„Krew i popiół” zdominowała w ostatnich dwóch miesiącach Internet. Na miesiąc przed premierę dużo o niej mówiono. W styczniu, czyli w miesiącu premiery, została wybrana przez moich obserwatorów jako najgłośniejsza książka tego miesiąca, a w lutym wciąż się o niej mówi. Odkupiłam ją spontanicznie od jednej dziewczyny, którą obserwuję, bo gdy patrzyłam, jak ona to przeżywa, to zachciałam ją przeczytać, szczególnie że często mam inny gust niż ona. I co otrzymałam? Masochistyczną przyjemność z czytania tej książki i mieszane uczucia, co do niej. Taka dziwna książka w moich oczach, dlatego będzie nieco inna forma recenzji. Może przy niej zostanę lub będę wykorzystywać jej elementy.


Przed Wami najdłuższa recenzja, jaką znajdziecie na tym blogu.   




Tytuł: Krew i popiół
Autorka: Jennifer L. Armentrout
Wydawnictwo: You&YA
Data wydania: 12 stycznia 2022
Liczba stron: 510




Panna, wybrana przez bogów musi wieść życia z dala od innych, wiedzie życie w zamknięciu, pełne wielu ograniczeń. Nikt nie może zobaczyć jej twarzy, nie może się z nikim zaprzyjaźnić i musi być pod stałą ochroną. Musi być godna. Po prostu. Poppy łamie te zasady w ramach buntu, ale też chęci zaznania życia przed swoją Ascendencja. Jednak na zamku zaczyna być niebezpiecznie, ktoś próbuje ją porwać, dwóch jej strażników zginęło w dość krótkim czasie, a także wzrasta aktywność przeciwników króla i królowej. Nowym strażnikiem zostaje Hawke, którego już raz spotkała w trakcie swoich eskapad poza zamek.



W żadnej książce nie miałam aż tak rozdzielonej obiektywnej opinii od subiektywnej. Zwykle to się łączy lub po prostu nie czuję, że sama obiektywna opinia była mi potrzebna. To dla mnie takie „The Kissing Booth” wśród książek, a ten film to moje totalne guilty pleasure – wiem, że jest słaby, bohaterowie zachowują się głupio, wszystko można jakoś łatwo załatwić, ale i tak oglądam z zapartym tchem, wracam, co jakiś czas i przeżywam, że to jest takie głupie, wkurzające, infantylne i w tym wszystkim zajebiste! Tutaj może nie powiem „TAK! OMG TO JEST ZAJEBISTE”, ale jednak ma w sobie coś takiego, że mnie ta historia przyciągnęła do siebie i chcę wiedzieć, co będzie dalej. Jednocześnie widzę wady i kilka rzeczy wolałabym, żeby wyglądały inaczej.
Dlatego recenzja w trzech częściach – obiektywnej, subiektywnej i spoilerowej, aby móc się w pełni odnieść do książki.


Jest potencjał, ale są też wady

Pomysł na fabułę jest ciekawy – wybrana przez bogów, która się buntuje, intryga polityczna i przedarcie się buntowników do zamku. Świat też zapowiadał się interesująca – jakieś rasy, stworzenia i inne śmiertelnie niebezpieczne rzeczy, a do tego główna bohaterka z jakimś darem!
W ciągu pierwszych 100-150 stron autorka podrzuca nam kilka wątków, które splatają się ze sobą na sam koniec. Nie jest to moja ulubiona forma prowadzenia fabuły w książce, wolę gdy jest jakiś przewodni wątek, a poboczne się tak przeplatają, że gdzieś jeden się kończy, potem drugi zaczyna i kończy się w innym tomie. Wiecie, o co chodzi. Tutaj właśnie istnieje ten punkt, w którym wszystko się łączy i trochę zaczynają od tego wychodzić nowe wątki. Nie jest źle, dzięki temu końcówka wciąga, intryguje i mnie zachęciła do dalszego czytania.

Akcja nie rozwija się szybko. Coś się dzieje na początku, ale to bardziej pojedyncze zdarzenia, które przeplatają się z życiem Poppy. Są one ciekawe, ale mogą nużyć. Akcja rozkręca się gdzieś w połowie książki, a to co się wydarzyło na ostatnich 150-ciu stronach było niesamowite. Zmieniło wydźwięk wielu rzeczy, nie w każdym przypadku był on pozytywny, ale rozjaśniło sposób prowadzenia fabuły, wprowadziło dużo nowych informacji o świecie.  Połączyło kilka wcześniejszych wydarzeń w jedną całość, a przede wszystkim rzeczywiście mnie wciągnęło. 

