłam na tyle, aby chcieć przeczytać kolejne części, a zwłaszcza drugi tom! Będzie o takich fajnych postaciach i takiej relacji, że będę zachwycona. 
Tam gdzie ty przedstawia historię Emmy i Henry'ego. Jest dość prosty romans między nastolatkami, którzy powoli zaczynają wchodzić w dorosłość. Bardzo mi się podoba, że dla obydwojga bohaterów nie jest to pierwszy związek. Mają już jakieś doświadczenia w relacjach damsko-męskich. Początkowo Henry ma dziewczynę, z którą jest do kilku lat. Jednak to uczucie zaczęło się wypalać, już nie jest tak, jak dawniej. Nie jest to aż tak rozwinięte i chciałabym, aby było nieco więcej przemyśleń. Relacja bohaterów rozwija się spokojnie, chociaż czuć między nimi chemię oraz poczucie, że to nie powinno tak wyglądać, bo przecież jedno z nich jest zajęte.
Kolejną zaletą jest to, że wątek romantyczny nie zasłania pozostałych. W tej książce ukazane są problemy rodzinne bohaterów. Emma pragnie odnaleźć ojca, którego nie widziała od lat. Henry z kolei zmaga się z tęsknotą za rodziną i innymi problemami. Po prostu w tej książce jest czas i miejsce na wszystko.  

Gorsza wersja Zmierzchu — Crave Tracy Wolff

Bardzo mocno czuć inspirację "Zmierzchem", co nie wyszło dobrze. Nie, żeby "Zmierzch" był jakimś wybitnym dziełem literatury (chociaż mam do niego ogromny sentyment), to chociaż się kupy trzyma.
Główna bohaterka trafia do nowej szkoły na Alasce i od samego początku wzbudza zainteresowanie dwóch największych przystojniaków w szkole Nie wiadomo dlaczego, przecież ledwo ktokolwiek ją poznał. I właściwie żaden z nich jej dobrze nie pozna, bo cała akcja książki to ledwo 2 tygodnie. Co już wystarcza, aby zdążyła się zakochać w jednym z tych przystojniaków, oczywiście tym bardziej niebezpiecznym, przed którym każdy ją ostrzega. Początki relacji bohaterów są bez sensu. Ich rozmowy są o niczym, nie wiadomo, o co w nich chodzi i jakim cudem bohaterka znajduje coś, aby się zauroczyć w bohaterze. Później też nie jest lepiej, bo bohaterowie po kilku dniach epatują wielką miłością do siebie, co po prostu wzbudza tylko politowanie.
Fabuła? Przez pierwszą połowę nikt nie mówi nic bohaterce, tylko są jakieś mętne ostrzeżenia, że jest tutaj dla niebezpiecznie. A, no i ktoś chciał ją zabić na dzień dobry, ale to nie jest powód, aby powiedzieć o świecie, którego jest część. W końcu się dowiaduje. I co? Jak każda bohaterka serii dla nastolatków o wampirach — nie boi się, bo i czego ma się bać? Druga połowa książki się rozkręca, ale w moim odczuciu jest chaotycznie napisana. Główny antagonista miał swój przebiegły plan, ale dlaczego akurat ten plan wyglądał tak, a nie inaczej, to się nie dowiedziałam i dalej tego nie rozumiem.

Część dialogów była jak wyjęta ze "Zmierzchu", co wypadało tandetnie. W innych miejscach były jakieś suchary, które po przetłumaczeniu na polski wypadały jeszcze słabiej. W pewnej scenie znalazł się tak głupi błąd, jak użycie słowa "siostrzenica", gdzie bohaterka była bratanicą... Nie wiem, czemu nikt tego nie zauważył.

Na koniec zostawiam dwie książki, w których opiniach zawarłam spoilery.  Chyba zawarłam, bo nie do końca nie jestem pewna, ale oznaczę. Szczególnie nie jestem pewna, czy to, co napisałam w Muchomorach w cukrze, jest spoilerem, bo jak dla mnie bez kontekstu to nic nie mówi i nie ma wielkiego znaczenia.

