Krótko o książkach #5

Cześć!

Dzisiaj przychodzę ze wpisem, który czekał na publikację od stycznia albo lutego... Są tutaj książki, które przeczytałam od sierpnia ubiegłego roku (Clare) do stycznia (Diabolika). Pierwsze za co się biorę, jeśli chodzi o pisanie tutaj to po prostu porządki. Sprawdzam stare wpisy, co jest wartego w nich, jeśli chodzi o publikację i podrasowuję. Jednocześnie staram się też szykować świeże wpisy, aby po prostu przygotować się, jeśli będę miała mniej czasu.

Zmieniłam również wygląd bloga - jeszcze będę go dopieszczać przez najbliższe dni, ale wydaje mi się, że jest znacznie przyjemniejszy dla oczu. 


Gdy ulubiony autor zawodzi - Łańcuch z cierni Cassandra Clare

Ciężko mi to pisać, ale Clare mnie zawiodła. Miałam duże oczekiwania do tej części. Jak mogło być inaczej? Przecież ta autorka zawsze miała rewelacyjne finały, które wbijały mnie w fotel i po przeczytaniu potrzebowałam chwili, aby dojść do siebie.
A tutaj? Jak dobrze, że to koniec! Co trochę boli, bo dwie poprzednie książki były cudowne — świetnie się bawiłam w trakcie czytania i wywołały we mnie wiele emocji. 
Trudno mi określać tę książkę jako złą — wniosła coś do nowego do świata, lubiłam w większości bohaterów i nie czytało mi się jej źle. W jednych momentach trudno mi było ją odłożyć, a w innych zastanawiałam się, ile jeszcze?
Największy problem jest taki, że mamy tutaj 12 głównych postaci, które biorą udział w mniej-więcej 5 wątkach miłosnych. Jedne trwają od początku, inne pojawiły się z biegiem akcji, ale każdy z nich został rozwinięty. Niby okej, ale przez to ucierpiała fabuła i akcja. Niektóre sceny były przedstawione z perspektywy dwóch, a nawet trzech postaci.
Sama fabuła opiera się na dylematach i związkach młodych bohaterów, przez co to OGROMNE zagrożenie, które czyha na Londyn, wydaje się nie być niczym aż tak strasznym. Chyba wolałabym nie mieć tej obietnicy, że to takie straszne i niebezpieczne, bo ciężko mi było to odczuć. Zabrakło mi zwrotów akcji, które wywracają wszystko do góry nogami, a byłam do tego przyzwyczajona. Również wrogowie bohaterów nie są aż tak wyraźnie zarysowani — może to kwestia, że Tatiana jest marionetką rękach Beliala? Niby jest ich dwoje, ale właściwie to tylko jedno i to się tak rozmywa.
Po prostu liczyłam na coś więcej, ale nie dostałam tego. A szkoda...


Książka pisana pod oczekiwania - It starts is us Colleen Hoover

Czuć, że ta książka była pisana na prośbę czytelników. Nic się w niej właściwie nie dzieje. Lily i Atlas się spotykają, Ryle robi problemy, ale to wszystko w sumie mogłoby być ciekawsze i bardziej rozwinięte. Szczególnie czegoś więcej spodziewałam się ze strony Ryle'a. Z jednej strony — okej, Lily szybko zareagowała i szybko zaczęła stawiać granice, dlatego to się nie rozwinęło do bardziej niepokojących zachowań. Z drugiej — po Hoover spodziewałam się czegoś więcej po prostu. Jakaś bardziej dramatyczna sytuacja, która wyciśnie łzy ze mnie. Wszystko poszło po prostu za lekko. Ogólnie mam podobne odczucia, jak przypadku Clare — można było z tego wyciągnąć dużo więcej, ale obie się nie spisały.
Ogólnie ta książka to nie jest nic ciekawego. Do bohaterów mam neutralny stosunek. Wiadomo — Ryle jest przemocowcem i dobrze by było, jakby się tym zajął. Lily i Atlas po prostu nie wkurzali, ale też nie wzbudzali jakiejś większej sympatii.

No fajne, ale niespójne - Słoneczny gon Mags Green

Historia z potencjałem, tylko, kurcze... coś poszło nie tak.
Początek zapowiadałam się naprawdę świetnie — ciekawy świat, wyjaśnione wierzenia, które są powiązanie z systemem magicznym, i główna bohaterka, która umiera w ciągu pierwszych stron. Oczywiście jest też pełna żądzy zemsty i wściekłości — ten, kto się nie załamie, ten się wścieknie, kiedy najbliżsi go zdradzą. Do tego, aby otrzymać pełnie mocy jako Nebris, musi zabić swoich morderców.
Jeszcze z plusów — styl autorki jest bardzo przyjemny! Słuchałam w audiobooku, ale i tak zauważyłam, że składnia była naprawdę niezła. Opisy przyjemne i nienużące.

