Zaczynam od końca - "Denat wieczorową porą" Aneta Jadowska

 


Cześć! 
Jak zauważyliście, wprowadziłam zmiany w wyglądzie bloga. Poprzednio nie byłam zadowolona z nagłówka, bo nieważne, jak się starałam to i tak miał zepsutą jakość. Wygląd też trochę mi się znudził, bo był dość nijaki, mimo że wygodny i przejrzysty. Zależało mi na podobnym ułożeniu postów, więc poszukałam gotowych szablonów. Wybrałam Sophie z Brand&Blogger i dostosowałam kolory do mojego gustu, czyli zmieniłam na niebieski. 
Dzisiaj recenzja najnowszej książki Anety Jadowskiej, czyli "Denat wieczorową porą". Z dedykacją dla wszystkich, którzy ryzykują i nie czytają książek w kolejności wydania. 


Tytuł: Denat wieczorową porą
Autor: Aneta Jadowska
Seria: Garstka z Ustki 
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 307
Data wydania: 30.06.2021 r.
Moja ocena: 8/10


Maria Garstka i jej przyjaciółka Aniela otrzymują zaproszenie na Bal Tajemnic w starym domu pośrodku lasu. Kobieta nie pała entuzjazmem, bo ma dość tajemnic w swoim życiu. Każdy z gości Uroczyska ma swoje sekrety, które tylko czekają na ich wyjawienie, w pensjonacie Marii melduje się Zofia, która twierdzi, że jest jej dawną znajomą, a jeszcze albo zmarli dają o sobie znać, albo Maria zaczyna mieć demencję.

O losie! Czytając opis przed zamówieniem tej książki, zupełnie się nie spodziewałam, że otrzymam coś takiego! Jak zawsze, dobra książka i średnio ciekawy opis. Co jeszcze mnie zaskoczyło, to nie jest komedia kryminalna! Takie przeświadczenie wzięło mi się z tytułu, który jest parafrazą tytułu kultowego, polskiego filmu. Cała trylogia jest obyczajowo-kryminalna, ale czasem można się zaśmiać. I właśnie, kluczowe słowo - trylogia. Jest to dla mnie pierwsza książka Anety Jadowskiej, którą czytam, co za tym idzie, dwóch poprzednich części serii nie znam. Nie przeszkadza to w zrozumieniu tej historii. Są drobne nawiązania, ale bardziej w ramach ciekawostek, czy pewnego rodzaju uzupełnienia doświadczeń bohaterów.  Są pewne spoilery do poprzednich części, ale rodzina Garstków jest tak zwariowana, że te spoilery nie powinny przeszkadzać, jeśli ktoś zdecyduje czytać się w innej kolejności. W tym przypadku spoiler jest suchym faktem, bo znacznie ciekawsze będzie, JAK do tego wszystkiego doszło. 

Podobnie jest z fabułą "Denata wieczorową porą". Na pierwszy rzut oka fabułą wydaje się prosta, bo jakie tajemnice może mieć starsza kobieta? Od samego początku jesteśmy wciągnięci w wir akcji, przygotowania do balu i ogromną śnieżycę. Z każdą stroną w głowie kotłuje się coraz więcej pytań, a na żadne z nich nie ma jeszcze odpowiedzi. Ja jestem z tych osób, które obstawiają, domyślają i coś podejrzewają, więc mimo że widziałam prostą fabułę i miałam swoje to typy, to jednocześnie czułam, że autorka nie mogła podać czytelnikowi wszystkiego na wyciągnięcie ręki. Dawała drobne wskazówki i pozwalała na odkrycie odrobinę szybciej niż bohaterowie. Czy jest to zaskakujące? Myślę, że tak. Sama nie poczułam, żeby rozwiązanie mnie uderzyło, ale nie było tak bardzo oczywiste, jak mogłoby być. Jedynie zastrzeżenie mam do zakończenia, bo mogło być o jeden rozdział dłuższe i wtedy poczułabym usatysfakcjonowana, że historia została domknięta. Dosłownie potrzebuję jeszcze kilku stron, aby wiedzieć co u Marii, jej wnuczek i jakie nastroje panują w Ustce. 