Dziwnie — Muchomory w cukrze Marta Bujan

Bardzo dziwna książka, po przeczytaniu nie do końca wiedziałam, co o niej myśleć, czy moje wrażenia są bardziej pozytywne czy negatywne. Realnie niewiele rzeczy mi się podobało, a rzeczy, które w pierwszej chwili uznałam za plusy, po prostu mi nie przeszkadzały.
Zaczynając od plusów — po raz pierwszy, czytając thriller, poczułam się tak, jak oczekiwałam. Był dreszczyk emocji, taki niepokój, jakiego wcześniej nie udało mi się doświadczyć. W trakcie zakończenia dzieje się najwięcej i gdzieś do połowy punktu kulminacyjnego byłam naprawdę zadowolona z przebiegu rzeczy. Tylko autorka przekombinowała. To nawet nie jest za mocne, ale po prostu motyw jest dziwny, nielogiczny, mam ochotę napisać "odklejony". Nie wiem, jak ładniej to określić. Tutaj naprawdę nieco prostszy, bardziej przyziemny motyw lepiej by się sprawdził. 

Brak akcji przez większość książki nie przeszkadzał mi. Nie nudziło mnie to. Nawet fajnie pasowało do klimatu — najdłuższe wakacje życia, dom w górach na odludziu i upał. To trochę jak czekanie na burze. Jest świadomość, że zaraz zacznie grzmieć, tylko nie wiesz kiedy i w końcu przychodzi bardzo późno. Są jakieś drobne znaki, że coś jest nie tak i to jest takie irytujące, bo nikt nie zwraca na to uwagi. Każdy jest "ahoj, przygodo!". Czy jest to jakaś wybitna przygoda? W moich oczach nie. Właściwie bohaterowie spędzają czas w domku i piją dużo alkoholu (takie ukazanie spędzania czasu jest minusem i jest szkodliwe). Nie chodzą na wycieczki, z czego mogliby skorzystać. Szkoda, naprawdę. 

Bohaterowie... Cóż nie polubiłam się z nimi. Poza Fio, Kostkiem i Adamem reszta miała jakieś cechy osobowości, ale nie byli jakoś wyraźni. Zupełnie obojętni dla mnie. Adam wzbudzał niepokój. Kostek irytował, bo był po prostu snobem i za wszelką cenę pokazywał, jaki to on nie jest elokwentny.
O Fio ciężko mi się sensownie wypowiedzieć. Z jednej strony chcę ją zrozumieć jako osobę z zaburzeniami psychicznymi, ale z drugiej jest to tak dziwnie zbudowane, że w trakcie czytania marszczyłam tylko brwi z konsternacją. Jej myślenie jest dla mnie tak odległe. Momentami nawet bym określiła mianem bezmyślnego, nielogicznego zupełnie bez sensu. 

W książce są też drobne absurdy i głupotki, które również wzbudziły moją konsternację. Nie podoba mi się sposób przedstawienia żałoby, ale może to przez to, że ja inaczej to przechodziłam. Tutaj wnioskuję z narracji — ojciec pozwala zdecydować 13-latce, czy chce iść na terapię. I kurcze, to dla mnie dość abstrakcyjne, że właściwie dziecku daje wybór w tak delikatnej kwestii i w tak trudnym momencie.
Inna rzecz, na którą zwrócił uwagę w ten negatywny sposób, to rozmowa o wypadku sprzed 30 lat, który został spowodowany, bo kierująca korzystała z telefonu komórkowego. Jest to taka mała głupotka, bo mniej-więcej byłyby lata 90 lub ich końcówka, czyli czasy, w których telefony komórkowe, nie były aż tak powszechne, a tym bardziej mało prawdopodobne, aby były przyczyną wypadku samochodowego. Znowu więcej prostoty i byłoby okej.

