Hejo!
Rzadko kiedy decyduję się, aby nie kontynuować jakieś serii. Często po przeczytaniu pierwszego tomu mija kilka miesięcy, a nawet lat, zanim sięgnę po kolejną część. Nie jest to jakaś świadoma decyzja — po prostu czytam coś innego. Serii, których w ogóle nie zamierzam doczytać do końca, nie jest wiele. Na pewno nie więcej niż 10. Do tego wpisu wybrałam 5 serii, które mnie wybitnie wkurzyły lub w inny sposób mnie zraziły. Chciałabym po prostu przedstawić, jakie miałam powody, aby nie czytać tego dalej.


Najgorsza kontynuacja — The cursebeaker series Brigid Kremmerer

"A curse so dark and lonely" była dla mnie rewelacyjną książką. Retelling "Pięknej i bestii". Ciekawie przedstawiony świat i problemy polityczne, a do tego bardzo fajny romans. Bohaterów też bardzo polubiłam. Harper jest bohaterką, która trafia do obcego świata i musi go poznać. Jest postacią odważną i nieugiętą, co bardzo lubię. Nie ma w sobie żadnej brawury i jest naprawdę rozsądna. Z kolei Rhena można określić totalny CRUSH. To jest typ udręczonego, ale kochającego bohatera. Widzimy go jako naprawdę dobrego władcę, któremu zależy na swoim narodzie. Przyjaźni się ze swoim kapitanem straży (chyba taką ten koleś pełnił funkcję), Greyem. Ogólnie relacje między bohaterami mnie urzekły i były najmocniejszym punktem tej książki. Naprawdę fajny potencjał na serię, ale tylko potencjał... 
Nie wiem, czy kiedykolwiek byłam tak zawiedziona drugą częścią. Druga część skupiała się na innych bohaterach, ale główną postacią był Grey, którego polubiłam. W "A heart so fierce and broken" wszystko, co można było zepsuć, zostało zepsute. Przede wszystkim jest bardzo niespójnie. Nagle okazuje się, że Grey i Rhen nie byli przyjaciółmi, a w ogóle to Rhen jest okrutnym tyranem, któremu nie zależy na podwładnych. Dalej są też niespójności w zachowaniu głównego bohatera. Nie chce wojny, więc podejmuje wszystkie decyzje w taki sposób, aby do tej wojny doprowadzić. Logiczne, prawda? Tutaj też mamy do czynienia z jakimś wątkiem miłosnym, chociaż wychodzi z punktu pozorowanego małżeństwa. Tutaj przynajmniej motywacje bohaterów rozumiem, ale dalej ich działa są dla mnie nielogiczne. Zakończenie to w ogóle dno i kilka metrów mułu. 
Do tej pory czuję irytację, kiedy pomyślę o tej serii. Tutaj był naprawdę ogromny potencjał, bardzo dobry start, ale ta kontynuacja... Eh... Wszystko zepsuła. Nie mam zamiaru czytać kolejnej części, nie chcę wiedzieć, co autorka wymyśliła.

Boję się pomyśleć, co dalej — Kroniki Mac O'Connor Karen Marie Moning

Seria Karen Marie Moning nie należała do moich ulubionych, ale była na tyle przyjemna, że czytałam kolejne tomy. Pierwsza część była spoko, ale nie zestarzała się najlepiej. Druga część była naprawdę niezła i dawała nadzieję na fajny rozwój tej historii. Za to trzecia część zrobiła coś, czego najbardziej nienawidzę w książkach. Nie widzę sensu w kontynuowaniu tej serii, a zgrozą mnie napawa to, że ona ma jakieś 14 części... 
Faefever jest po prostu irytująco nudną książką. W trzecim tomie chciałabym, aby już bohaterka się zbliżyła, chociażby do rozwiązania jednej z tajemnic. Ale nie! W tej książce Mac ciągle gdzieś chodzi, zawiera jakieś układy, zdobywa (niby) cenne informacje, ale w żaden sposób nie wykorzystuje ich, aby to pójść dalej w tym wszystkim. To jest 350 stron, które ani nic nie wnosi do poznania świata, ani tym bardziej do fabuły. Bohaterowie w byciu irytującymi się prześcigają. Mac wciąż jest na siłę wsadzana w stereotyp głupiej blondynki i na siłę jest z niego wyciągana. Wygląda to strasznie pokracznie. Do tego mamy Barronsa, który jest strasznym bucem. Nie mogłam go znieść w żaden sposób. 

Co za dużo,  to niezdrowo — seria o Zofii Wilkońskiej Jacek Galiński

Tej serii słuchałam, gdy zaczynałam moje przygody z audiobookami. Trochę mi się zatarła w pamięci, bo nie była aż taka dobra, żebym do niej kiedykolwiek chciała wrócić. Trzy pierwsze części były spoko — zabawnie, ironicznie i na poziomie. Za to czwarta część to był dla mnie jakiś koszmar. Skwitowałam to krótko na lubimyczytać. 