Największą wadą jest dla mnie narracja. Narratorką jest główna bohaterka, ale o niebo lepiej sprawdziłaby się tutaj narracja trzecioosobowa. Przede wszystkim, początkowe opisy Poppy nic nie wnoszą. Część jest istotna dla fabuły, ale nie zwiększają świadomości na temat świata przedstawionego. Wszystko to dlatego, że Poppy sama niewiele wie. Trzymana pod kluczem, uczona, ale bardzo selektywnie. Narrator wszechwiedzący mógłby dużo naprawić, podając potrzebne informacje. Dopiero na końcu jest wyjaśnione, kim są Ascendenci, a to słowo przewija się przez cały czas, podobnie jak słowo sysuni. Około 350 strony jest pierwszy, dokładniejszy opis, akurat stworzenia, które było przerośniętym szczurem (XD bawi mnie to, że to serio był pierwszy naprawdę obrazowy opis i dużo wyjaśniający). Wcześniej są podawane informacje na temat Ascendentów, ale nie tłumaczą one dokładnie, kim jest ta rasa. O Atlantach czy Descendetach dowiadujemy się jeszcze mniej, właściwie tylko tyle, że to wrogowie i są niebezpieczni.

Podział świata bohaterów odnosi się nie tylko do ras, ale też łączy się ze statusem społecznym. W związku, z czym Ascendenci to rodzaj arystokracji. Oprócz nich są strażnicy, którzy są zwykłymi ludźmi i im służą, kapłani i po prostu ludzie, którzy są biedni. To bardzo patriarchalne społeczeństwo w dodatku w połączeniu z sadystycznym władcą. Warto mieć to na uwadze, kiedy będzie się wybierało tę książkę.


Bohaterowie i relacje

Pisanie o bohaterach nigdy nie jest moją ulubioną częścią recenzji, zwykle jest dla mnie najtrudniejsza, a tutaj jakoś szczególnie. Przede wszystkim najważniejsi bohaterowie to Hawke oraz Poppy.
Co robi Poppy i kim ona jest, to już wiemy. Jako narratorka jest kiepska, bo sama niewiele wie o świecie. Momentami zachowuje się głupiutko i nie dostrzega oczywistych rzeczy, ale w końcu na to wpada. Nie umiem jej określić jako silnej kobiecej postaci. W moim odczuciu nie jest taka przez większość książki. Faktycznie bierze udział w walkach i chce pomagać, ale jednocześnie jest w swojej roli jako wybrana przez bogów, co ją ogranicza. Później zaczyna uświadamiać sobie swoją przemianę, to skąd brały się jej reakcje, ale także swoje słabości. Dopiero wtedy, ze wzrostem tej świadomości, zaczyna mieć predyspozycje do silnej postaci kobiecej.

Hawke z kolei na początku wydawał mi się bohaterem, który znalazł się w złej książce. Poważnie, skojarzył mi się z popularnym sportowcem z high school, który ma świadomość, że wszystkie dziewczyny na niego lecą i to wykorzystuje. W środku zaczęłam zmieniać o nim zdanie, bo był zabawny, ale tak naprawdę doceniłam jego kreację na sam koniec. Powód wyjaśnię w ostatniej, spoilerowej części recenzji.
Z pozostałych bohaterów doceniam jedynie Viktera, głównie ze względu na jego relację z Poppy. Vikter jest strażnikiem, ale jednocześnie traktuje ją jak swoją córkę. Bardzo dobrze wygląda to na tle całej książki, ten bohater jest potrzebnym głosem rozsądku w tej książce.


Relacji pomiędzy Poppy a Hawkem nie jestem w stanie nazwać relacją miłosną. Podobnie ciężko mi to wsadzić w ramy typowego love – hate. Głównie przez zakończenie, które zupełnie zmieniło wydźwięk całości. Generalnie nie rozumiem romantyzowania jej, o czym szerzej napiszę później, ale reakcja Poppy i uczucia są dobrze napisane. Bohaterka ma po raz pierwszy do czynienia z mężczyzną, nie wie, jak wyglądają zdrowy związek, dlatego też podoba jej się to, w jaki sposób Hawke okazuje jej zainteresowanie. Szczególnie że wśród mężczyzn, z którymi miała do czynienia, wypada dość… Hm… Po prostu nie wykazuje sadystycznych skłonności wobec niej i nie czerpie widocznej satysfakcji ze znęcania się nad nią, ale okazuje swoje zainteresowanie, przekraczając jej granice, szczególnie na końcu. Nie jest to relacja, którą warto romantyzować i tego też nie rozumiem w odbiorze jej przez inne sposoby. Jednocześnie doceniam ją jako zabieg dla całej fabuły.