Nic specjalnego — Love on the brain Ali Hazelwood

Nawet nie jestem zawiedziona, tylko no… najzwyklej w świecie ta książka do mnie nie trafiła. Spodziewałam się czegoś więcej, niż dostałam, mimo że to, co czytałam, nie jest najgorsze. Ot, taka przeciętna książka. Spędziłam przy niej miło czas, myślałam, że pomoże mi wyjść z minizastoju czytelniczego, ale kurde nie trafiła do mnie. Parę razy się zaśmiałam, ale też nie wzbudziła we mnie jakichś innych emocji. Ani wkurzenia, ani jakiego namiętnego przeżywania tego, co czytam. Bohaterowie są mi zupełnie obojętni. Ani ich nie polubiłam, ani ich nie znienawidziłam. Są, bo są, mimo że mam do nich pewne zastrzeżenia.
Najbardziej zawiodło mnie w tej książce zakończenie. Pasuje jak wół do karety. Jest bez sensu w odniesieniu do całej książki. Autorka próbowała wzbudzić więcej emocji w czytelniku, spuścić bombę, ale mnie to zupełnie nie przekonało. Gdyby zostawić ogólny zamysł i odpuścić tak mocną eskalację wyszłoby lepiej, naturalnej. Do tego w punkcie kulminacyjnym dialogi były sztuczne. Trochę jakby Chat GTP miał napisać scenę, w której główny bohater spotyka swojego wroga.
Ogólnie nie spodobał mi się sposób przedstawienia i prowadzenia relacji między bohaterami. Irytujące było to, że Bee do połowy książki tkwiła i nawet sama się nakręcała w przekonaniu, że Levi jej nienawidzi.

[spoiler]

Jednak to, co mnie w ich relacji razi to Levi. Nie jako sama postać, ale to jak są przestawione uczucia z jego strony. Jak dla mnie jest to 🚩. To niepokojące, że koleś, który ma ok. 30 lat, przez 5 lat nie wiąże się z nikim i z nikim się nie spotyka, bo jest „zakochany” w osobie, z którą nie ma i w sumie praktycznie nigdy nie miał kontaktu. Nieco creepy. Do tego w takich sytuacjach najczęściej dochodzi do idealizowania i tworzenia fałszywego obrazu tej drugiej osoby w swojej głowie, więc tym bardziej mnie to nie przekonuje.



Dawno czegoś takiego nie czytałam - recenzja "Złodziej" Megan Whalen Turner

Cześć!

Chyba ponownie przeceniłam swoje możliwości, ile jestem w stanie pisać na bloga. Dopadło mnie przeziębienie, oczekiwanie na wyniki rekrutacji na studia i jakoś nie miałam wystarczająco czystej głowy, aby pisać. Chyba też sama się przytłoczyłam poruszeniem poważnego problemu w książkach i przez to jeszcze ciężej było mi zebrać się do pisania i czytania, i ogólnego funkcjonowania. Dziś przychodzę z recenzją książki z pogranicza fantastyki i książek przygodowych. Coś, czego naprawdę dawno nie czytałam. 

[Materiał reklamowy — współraca z wydawnictwem Poradnia K]

Tytuł: Złodziej 
Oryginalny tytuł: The Thief
Seria: Złodziej Królowej
Autorka: Megan Whalen Turner
Tłumacz: Dominika Rycerz-Jakubiec
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 28 czerwca 2023 r.

Złodziej  nie jest nową książką, co chyba mnie najbardziej w tej książce zaskoczyło. Jest to książka z 1994 roku, a po raz pierwszy wydana w Polsce w 2012 roku i wtedy nie doczekano się w Polsce wydania wszystkich części. Szczerze mówiąc, nie kojarzę, aby wcześniej o niej słyszała. Co prawda w roku wydania jeszcze nie wgłębiłam się w książkową społeczność, ale jakby wzbudziła większe zainteresowanie w tamtym okresie, to w ciągu kolejnych dwóch czy trzech lat mogłabym ją znaleźć na blogach. 

