Zemsta i zdrada - "Królestwo Nikczemnych" Kerri Maniscalco


Cześć!

W tamtym tygodniu premierę miała książką, którą zainteresowała mnie swoim opisem. Mam przyjemność recenzować ją w ramach współpracy z wydawnictwem You&YA.
Książki o wiedźmach i innych wymiarach to jeden z moich ulubionych tematów. Kocham ten typ magii w książkach jako sekret ukrywany przed zwykłymi ludźmi. Wiedźmy, które wyglądają tak jak każdy, żyją normalnie wśród innych. Uwielbiam to.


Tytuł: Królestwo Nikczemnych
Autorka: Kerii Maniscalco
Tłumacz: Andrzej Goździkowski 
Wydawnictwo: You&YA
Liczba stron: 448 
Data wydania: 13 kwietnia 2022 r.


Vittoria di Carlo umiera w tajemniczych okoliczności. Zostaje brutalnie zamordowana, a oprawca wyrywa jej serce. Jej zrozpaczona siostra bliźniaczka, Emilia, przysięga sobie odnaleźć mordercę i pomścić siostrę. Wielkim ułatwieniem jest to, że kobiety z rodu di Carlo są wiedźmami. W swoim dochodzeniu dziewczyna odkrywa, że siostra w tajemnicy przed rodziną zaczęła się parać czarną magią.
Emilia stara się odtworzyć poczynania Pana Gniewu. Malvagi, jeden z siedmiu Książąt Piekieł, Nikczemny. Kreatura z legend, którymi straszyła ją babcia. Pan Gniewu staje po jej stronie, jednak dziewczyna nie jest w stanie w pełni mu zaufać. Razem zyskują wspólny cel.




„Królestwo Nikczemnych” to historia taka, jakie lubię. Wiedźmy, odrobina niebanalnego romansu i klimat, którego się nie zapomina. Dodajmy do tego, że moje wymagania do książek o magii w naszym świecie, są ogromne i przez lata nie mogłam znaleźć książek, które by mnie zadowoliły i nie pozostawiły z niedosytem, jeśli chodzi o przedstawienie świata. Ta książka mnie nie zawiodła, co więcej jest pierwszą książką zagranicznych autorów, w której nie mam zastrzeżeń do magii.



Powieść pełna magii 


Klimat książki przypadł mi do gustu. Jest spokojny, taki leniwy, nieśpieszny. Po prostu idealnie włoski, a raczej taki, jaki sobie wyobrażam, że mają włoskie miasteczka. Czytałam i z łatwością wyobrażałam sobie miejsca, w których jest Emilia, czułam ciepło na sobie, morską bryzę i tego nieśmiertelnego ducha. A nigdy we Włoszech nie byłam.
Akcja na początku biegnie równie leniwie, co podobało mi się. Mogłam się relaksować w trakcie czytania. Później zaczęło mi się nieco nużyć, mimo że akcja nie była nudna. Po prostu zaczęłam potrzebować więcej emocji. I tak się stało. Im bliżej końca, tym napięcie rośnie coraz bardziej. Akcja nabiera tempa, jest więcej mroku i niebezpieczeństw.
Zakończenie jest… Wow! Emocje we mnie uderzyły, byłam zaskoczona wyborem głównej bohaterki, liczyłam cały czas na coś innego. Oczekiwałam czegoś innego, ale to zapowiada znacznie ciekawszą akcję w kolejnym tomie.

Główna oś fabuły jest rewelacyjnie poprowadzona. Śledztwo, niebezpieczeństwa, które pojawiają się nagle, zaskakujące fakty, które zmieniają cały wydźwięk. Do tego przekonany o swojej wyższości Książę Piekieł i bystra Wiedźma. Jak dla mnie to historia o zemście i zdradzie. Poszukiwaniu jednego, odnalezieniu drugiego. Zakończenie jasno daje znać, że zemsta nastąpi.
Co jeszcze?
Magia. Poznajemy wierzenia i legendy, które Emilia słyszy od dziecka. Skonfrontowane są z tym, co wie Nikczemny. Niektóre rozdziały zaczynają się od cytatów z księgi czarów rodziny di Carlo, dzięki czemu poznajemy, jak są warunki wykonywanych rytuałów, jak je wykonań i ogólne działanie magii w tym świecie. Narracja jest pierwszoosobowa, więc jest to perspektywa Emilii – jej lęki, świat, który zna i emocje, jakie wzbudzają w niej legendy.