Najmocniejszą stroną tej historii są bohaterowie. Przede wszystkim w rodzinie Garstków czuć wsparcie i miłość, co ociepla całą historię (a przypominam, że jest tam śnieżyca!). Jednocześnie każdy bohater ma swój niepowtarzalny charakter.
Jednak największe wrażenie, zrobiła na mnie postać Zofii Szyszko. Nie jest sympatyczna, wyobrażałam sobie ją jako wyniosłą, trzymającą się sztywno kobietę. Jej historia, jej punkt widzenia była niesamowicie dopracowany. Odkrywanie tego, kim ona jest, dało mi niesamowitą zabawę, a dla całej historii jest to bardzo fajny smaczek!  Jednocześnie bardzo kontrastowała z ciepłą, ale tajemniczą, Marią. 
Nie wiem, jak było w poprzednich część, ale w tej części łatwo można zobaczyć, że główną rolę gra Maria Garstka. Z jednej strony jest babcią, która pragnie, aby cała jej rodzina była przy niej, a z drugiej poznajemy jej sekrety, które przez lata ukrywała przed rodziną, oraz jej największe lęki. Jednocześnie jest kobietą zagadkową i pełną ciepła, ale też silnią. 
Wśród bohaterów wyróżnia się także Magda Garstka. Bystra, energiczna i pomysłowa dziewczyna, która ma pecha. Lub ciąży na niej klątwa, bo co trochę znajduje jakiegoś trupa. Mam wrażenie, że w dużej mierze ona nakręca fabułę, jednocześnie bawiąc się w detektywa. 

Styl pisania autorki jest bardzo dobry. Jest bardzo obrazowy, łatwo sobie wyobrazić krajobraz i bohaterów. Jest trochę długich opisów, ale nie są one męczące i pomimo swojej długości czyta się je bardzo szybko. 
Cały klimat tej książki jest niesamowity. Bardzo żałuję, że nie czytałam tego w zimę, bo opisy pogody robiły robotę! Momentami klimat kojarzył mi się z kryminałami Agaty Christie, chociaż nie wiem, czy użyłam dobrego porównania, bo przeczytałam w życiu jej dwa dzieła. W innym momencie skojarzyło mi się z klimatem Scooby Doo, więc możecie się zastanowić, czy warto ufać moim skojarzeniom... 

Książkę uważam za świetną. Co prawda wolałabym ją czytać w zimę i pewnie do niej wrócę za jakieś 1,5 roku. Mam nadzieję, że wtedy fabuła mi się nieco zatrze i znowu będę mogła się czymś zaskoczyć, bo jak na razie książka jest wciąż żywa we mnie i nie daje mi spokoju. Fanom kryminałów polecam, szczególnie gdy chcecie sięgnąć po coś lżejszego z tego gatunku. 


Książka zamówiona we współpracy z CzytamPierwszy 
Możecie zakupić książkę na stronie wydawnictwa, klikając TUTAJ. Dzięki Waszemu zamówieniu dostanę dodatkowe punkty na portalu CzytamPierwszy.

 Akredytacja 02/05/2020



Na koniec parę pytań o nowy wygląd. Jak Wam się podoba? Czy wszystko się dobrze wyświetla? Czy jest czytelnie? 


Ja i moja część comfort culture



 