I kurczę! Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego tego większego zainteresowania nie wzbudziła. Jest naprawdę bardzo dobry reprezentant fantastyki. Widziałam gdzieś stwierdzenie, że jest bardziej książka przygodowa niż fantastyka, ale nie jestem w stanie się z tym pełni zgodzić, chociaż rozumiem ten punkt widzenia. To nie jest fantastyka, w której czymś codziennym są magiczne i mityczne stworzenia, w której świat jest przesycony magią. Elementy fantastyczne w budowie tego świata są znacznie bardziej subtelne i mniej wpływają na codzienne życie bohaterów. Powiedziałabym nawet, że są nieco zapomniane i przez to nie tak powszechne. Elementy przygodowe znacznie bardziej wysnuwają się na pierwszy plan, szczególnie w drugiej połowie historii. Nadały tempa historii oraz wzbudziły we mnie wiele emocji. Czytając tę historię, byłam naprawdę podekscytowana tymi wydarzeniami.

Najbardziej podoba mi się w tej książce, że nie czuję żadnego niedosytu, jeśli chodzi o kreację świata. Naprawdę, trzeba mieć talent, aby stworzyć dopracowany świat i zawrzeć go w 300 stronach. Na końcu książki możemy znaleźć informację, że autorka inspirowała się wierzeniami starożytnych Greków, ale nie jest to znana nam mitologia grecka. Główne elementy fantastyczne w tej historii to zagadkowe, prorocze sny, inny system wierzeń i bogowie oraz przedmioty zesłane przez bogów. Brzmi dość delikatnie jak na fantastykę, jednak rezultat w połączeniu z fabułą robi wrażenie. Sam świat określiłabym mianem spójnego — nie czuć, że coś zgrzyta, nie czuć, że czegoś brakuje i czytelnik ma poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu. 

W tym świecie istnieją Attolii, Sounis i Eddis. Attoli i Sounis od lat są w stanie wojny, a Eddis byłoby cennym sojusznikiem. Państw w tym świecie jest ich więcej, ale tylko te trzy są istotne dla fabuły. Aby zyskać przewagę nad tym drugim państwem, niezbędne jest odszukanie legendarnego artefaktu, który umożliwi bycie prawowitym władcą tronu. W tym celu wybranego najbardziej uzdolnionego złodzieja ze wszystkich, jacy są w królestwie. Gen, czyli tytułowy złodziej, wyrusza w drogę z magiem, dwoma uczniami i żołnierzem. 
Ta w skrócie można przedstawić fabułę tej książki. Początkowo czytałam ją bez większych emocji, ale czytało się bardzo przyjemnie. Kiedy zaczęły się te prawdziwe poszukiwania, wciągnęłam się i nie mogłam oderwać od czytania. Później czytało się tylko lepiej i było więcej akcji. Po części przewidziałam główny zwrot akcji. Był w pewnym stopniu oczywisty, ale na szczęście nie w całości. Udało mi się odrobinę zaskoczyć intrygą, która została ujawniona na samym końcu. 

Jednym z wyjątkowych elementów tej książki są przytoczone opowieści i legendy. Najbardziej mi się podoba to, że możemy je poznać z dwóch perspektyw. Pierwszą jest perspektywa Maga, który jako uczony zna najbliższe prawdy wersje tych przekazów. Drugą wersją są przekazy ustne, które opowiadała Genowi jego mama. Bardzo mi się podoba takie podejście do tematu i ukazanie tego, jak opowiadania mogą się różnić, mimo że są o tej samej historii. 


Bohaterowie są dobrze zarysowani, mimo że nie wszyscy rysują się tak mocno. Na pierwszym planie zdecydowanie jest Mag oraz Gen, a ich towarzysze stoją w ich cieniu. Mimo to pozostała trójka i tak zachowuje swoją odrębność i nie stanowi tła dla tej dwójki. 