Wątek miłosny jest poprowadzony bardzo subtelnie. Nie przesłania głównego wątku, rozwija się bardzo powoli, niemalże niezauważalnie. Po prostu pomiędzy głównymi bohaterami rodzi się specyficzna więź, która powoli ewoluuje. Niebanalne jest to, jak się zapowiadają ich dalszy rozwój.


Czego mi zabrakło?

Mimo rewelacyjnego poprowadzenia głównego wątku, dobrego wykreowania świata, to jednak zabrakło mi tła dla głównych wydarzeń. Nie mam na myśli tutaj magii i opisów świata bohaterów, ale takich prostych rzeczy, jak wątki poboczne. Moim głównym zastrzeżeń jest wątek rodziny di Carlo. Nie jestem usatysfakcjonowana. Dlaczego nikt nie zauważył, że Emilia wychodzi co noc i nie wraca do rana? Tylko raz ktoś o tym wspomniał, ale wyglądało, jakby był to jednorazowy wybryk. Dlaczego nie zwrócili uwagi, że nie ma jej w domu dwa tygodnie? Zupełnie, jakby nikt nie zauważył jej zniknięcia. Podobnie relacje z przyjaciółmi. Jest o nich mowa, czasem się pojawiają, ale są to bardziej epizodyczne sceny, które ściśle napędzają główny wątek. Zabrakło mi takich pobocznych wątków, które dzieją się nieco równoległe, ale mają wpływ na całość.

Wiele osób ma zastrzeżenia do tłumaczenia. Imiona Książąt Piekieł zostały przetłumaczone na język polski. Jako nazwy własne nie powinny zostać przetłumaczone, jednak w praktyce jest różnie. Dla mnie nie było to problemem, ale chcę to zaznaczyć. Dobrze mi się komponowało to z tytułami "Książę", "Pan" i "Władca". W niektórych cytatach naprawdę dobrze to brzmiało. Zobaczcie. 

Nadejdzie dzień, gdy nazwiesz mnie Śmiercią. Na razie wystarczy, jeśli będzie mnie nazywać Gniewem. - "Królestwo Nikczemnych" s. 107


Demony zeszły wśród ludzi 


Ogół bohaterów jest bardzo ciekawy. Wiedźma i jej rodzina, Książęta Piekieł i gdzieś zabłądzi jakiś człowiek. Pojedynczo każda z postaci jest charakterystyczna.

Emilia to bohaterka, której zmianę obserwujemy na stronach powieści. Na początku słucha się zaleceń babci, wydaje się nieco bojaźliwa. Ze względu na to, że jest narratorką, obierałam ją jako spokojną osobę, więc nie całkiem mi do niej pasowało, gdy została określona jako osoba, w której łatwo wzbudzić gniew i podniecenie. Im bliżej końca, tym większą widać w niej determinację. Postawiła sobie cel, którego dokona za wszelką cenę.
Pan Gniewu to typ bohatera, jakiego ostatnio bardzo lubię. Naturalnie przynależący do gatunku, który utożsamiany jako zły. Śmiertelnie niebezpieczny, ale czarujący. Piekielnie inteligentny, nieco zbyt pewny siebie. Ma w sobie coś przyciągającego, nawet widać, że potrafi się troszczyć. Może po prostu szukam w nim jakiegoś pierwiastka dobra. Po prostu jest intrygujący, inteligentny i ma klasę.
Nonna, czyli babcia bliźniaczek, to postać, która ma największą wiedzę. Wydaje mi się, że też ma najwięcej tajemnic, czym mnie zaskoczyła. To taka babcia, która chroni wnuki za wszelką ceną. Niepozorna, ale może zabić.


Z pozostałych postaci poznajemy Vittorię. Na początku jako wulkan energii, który nie boi się konsekwencji, a później ze wspomnień siostry jako osobę, która ma pełno tajemnic i trzeba poznać ją na nowo.
Pan Zazdrości, Pan Chciwości i Pan Nieczystości nie zrobili dobrego wrażenia. Wprowadzali dużo mroku do książki i wyraźnie było czuć ich nieczyste intencje.
 