Hej!
Odkąd korzystam z Twittera, coraz więcej widziałam pytań „Kim jest Twój comfort character?” czy "Macie swoją comfort book?". Wchodziłam w odpowiedzi z ogromną nadzieją, że ktoś tam wyjaśni albo sama wywnioskuję z kontekstu, ale nie zrozumiałam nic poza tym, że to jakiś wyjątkowy bohater czy książka, coś, co ma być „moje”. Jednocześnie nie umiałam dalej tego określić i zrozumieć, o co w tym chodzi. Zrezygnowana myślałam, że jestem już stara i nie nadążam za tą młodzieżą. Te wszystkie skróty, slang i zapożyczenia, których za cholerę zrozumieć nie potrafię, a nawet Miejski.pl nie potrafi tego wyjaśnić. 
W końcu, nadrabiając wpisy, trafiłam do Kulturalnej Meduzy, która świetnie wyjaśniła, czym jest comfort culture. Określiła to jako kultura, która niesie pocieszenie i później z każdym słowem to uzupełniała. Bez problemu zrozumiałam, czym to jest, a nawet to poczułam, myśląc o dziełach, do których wracam, bo po prostu to jest moje, koi mnie i po prostu ma szczególne miejsce w moim sercu. Zainspirowana Meduzą postanowiłam się tym z Wami podzielić. 


Comfort Books

Tutaj wybór był dość prosty. Początkowo rozważałam, że dodam jeszcze jeden tytuł, ale po rozmowie z przyjaciółką, doszłam do wniosku, że zostawię to tak, jak jest.
"Diabelskie Maszyny” Cassandry Clare przeczytałam, gdy miałam 16 lat. Od tamtej pory czytałam trzy razy, a obecnie czytam po raz czwarty. Kocham wracać do tej historii. Za każdym razem wzbudza we mnie milion emocji, a nawet odczuwam ułamek tego, gdy o niej myślę. Wspominając jej czytanie, bohaterów czy jakieś sceny, odczuwam takie ciepło i wzruszenie. Bardzo lubię cały świat Nocnych Łowców, ale to „Diabelskie maszyny” mają szczególnie miejsce w moim serduszku. Od tej serii zaczęła się moja przygoda z tym uniwersum, tak "na próbę” czy w ogóle ten świat mi przypadnie do gustu. I przepadłam... Pokochałam tę historię, pokochałam bohaterów. Bardzo lubię to, jak zostali wykreowani - odważni, uczuciowi, pomysłowi... Niby mogę o każdym to samo powiedzieć, ale każdy jest inny. Szczególnie doceniam relacje między nimi, bo pomimo wad, są idealne i idealnie pasują do ich charakterów. 


Comfort Character

Zdecydowanie bohaterowie z Trylogii Czasu. Wiedziałam, że ta seria musi się tutaj pojawić, bo często do niej wracam, ale początkowo miałam ją dać jako drugą comfort book. Czytając ją na wiosnę, znowu zachwyciłam się bohaterami. Po tylu latach dochodzę do wniosku, że faktycznie postaci są infantylne, ale to jest tak urocze, że czytam o ich rozterkach z uśmiechem na twarzy. Szczególnie gdy chodzi o postaci drugoplanowe - patrz Cynthia, która nie jest moją ulubienicą, ale jej postać jest zabawna i nadaje oryginalnego charakteru książce. Tak samo niezbyt dojrzałe i głupkowate komentarze Gwen są dla mnie bardzo zabawne czy specyficzne poczucie humoru Xemeriusa. To są rzeczy, dla których wracam do tej historii i za które uwielbiam wszystkich bohaterów (poza Charlottą i Glendą, bo nie lubię tych pustrowanych czarownic). No właśnie! Postać Charlotty też robi robotę, bo przecież trzeba się na kogoś wkurzać, no nie? :D

Comfort Film

Tutaj w końcu pada Harry Potter. Do książek nie wracam tak chętnie jak do filmów, chyba tylko dlatego, że boję, że zobaczę w nich więcej wad, ale jeszcze się to nie zdarzyło. Książki pochłaniam, kocham cały sercem i cenię, ale jednak filmy mają taki cudowny klimat!
Ogólnie te filmy to są filmy, do których najchętniej wracam. Zawsze mnie wciąga, zachwyca mnie tam wszystko. Sceneria, gra aktorska, efekty specjalne, montaż... Wszystko po prostu tam mi się podoba, a przypominam, że nie jestem wielką miłośniczką filmów, bo trudno mi się skupić, a tutaj wracam co najmniej raz na dwa lata!

