Hejka!

Dwa wpisy w miesiącu to chyba będzie standard. Skoro jest mnie tak mało, to po prostu napiszę, co u mnie. Zanim całkowicie wpadnę w wir nauki! To niesamowite, że rok temu pisałam o "ostatnich dniach spokoju" przed sesją i wtedy tak naprawdę było. Miałam naukę, ale znacznie mniej. Miałam też dużo mnie prac, które mogłam zrobić. Podoba mi się to, że tutaj mam, co robić, widzę efekty mojej pracy, co nakręca mnie jeszcze bardziej i nie przeraża mnie to, że czasem nie wiem od czego zacząć. Nauczyłam się lepiej organizować swoją pracę. 


Po krótce znów mnie moje życie pochłonęło i staram się z tym godzić, że nie udaje mi się pisać tyle, ile bym chciała nie mam czasu na pisanie. Dziwnie mi z tym, bo odkąd założyłam bloga zawsze znajdowałam czas, a tutaj mam pomysły, a nie mogę ich zrealizować (jeśli dłużej nie pisałam, to po prostu nie miałam ochoty na to). 

Ale wiecie co? 

Jak patrzę na to, jak te kolokwia zaliczam, to przechodzi moje najśmielsze marzenia. Fizyka na 5! Akurat trochę mi szczęście dopisało i próg został obniżony, ale bez większego problemu rozumiałam pytania i znałam odpowiedzi na większość rzeczy. Niestety to był quiz, gdzie czas na odpowiedź był ograniczony i chyba dwa pytania mi przeminęły. 
W tym tygodniu wpadły kolejne kolokwia zaliczone na 5 i 4,5. Po prostu warto, jak to widzę. 


Mnogość zaliczenia ma też swoje wady. Głównie w moim podejściu, o czym myślę, że warto wspomnieć. Z jednej strony piszę o zaletach tego, żeby samą się przekonać, że naprawdę jest dobrze i mi dobrze idzie, ale chcę też pokazać drugą część, nieco smutniejszą, że po prostu nie jest tak kolorowo. 

Jest ambitna, lubię widzieć efekty. I właśnie... Mam za sobą już dwie sesje, na szczęście jedna w pełni stacjonarna, druga zdalna, a teraz przede mną jest hybrydowa. Rok temu studiowałam na UW i tamten spowodował, że zwątpiłam w siebie i teraz na sesję patrzę z przerażeniem, bo po prostu źle mi się kojarzy. Mój wkład w naukę, ilość czasu, który w to włożyłam, nijak miał się do efektów, który były. "Pocieszne" było to, że nie tylko ja to tak odczuwałam i później widziałam statystyki ocen. Średnio 50% osób nie zdawało.  Stąd wynika mój stres przed kolejną sesją, mimo że tutaj przy podobnym wkładzie energii mam wyniki zadowalające.
Do tego dochodzi ambicja i przez 1,5 dnia chodziłam niezadowolona, bo nie udało mi się zwolnić się z egzaminu, a brakowało niewiele. I patrz akapit wyżej, dlaczego myśl o egzaminie napawała mnie strachem.


Kolejna "problematyczna" cecha, to nie umiem odpoczywać, gdy mam coś do zrobienia. Powrót z uczelni i godzina nic robienia przed naukę - nie ma problemu! Sobota, w którą pomogłam komuś z nauką, byłam u babci i potem u cioci, wróciłam o 18 i dopiero mogłam się uczyć. Wyrzuty sumienia, irytacja, bo "zmarnowałam" dzień, chociaż nie miałam innego wyjścia. Obejrzenie kilku odcinków bajki na netflixie, gdy jestem zmęczona, a miałam się uczyć. To samo. Jest to bardzo upierdliwe i jeszcze bardziej męczące niż sama nauka.

5 komentarzy:

  1. Pięknie zdałaś fizykę! :) Oby wszystko dalej się układało

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje z powodu tej piątki z fizyki ! Kurczę ja miałam biofizykę i to była moja najgorsza zmora. U mnie w tym roku może przez zdalne może przez to co się dzieje jakoś nie stresuje się tą sesją u nas to są tylko trochę bardziej rozszerzone kolokwia i tyle :) Ale za ciebie trzymam kciuki bo wiem jakie to czasem potrafi być przytłaczające i przygnębiające...
    by-tala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję tak dobrych wyników w kolokwiach ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tez kiedyś nie potrafiłam odpoczywać, ale teraz robię to z łatwością :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję świetnego wyniku z fizyki i trzymam kciuki za dalsze sukcesy. 😊
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!