Książka jak narkotyk – zła i uzależnia. Tutaj oczywiście piszę żartobliwie, bo książka ma początek, który nie jest dobry, i koniec, który nie jest zły, jeśli chodzi o fabułę i budowę świata. I to tyle z bycia obiektywną.
Książka ma naprawdę niesamowity klimat. Pomimo tylu wad, jakoś mnie do siebie przekonała. Wiem już, że wrócę do niej za jakiś czas i przeczytam kolejne części, bo ta końcówka mnie dosłownie wciągnęła. Sama dobrze tego nie rozumiem.
Styl pisania mi się nie podobał – był dziwny. Sposób napisania opisów i dialogów nie współgrał ze sobą. Jednocześnie nie męczyło mnie, czytało się bardzo szybko (nawet 80 stron w pół godziny). Były sceny, które musiałam przeczytać ponownie, bo nie całkiem zrozumiałam, do czego doszło, jak do tego doszło i jakim cudem bohaterowie znaleźli się akurat tutaj. Mimo to i tak nie było to męczące dla mnie.
Nawet odczuwałam masochistyczną przyjemność z czytania tej książki. Inaczej tego nie nazwę, świadoma wad i różnych głupotek, polubiłam tę historię. Uważam, że można było ją lepiej napisać, zarówno pod względem technicznym, jak i pominąć pewne sceny i zachowania bohaterów. Mimo to ta książka mnie do siebie przekonałą, mimo schematów i mimo wad. Bohaterowie mają w sobie coś unikalnego, nawet jeśli ich nie polubiłam, a to wszystko, co mi mózg podsuwa, co może być dalej, zachęca mnie do czekania na kolejne część.
Niektóre dialogi były dla mnie naprawdę zabawne. Poczucie humoru akurat było bardzo proste, a to coś, co stoi na podium zaraz po absurdalnym poczuciu humoru i sarkastycznym. Tych kilka dialogów skojarzyło mi się z filmem „Zapomniana melodia” *klik* i (chyba) pierwszą sceną.
Oprócz tego było kilka naprawdę fajnych cytatów. Bohaterowie potrafili powiedzieć rzeczy, które naprawdę były sensowne. Ostatnio rzadko kiedy pojedyncze cytaty wzbudzają moje zainteresowanie, a w tej książce znalazłam dwie wypowiedzi, które naprawdę mi się podobają. 


Strach i odwaga często są jednym i tym samym. Robią z ciebie albo wojownika, albo tchórza. Jedyną różnicę stanowi osoba, która jest w środku. ~ Jennifer L. Armentrout "Krew i Popiół"


Śmierć jest jak stary przyjaciel, który przychodzi z wizytą, czasami wtedy, kiedy najmniej się jej spodziewasz, a czasami wtedy, kiedy na nią czekasz.Jennifer L. Armentrout "Krew i popiół"


W książce zabrakło mi mapy. Byłaby ona spoilerem, gdyby była pełna, ale można byłoby ją uciąć w odpowiednim miejscu i odpowiednio podpisać. Rozjaśniłoby to, chociaż geografię świata. Podobnie fajnie by było, gdyby znalazł się tutaj słowniczek, gdzie pokrótce wyjaśnione zostały nazwy własne, rytuały czy zwierzęta.
Ciężko mi tę książkę przyporządkować do określonego gatunku. Ma w sobie elementy fantastyki, romansu i erotyku, ale dla mnie za mało spełnia cech, aby było którymkolwiek z nich. Chyba najbliżej temu będzie do New Adult w świecie fantastycznym, ale też nie całkiem. Na pewno nie jest to książka młodzieżowa.