Comfort Series

Serial, który niesie mi pocieszenie, rozśmiesza mnie za każdym razem to stara, dobra "Niania". Tutaj jest faktyczny powrót do mojego dzieciństwa, kiedy oglądałam nowe odcinki oparta o tapczan. Powróciłam do niego, gdy dochodziłam do siebie po usunięciu migdałków, a później jakoś na początku pandemii. Uwielbiam historię bohaterów, podoba mi się to, jak przetłumaczono dialogi i żarty. Z wiekiem udało mi się docenić, jak udało się wpasować ten serial w polską kulturę oraz ówczesne realia. Serial jest lekki, idealny do oglądania podczas odpoczynku czy sprzątania. Mogę słyszeć te żarty sto razy i wciąż będę się śmiać jak głupia. 


Comfort Cartoon 

Nie mogło zabraknąć tutaj moich dwóch ukochanych kreskówek. Kocham (prawie) wszystkie sezony Scooby Doo oraz filmy o nim. Równie mocno uwielbiam "W.I.T.C.H. Czarodziejki". Do tej pory, a mam już 21 lat, jak tylko widzę je w telewizji, to siadam i nic nie może mnie oderwać, a jak ktoś chce mi przełączyć, to się kłócę. Mniej więcej tak jak małe dziecko. I w tym momencie jestem w stanie tylko myśleć o tym, jak dawno nie oglądałam Scooby'ego i znowu bym go obejrzała. Chyba to wyjaśnia, jak uwielbiam tę bajkę pomimo upływu lat!


A Wy jakie macie comfort things?



Ja vs. poezja - "Violet robi mostek na trawie" Lana Del Rey

 


Hejo!

No cóż... Wyszło dość typowo, czyli dwa tygodnie, w których życie i zdarzenia losowe mnie pochłonęły. Z planszy mnie (tym razem) nie zmiotło, ale znowu wszedł brak, czasu stres i wszystko do ogarnięcia. W skrócie życie. Oczywiście, mogę znowu napisać, że będę mieć już luźniej, bo chyba wreszcie tak będzie. Nie widzę nic, co mogłoby mnie odciągać od moich planów. Mam plany, co napisać na bloga, co wrzucać na Instagrama, więc mam tylko nadzieję, że uda mi się to zrealizować. 

Liczyłam na to, że dodam tę recenzję jakiś tydzień wcześniej. Chociaż recenzja to chyba za duże słowa. Opinia, opis wrażeń, bo ten tomik wywarł na mniej ogromne wrażenie, ale nie chodzi tutaj o treść.  Jestem osobą o specyficznych wymaganiach, jeśli chodzi o poezję. Nie lubię długich wierszy, w których mamy całe bogactwo środków stylistycznych, gdzie muszę się domyślać, co autor miał na myśli. Obrzydzenie do tego typu utworów zostało mi ze szkoły przez to skojarzenie, że w interpretacji szuka się tego, co autor ma na myśli. Moje interpretacje często odbiegały od tego, dlatego ostatnie takie wypracowanie napisałam w liceum i to koniec. Później tylko rozprawki. Chyba też dlatego trafiają do mnie dzieła Beksińskiego, bo malarz uważał, że każdy interpretuje według tego, co ma w sercu.
Ogólnie wolę krótsze i prostsze formy wierszy. Te najbardziej mnie poruszają. Są jakoś bardziej tajemnicze i po prostu łatwiej jest mi się w nich odnaleźć. 


W tomiku poezji Lany Del Rey znajdziemy wszystko. Długie wiersze, pełne kwiecistych środków stylistycznych, ale za kilka stron prosty, kilkuwersowy wiersz. Na końcu jest kilka stron, gdzie są same haiku. Są wiersze w oryginale, po polsku oraz skany z poprawkami autorki.