Z drugoplanowymi postaciami jest trochę problem. Są charakterystyczne, można je zapamiętać bez większego problemu, ale przedstawia je tylko Emilia w swoich wspomnieniach. Nie ma wielu sytuacji, w których oni się pojawiają. Mają znaczenie dla głównego wątku, ale nie mają własnych wątków. Całość skupia się na Emilii i Władcy Gniewu.


Jest to jedna z książek, które po prostu polecam. Jestem zachwycona. Zeszły już ze mnie te emocje, jakie czułam bezpośrednio po przeczytaniu. Jak myślę, co przeczytałam – myślę z uśmiechem. Spędziłam dobry czas z tą książką, dała mi to, czego w tym momencie potrzebowałam.


Książka dostępna na Empik.com


9 lat pisania!





 Hej!

Z jednej strony cieszyłam się na te urodziny bloga, z drugiej chciałam je zignorować. Dziewięć lat prowadzenia bloga, to jest coś. Za to nie wygląda tak ładnie, jak dziesięć lat. Nieco chciałam sobie to odpuścić i dopiero za rok coś napisać. Stworzyć coś bardziej wyjątkowo. Jednak to też dla mnie czas podsumować. Sprawdzam wpisy z poprzednich lat, porównuję, co się zmieniło.


Jak funkcjonował blog w ciągu ostatniego roku?

Ten rok dla mojego bloga nie był owocny. Wypadłam z blogosfery. Na bloga nie poświęcałam dużo czasu, co odbiło się na ilości wpisów, które wstawiałam, a to przełożyło się na liczbę wyświetleń i tak dalej. Na szczęście, jakość wpisów znacznie się podwyższyła.  Głównie przez to, że pisałam recenzje książek, dzięki czemu szlifowałam ten typ wpisów. Poza tym głównie podsumowania — kwartału, studiów i roku. Są to wpisy, które wymagają ode mnie regularności i nie lubię ich odpuszczać, bo wtedy rzadko kiedy wracam do takich serii. 


Klasyka, czyli trochę cyferek 


Obserwatorzy: 151                                                                                         | +3
Wyświetlenia: (prawie) 99 000                                                                       | + 15 000
Napisane posty: 366 (331 opublikowanych i 35 wersji roboczych)               | + 27 (-3; +30)
Komentarze: 3209                                                                                           | + 158


Dziwny zapis wynika stąd, że zarchiwizowałam pierwszą wersję ulubieńców miesiąca i wpisy z muzyką, bo nie działały w nich teledyski. Do tego uważam, że były to mało wartościowe wpisy, jeśli chodzi o treść, więc nie było dla mnie dużej straty.
Statystyki jasno wskazują, że blog stał w miejscu. Mało wpisów przełożyło się mało interakcje. Szczególnie że recenzje to nie są treści, które cieszą popularnością. Kolejny czynnik, który miał wpływ na to — ja. Nie jestem aktywna na innych bloga, ostatnio też nie odkrywam nowych, co także się na ruch na moim blogu.


Co planuję dalej?

Na początku roku zapowiadałam zmiany, pisałam, że mam kilka tematów. Dopiero w tym miesiącu udało mi się zaplanować, co chcę tutaj dodać. Do tego udało mi się znaleźć rozwiązanie, jak i kiedy te zmiany najlepiej wprowadzić. W maju lub w czerwcu pojawią się pierwsze wpisy z nowej tematyki. Jeszcze nie wiem, która będzie pierwsza. 
Oprócz tego zaczną się pojawiać linki afiliacyjne we wpisach książkowych. W podsumowaniach nie będę ich umieszczać, ograniczy się to postów rankingowych. Linki afiliacyjne to forma zarabiania na treści — jeśli kupicie produkt poprzez wejście na stronę przez mój link, to dostanę prowizję (kilka złotych)..  Będę o tym wspominać o we wpisach, w których będą się pojawiać. 


Kwartalnik V - mam tę moc!

 


Cześć!

Jakoś nie mogłam się zebrać to napisania tego wpisu. Chciałam go wstawić tydzień wcześniej, ale przez cały weekend nie miałam prądu i jedynie udało mi się zacząć pisać o części książkowej tego wpisu. Potem w tygodniu uczelnia, przez co skupiłam się na ogarnianiu bieżących rzeczy, a wieczorami byłam zbyt zmęczona, żeby myśleć o blogu. Jeszcze z „miłych” rzeczy — zalałam laptopa kawą. Na szczęście działa, ale część klawisz ciężko chodzi, więc pisanie jest utrudnione, a dla mnie to podstawowa funkcja. Niestety, czeka go czyszczenie, tylko nie wiem, kiedy.


