Cześć!

To znowu nie jest wpis o tym, jak ograniczyć kupowanie książek. Poniekąd to, co tutaj napiszę, będzie się wiązało z tym postem, a raczej jego brakiem. Może nie do końca brakiem, bo w sumie baza tego wpisu jest, ale trzeba to przerobić, a ja? A ja nie mam czasu. Jednocześnie mam plany co do wpisów, wyobrażenie w mojej głowie, co i jak powinnam zrobić i jak to powinno wyglądać. 

I dlatego nic się tutaj nie dzieje. 

Uchodzę za osobę zorganizowaną. Wśród osób, które mnie mniej znają i wśród tych, które mnie kojarzą z działalności internetowej. Umiem robić plany, umiem robić to-do list, ale za cholerę nie umiem się ich trzymać. Inna kwestia, że zawsze wychodzi coś ważniejszego w moim życiu, że z jakiegoś powodu nie jestem w stanie się tego trzymać. 

Do tego też nie ukrywam, że Internetem i tworzenie to jednak nie jest mój priorytet. Lubię to robić, ale stety niestety, gdy mam intensywniejsze okresy w życiu, to odpada jako pierwsze. Czytanie umiem wpleść w moją rzeczywistość, nawet gdy nie wyrabiam się z niczym. Często łączę to z nauką, kiedy słucham audiobooków. Ale pisanie? Nie. To wymaga więcej myślenia, więcej energii. A ja tą energię pożytkuję na inne rzeczy. Staram się akceptować to, że nie mam czasu na pisanie. Wrzucić jakieś story na Instagrama w wolnej chwili. Tylko tych chwil za wiele nie ma. Moja codziennie rzeczywistość to w sumie uczelnia i nauka po niej. Ten czwarty rok jest naprawdę obszerny, a w przyszłym semestrze chyba będę mieć jeszcze więcej zajęć. Właśnie sprawdziłam program studiów. Łącznie z godzinami ze specjalizacji nauczycielskiej mam w tym semestrze 470 godzin dydaktycznych do wyrobienia, a kolejnym tylko 465. Tygodniowo to jest ok. 30 godzin. Jedne zajęcia się za niedługo będą kończyć, inne będą dochodzić i moja sytuacja się niewiele na razie polepszy. Jedne zajęcia mam co dwa tygodnie, ale szczerze i tak tego jest ogrom. W praktyce to wygląda tak, że ja jestem na uczelni codziennie, bo zapisałam się wolontariat i działam sobie dodatkowo w laboratorium. Po powrocie nauka, bo w tygodniu po 3 kolokwia, z czego jedno zazwyczaj jest obszerne. Do tego jeszcze naucz się na wejściówkę i ogarniaj, co masz zrobić. 

A do tego jest życie poza uczelnią. Obowiązki domowe, na które minimalizuję czas, jak tylko mogę. Porządki to dla mnie w ogóle koszmar, bo sterty rzeczy rosną w górę, a ja nie ma siły, aby to ogarnąć. 

Teraz piszę wieczorem, gdy myślałam, że położę się spokojnie spać, ale jednak siadłam do pisania. Pierwotny pomysł był taki, aby przygotować krótkie recenzje książek. Dużo słucham audiobooków. Trochę ebooków czytam. Wbrew pozorom to akurat idzie mi dobrze, bo staram się naprawdę wykorzystać każdą wolną chwilę na to, aby choć trochę poczytać. Książki, które przeczytałam, są takie, że mam ochotę o nich opowiadać. Tylko czasu nie mam. Pół dnia miałam korepetycję. Później trochę przerwy i do 21 robiłam notatki. Nie skończyłam, będę kończyć jutro rano. W niedzielę, czego zwykle nie robię, ale inaczej teraz nie jestem w stanie. 

Nie chcę snuć planów na to, co kiedy napiszę. Nie widzę sensu obiecywać Wam, kiedy się pojawi kolejny post. W tym miesiącu? Może. Chyba że znowu dostanę zjazdu energii. Wpis o ograniczaniu kupowania książek? W tym roku? Fajnie by było. 

3 komentarze:

  1. Pisz, kiedy możesz. My poczekamy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Plany planami, a życie życiem ;) Jak sama piszesz, nie ma się co przejmować blogiem, są ważniejsze rzeczy do zrobienia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zawsze wszystko udaje się realizować zgodnie z oczekiwaniami. Czasami życie wymaga więcej uwagi w jednym obszarze i trzeba czasowo wycofać się z innych aktywności. ;) Powodzenia w zarządzaniu tym trudnym okresem, a pisanie niech stanie się relaksem wśród wszystkich obowiązków. ❤️

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!