Największym problemem w tej książce była ilość nawiązań politycznych. Naprawdę, to było napisane w tak irytujący sposób, że mam wrażenie, że wszystko było nie tak. Kończyłam tę książkę z takim poczuciem, że miało wyjść fajnie, a wyszło, jak wyszło. Trochę czułam, że autor nie bardzo sam wie, o czym pisze. Nie dotyka w żaden sposób sedna problemów, tylko jest to takie powierzchowne, aby tylko było memicznie i śmiesznie. Nie wiem, czy za kilka lat by to przeszło i wyglądało lepiej, gdyby człowiek spojrzał na to z dystansu. Może też być tak, że autorowi zabrakło dystansu do wydarzeń przy opisywaniu tego świat. W pewnym momencie pojawiło się też bardzo dużo żartów z podtekstem seksualnym, których nie dało rady słuchać. 
Zofia Wilkońska z upierdliwej, ale wzbudzającej sympatię, starszej pani stała się jakąś moherową Godzillą. Okropny, wredny, zapatrzony w siebie babsztyl, który myśli, że wszystko wie najlepiej i każdy ma się jej słuchać. Ugh... 


PLS, STOP — Krew i popiół Jennifer L. Armentrout

Wszyscy dobrze wiemy, że w moim przypadku nie mogło tutaj zabraknąć tej serii. Mam do niej naprawdę bardzo mieszane uczucia, bo z jednej strony ona miała naprawdę fajny potencjał — ciekawy świat z rozbudowaną historią oraz systemem wierzeń. Jednocześnie są w niej tak ogromne wady, że nie jestem w stanie się przemóc, aby to czytać dalej. Tutaj podobnie jak w Kronikach Mac O'Connor — druga część dała mi nadzieję, że może będzie lepiej, ale trzecią okrutnie zdeptała. 
O tym, co jest nie tak z pierwszą część, nie będę się już rozpisywać, tylko zostawię link do recenzji. Największy problem miałam z trzecią częścią, czyli Koroną ze złoconych kości. Mamy Poppy, która może nie było silną bohaterką, ale do tego aspirowała. Był naprawdę duży potencjał, aby odpowiednio to rozwinąć. Autorka jednak zdecydowała się, żeby zrobić z głównej bohaterki nadczłowieka i Poppy będzie mieć wszelkie zdolności, o jakie mogły wpaść do głowy podczas jej tworzenia. Bardzo, ale to bardzo mi się ten zabieg nie spodobał. Dla mnie to jasny sygnał — kobieca postać nie może być silną postacią bez zdolności nadprzyrodzonych. Po prostu szkoda, że tak to wyszło... 
Ogólnie podczas pisania autorka umieszczała w tej książce wszystko, co jej wpadło do głowy. W ciągu pierwszych 150 stron działo się dosłownie wszystko, co mogłoby się zadziać. Później praktycznie nic się nie dzieje i akcja wraca na ostatnich 100 stronach. Książka ma ponad 600 stron, więc to wypada naprawdę słabo. Do tego byłam w stanie zauważyć niespójności i miejsca, gdzie autorka zmieniła swój pomysł. Mamy różnice na zasadzie, że w drugiej częściej była mowa o tym, że "X była babką Y", a w trzeciej części była mowa, że to jednak była matka. Jak to zostało wyjaśnione? "Haha, głupia baba! Co za głupoty ci powiedziała, przecież to był tak". Brak słów. 
Okazuje się też, że każda nawet najmniejsza pierdoła ma znaczenie. I w ten sposób "Pamiętnik Panny Willy Collins" się staje niezwykle ważnym źródłem informacji... Eh, nie chce mi się tego wątku rozwijać. 
O dziwo, nie to, co tutaj wymieniłam, mnie odrzuciło od tej serii. Przeczytałam pewien spoiler i on mi się bardzo, ale to bardzo nie spodobał. Jennifer L. Armentrout pisząc tę serię, otworzyła sobie dwie możliwe ścieżki, którymi mogłaby podążać w kwestii związku Poppy i Casa. Jedna z nich zapowiadała się naprawdę fajnie, byłoby to wymagające, ale chętnie bym o tym przeczytała. Druga to po prostu wprowadzenie do fabuły trójkąta, ale jakoś tam ograne, aby to miało "sens". Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Możecie się domyślić, która opcja znalazła zastosowanie. 