Co u mnie?

Trzy miesiące zleciały mi bardzo szybko. Styczeń i pół lutego to był istny zapierdol. W okresie przed sesją miałam bardzo dużo zaliczeń. Później nieco odpoczęłam, a później wszedł mi stres. Osobiście też było całkiem nieźle. Zima nie sprzyja mi nigdy w życiu towarzyskim, preferuje wtedy zakopać się pod kołdrą w pokoju z książką albo filmem i nie wychodzić aż się zrobi ciepło. Ładna zima  mnie ominęła, więc nawet nie miałam okazji pospacerować, gdy śnieg sypał.

Marzec był dla mnie lżejszy. Wbicie się w rytm na uczelni nie było dla mnie ciężkie. Po uczelni miałam sporo czasu. Jestem zadowolona z tego miesiąca, po prostu.


Książki

Przez pierwsze trzy miesiące tego roku przeczytałam 23 książki, co przy styczniowej ilości zaliczeń było dużym osiągnięciem. Potem było coraz mniej. Co więcej, w styczniu przeczytałam 12 książek, w lutym 9, a w marcu 2. Właściwie nie odczuwam tego, że czytałam jakoś mniej w marcu, bo działo się bardzo dużo. W sumie to czuję, że więcej pisałam o książkach, niż ich czytałam, a chyba to też wyczyn.

Książki, które czytałam to głównie książki na bardzo dobrym poziomie, które mnie wciągały. Każda z nich się czymś wyróżniała, przez co nie było mi łatwo wybrać tych trzech, które najbardziej mi się podobały. Wybór padł na książkę, którą najwyżej oceniłam, trylogię, która mnie najbardziej zaskoczyła, i debiut, który przewyższył moje oczekiwania. Co ciekawe, poza komiksem „W.I.T.C.H. Księdze 3”, nie było żadnej książki, której dałam 9/10.


Co mi się podobało?


1. Łańcuch ze złota Cassandra Clare – czyli wybór oczywisty. To najlepsza książka przeczytana w ostatnim czasie, niemal idealna, bo drobne zastrzeżenia mam, a przede wszystkim wiem, że kolejna część będzie lepsza. Pełna emocji, akcji ciekawszej niż opis na okładce wskazuje, skłania do myślenia i zachwyca sama sobą. Bohaterowie zachwycają, będąc sobą. Świat Nocnych Łowców po raz kolejny się rozszerza.

2. Trylogia Delirium Lauren Oliver – do skończenia tej serii zbierałam się ponad 4 lata, w międzyczasie nakład tych książek się skończył, a mi udało się ją oderwać z drugiej ręki. Myślę, że to było największe zaskoczenie tego kwartału. Każda część była inna niż jej poprzednika. Różnią się stylem pisania i klimatem. Pierwsza składnia do myślenia, zaciekawia światem. Druga rzuca w wir walki i rzeczywistości o wiele innej niż w pierwszym tomie. Trzeci z kolei łączy te dwie rzeczywistości. Trzeci tom najbardziej mi się podobał – świetnie łączy przeszłość i teraźniejszość, szkoda, że nie ma więcej o tym, co potem. O zmianach, jakie mogły zajść. Tu aż się prosiło o jakiś prolog.

3. Za kurtyną: Apogeum Laura Savayes – aż sama jestem zaskoczona, że ta książka się tutaj znajduje. Wyróżniło ją to, że przewyższyła mojego oczekiwania. Apogeum bez wątpienia jest bardzo dobrą książką, do której zaczęłam czuć miłość w trakcie czytania. Trójkąt miłosny sprawia, że jest kilka zabawnych scen. Naprawdę, z udziałem całej trójki niektóre sceny są komediowe, ale nie żenujące. Stosunek romansu do akcji jest poprawny, a co więcej jedno bardzo fajnie napędza drugie. Mam trochę zastrzeżeń do bohaterów, a szczególnie główniej bohaterki, ale czuję w niej potencjał.


Nie ma książek, których nie polecam ani mi się w pełni nie podobały. Najsłabiej wypadła Krew i popiół Jennifer L. Armentrout, które wzbudziło we mnie mieszane uczucia. Odmóżdżacz w świecie fantasty, który wciąga i pozwalała się zrelaksować, ale ma słabe elementy (język), słabe przedstawienie świata – więcej się domyślałam na temat tego, czym są dane rasy, niż wiedziałam. Niestety, ma też elementy, które nigdy nie powinny się znaleźć przedstawione w taki sposób.


