Hejo!

Prawie oficjalnie zakończyła mi się sesja. Wszystko zdane w pierwszym terminie, czekam na oceny w USOSie i zastanawiam się, co będę robić przez te 1,5 tygodnia. Wpisy na blogu może nie będą częściej, bo to tylko 10 dni przerwy i wolę ten czas wykorzystać, żeby więcej postów napisać.

Myślę, że to też dobry czas, żeby wszystko podsumować. W tamtym roku tego nie robiłam, ale tutaj przez rozliczenie semestralne mam poczucie, że kończy się pewien etap na tych studiach. Myślę, że teraz podeszłam też dużo bardziej świadomie do studiowania i nauki, co było efektem tego, że pół roku byłam w nauce zdana na siebie i znajomych, dzięki czemu poznałam nowe metody nauki i wiedziałam, jak się uczyć. 


Nie chcę pisać na razie bardziej o zmianie uczelni, wole się skupić na tym, jak wyglądał ten semestr, czego się nauczyłam i jakie wnioski wyciągnęłam. Jakby komuś umknęło, jestem na kierunku chemia środków bioaktywnych i kosmetyków. W tym semestrze miałam podstawy chemii ogólnej, matematykę, fizykę, botanikę farmakologiczną, biologię komórki oraz BHP. 

Wykłady przez cały semestr były zdalnie. Większość była prowadzona w czasie rzeczywistym w formie prezentacji, którą wykładowca omawiał. Na matematyce doktor po prostu pisał w notatniku twierdzenia i wszystko, co było potrzebne. Wykłady z biologii to była nagrana przez panią doktor prezentacja, a do tego plik pdf z lukami do uzupełnienia, co było bardzo fajną formą dla mnie, bo mogłam sobie usiąść do tego, kiedy miałam na to ochotę. Wykład z chemii był prowadzony bardzo dobrze - teoria była popierana zadaniami i sposobem ich rozwiązania, profesorka często podkreślała, co będzie na egzaminie i faktycznie to było na egzaminie. 
Mimo dobrego i interesującego prowadzenia wykładów, to w tej formie i tak ciężko było mi się na nich skupić. Szczególnie, że miałam 4 wykłady jednego dnia i dla mojej koncentracji to był koszmar. To i tak było lepszym wyjściem niż wykłady wysyłane na maila, ale zabrakło mi odrobiny samodyscypliny, aby tego dopilnować i notować tak, jak powinnam. Co również odbiło się w taki sposób, że później musiałam nadrabiać notatki zamiast je porządkować i się uczyć.

Przez pierwsze dwa tygodnie studiów miałam na uczelni stacjonarnie wszystkie ćwiczenia i laboratoria. Później od 10 listopada do świąt miałam wszystkie zajęcia zdalnie (poza jednymi laboratoriami z fizyki), co nie było dobre, ale jakoś to przetrwałam. W styczniu wszystkie laboratoria były stacjonarnie. Kolokwia oraz egzaminy odbywały się w trybie mieszanym. 


Najtrudniejsza była dla mnie nauka z botaniki farmakologicznej. Materiał był niesamowicie obszerny i szczegółowy, do tego w dużej mierze był nowy. Dwa kolokwia z materiału z laboratoriów w formie quizów. Trzecie było na żywo, ustnie - zaliczenie zielnika. Polegało to na rozpoznaniu 50 gatunków roślin, podaniu substancji aktywnych oraz działania. Nieco mnie ratowało to, że jestem ze wsi i znam część tych badyli z widzenia, a teraz tylko musiałam dopasować do nich nazwy. Przeżyłam przy tym ogromne zaskoczenie, bo okazuje się, że w Polsce rośnie lebiodka pospolita, czyli oregano! Sam przedmiot był bardzo ciekawy, wyniosłam z niego wiele praktycznych informacji, ale nauka tego to był koszmar. 
Ciężko było mi też znaleźć czas na matematykę i regularne robienie zadań. Było ich dużo, co na tym przedmiocie jest bardzo dużym plusem, szczególnie dla osób, które nie radzą sobie za dobrze. Mi pozwoliło to przerobić tyle przykładów, że niektóry rzeczy już po prostu widziałam, gdy tylko spojrzałam na przykłady. Gdybym robiła to regularnie, a nie zostawiła na ostatnią chwilę, to myślę, że miałabym ocenę wyżej. Pozostaje mi tylko wyciągnąć naukę na następny semestr i robić chociaż kilka przykładów w tygodniu, bo uratuje mi to tyłek przed końcem semestru (i nie obejdę się smakiem, że wyższa ocena mi uciekła sprzed nosa).


Gderanie i rzeczy do poprawy zostawiam za sobą. Teraz napiszę, co odkryłam i  co pomogło mi w nauce. 