Styl Wattpad — Rodzina Monet Weronika Marczak

Przeczytałam pierwszą część pod wpływem kumpeli ze studiów. Nie było tak źle, całkiem przyjemnie się czytało, więc po kilku miesiącach wzięłam się za kolejny część. Przy drugiej części zrozumiałam, dlaczego i co mi tak zaczęło przeszkadzać. Rzeczy, które byłam w stanie wybaczyć na samym rozpoczęciu tej historii, na dłuższą metę stały się irytujące. 
Skarb był dla mnie taki powrotem do opowiadań internetowych, które czytałam w gimnazjum. Na Wattpadzie nigdy nic nie czytałam, bo zanim o nim usłyszałam, taka forma twórczości przestała mnie interesować. 
Przy drugiej części już miałam większe oczekiwania, ale się zawiodłam. Im bliżej końca, tym ja się coraz bardziej irytowałam. Po pierwsze, brak jakiegokolwiek głównego wątku. Działy się jakieś rzeczy, wątek się zaczynał, kończył, a potem zaczynał się kolejny. W drugim tomie to, że Hailie poznaje swoich braci, to jednak jest za mało, żeby zostawić to jako główny wątek. Przydałoby się tutaj coś więcej. Druga rzecz — rozdziały-zapychacze. Pojawiały się rozdziały, które nie wnosiły nic do fabuły, były takim przerywnikiem między wątkami i bardziej wartką akcją. Wiem, jak wygląda pisanie czegoś takiego. To się sprawdza w Internecie, kiedy publikuje się w odcinkach - "napiszę teraz spokojniejszy rozdział, trzeba odetchnąć od tej akcji". Tę książkę można by było spokojnie zakończyć 100 stron wcześniej i czytelnik nic by z tego nie stracił, ale kończy się dość mocnym cliff hangerem, dlatego jest, jak jest.
To nie zachęciło mnie do czytania dalej, a utwierdziłam się, że nie będę dalej czytać, gdy dowiedziałam się więcej o autorce. Byłam święcie przekonana, że autorka zaczęła to pisać, gdy była jeszcze w szkole, miała jakieś 15/16 lat. Styl pisania jakoś mi do tego pasował, w tym wieku nie ma się aż takiej świadomości świata, że tak to ogólnie nazwę. Fajnie, że dziewczyna dostała taką szansę, można przymknąć oko na pewne kwestia. No cóż... Autorka to pisała jako dorosła osoba. To mi się naprawdę gryzie, jeśli chodzi o całokształt tej książki — opisy tych braci, pomysł na potencjalnego chłopaka Hailie (który później nim zostaje) czy niektóre durne zabiegi fabularne. 

Na koniec dwie prośby. Ponownie proszę o pytania do Q&A. Jeszcze 5 i je zrobię.  Zapraszam też na mój Vinted. 



Komentarze

  1. Świetnie rozumiem Twoje podejście, choć sama naprawdę długo przeciągam w takich sytuacjach z nadzieją, że jeszcze będzie lepiej. Czasem autorzy tak bardzo odbiegają od tego, co zaintrygowało na początku, że po prostu szkoda czasu na kontynuowanie. :)

    ...a co do Q&A, propozycje ode mnie:
    Jak zaczęła się Twoja blogowa przygoda?
    Który wpis na blogu jest Twoim ulubionym?
    Gdybyś mogła wcielić się w bohatera jednej z przeczytanych książek, którą byś wybrała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pytania!
      Mnie się na szczęście nie trafiało wiele takich serii, w których znacznie spadała jakość kolejnych książek, bo pewnie kiedyś bym marnowała czas i je kończyła.

      Usuń
  2. Słyszałam same złe rzeczy o Rodzinie Monet. Raczej po nią nie siegnę

    OdpowiedzUsuń
  3. Osobiście zatrzymałam się w serii "Z krwi i popiołu" na trzecim tomie i nie wiem, straciłam ten zapał do czytania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, o co chodzi. Jak ostatnio posłuchałam o piątym tomie, to się już całkiem odechciewa...

      Usuń
  4. Ja mam ten problem, że niedokończone serie jakoś za mną chodzą i mnie męczą. Nie skoczyłam tylko tych, których nie pojawiły się polskie tłumaczenia dalszych tomów (czasem nad tym ubolewałam, bo były to wciągające serie). Nad niektórymi wymienionymi przez Ciebie myślałam, ale jeszcze nie sięgałam, będę się musiała poważnie zastanowić, bo znając mnie przejdę mimo wszystko przez całość ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś też tak bym robiła, ale na szczęście się z tego wyleczyłam. Zresztą, potrafię nie sięgać po kolejne części książek, które mi się podobały.

      Usuń
  5. Słyszałam jedynie o Rodzinie Monet... i były to zazwyczaj złe opinie. Jednak trzeba przyznać, że autorka i jej książki osiągnęły sukces. Mimo słabości wiele ludzi mówiło o tej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego nie można odmówić, chociaż szkoda, że pod kątem redakcji te książki nie zostały lepiej poprowadzone.

      Usuń
  6. Nie czytałam żadnej z tych serii. Ogólnie mam tak, że zawsze staram się kończyć rozpoczęte serie, czasem kolejne części potrafią pozytywnie zaskoczyć. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. O, bardzo ciekawy wpis! Ostatnio miałam raczej rozkminę, że niektóre serie porzuciłam, ale bardziej dlatego, że inne książki mnie zajęły. Ale pewnie znalazłyby się też takie cykle, których raczej nie planuje kontynuować. Do głowy przyszła mi np. Hope. Pierwszy tom był ok, ale nic poza tym, więc do drugiego mnie nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, zapomniałam jeszcze, że są cykle, które mają tylko dwa tomy. :D Takich też mam kilka nieskończonych.
      Też często mam tak, że inne książki mnie zajmą na dłużej i potem zanim wrócę mija kilka lat.

      Usuń
  8. Pytanie: czy lubisz pisać i publikować negatywne recenzje? Dlaczego?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!