Filmy 

Filmów nie było dużo, a tych, których nie widziałam wcześniej, było jeszcze mniej. Znowu więcej było seriali, co mnie zaskakuje, bo nieświadomie się na nie przerzuciłam. Ostatnio nie umiem szukać i wybierać sobie filmów.

Co polecam?



1. Kot w butach reż. Chris Miller— świetna animacja! Zabawna, fajna fabuła. Myślę, że dość uniwersalne. Może się spodobać zarówno młodszym, jak i starszym.

2. Projekt Adam reż. Shawn Levy — to również film dedykowany młodszym. Lekko się zawiodłam, bo oczekiwałam głębszego rozwinięcia jednego z wątków. I innego zakończenia, bo byłby to po prostu dobry happy end, na jaki bohaterowie zasługują. Ogólnie polecam, bo przyjemnie się oglądało.


Czego nie?



1. Jak pokochałam gangstera? reż. Maciej Kawulski — film zapamiętałam jako nudny, a im więcej czasu od niego mija, to uważam, że to, coś, co w ogóle nie powinno powstać. Po pierwsze — długi. To są 3 godziny istnej męczarni, podczas której ciężko się połapać w fabule. Dziwne przeskoki między scenami, nagłe zmiany wątków. Straszny bałagan. Bardzo źle się oglądało. Kolejnym problemem jest to, że w filmie są postaci, które rzeczywiście istniały, a znaczna część historii jest zmyślona. I po co? Nie można było stworzyć nowych bohaterów, skoro z prawdziwej historii wykorzystano tylko elementy?

2. Ślubne wojny reż. Gary Winick — film na początku podobał mi się, ale im dalej, tym gorzej. Przede wszystkim — toksyczna przyjaźń. Jedna drugiej robi na przekór, bo? Bo w sumie co? Mają mieć ślub jednego dnia, w jednym miejscu, mimo że miał być odstęp dwóch tygodni. I dalsza część wypowiedzi to spoilery. Jedna wymusza oświadczyny. Narzeczonemu drugiej, gdy ta zaczyna się mścić na przyjaciółce, przeszkadza jej zachowanie, to słyszy, że nie akceptuje tego, że się zmieniła i jest zakochany w tym, jaka była dawniej. WTF? Oczywiście nie dochodzi do ślubu tej drugiej i jest wielkie pojednanie przyjaciółek.


Seriale 

Seriali oglądałam sporo, bo skończyłam oglądać „Friends” i zaczęłam oglądać od nowa. Dla niewtajemniczonych: obejrzałam kiedy pół pierwszego sezonu, przeczytałam historie bohaterów, doszłam do wniosku, że nie podoba mi się wątek Rachel i Rossa i przestałam oglądać. Potem w maju zobaczyłam historię Monici i Chandlera, i zaczęłam oglądać od trzeciego sezonu. Skończyłam na 9, gdy wszedł wątek, który bardzo mi się nie podobał i był bez sensu. I teraz dokończyłam. To po prostu dobry serial, gdy nie ma się co oglądać albo żeby coś leciało w tle.
Ponownie zaczęłam oglądać „Daybreak”, który jest dla mnie ulubionych serialem — o nastolatkach, świat po apokalipsie i edukacyjne wstawki. Polecam!

Co polecam?



1. Ktoś z nas kłamie reż. John Scott, Benjamin Semanoff, Sophia Takka, Jennifer Morrison— to właściwie jedyny serial, którego wcześniej nie widziałam, obejrzałam w całości i mnie zachwycił. Daje vibe „Pretty Little Liars” i „Plotkary” jednocześnie. Akcja dzieje się w szkole średniej, są tajemnice, zagadka i intryga. Podejrzanych zmieniałam kilka razy, a ostateczny i tak byłam zaskoczona.

2. Cień i kość Lee Toland Krieger, Mairzee Almas, Dan Liu, Jeremy Webb  — w maju utknęłam w połowie tego serialu. Dokończony. Spodobał mi się na tyle, że zakupiłam całą trylogię. Finałowy odcinek naprawdę mnie zaskoczył. Ogólnie, podoba mi się świat Griszów, jego historia i te podziały. Wątek Wron był w to bardzo ciekawie wkomponowany w całość. Najbardziej polubiłam wątek Niny i Matthiasa. Charakter dziewczyny bardzo mi przypadł do gustu, rozbawiała mnie i ciekawie kontrastował z chłopakiem.


