Cześć!

Jak Wam pisałam w poprzednim wpisie, jestem już po sesji. Wszystkie oceny wystawione, a ja nie muszę już o tym myśleć do września. Planuję się rozliczyć z tym semestrem i mieć już spokój. Jak wiecie (albo i nie) studiuję na UMCS kierunek chemia środków bioaktywnych i kosmetyków. Dodatkowo robię specjalizację nauczycielską i jestem w zarządzie koła Bioaktywni. Trochę tego jest i sporo się działo w tym semestrze, więc zapraszam do czytania!


Ogólne odczucia

Cały semestr wspominam dobrze. Był to jeden z najlżejszych semestrów na studiach, wszystko było sensownie rozłożone, więc nie było tak ciężko. Najgorszy był czerwiec. I tu dochodzę do tytułu wpisu — po prostu nie lubię semestru letniego. Czerwiec był już po trzech miesiącach nauki, w trakcie których był tydzień i jeden długi weekend wolnego (a czerwcowy długi weekend minął, zanim się obejrzałam). Za mało czasu na odpoczynek. W drugiej połowie czerwca już miałam dość tej nauki i czytałam maksymalnie dużo książek, aby zminimalizować czas nauki. Za dużo było tego wszystkiego. Po ostatnim egzaminie potrzebowałam czterech dni, aby całkiem się zregenerować. 
Semestr podsumuje tak: było lżej niż w poprzednich semestrach, trochę nużąco, ale wciąż wszystko dało radę zdać. 


 Przedmioty 

  • chemia fizyczna,
  • chemia organiczna, 
  • podstawy chemii teoretycznej, 
  • biochemia, 
  • technologie chemiczne. 
Ze specjalizacji nauczycielskiej doszły mi trzy przedmioty:
  • dydaktyka chemii, 
  • nowoczesne technologie w dydaktyce chemii, 
  • eksperyment chemiczny.


Jak oceniam przedmioty?

Biochemia, czyli na pierwszy ogień to, co najgorsze. Naprawdę, w moim toku studiów nie miałam żadnego innego przedmiotu, którego aż tak bym nie lubiła i wszystko było nie tak. Dosłownie, wszystko. Laboratoria? Na żadnych zajęciach, gdzie było ilościowe oznaczanie substancji (czyli zawartości czegoś) coś nam nie wychodziło. A to wyniki na krzywej kalibracyjnej były ujemne (nie powinno tak być), a to wynik próby badanej był ujemny, a innym razem "próbka była za dobra" i też nie wychodziło. Sala nie była przystosowana do grupy studentów, nie było pipet, które były najbardziej potrzebne. 
Wykład z kolei był chaotyczny. Ciężko mi było się z niego uczyć i trudno mi było w nim znajdować potrzebne informacje. Dawały jakiś ogólny pogląd, co jest ważne. Ratowałam się "Biochemią" Bańkowskiego, którą bardzo polecam. W pewnym momencie tematy na wykładzie pojawiały się po napisaniu z nich kolokwiów, co utrudniało naukę.


Chemia fizyczna przebiegała dalej tak samo. Czyli wykłady zrozumiałe, chociaż było w nich mniej treści niż w poprzednich, a ja nie robiłam z nich notatek. Laboratoria były fajne, chociaż wydaje mi się, że w poprzednim semestrze były ciekawsze ćwiczenia. W tym semestrze zajmowaliśmy się elektrochemia i kinetyką, więc wiele z ćwiczeń było monotonnych. Ćwiczenia z kinetyki to były głównie pomiaru czasu reakcji. Natomiast te z elektrochemii wykorzystywały różne urządzenia. Raporty szły mi o wiele sprawniej niż w poprzednim semestrze. Nabrałam wprawy w Excelu.


Chemia organiczna spodobała mi się jeszcze bardziej. W poprzednim semestrze nie miałam laboratoriów, tylko wykład i konwersatorium, stąd też ten stosunek był ambiwalentny — wykład bez sensu, a konwersatoria super, ale za krótkie. Laboratoria były świetne. Syntezowanie związków, korzystanie z różnej aparatury. No super!  Tak mi się to spodobało, że zdecydowałam się na licencjat w tej katedrze.  
Miałam również egzamin z tego przedmiotu. Był w formie takiej, jak zaliczenie wykładu w poprzednim semestrze. Polegało ono na zapisaniu, w jaki sposób ze związku A zrobić związek B. Mogliśmy mieć ze sobą notatki i podręczniki akademickie. Jednak i tak to było trudne. Wolałabym mieć tradycyjny arkusz egzaminacyjny z różnymi zadaniami. Na szczęście, zdane!