I teraz ta mniej przyjemna część.
Przede wszystkim pierwsza połowa książki jest fajna, druga połowa książka jest fajna, ale razem do siebie nie pasują. No naprawdę, ja tego połączenia tak nie czułam, tak mi zgrzytało, jakbym w połowie zaczęła czytać inną książkę. Pierwszy połowa po prostu nie pasuje do drugiej, a druga do pierwszej. Łączą się w zakończeniu, ale to do mnie nie trafiło po prostu.

Jass jest tak irytującą postacią. Nie rozumiem w ogóle tej mody na bohaterów, którzy mają focha o coś, co w sumie nie jest samo w sobie tak istotne. Jest, jak jest, stało się, jak stało i na ch*j drążyć temat? Nie miał na to wpływu, więc powinien zacisnąć zęby i nie pozwolić, aby jego żale wpływały na obowiązki. Oczywiście główni bohaterowie niesamowicie się fizycznie pociągają, że nie potrafią utrzymać spodni na sobie... Przy jego ogromnej nienawiści do Val (której szczerze nie rozumiem, mimo że była wyjaśniona) jest nienaturalne i irytujące.
Myślę, że dam tej książce drugą szansę, bo widziałam, że jest już druga część, a mi się jednak trochę to zatarło w pamięci. Najlepiej pamiętam początek i trochę środka, ale końcówka mi się zatarła. Co w sumie mnie nie dziwi, bo pamiętam, że jak słuchałam końcówki, to miałam jakiś młyn na studiach.

Stara dobra młodzieżówka - Diabolika S. J. Kincaid

Świetna książka! Fabuła wciąga od pierwszych stron, a uwaga czytelnika jest przyciągana przez zwroty akcji. Szczerze mówiąc, zupełnie nie spodziewałam się, że tyle będzie się w tej książce działo. Tyle się tutaj dzieje, intryga jest bardzo rozbudowa i wielowymiarowy.
Świat jest całkiem nieźle opisany. Urządzenia, jakie są wykorzystywane, zabiegi, którym ludzie się poddają. Można to z łatwością sobie wyobrazić. Szkoda, że nie poświęcono więcej uwagi temu, jak świat doszedł do tego stanu. Żałuję po prostu, że bohaterowie nie byli w stanie tego odkryć.
Zabrakło mi też jakiegoś słowniczka, bo pojawiały się przedrostki, które miały znaczy w relacjach między członkami danej rodziny, ale nie było to przejrzyście wyjaśnione i gubiłam się w tym.
Najbardziej podobały mi się zwroty akcji. Mam wrażenie, że książek z takimi zwrotami akcji jest coraz mniej. Naprawdę ubolewam nad tym, że nie ma wydanej w Polsce kontynuacji. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo książka jest napisana naprawdę fajnym poziomie.

Podsumowanie pierwszej połowy 2024, czyli podwójny kwartalnik


No, hej!
Dawno tutaj nic nie pisałam, ale za mną są takie miesiące, że nie bardzo miałam czas na to, a jeśli miałam czas, to nie miałam głowy do tego. Blog po prostu był jedną z pierwszych rzeczy, które poszły w odstawkę. Niestety... 
Postanowiłam zrobić podsumowanie tego półrocza w formie podwójnego kwartalnika. Tak będzie najlepiej, a poza tym lubię podsumowania. Mam nadzieję, że symbolicznie zakończę tym ten okres. To w sumie trochę smutne, że ciągle jest to samo - nie mam czasu, jestem zmęczona, mam dużo na głowie. 

Co u mnie?