Kim jest Anna? reż. David Frankel, Tom Verica, Nzingha Stewart — serial, do którego mam mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo ciekawa historia, przed serialem nie słyszałam o Annie Delvey. Sam fakt stworzenia tego serialu jest dla mnie moralnie wątpliwy. Anna za ekranizację swojej historia dostała zapłatę, co jest logiczne. Tylko to mnie właśnie gryzie, czy ta historia powinna powstać teraz. Czy kara, którą Anna odbyła, faktycznie dała jej do myślenia? Czy się zmieniła? Sama Anna była dla mnie przerażająca, przez to jak manipulowała ludźmi. Do tego stopnia kłamała, że aż sama w to wierzyła. Przerażające.


Kosmetyki 

Wprowadzenie tej sekcji jest dla mnie małym wyzwanie. Używam sporo rzeczy, lubię testować nowe rzeczy i przywiązuję się do naprawdę wyjątkowych perełek. Ciężko mi też wybrać, bo stosuję rzeczy z różnych kategorii i w jednej mam hity, a w innej wcale. Jeszcze trudniej, bo z kupiłam sobie 3 produkty z jednej firmy i każdy jest rewelacyjny, używam do wszystkiego. Dosłownie. Te trzy rzeczy, które tutaj podam, to nie był łatwy wybór.

1. Kuracja laminująca Seal the deal Hairy Tale Cosmetics — wyjątkowość tego produktu i fakt, że jest on limitowany, zadecydowały o tym, że pokażę Wam to teraz. Używałam do laminacji włosów, do stylizacji, do reanimacji skrętu, jako serum pod krem do twarzy i na skórę głowy. Szczególnie uwielbiam wykorzystywać go do stylizacji. Nakładam na odżywkę bez spłukiwania, a później na to pianka i żel do stylizacji. Podbija skręt włosów, lepiej się on utrzymuje, a włosy są zachwycające — miękkie i pełne blasku. Niestety, to produkt limitowany i wyprzedał się w ciągu tygodnia od premiery. Planuję przygotować szerszą recenzję kosmetyków z Hairy Tale Cosmetics.

2. Wcierka Anyż i Lukrecja Sattva — jest to jedna z trzech wcierek, których używałam w ciągu ostatnich miesięcy. Połączenie wcierek, których używałam, było przemyślane — nawilżająca, regulująca i pobudzająca wzrost włosa. Myślę, że to wcierka z Sattvy najbardziej przyczyniła się do mojego wysypu nowych włosów i tego, że moja grzywka rośnie szalona (reszta włosów też, ale to mniej widać). Nie była za mocna, nie obciążała włosów, gdy stosowałam na sucho.

3. Krem Nawilżona skóra Tołpa — krem kupiony z polecenia AniaMaluje i był ogromnym zaskoczeniem. Przede wszystkim skład — bardzo prosty, 12 składników. Działanie — niesamowite. Moja skóra na początku mocno piła ten krem. Teraz już jest trochę spokojniej, ale widzę, że jest nawilżona, elastyczna. Kosmos po prostu. Dalej mnie szokuje, że tak prosty skład daje tak rewelacyjne efekty.


Jestem dumna z...

Standardowo zacznę od studiów. Jestem dumna z zaliczenia wszystkiego w pierwszym terminie, co więcej pierwszy raz mam tak wysoką średnią od gimnazjum.
Ogarniania rzeczy - koło naukowe jest już całkiem na naszych ramionach. Jako zarząd działamy zespołowo, a rzeczy, którymi się zajmowałyśmy, wymagały od nas zorganizowania się. Brałyśmy udział w Drzwiach Otwartych UMCS, co było dla nas okazją do wyciągnięcia kilku lekcji na przyszłość, jak organizować takie rzeczy.


Mam nadzieję, że w najbliższym miesiącu (z moim ogarnięciem się to do końca maja) napiszę wpis w stylu, co u mnie. Jakiś taki luźniejszy, po prostu dla mnie. Zaczęła mi się rysować koncepcja na bloga i mam kreatywny czas, więc chcę to maksymalnie wykorzystać.