Eugenides to nie jest postać, którą polubiłam od razu. Przez pierwsze strony mój stosunek do niego trudno było nazwać sympatią. Jest to wybitnie arogancki i aż nazbyt pewny siebie bohater. Ma się wrażenie, jak gdyby sam dla siebie był bogiem. W podróży, kiedy wciąż jest więźniem, dalej zachowuje się równie arogancko. Nie było to tak irytujące, aby odkładać książkę. Powodowało to bardziej myśli "Człowieku, jesteś w beznadziejnej sytuacji. Weź się zamknij i tego nie pogarszaj...". Polubiłam tego bohatera, gdy zaczął te prawdziwe poszukiwania. Z jednej strony widać w nim profesjonalność — wiedział, co ma robić, jak ma robić i miał swój plan działania. Z drugiej strony było to dla niego czymś nowym i czymś innym niż to, czym zwykł się zajmować. Również zdaje się to być bardziej niebezpieczne dla jego życia. W tym wszystkim ukazała się jego ludzka strona. Ukazał się lęk i strach o własne życie, ale również wątpliwości czy on w ogóle podobała temu zadaniu. Im bliżej końca, tym bohater wzbudzał coraz większą sympatię. 

Mag, co może zaskakiwać, nie wykazał się żadnymi magicznymi mocami. W tym świecie jest to po prostu uczony, który może być również doradcą króla. Specjalizuje się w analizowaniu starych wierzeń i tyle, czego się dowiedziałam. Jego specjalizacja nie jest aż tak przybliżona. Z początku jako postać wydaje się oschły, nieprzystępny i skupiony tylko na wykonaniu zadania. Nieistotne, jaki byłby tego koszt. Z czasem mamy możliwość poznać go lepiej i widać, że jest to postać zafascynowana nauką, ma swoją misję w życie i mimo wszystko troszczy się o swoich towarzyszy. Może nie wydaje się najbardziej sympatyczną postacią, ale polubiłam tego bohatera. Z czasem bardziej się otwiera i da się go lubić. 

Pozostała trójka bohaterów to Pol, Ambiades oraz Sofos. Początkowo sam tytułowy bohater nie rozróżnia dwóch ostatnich, ale z czasem coraz lepiej ich poznaje. Pol jest żołnierzem, Ambiades jest uczniem maga, a Sofos jak się okazuje następcą tronu. Dobór towarzyszy jest nietuzinkowy, jednak wyszedł naprawdę sensownie. Ich wzajemne relacje i fakt, że Gen jest dla nich obcym człowiekiem, są przyczyną kilku zabawnych scen. Eugenides początkowo robi im wszystkim na przekór, jest najbardziej irytującym towarzyszem podróży, jakiego można sobie wyobrazić. Jednych udaje mu się łatwiej wyprowadzić z równowagi (Ambiadesa), innych trudniej (Pol, mag). Z czasem ich relacje ulegają poprawie, zaczynają się lubić i wzajemnie szanować. 

Do tej książki mam dwa drobne zastrzeżenia, które nie dotyczą jej treści, a tego co w niej zabrakło. Przede wszystkim zabrakło mi mapy. Ta książka aż się o nią prosi! Dzięki mapie podróże bohaterów nie byłyby takie "suche" i nabrałyby pewnego rodzaju rzeczywistości. Tak bohaterowie jadą i jadą, ale w sumie ani końca nie widać, a samą trasę ciężko sobie wyobrazić. Drugą rzeczą, chociaż nie aż tak niezbędną, jest słownik. To by było bardziej w formie urozmaicenia i ciekawostki. Zebranie w jednym miejscu imion wszystkich bogów i ich artefaktów byłoby po prostu fajne. 

Przy tej historii spędziłam naprawdę dobrze czas i z pewnością przeczytam kolejne tomy. Może świat nie jest przesycony magią, ale Eugenides jest genialnym złodziejem, którego poczynania można śledzić z radością. Jestem ciekawa, jakie jeszcze wyzwania przed nim stoją, ale również jak potoczą się dalsze losy jego państwa. Świat, który do tej pory poznałam, to pewnie tylko jego fragment, ale już po tym fragmencie mogę powiedzieć, że jest on dopracowany i przemyślany. Chcę zobaczyć jego rozwój. Podsumowując, Złodziej w moich oczach jest bardzo dobrym pierwszym tomem i wstępem do dłuższej i większej historii. Dałby sobie radę jako jednotomówka, ale świadomość, że czekają jeszcze inne części, sprawia, że mam dość duże oczekiwania co do tej serii i że dalej będzie tylko lepiej.