Smętnik blogowy #4 - ciężar książek od wydawnictw

 



Hejo!

Tak patrzę na to, co muszę zrobić w listopadzie i wiem, że będzie ciężko znaleźć mi czas na inne aktywności (albo życie osobiste), ale jakoś mnie to satysfakcjonuje. Dzisiaj jestem tutaj ze Smętnikiem i obym za tydzień znów się pojawiła, a jeśli nie to, to za dwa tygodnie na pewno. Na szczęście mogę sobie powtarzać, że tylko listopad będzie tak wyglądał, ewentualnie jeszcze grudzień, ale mam tę świadomość, że na początku grudnia odejdzie mi jeden przedmiot, potem drugi i jeszcze trzeci! Niesamowicie się cieszę, że skończą się już godziny tych przedmiotów i po prostu uzyskam z nich zaliczenie, i będzie spokój. 
Będę musiała się przemęczyć w tym miesiącu, szczególnie że chciałabym dwie recenzje wrzucić. Mam taki zapierdziel do końca miesiąca, że w tym momencie siedzę przerażona, jak ja to do cholery ogarnę i przy okazji zrobię te recenzje. Na szczęście to i tak dwie książki, na które mam miesiąc, a nie więcej. Nie przewidziałam tego, że wyskoczy mi 5 kolosów w 2 tygodnie i kolejne 5 raportów. Jest zabawnie. 


Dla przypomnienia!

Smętnik to coś na kształt poradnika, który pozwoli mi ponarzekać, ale można z niego się czegoś nauczyć. Będę pisać o tym, co mi się nie podoba, a jest dość powszechnym zjawiskiem. Myślę, że część osób się ze mną zgodzi.  Po prostu wylewam frustrację, ale jednocześnie chcę pokazać czego lepiej nie robić. Raz piszę z widzenia twórcy, raz z obserwatora. 
Ten wpis nie ma na celu wyśmiewać osób personalnie. Nie będę wskazywać konkretnych osób, które tak robią. Nie bierzcie tego osobiście. Nie chcę atakować tym wpisem kogokolwiek. Staram się skupiać w tej serii na konkretnych zjawiskach, które są irytujące (dla mnie i dla innych).
Sama też jestem człowiekiem, więc zdarza mi się te błędy popełniać. Czasem świadomie, czasem nieświadomie. Bywa. 


O czym dziś? 

Dzisiaj temat, który po części był szeroko komentowany na Instagramie jakoś na wiosnę, a po części ludzie mi go podrzucili, gdy się ich spytałam, co ich irytuje. Wszystko się sprowadza do tego, że co za dużo to niezdrowo.  Krótko mówiąc o nadmiarze książek od wydawnictw. 
Współprace z wydawnictwami są spoko, ale jest to rzecz, w której zdecydowanie umiar powinien być na pierwszym miejscu, bo to nie jest tylko "darmowa książka", jeśli chodzi o standardową współpracę barterową, ale czas na przeczytanie oraz zrobienie zdjęć, napisanie wpisów... Często widzę, że ktoś bierze sobie za dużo współprac potem nie ma czasu i narzeka na story. Rozumiem, że czasem się coś obsunie, wyskoczy coś niespodziewanego i plany nie wypalą, a widzę osoby których jest to notoryczne. 

Dla samego twórcy jest to jednak duża presja. Tutaj czas goni, bo trzeba coś zrobić, jak najszybciej, a jednocześnie rzetelnie. Wielu osobom się po prostu odechciewa i sami zrażają się do czytania - takie słowa można u niektórych osób przeczytać. Każdy chce zrobić coś jak najlepiej, a tutaj jest tyle, że nie wiadomo od czego zacząć. Jest presja, przez którą traci się przyjemność z tego, co się robi. U niektórych osób obowiązki mogą być przez to zaniedbane, a to nie jest fajne. 

Z punktu widzenia odbiorcy mam w takich sytuacjach niesmak. Po co coś bierzesz, skoro nie dajesz sobie z tym radem i potem narzekasz? Taka zachłanność, brak umiaru. Czasem szkoda nie wziąć, bo fajna książka, ale czy na pewno warto? Jaki sens wzięcia kolejnego zobowiązania, którego nie da się wypełnić w odpowiednim czasie?
Do tego spotkałam się z tym, że ktoś później robił maraton recenzji. W ciągu dnia wstawiał recenzje przez 4 godziny co pół godziny. Były to dla mnie dość męczące, szczególnie że widać było, że nie są to zbyt merytoryczne teksty. Niewiele mówiły o książce, były na zasadzie "Książka jest fajna, bo jest dobrze napisania". Żadnych konkretów i po prostu tak słabo. 


Wiele osób uważa za męczące to, że wciąż ludzie pokazują te same książki. Nie dziwię się tym osobom, ale rozumiem też wydawców. Dla wydawcy ważny jest szum wokół książki, szczególnie premiery - stąd tyle tego. 
Mnie często drażnią książki, których nie mam zamiaru czytać. Jest kilku autorów, których mnie nie interesuje i czasem widok ich książek mnie nudzi. Do tego ciągłe nowości, z których może jedną dziesiątą przeczytam, ograniczają możliwość dyskusji. Jeśli zna się autora z innych książek lub jest kolejna część serii, to znacznie łatwiej komentować i prowadzić dyskusję z autorem. Inna rzecz jest taka, że są starsze książki, które są mało znane, a na serio zasługują na uwagę. 

Komentarze

  1. Dobrze, że ja już studia mam za sobą ;p Zgadzam się z Tobą, że trzeba wiedzieć ile jesteśmy w stanie przeczytać i w tej sposób podejmować współpracę. Tym bardziej, że czytanie to ma być przyjemność a takie czytanie nadmiernej ilość książek na szybko, zabiera radość z ich czytania ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja biorąc książki do recenzji wyznaje zasadę mierz siły na zamiary.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak, taki nadmiar książek czy czegokolwiek w ramach współpracy naprawdę przytłacza :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Temat, który widzę jedynie z perspektywy odbiorcy, bo jakoś tak nie lubię zobowiązań i czytania na siłę + moje niewielkie zasięgi haha. Ale masz rację, czasem z perspektywy odbiorcy przychodzą myśli "po co tyle bierzesz jak nie dajesz rady" i "te recenzje są takie na odwal", ale to inna sprawa, że powoli liczy się zasięg, a nie jakość. :/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!