Nie powiem Wam wiele o treści, myślę, że trzeba to samemu przeczytać. Ja spędziłam bardzo miły czas z tym tomikiem, raz bardziej się zachwycałam, raz mniej. Był świetny do tego, aby się odprężyć. Co prawda, oryginalne teksty dużo bardziej do mnie trafiały. Jest to przede wszystkim kwestia mojego gustu, a nie tłumaczenia, bo uważam, że tłumaczenia są bardzo dobre. Nie ukrywajmy, że tłumaczenie wierszy jest dość ciężkie i nie da rady zrobić tego idealnie, bo (przykładowo) nie wszystkie dwuznaczności są w obu językach. Tuta świetnym przykładem jest słowo "blue", które zna każdy. "Niebieski", jeden z podstawowych kolorów, ale także smutek.


Mimo bardzo dobrej treści najbardziej zachwyciło mnie wydanie. Rewelacyjną jakość wydania czuć od pierwszego sięgnięcia po tomik. Bardzo przyjemna w dotyku okładka (dodatkowo piękny obraz!), kartki tak samo. Po prostu ten tomik to raj dla zmysłów i duszy. W środku przy wierszach i pomiędzy nimi są zdjęcia zrobione przez Lanę (i nie tylko). Dodało to bardzo dużo uroku temu tomikowi, a dla mnie było dodatkową nutką tajemniczości. Czytanie tego było dla mnie megaekscytujące! Nie wiedziałam, co znajdę na następnej stronie. Czy to będzie tłumaczenie, czy kilka zdjęć, czy może skan maszynopisu? Coś cudownego! 


Polecam nie tylko fanom Lany Del Rey, głównie przez to wydanie. Jest piękne. Na końcu jest także miejsce na notatki, co może sprawić, że książka będzie jeszcze bardziej "nasza" i wyjątkowa dla nas. 


Tomik zamówiony we współpracy z CzytamPierwszy

 Akredytacja 02/05/2020


Podsumowanie kwartału II


 


Hejo!

Myśląc, z czym tutaj wrócić po sesji, uświadomiłam sobie, że jest pora na kolejne podsumowanie kwartału. No cóż... Planowałam dać wpis w moje urodziny, coś na zasadzie "21 myśli na 21 urodziny", ale nie wyszło. Skupiłam się na studiach, odpoczywałam, gdy mogłam i tyle? Zobaczymy. Zapraszam na podsumowanie!


Co u mnie? 

Przerwa świąteczna pozwoliła mi ogarnąć się, niestety później przyszło zdalne i jakoś ciężej było mi na duchu, ale jednocześnie bardziej skupiłam na studiach i wiele rzeczy tam musiałam ogarnąć. Mniej więcej od przerwy świątecznej miałam średnio po 2 zaliczenia w tygodniu, czasem 4, a wybawieniem było 1... Jak widać. Było ciężko, Sesja jeszcze mi się nie skończyła, w tym tygodniu zostały mi dwie rzeczy i święty spokój. Już przez to wszystko ulewa mi się. 
Trzy miesiące po prostu upłynęły pod znakiem ciągłego zmęczenia, kombinowania i irytacji. Mało czytania, mało odpoczynku. Krótka przerwa na urodziny, potem dwa spokoju w długi weekend w czerwcu. I co? Same shit again. Czy narzekam? Trochę. Jedynie co mnie pociesza, że w tym całym zapierdolu udało mi się ogarniać, mieć naprawdę dobre oceny. Przez cały semestr poprawiać musiałam tylko jedno kolokwium i to na sam koniec. Pisząc to, nie chcę gloryfikować kultury zapierdolu, ale już wolę mieć przy tym dobre wyniki niż dodatkowo się wkurzać, że mi nie idzie. Chociaż część tych rzeczy była zbędna, ale omówienie tego zostawię na inny moment. 

Książki 

Przeczytałam 12 książki. W kwiecień wkroczyłam z przytupem i przeczytałam 8 książek, a w maju i czerwcu po 2. Po prostu nie miałam siły na czytanie. 

Co polecam?