Nie jestem w stanie polecić tej książki każdemu. W sumie w ogóle ciężko w moim przypadku mówić o polecaniu tej książki. Radzę uważnie czytać recenzje, abyście dobrze wyłapali motywy, które tutaj się pojawiają, i czy one mogą Wam się spodobać. No i, nie polecam tego jednak poniżej 16-18 lat. Ciężko mi ustalić konkretną granicę, po prostu ta książka może zaszkodzić, gdy w kimś jeszcze nie rozwinęła się pewna dojrzałość, mam tutaj na myśli aspekt związkowy, aby wiedzieć, które z zachowań bohaterów są nieodpowiednie i nie należy ich romantyzować. Jednocześnie, nie wykluczam, że osobom dojrzałym może się po prostu nie spodobać przez te techniczne aspekty.


Sama planuję czytać kolejne części i kiedyś pewnie powrócę do tej książki, wzbogacona o to wszystko, co tutaj napisałam. Dalsza część zawiera spoilery – oznaczone kursywą. Spokojnie możesz opuścić następną część wpisy, jeśli nie chcesz ich poznać.






Nie umiem napisać o tej książce bez spoilerów. Głównie dlatego, że najważniejsze informacje są na końcu książki i wiążą się z relacją bohaterów i pewnym, problematycznym wydarzeniem na samym końcu książki.


Ugryzienie przez Atlanta/wypicie jego krwi, które powoduje natychmiastowe pożądanie – błagam… To zagranie godne parodii (gdzie wypadłoby nieźle) albo jakiegoś dziwnego filmu dla dorosłych. Tutaj wypada to tandetnie. Musiałam się zastanowić nad tą kwestią, bo najpierw uważałam, że to ryzykowny krok, ale jednak dochodzę do wniosku, że jest to po prostu tandetne.

Scena na śniegu
Nie mam pojęcia, jakie procesy myślowe zaszły w głowie autorki, aby tak poprowadzić fabułę, ale to naprawdę zły pomysł.
Problem w tej scenie jest taki, że Atlant wykorzystał swoje zdolności, aby wykorzystać Poppy.  Musiałam przeczytać tę scenę dwa razy, bo w pierwszej chwili myślałam, że on po prostu chce się posilić jej krwią, a to jednak nie o to chodziło.
Ogólnie to, jak została napisana ta scena i co do niej doprowadziło, jest pojebane. Po prostu. Nie będę bawić się w ładne słówka. 


Relację Hawke’a i Poppy doceniam jako intrygę. Hawke nie jest zwykłym strażnikiem, jego celem było omamienie Panny i porwanie jej, co wyszło zajebiście. Fabularnie jest to naprawdę świetny zabieg, jednak nie sprzyja romantyzowaniu tej relacji. Nie ma w niej wielu romantycznych rzecz – ona dla niego była celem, ale coś wyszło spod kontroli i można się domyśleć, że coś poczuł, ale wciąż ma swój cel. Ona z kolei pierwszy raz doznała jakiegoś zainteresowania ze strony mężczyzny, do tego świadomość, że to zakazane i chęć buntu – naprawdę, to nic romantycznego. Lubię dobrze napisane, toksyczne relacje w związkach, ale przez narrację pierwszoosobową jakoś zabrakło tutaj podkreślenia, że to złe. Poppy trochę czuje, że to złe, ale to nie jest tak zdefiniowane, jak być powinno. Ogromnym plusem jest to, że na końcu dostrzega, co się dzieje, nie podoba jej się to.
Z kolei Hawke. Napisałam, ze jego postać również doceniłam, a to dlatego, że przez większość książki przyjmował rolę strażnika, a w rzeczywistości był kimś innym. Dokładniej największym wrogiem w tej książce, czyli Księciem Casteelem. Genialny pomysł sam w sobie, bardzo mi się spodobał, a jednocześnie sprawił, że przestałam odbierać głównego bohatera jako aroganckiego kolesia z liceum. Stał się w moich oczach przebiegły i inteligentny, ale nie do szpiku kości zły. Widzę w nim, że ma jakieś jasne strony.


10 komentarzy:

  1. To nie jest książka dla mnie, ale wiem, że cieszy się dużym zainteresowaniem czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  2. I również mnie nie zainteresowała tą książka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, moim zdaniem to ksiażka skierowana do wąskiej grupy odbiorców, mimo że cieszy się dużym zainteresowaniem.

      Usuń
  3. Ostatnio ciągle o niej słyszę i bardzo chcę przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście ta książka jest wszędzie, chociaż więcej jej widziałam, niż o niej czytałam - w sumie to pierwsza pełnoprawna jej recenzja, którą czytam ;) Zdecydowanie wygląda na to, że to jedna z tych książek, wobec których nie można przejść obojętnie ^^

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!