Pod kątem życia prywatnego to pół roku jest dla mnie dużo bardziej łaskawe niż ostatnie miesiące ubiegłego roku. Przynajmniej nie tak wstrząsające i stresujące, ale czuję, że tamten rok naprawdę mocno się na mnie odcisnął. 
Mniej łaskawa jest dla mnie moja uczelnia. O ile licencjat był naprawdę fajny. Wymagający, ale warty tego. Tak nie mogę tego powiedzieć o pierwszym roku magisterki. Niestety... Ten roku jest ciężki i postawił wymagania, których nie sposób spełnić. Nie wiem, kto wpadł na to, że takie ułożenie programu studiów to dobry pomysł. Absurd goni absurd. Pociesza mnie, że to już koniec tego semestru i kolejny rok zapowiada się o niebo lżej. W tym semestrze miałam do wyrobienia 465 godzin, 11 przedmiotów, z czego połowa należy do tych ważnych i obszernych. Jedynie co mnie cieszy to, że faktycznie władze wydziału posłuchały naszych sugestii odnośnie zmiany programu studiów, co naprawdę uważam za duży plus i zainteresowanie się potrzebami studentów. 
Poza tym ponownie byłam zaangażowana w organizację konferencji. Organizacyjnie było to dla mnie strasznie obciążające, bo zależało mi na tym, aby to wyszło. Efekt końcowy na pewno był lepszy niż w tamtym roku, ale sama organizacja niekoniecznie. Jednak nie da rady, aby jedna osoba koordynowała wszystko i nie mogłam robić wszystkiego za innych. 
Ma tez za sobą pierwsze wystąpienia ustne na konferencjach. To było zabawne i stresujące. Na pierwszej konferencji miałam dość długa prezentację i żeby się zmieścić w czasie musiałam mówić szybko. Nie wzięłam wody ze sobą i czułam, jak mnie zatykało. Z kolei na drugiej miałam krótszą prezentację i powinnam się idealnie zmieścić w określonym czasie. Tylko że włączył mi się tryb ucieczki, więc mówiłam szybko i zmieściłam się w połowie czasu. Myslę, że następnym razem będzie lepiej. Żeby nie było mi za łatwo, to jeszcze w tym okresie musiałam kupić nowego laptopa, więc w ogóle cyrk. 

Książki 

Gdyby nie audiobooki, to bym nie czytała od jakichś dwóch czy trzech miesięcy. Przeczytałam 42 książki, z czego 24 były w formie audiobooków, 9 e-booków i 9 książek papierowych. Różnica naprawdę kolosalna. Robiłam sporo rereadów, czyli w moim przypadku 9. Część z nich była w formie audiobooków, co w sumie było bardzo fajnym doświadczeniem. Inaczej trochę się czyta, inaczej się odczuwa to samo, gdy się słucha.

Co polecam? 

1. Babel, czyli o konieczności przemocy R.F. Kuang - jakie to było dobre! Książka genialna. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie i naprawdę mocno zapadła w pamięć. To jedna z tych pozycji, które zostają na całe życie i skłaniają do przemyśleń. Bardzo fajne były te wstawki związane z wiedzą o różnych językach. 10/10
2. Cmentarz osobliwości P. Hendel - jeden z najlepszych przedstawicieli fantastyki młodzieżowej. Główny bohater należy do "szarych moralnie charakterów". Początkowo nienawidzi sytuacji, w której się znalazł. Inni bohaterowie również sceptycznie do niego podchodzą, ale jednak w nim coś dobrego. Bardzo ciekawy pomysł, jeśli chodzi o fabułę. Pełno zagadek, tajemnic i groźnych potworów. Klimat jest niesamowity i niepowtarzalny.  10/10
3. Yellowface R. F. Kuang - książka nietypowa. Czy odczuwałam przyjemność z jej czytania? Nie. Zachowanie głównej bohaterki, jej tok myślenia i całokształt były dla mnie ogromnie frustrujące. To nie jest lekka i łatwa w odbiorze, ale z pewnością taka, która zostaje z człowiekiem i daje mu wiele do zrozumienia. 10/10
4. Poławiacz dusz J. Stroud - nowy Lockwood! Kolejna rewelacyjna część. Bardzo mi się podobało, że widać, jak cała trójka dojrzała i lepiej zrozumiała swoje potrzeby. Chyba w żadnej części nie dowiedziałam się, aż tyle o świecie bohaterów. Te tajemnice, które zostały odkryte wywracają całe pojęcie o tym świecie. Nie mogę się doczekać na myśl o tym, co się stanie w finale. 10/10
5. Tajemnice domu Uklejów A. Jadowska - Z jednej strony mamy bardzo lekka historię z dużą dozą humoru, a z drugiej jest zbrodnią, tajemnice i żałoba. Połączenie tego jest niezwykle udane, co tylko świadczy o tym, że Aneta Jadowska jest genialna autorką. 9/10
6. One for my enemy O. Blake - to również jest nietypowa historia. Trochę nawiązanie do Romea i Julii, dużo magii i po prostu wodze fantazji zostały puszczone. Czytało mi się tę historię niesamowicie przyjemnie. Do tego stopnia, że nie zwracałam uwagi na szczegóły, na świat i tak dalej. Tu się liczy miłość i relacje międzyludzkie, co było naprawdę niesamowite. 9/10

Czego nie polecam?