Technologie chemiczne to też nie był mój ulubiony przedmiot. Idąc na egzamin, zrozumiałam jego bezsensowność, przynajmniej tej części teoretycznej. Po prostu nieważne, gdzie pójdę do pracy, tam będę musiała się uczyć tego aspektu technologicznego od nowa. Trochę mnie to zniechęciło. Laboratoria były w porządku, pięć ćwiczeń do wykonania na pięciu zajęciach. Jedne ciekawsze, inne mniej, ale ogólnie było spoko. Nie wiem, jak bardzo przyda mi się to w przyszłości. 


Podstawy chemii teoretycznej uświadomiły mi, że prędzej chemię kwantową zrozumiem niż niektórych ludzi. Laboratoriów nie miałam, konwersatoria i wykłady były okej. To nie jest dziedzina chemii, która mnie wybitnie fascynuje. Dużo matematyki i fizyki, a niewiele praktyki. 


Specjalizacja nauczycielska

W tym semestrze była dla mnie bardziej nużąca. Nie do końca zgadzałam się z podejściem jednego z prowadzących. Wynikało to po prostu z moich doświadczeń z nauczycielami i tego, jakich ja nauczycieli cenię.  
Teoria dydaktyki chemii była dla mnie dziwna. To były rzeczy, które właściwie wiedziałam, miałam z nimi do czynienia w szkole, a jednak musiałam ponownie tego uczyć i zrozumieć, dlaczego tak właśnie jest. 
Eksperyment chemiczny to trochę taka zabawa. Problem był taki, że robiliśmy tam doświadczenia jako uczniowie, a nie jako nauczyciele. Fajna zabawa, ale wolałabym się wcielić w drugą stronę.


Koło naukowe 

Ile było z tym zawirowań organizacyjnych, to głowa mała! Naprawdę, braliśmy udział w trzech wydarzeniach — dwukrotnie na Drzwiach Otwartych i raz prowadziliśmy warsztaty dla dzieci. - i na każdym z nich coś było nie tak. 

Na pierwszych Drzwiach Otwartych było zamieszanie z salą — dostałyśmy taką, w której nie dało rady przeprowadzić naszych pokazów. Na drugich miałyśmy dwie godziny pokazów, a wszystkie grupy przyszły na jedną (DRAMAT). A na trzeciej ktoś się z kimś nie dogadał i trzeba było łapać dzieci po placu... Masakra, ale coś z tego wszystkiego wyszło, a my wiemy, co powinnyśmy poprawić i jak zorganizować się, aby było po naszej myśli.



10 komentarzy:

  1. O bardzo ściśle przedmioty ^^ powodzenia w dalszej nauce :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O studiujemy na jednej uczelni, tyle że na różnych wydziałach, zaskoczyłam się :D Ja mam za sobą I rok, i powiem Ci, że też nie polubiłam semestru letniego, trudno mi się było zmobilizować do nauki, kiedy za oknem było już ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, fajnie! U mnie to głównie przez ten rozkład zajęć, bez sensu. Pogoda w sumie też nie ułatwiała. :D

      Usuń
  3. o kucze! przedmioty ścisłe są ciekawe, ale dla mnie praktycznie niezrozumiałe :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam serdecznie ♡
    Niestety, nie mogę powiedzieć bym kiedykolwiek czuła miętę do przedmiotów ścisłych :) Według mnie to trudna nauka i trzymam kciuki w dalszym studiowaniu :) Ja zawsze lubiłam humanistykę... ale to było dawno, dawno temu :) Nie poszłam na studia, bo nie wiedziałam co mogłabym w życiu robić. Dalej nie wiem. Dlatego trzymam kciuki za wszystkich, którzy potrafią podjąć tak trudne decyzje w swoim życiu. Może kiedyś jeszcze powrócę do nauki :) Świetny wpis!
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Totalnie podziwiam za te przedmioty ścisłe - ja jestem zdecydowanie humanistką

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!