Obowiązkowa kontynuacja! "Wysłannik" Paulina Hendel

 Hejo!

Od jakiegoś roku pojawiają się kontynuacje pisane po latach. Po przeczytaniu "Znajdź mnie" Andre Acimana podchodziłam z rezerwą - tamta książka nie wniosła wiele do fabuł "Call me by your name", głównych bohaterów było bardzo mało, a to ich duet mnie najbardziej ciekawił. Gdzieś stoi trzecia część "Trzy metry nad niebem" i tak czeka na przeczytanie. "Vengeful" kontynuacja "Vicious" rozwinęła znanych bohaterów, ale nie dorównała pierwszej części. 

I nadszedł "Wysłannik". Kończąc "Łowcę" wiedziałam, że kolejna części musi nadejść, bo w tej serii jest jeszcze tyyyle do opowiedzenia. Miałam dużo oczekiwania, liczyłam na to, że będzie lepiej niż poprzednie i się nie przeliczyłam. Książka jest rewelacyjna! O tym za chwilę!


Tytuł: Wysłannik
Seria: Zapomniana księga
Autorka: Paulina Hendel
Liczba stron: 496
Data premiery: 30 września 2020 r.
Ocena:  10/10


Hubert robi pierwsze kroki ku bliższemu poznaniu się mieszkańców wsi i wzajemnej pomocy mieszkańców. Wiec się odbył, można by rzec, że efekt był lepszy niż Hubert się spodziewał. Poza jednym incydentem. O wiecu dowiedzieli się ludzie z jednostki w górach. Przyszli z podobno pokojowymi zamiarami, ale... Koniec końców Izabela i Ernest wyruszyli w podróż, zostawiając nie zawsze zachowującego się rozsądnie Huberta, ale chłopak nie usiedzi w domu. 


Dla mnie to najlepsza książka z tej serii. Czytając po kilku stronach rzuca się w oczach większa różnorodność wszystkiego i dojrzałość. Wszystko to można poznać po stylu pisania. Jest więcej szczegółów oraz rozmyślań, szczególnie Huberta. Opisy nie są nużące, mimo że przeważają w książce. Pojawiają się nowe miejsca, nowe demony i sposoby radzenia sobie z nimi, co uatrakcyjnia czytanie i zaciekawia czytelnika. Ogólnie narracja jest bardzo "żywa" - bardzo łatwo idzie wyobrażanie sobie miejsca, demonów i bohaterów, prawie jak w filmie. 

W tej seria autorka nie skupia się tak szczegółowo na tym, jak poszczególne wioski sobie radzą. Gdzieniegdzie są bardziej szczegółowe opisy maszyn, budowli i ich działa. Hubert podczas swojej podróży nie zatrzymuje się nigdzie na dłużej niż 2 czy 3 dni. Życie na południu znacznie się różnicy od tego, co się bohater zna.  Czasem to bawi, a czasem szokuje. Wyszło to poza to, czego ja się spodziewałam. Serio!

Fabuła głównie opiera się na podróży Huberta - niby nic nowego, ale chłopak jest w trasie cały czas. Samo w sobie nie brzmi to jakoś intrygująco, ale to co tam spotyka jest naprawdę ekscytujące. Ogromnym plusem jest powrót do wątku z pierwszej książki. Nadaje to więcej sensu "Strażnikowi" i całej serii i pozostawia w takim samym szoku, jak pierwsza część, mimo że nieco się różnią. Kolejna część może być jeszcze ciekawsza!


Dojrzałość w bohaterach widać szczególnie w Hubercie. Dalej działa pochopnie, ale mimo to jest spokojniejszy. Ma cel, nie zajmuje się wyłącznie polowaniem na demony i zbieraniem informacji. Ma sporo momentów przemyśleń, które są naprawdę intrygujące i skłaniają czytelnika do przemyśleń. Dopiero w tej częściej ja się zaczęłam zastanawiać, co by się stało z moją wsią. 
Poznajemy też lepiej Zuzę. Miałam pewien mały problem podczas czytania, bo polubiłam ją tak jak siostrę koleżanki i cały czas miałam ją w głowie jako czternastolatkę, a ta bohaterka jest już starsza ode mnie! Zuza często mówi coś oderwanego od rzeczywistości, ale mimo to ma to sens i następnie okazuje się, że dziewczyna ma rację. Poza byciem "radarem" na demony, dziewczyna ma niesamowitą intuicję - uwielbiam takich bohaterów. Dzięki niej możemy poznać demony od innej strony.

Ta dwójka w duecie jest niesamowita. Poniekąd brakowało mi planowania Ernesta, ale jakoś Hubert i Zuza są znacznie efektywniejsi. Izy oraz Henryka też nie było tak dużo w tej książce. Bardzo mi brakowało ciętego humoru dziewczyny. 

Książka jest genialna! Idealnie rozwinęła i dopełniła historię. Bardzo się cieszę, że będzie kolejna część, bo rozwinie interesujący temat i prawdopodobnie nada jeszcze więcej sensu całej serii. Bardzo mi się podoba to, że z tomu na tom można zmienić postrzeganie całości. W dziwny sposób ta seria dodawała mi otuchy w ostatnim czasie i wiem, że drugi tom może być nie przybijający w obecnej rzeczywistości, ale mnie odrywał i pokazywał, że zawsze może być gorzej. ;) 

Książka odebrana za punkty na portalu czytampierwszy.pl

 Akredytacja 02/05/2020

Jestem nominowana w plebiscycie "Opowiem Ci" w kategorii blog oraz Instagram ponad nazwą Myśli z głowy wylatujące/myslizglowywylatujace. Zostawiam tutaj link https://www.opowiemci.com/ranking/ i zachęcam do zagłosowania. :) 

Chciałabym też Was poinformować, że dużo się u mnie dzieje z cyklu "jak wszystko to raz". Efekt motyla i domino i okaże się, co najbliższe dni przyniosą i po prostu może być mnie tutaj jeszcze mniej i bardziej nieregularnie. 

