Podsumowanie pierwszej połowy 2024, czyli podwójny kwartalnik


No, hej!
Dawno tutaj nic nie pisałam, ale za mną są takie miesiące, że nie bardzo miałam czas na to, a jeśli miałam czas, to nie miałam głowy do tego. Blog po prostu był jedną z pierwszych rzeczy, które poszły w odstawkę. Niestety... 
Postanowiłam zrobić podsumowanie tego półrocza w formie podwójnego kwartalnika. Tak będzie najlepiej, a poza tym lubię podsumowania. Mam nadzieję, że symbolicznie zakończę tym ten okres. To w sumie trochę smutne, że ciągle jest to samo - nie mam czasu, jestem zmęczona, mam dużo na głowie. 

Co u mnie?

Pod kątem życia prywatnego to pół roku jest dla mnie dużo bardziej łaskawe niż ostatnie miesiące ubiegłego roku. Przynajmniej nie tak wstrząsające i stresujące, ale czuję, że tamten rok naprawdę mocno się na mnie odcisnął. 
Mniej łaskawa jest dla mnie moja uczelnia. O ile licencjat był naprawdę fajny. Wymagający, ale warty tego. Tak nie mogę tego powiedzieć o pierwszym roku magisterki. Niestety... Ten roku jest ciężki i postawił wymagania, których nie sposób spełnić. Nie wiem, kto wpadł na to, że takie ułożenie programu studiów to dobry pomysł. Absurd goni absurd. Pociesza mnie, że to już koniec tego semestru i kolejny rok zapowiada się o niebo lżej. W tym semestrze miałam do wyrobienia 465 godzin, 11 przedmiotów, z czego połowa należy do tych ważnych i obszernych. Jedynie co mnie cieszy to, że faktycznie władze wydziału posłuchały naszych sugestii odnośnie zmiany programu studiów, co naprawdę uważam za duży plus i zainteresowanie się potrzebami studentów. 
Poza tym ponownie byłam zaangażowana w organizację konferencji. Organizacyjnie było to dla mnie strasznie obciążające, bo zależało mi na tym, aby to wyszło. Efekt końcowy na pewno był lepszy niż w tamtym roku, ale sama organizacja niekoniecznie. Jednak nie da rady, aby jedna osoba koordynowała wszystko i nie mogłam robić wszystkiego za innych. 
Ma tez za sobą pierwsze wystąpienia ustne na konferencjach. To było zabawne i stresujące. Na pierwszej konferencji miałam dość długa prezentację i żeby się zmieścić w czasie musiałam mówić szybko. Nie wzięłam wody ze sobą i czułam, jak mnie zatykało. Z kolei na drugiej miałam krótszą prezentację i powinnam się idealnie zmieścić w określonym czasie. Tylko że włączył mi się tryb ucieczki, więc mówiłam szybko i zmieściłam się w połowie czasu. Myslę, że następnym razem będzie lepiej. Żeby nie było mi za łatwo, to jeszcze w tym okresie musiałam kupić nowego laptopa, więc w ogóle cyrk. 

Książki 

Gdyby nie audiobooki, to bym nie czytała od jakichś dwóch czy trzech miesięcy. Przeczytałam 42 książki, z czego 24 były w formie audiobooków, 9 e-booków i 9 książek papierowych. Różnica naprawdę kolosalna. Robiłam sporo rereadów, czyli w moim przypadku 9. Część z nich była w formie audiobooków, co w sumie było bardzo fajnym doświadczeniem. Inaczej trochę się czyta, inaczej się odczuwa to samo, gdy się słucha.

Co polecam? 

1. Babel, czyli o konieczności przemocy R.F. Kuang - jakie to było dobre! Książka genialna. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie i naprawdę mocno zapadła w pamięć. To jedna z tych pozycji, które zostają na całe życie i skłaniają do przemyśleń. Bardzo fajne były te wstawki związane z wiedzą o różnych językach. 10/10
2. Cmentarz osobliwości P. Hendel - jeden z najlepszych przedstawicieli fantastyki młodzieżowej. Główny bohater należy do "szarych moralnie charakterów". Początkowo nienawidzi sytuacji, w której się znalazł. Inni bohaterowie również sceptycznie do niego podchodzą, ale jednak w nim coś dobrego. Bardzo ciekawy pomysł, jeśli chodzi o fabułę. Pełno zagadek, tajemnic i groźnych potworów. Klimat jest niesamowity i niepowtarzalny.  10/10
3. Yellowface R. F. Kuang - książka nietypowa. Czy odczuwałam przyjemność z jej czytania? Nie. Zachowanie głównej bohaterki, jej tok myślenia i całokształt były dla mnie ogromnie frustrujące. To nie jest lekka i łatwa w odbiorze, ale z pewnością taka, która zostaje z człowiekiem i daje mu wiele do zrozumienia. 10/10
4. Poławiacz dusz J. Stroud - nowy Lockwood! Kolejna rewelacyjna część. Bardzo mi się podobało, że widać, jak cała trójka dojrzała i lepiej zrozumiała swoje potrzeby. Chyba w żadnej części nie dowiedziałam się, aż tyle o świecie bohaterów. Te tajemnice, które zostały odkryte wywracają całe pojęcie o tym świecie. Nie mogę się doczekać na myśl o tym, co się stanie w finale. 10/10
5. Tajemnice domu Uklejów A. Jadowska - Z jednej strony mamy bardzo lekka historię z dużą dozą humoru, a z drugiej jest zbrodnią, tajemnice i żałoba. Połączenie tego jest niezwykle udane, co tylko świadczy o tym, że Aneta Jadowska jest genialna autorką. 9/10
6. One for my enemy O. Blake - to również jest nietypowa historia. Trochę nawiązanie do Romea i Julii, dużo magii i po prostu wodze fantazji zostały puszczone. Czytało mi się tę historię niesamowicie przyjemnie. Do tego stopnia, że nie zwracałam uwagi na szczegóły, na świat i tak dalej. Tu się liczy miłość i relacje międzyludzkie, co było naprawdę niesamowite. 9/10

Czego nie polecam?