Większość książek była dobra albo bardzo dobra. Miałam też kilka rereadów, ale nie biorę ich pod uwagę (jak zawsze). Mimo to wybór jest ciężki... O trylogii "Okrutny Książę" pisałam poprzednio, w kwietniu doczytałam ostatnią część i mocno polecam, utrzymała poziom.
1. Oczy uroczne Marta Kisiel - CO ZA KLIMAT! Czysta magia, odrobina niepokoju. Autorka pięknie bawi się słowami, tworzy niesamowite historie. Przepadłam po prostu. 
2. Płacz Marta Kisiel - tutaj powrót do znanych bohaterów, którzy są cudowni. "Nomen omen" to wciąż mój faworyt, ale "Płacz" również jest genialny. Poznajemy bohaterów z innej strony, ponownie inny klimat, jeszcze bardziej przejmujący klimat. Niesamowite jest, co ta autorka potrafi i jak buduje klimat.
3. Zaginiona Księga Bieli Cassandra Clare, Wesley Chu - bardzo podoba mi się ta historia, lekkość napisania, ciekawy pomysł i Magnus oraz Alec, których poznajemy od innej strony. Przyznam się, że ta dwójka w centrum uwagi bardzo przypadłą mi do gustu. Do tego przeżyłam bardzo miłe zaskoczenie, bo autorka wciąż potrafi zaskoczyć i stworzyć oryginalnych bohaterów w tym uniwersum!

Czego nie polecam? 
Prosty wybór. 

1. Igrzyska Śmierci: W pierścieniu ognia Suzanne Collins - nie lubię tej serii i teraz mówię to z pełnym przekonaniem. Katniss mnie irytuje, drażni mnie to, że druga część to odgrzewany kotlet i powtórka z pierwszej części. Wątek 13 Dystryktu pojawił się, zaciekawił mnie, ale został olany przez autorkę. Do końca nie doczytam. 
2. Złączeni obowiązkiem Cora Reilly - zachwalałam całą serię, a tu klops... Najsłabszy punkt tej części, irytująca bohaterka, nie wiem do tej pory, o co jej chodzi. Wolę Arię i jej siostrę.
3. Konkurenci się pani pozbyli Jacek Galiński - co za koszmar... Nie wiem, jakim cudem udało mi się to wytrzymać. Nie bawiło mnie, męczyło, obrzydzało. Po prostu nie.  Do widzenia. 

Filmy 

Coś oglądałam, ale nie było tego dużo i nie było nic ciekawego. Patrzę na tytuły i widzę, że to były głównie dziwne rzeczy. Naprawdę dziwne rzeczy - kosmici, potwory i tak dalej. Nie mam nic do polecania ani nic, żeby odradzić. 


Seriale

Tego trochę było... Obejrzałam od 3 do 8 sezonu "Friends" i tyle. Znudziło mi się, wątek otwierający dziewiąty sezon mnie drażni. Nie lubię Rossa i Rachel. Uwielbiam Monikę i Chandlera, poczucie humoru Phoebe jest cudne. Zastanawiam się, czy nie przeskoczyć od razu do ostatniego sezonu, czy sobie po prostu nie zrobić przerwy. 
Oprócz tego polecam "Sexify" - fajny serial! Wreszcie poczułam, że powstało coś, co było skierowane do mnie, do mojej grupy wiekowej. Krok w dobrą stronę w polskich serialach. Wypełnia pewną lukę, która jest, bo naprawdę nie czuję, żebym filmy i seriale tworzone w Polsce były skierowane do mnie. 


Jestem dumna z... 

Po prostu z tego, że wytrzymałam. Ostatkiem sił, ale wytrzymałam. Zdanie semestru to już tylko formalność i tyle. Chyba to jest głównym osiągnięciem tego czasu.


Co dalej?

Blogowo? Powrót do recenzji. Pierwsza chyba w tym tygodniu! Mam nadzieję, że napiszę ich trochę więcej. Jak nie tutaj, to na Instagramie. 
Trochę pobawię się na TikTok, trochę więcej poczytam. I w sumie nie wiem. Nie mam pojęcia, co na dłuższą metę z tego wyjdzie i co ze sobą zrobię. Najpierw chcę odpocząć, to jest priorytetem, ale co więcej? Nie wiem. Chciałabym coś, ale nie wiem co i nie wiem jak. I w sumie tyle! Do napisania!