Smętnik blogowy #4 - ciężar książek od wydawnictw

 



Hejo!

Tak patrzę na to, co muszę zrobić w listopadzie i wiem, że będzie ciężko znaleźć mi czas na inne aktywności (albo życie osobiste), ale jakoś mnie to satysfakcjonuje. Dzisiaj jestem tutaj ze Smętnikiem i obym za tydzień znów się pojawiła, a jeśli nie to, to za dwa tygodnie na pewno. Na szczęście mogę sobie powtarzać, że tylko listopad będzie tak wyglądał, ewentualnie jeszcze grudzień, ale mam tę świadomość, że na początku grudnia odejdzie mi jeden przedmiot, potem drugi i jeszcze trzeci! Niesamowicie się cieszę, że skończą się już godziny tych przedmiotów i po prostu uzyskam z nich zaliczenie, i będzie spokój. 
Będę musiała się przemęczyć w tym miesiącu, szczególnie że chciałabym dwie recenzje wrzucić. Mam taki zapierdziel do końca miesiąca, że w tym momencie siedzę przerażona, jak ja to do cholery ogarnę i przy okazji zrobię te recenzje. Na szczęście to i tak dwie książki, na które mam miesiąc, a nie więcej. Nie przewidziałam tego, że wyskoczy mi 5 kolosów w 2 tygodnie i kolejne 5 raportów. Jest zabawnie. 


Dla przypomnienia!

Smętnik to coś na kształt poradnika, który pozwoli mi ponarzekać, ale można z niego się czegoś nauczyć. Będę pisać o tym, co mi się nie podoba, a jest dość powszechnym zjawiskiem. Myślę, że część osób się ze mną zgodzi.  Po prostu wylewam frustrację, ale jednocześnie chcę pokazać czego lepiej nie robić. Raz piszę z widzenia twórcy, raz z obserwatora. 
Ten wpis nie ma na celu wyśmiewać osób personalnie. Nie będę wskazywać konkretnych osób, które tak robią. Nie bierzcie tego osobiście. Nie chcę atakować tym wpisem kogokolwiek. Staram się skupiać w tej serii na konkretnych zjawiskach, które są irytujące (dla mnie i dla innych).
Sama też jestem człowiekiem, więc zdarza mi się te błędy popełniać. Czasem świadomie, czasem nieświadomie. Bywa. 


O czym dziś? 

Dzisiaj temat, który po części był szeroko komentowany na Instagramie jakoś na wiosnę, a po części ludzie mi go podrzucili, gdy się ich spytałam, co ich irytuje. Wszystko się sprowadza do tego, że co za dużo to niezdrowo.  Krótko mówiąc o nadmiarze książek od wydawnictw. 
Współprace z wydawnictwami są spoko, ale jest to rzecz, w której zdecydowanie umiar powinien być na pierwszym miejscu, bo to nie jest tylko "darmowa książka", jeśli chodzi o standardową współpracę barterową, ale czas na przeczytanie oraz zrobienie zdjęć, napisanie wpisów... Często widzę, że ktoś bierze sobie za dużo współprac potem nie ma czasu i narzeka na story. Rozumiem, że czasem się coś obsunie, wyskoczy coś niespodziewanego i plany nie wypalą, a widzę osoby których jest to notoryczne. 

Dla samego twórcy jest to jednak duża presja. Tutaj czas goni, bo trzeba coś zrobić, jak najszybciej, a jednocześnie rzetelnie. Wielu osobom się po prostu odechciewa i sami zrażają się do czytania - takie słowa można u niektórych osób przeczytać. Każdy chce zrobić coś jak najlepiej, a tutaj jest tyle, że nie wiadomo od czego zacząć. Jest presja, przez którą traci się przyjemność z tego, co się robi. U niektórych osób obowiązki mogą być przez to zaniedbane, a to nie jest fajne. 

Z punktu widzenia odbiorcy mam w takich sytuacjach niesmak. Po co coś bierzesz, skoro nie dajesz sobie z tym radem i potem narzekasz? Taka zachłanność, brak umiaru. Czasem szkoda nie wziąć, bo fajna książka, ale czy na pewno warto? Jaki sens wzięcia kolejnego zobowiązania, którego nie da się wypełnić w odpowiednim czasie?
Do tego spotkałam się z tym, że ktoś później robił maraton recenzji. W ciągu dnia wstawiał recenzje przez 4 godziny co pół godziny. Były to dla mnie dość męczące, szczególnie że widać było, że nie są to zbyt merytoryczne teksty. Niewiele mówiły o książce, były na zasadzie "Książka jest fajna, bo jest dobrze napisania". Żadnych konkretów i po prostu tak słabo. 


Wiele osób uważa za męczące to, że wciąż ludzie pokazują te same książki. Nie dziwię się tym osobom, ale rozumiem też wydawców. Dla wydawcy ważny jest szum wokół książki, szczególnie premiery - stąd tyle tego. 
Mnie często drażnią książki, których nie mam zamiaru czytać. Jest kilku autorów, których mnie nie interesuje i czasem widok ich książek mnie nudzi. Do tego ciągłe nowości, z których może jedną dziesiątą przeczytam, ograniczają możliwość dyskusji. Jeśli zna się autora z innych książek lub jest kolejna część serii, to znacznie łatwiej komentować i prowadzić dyskusję z autorem. Inna rzecz jest taka, że są starsze książki, które są mało znane, a na serio zasługują na uwagę.