1. Tabelki 

Przy nauce zielnika z botaniki oraz do egzaminu tyłek ratowały mi tabelki. Wpisywałam działanie i do tego rośliny, które je wykazuje. Wypisywałam substancje aktywne i rośliny, które je zawierają.
Podobnie robiłam z tabelkami z organellami, funkcjami i ich charakterystyką. Dużo mi to ułatwiało i pozwalało mi uporządkować wiedzę. 


2. Zszywanie kartek oraz skoroszyty

Jakkolwiek oczywiste to nie jest, to ja to doceniłam podczas tego semestru. Do tej pory głównie używałam zeszytów, ale zauważyłam, że dużo lepiej mi się uczy ze zwykłych kartek. Pozwala mi to nie zgubić niczego i zachować kontrolę nad tym, co mam a czego nie mam. Później po kolokwium idzie to wszystko do jednej koszulki i wpinam je do skoroszytu. Niby prosta rzecz, a naprawdę pomaga. 


3. Nauka z kimś!

Sposób odkryty dzięki Hani Es i na początku myślałam, że to głupi sposób, ale spróbowałam i faktycznie działa. Na youtubie są filmiki, na których ludzie się uczą. Wyszukuje się "study with me" i wybiera sesję pomodoro. Warianty są różne 2 godziny, 4 godziny czy jedna taka sesja. Bardzo fajny sposób na skupienie się, gdy jest ciężko i na pilnowanie robienia przerw w nauce. Jeszcze nie próbowałam nauki z Hanią, ale w przyszłym semestrze na pewno spróbuję, dlatego zostawiam poglądowy filmik, żebyście wiedzieli o co chodzi.





To chyba najważniejsze rzeczy z tego semestru, większość przemyśleń dotyczących konkretnych przedmiotów zostawiam sobie na wpis o zmianie studiów.  


Jak Wam minął semestr szkoły/studiów? Jakie macie/mieliście sposoby na naukę?

7 komentarzy:

  1. Zajęcia zdalne są dla mnie bardzo trudne, bo mam spory problem ze skupieniem się. Cieszę się, że mam już sesję za sobą. Sposobu na naukę w zasadzie nie miałam, przydałoby się w końcu wprowadzić w życie więcej organizacji

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomocny myślę post dla osób studiujących, spodziewam się, że zdalne nauczanie sprawia wiele trudu

    OdpowiedzUsuń
  3. O dziwo dla mnie ten semestr to był jeden z tych najgorszych. Nie mogłam się skupiać a stres był w pewnym momencie tak duży że pojawiły się problemy zdrowotne. A rady ? Nie odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę. Znalezienie swojego miejsca i czasu do nauki. W związku z tym że ciągle siedziałam w pokoju później ucząc nie mogłam się skupić
    by-tala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Osoby studiujące na pewno chętnie skorzystają z Twoich porad.

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie na szczęście był to ostatni semestr nauki, ale w porównaniu z zeszłym zajęcia były lepiej prowadzone. Za to zaliczenia to był dramat i wolę o tym zapomnieć. Co do moich sposobów na naukę... Nie są odkrywcze, bo to po prostu ekstremalne streszczanie notatek z lekcji - dużo mniej tego wychodzi, bo ubywa tego całego "lania wody" a są same konkrety. I wygląda estetycznej, bo notatki robię pod siebie. Co do punktu trzeciego - robiłam coś podobnego, tyle tylko że szukałam sobie różnych składanek muzycznych do nauki. I co zaskakujące dobrze się to sprawdza.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Głowy sobie nie dam uciąć, ale wydaje mi się, że u mojej babcie na ogrodzie jest ta lebiodka i przeżyłam niemałe zaskoczenie, kiedy ktoś powiedział mi, że to oregano. :D
    Klasa maturalna w okresie pandemia to jest totalna masakra, dopiero luty, a ja mam już dość tego męczenia maturą. I brak człowiekowi też samodyscypliny. Jedyny plus - można bezkarnie nic nie robić na niepotrzebnych lekcjach, no i w moim przypadku nie muszę też dojeżdżać, choć taki dwudziestominutowy spacer na pociąg z rana dobrze mi robił... Ale pocieszam się tym, że wszystkim jest ciężko, więc wcale nie trzeba wyciągać na takie wyniki jak poprzednie roczniki!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy kierunek studiujesz! Ja studiuję na kierunku wspomaganym przez Internet i wydawało mi się, że bez problemu przejdą w tryb zdalny 100%, jednak skończyło się to na zmniejszeniu ilości zajęć z jednego weekendu w miesiącu na jeden weekend...co dwa miesiące! U mnie na kierunku wykładowców można podzielić na takich, którzy chcą żebyśmy zdali i na takich, którzy robią nam pod górkę.
    Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!