1. Barbarzyńcy z lodowej planety R. Dixon - jest to książka, która sprawia, że mnie przechodzą ciarki i jest mi niedobrze. Główny bohater wypowiada się i ogólnie zachowuje jak kilkulatek, co sprawia, że jak czytam o budowaniu relacji i scenach intymnych z taką postacią, to jest mi niedobrze. Książka obrzydliwa, słabo napisana i świat jest bardzo słabo wykreowany. 1/10 
2. Księga Azraela A.V. Nicole - nie skończyłam tej książki. Nigdy w życiu nie czytałam tak topornie napisanej książki. Nie dałam rady jej czytać, nie dałam rady jej słuchać jako audiobooka. Po prostu nie zmogłam. Miałam też problem z tym, że zupełnie nie mogłam zapamiętać fabuły, tylko poszczególne fragmenty bardziej wbijały mi się w pamięć, przez co miałam wrażenie, że to książka, która została napisana pod zaznaczanie ładnych/ciekawych/pikantnych fragmentów. Do tego infantylne dialogi, irytujące postaci i świat, w który nie mogłam się wczuć. 1/10
3. Nocne godziny M. Bijan - eh... tu jest mi trochę szkoda, bo w sumie pomysł naprawdę fajny, ale jego realizacja niekoniecznie. Problem jest taki, że tutaj nie ma spójności. Można podzielić książkę na trzy części - kręcenie filmu, wspomnienie poprzedniej jesieni i naprawdę bohaterowie znaleźli się w zamku. Naprawdę liczyłam, że wszystko okaże się inne. Autorka ma tendencje do tego, że jej wyjaśnienia są przekombinowane, przez co całość wypada dziwnie. Tutaj naprawdę - mniej znaczyłoby więcej. 2/10


Filmy 

Oglądałam niedużo filmów. Ponownie głównie oglądałam filmy, które już znam. Nowość była jedna, ale też wpisuje się w to, co znam. 

Epoka lodowcowa 5: Mocne uderzenie - bardzo dobrze się bawiłam, oglądając tę część. Na samym początku przeżyłam szok, że jak to? Brzoskwinka bierze ślub? Przecież była dopiero taka mała! Fajne poczucie humoru, przyjemna fabuła - nie narzekam.

Seriale 

Zadziwię Was! Seriali też nie miałam czasu oglądać. Dokończyłam Zbrodnie po sąsiedzku i obejrzałam nowy sezon Heartbreaker School. Wciągnęłam się po prostu i nie mogłam się doczekać każdego kolejnego odcinka. Pomysł na fabułę i całe dochodzenie, kto jest ptasim psycholem był ciekawy. Nie podobało mi się to, że nie było czuć upływu czasu. Niby akcja jest rozłożona na cały rok szkolny, ale tak właściwie nie czuć tego. Jakby wszystko się działo z dnia na dzień. To też sprawiało, że nie mogłam się aż tak wczuć w tę historię. Opiera się ona jednak na emocjach, a w te przy tak rozłożonej akcji ciężko mi uwierzyć.

Kosmetyki 

Tutaj miałam różne fazy. Były testy nowości, które uważam w większości za niezbyt i finalnie skończyły się powrotem do tego, co mam sprawdzone. 

Co polecam?

1. Odżywka Hairmoji Swoosh - wybrałam ją, bo zależało mi na czymś lekkim, co mogę używać na co dzień. Spełniła swoje zadanie - nie obciąża i utrzymuje moje włosy w dobrym stanie. Są miękkie i sypkie, więc jest naprawdę dobrze. 
2. Szampon Hairmoji Sour Power - mocny, chelatujący szampon. Stosuję 2 razy w tygodniu, bo mam bardzo twardą wodę. Fajnie się pieni, dobrze domywa i nie podrażnia. Chyba najważniejsze, co robi to to, że nie odczuwam na włosach i skórze głowy tej twardości wody (aż tak).  

Z czego jestem dumna?

To są takie miesiące, że najlepiej je opisuje pewien mem. Chociaż w sumie lepiej by pasowało, że nie dałam się wykończyć (mam wrażenie, że cudem).


Oczywiście, to jest żart, ale naprawdę było ciężko. 
Z takich rzeczy, z których realnie jestem dumna, to moje wystąpienia na konferencjach. Przełamałam się i spróbowałam to zrobić. Efekt może nie był najlepszy, ale też nie było tak strasznie, jak myślałam.  Najfajniejsze w tych konferencjach było po prostu poznanie ludzi. 
No i, jestem też dumna z siebie, bo pierwszy raz pojechałam sama autem na wycieczkę. Sama to znaczy - ja prowadziłam i nie siedział obok mnie inny kierowca, tylko osoba bez prawka. Naprawdę, do tej pory najdalej sama jechałam 40 km od domu, a z kimś obok mnie to 90 km.