1. Barbarzyńcy z lodowej planety R. Dixon - jest to książka, która sprawia, że mnie przechodzą ciarki i jest mi niedobrze. Główny bohater wypowiada się i ogólnie zachowuje jak kilkulatek, co sprawia, że jak czytam o budowaniu relacji i scenach intymnych z taką postacią, to jest mi niedobrze. Książka obrzydliwa, słabo napisana i świat jest bardzo słabo wykreowany. 1/10 
2. Księga Azraela A.V. Nicole - nie skończyłam tej książki. Nigdy w życiu nie czytałam tak topornie napisanej książki. Nie dałam rady jej czytać, nie dałam rady jej słuchać jako audiobooka. Po prostu nie zmogłam. Miałam też problem z tym, że zupełnie nie mogłam zapamiętać fabuły, tylko poszczególne fragmenty bardziej wbijały mi się w pamięć, przez co miałam wrażenie, że to książka, która została napisana pod zaznaczanie ładnych/ciekawych/pikantnych fragmentów. Do tego infantylne dialogi, irytujące postaci i świat, w który nie mogłam się wczuć. 1/10
3. Nocne godziny M. Bijan - eh... tu jest mi trochę szkoda, bo w sumie pomysł naprawdę fajny, ale jego realizacja niekoniecznie. Problem jest taki, że tutaj nie ma spójności. Można podzielić książkę na trzy części - kręcenie filmu, wspomnienie poprzedniej jesieni i naprawdę bohaterowie znaleźli się w zamku. Naprawdę liczyłam, że wszystko okaże się inne. Autorka ma tendencje do tego, że jej wyjaśnienia są przekombinowane, przez co całość wypada dziwnie. Tutaj naprawdę - mniej znaczyłoby więcej. 2/10


Filmy 

Oglądałam niedużo filmów. Ponownie głównie oglądałam filmy, które już znam. Nowość była jedna, ale też wpisuje się w to, co znam. 

Epoka lodowcowa 5: Mocne uderzenie - bardzo dobrze się bawiłam, oglądając tę część. Na samym początku przeżyłam szok, że jak to? Brzoskwinka bierze ślub? Przecież była dopiero taka mała! Fajne poczucie humoru, przyjemna fabuła - nie narzekam.

Seriale 

Zadziwię Was! Seriali też nie miałam czasu oglądać. Dokończyłam Zbrodnie po sąsiedzku i obejrzałam nowy sezon Heartbreaker School. Wciągnęłam się po prostu i nie mogłam się doczekać każdego kolejnego odcinka. Pomysł na fabułę i całe dochodzenie, kto jest ptasim psycholem był ciekawy. Nie podobało mi się to, że nie było czuć upływu czasu. Niby akcja jest rozłożona na cały rok szkolny, ale tak właściwie nie czuć tego. Jakby wszystko się działo z dnia na dzień. To też sprawiało, że nie mogłam się aż tak wczuć w tę historię. Opiera się ona jednak na emocjach, a w te przy tak rozłożonej akcji ciężko mi uwierzyć.

Kosmetyki 

Tutaj miałam różne fazy. Były testy nowości, które uważam w większości za niezbyt i finalnie skończyły się powrotem do tego, co mam sprawdzone. 

Co polecam?

1. Odżywka Hairmoji Swoosh - wybrałam ją, bo zależało mi na czymś lekkim, co mogę używać na co dzień. Spełniła swoje zadanie - nie obciąża i utrzymuje moje włosy w dobrym stanie. Są miękkie i sypkie, więc jest naprawdę dobrze. 
2. Szampon Hairmoji Sour Power - mocny, chelatujący szampon. Stosuję 2 razy w tygodniu, bo mam bardzo twardą wodę. Fajnie się pieni, dobrze domywa i nie podrażnia. Chyba najważniejsze, co robi to to, że nie odczuwam na włosach i skórze głowy tej twardości wody (aż tak).  

Z czego jestem dumna?

To są takie miesiące, że najlepiej je opisuje pewien mem. Chociaż w sumie lepiej by pasowało, że nie dałam się wykończyć (mam wrażenie, że cudem).


Oczywiście, to jest żart, ale naprawdę było ciężko. 
Z takich rzeczy, z których realnie jestem dumna, to moje wystąpienia na konferencjach. Przełamałam się i spróbowałam to zrobić. Efekt może nie był najlepszy, ale też nie było tak strasznie, jak myślałam.  Najfajniejsze w tych konferencjach było po prostu poznanie ludzi. 
No i, jestem też dumna z siebie, bo pierwszy raz pojechałam sama autem na wycieczkę. Sama to znaczy - ja prowadziłam i nie siedział obok mnie inny kierowca, tylko osoba bez prawka. Naprawdę, do tej pory najdalej sama jechałam 40 km od domu, a z kimś obok mnie to 90 km. 

Komentarze