"Prosta sprawa" Wojciech Chmielarz

 


Hejo!

Niczego bardziej nie lubię niż tygodni, gdy widzę efekty moich działań. Co prawda ten tydzień był dla mnie niezłą sinusoidą - raz dobrze, raz źle, a wyrok Trybunału Konstytucji to jeszcze gorzej (o tym zaraz), ale koniec końców pod względem całkowicie prywatnym - poszło nieźle. Zwykle nie poruszałam takich kwestii na blogu, częściej wrzucałam coś na Instastory, bo miałam tam większy zasięg, ale też łatwiej na bieżąco przekazywać merytoryczne treści. Teraz coś we mnie pękło i pewnie więcej takiej rzeczy będzie się tutaj przewijać, ale w postaci odsyłania do wpisów, bo w wielu tematach sama muszę się doedukować i "przetrawić", co się dzieje. W kwestii zaostrzenia prawa aborcyjnego nie będę się tutaj rozpisywać, ale nie mogę pozostawić tego tematu bez słowa na blogu, dlatego podam trzy linki:
wpis @wild.rocks o tym, co można zrobić, gdzie podobała więcej profili godnych uwagi. 
wpis @centrumprawkobiet, który wyjaśni, jaki wpływ ma orzeczenie TK oraz jego konsekwencje.
Profil queerowyfeminizm - edukacja antydyskryminacyjna, przystępne źródło informacji, zawsze na bieżąco tłumaczy kwestie, które są poruszane. 

Po prostu się wspierajmy i nie dzielmy na lepszych i gorszych, nie odcinajmy od osób, które mają inne zdanie niż my. Szanujmy to, ale nie wchodźmy w ich wolność. Dajmy wybór.  

W całej tej mojej sinusoidzie oraz przeziębieniu (też się pojawiło, mówię Wam tydzień intensywny) znalazłam czas na dokończenie dwóch książek i przeczytanie w całości jednej. Dziś "Prosta sprawa" Wojciecha Chmielarza. Książka powstała w specyficznych okolicznościach - w marcu, w trakcie lockdownu była publikowana na fanpage'u autora. W wersji papierowej została poprawiona i rozszerzona. Nie czytałam wersji pierwotnej, ale informacja zachęciła mnie do czytania. 

Tytuł: Prosta sprawa
Autor: Wojciech Chmielarz
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 383
Data premiery: 14.10.2020
Ocena: 8,5/10


Tajemniczy mężczyzna przyjeżdża do Jeleniej Góry. Dociera do mieszkania dawnego przyjaciela, a go tam nie ma. Mieszkanie zdemolowane, po dziesięciu minutach pojawia się dwóch mężczyzn - gangsterów. Prosty zniknął, a on wpada w niebezpieczeństwo, bo uparcie pragnie go odnaleźć. 

Pierwszy raz czytałam powieść sensacyjną. Jest to trzecia książka Wojciecha Chmielarza, którą czytałam. Zdecydowanie inna niż te dwie pozostałe - "Rana" mroczny kryminał (chyba), "Wyrwa" thriller psychologiczny. "Prosta sprawa" jest z tych trzech najlżejsza. Czytało mi się ją bardzo szybko, jednocześnie widziałam ją jako film w klimatach "Psów" z lekkością "E=mc2" i współczesnością z "Psów 3". Po cichu liczę na jakąś ekranizację, bo lubię filmy w tym klimacie. 
Wracając do książki, czytałam ją łącznie może 5 godzin w ciągu trzech dni. Wczoraj prawie do północy, a wczoraj przypadł najgorszy dzień w moim przeziębieniu i dodam, że zwykle chodzę spać po 22. Dwa drobne fakty, potwierdzą to, że nie mogłam się oderwać, a kiedy trzeba było to zrobić to oderwałam się od niej z wielkim bólem. Rano chciałam ją jak najszybciej skończyć, a teraz siedzę z delikatnym kacem książkowym. Piszę recenzję i wciąż o niej myślę, a jednak ciężko mi coś konkretnego o niej napisać.
Czytałam ją tak, jak pisał autor, z rozdziału na rozdział. Nie próbowałam przewidywać, co się stanie dale, nie wybiegałam myślami poza rozdział, który czytałam. Dawałam się zaskoczyć razem z bohaterami. Świadczy to też o tym, że wciąż byłam zaciekawiona tym, co właśnie czasem. Ciągle coś działo albo powodowało, że chciałam się dowiedzieć więcej. 

Fabuła jest bardzo przyjemna. Nie wiem, czy jest zawiła czy nie, ale wszystko się ładnie łączy, co bardzo lubię książkach. Nieco przypomina mi sieć pajęczą. Chociaż to bardziej układanka z puzzli. Wiele elementów, ale każdy ma swoje miejsce i tworzy spójną całość. Akcja dynamiczna, dzięki czemu szybko się czytało. Jednocześnie było chaosu, nawet w punkcie kulminacyjnym. Wszystko było tak, jak powinno być i bez większego bałaganu.

Jest tutaj wielu bohaterów. Nie za bardzo lubię podział na głównych, drugoplanowych i tak dalej, bo niekiedy ten ktoś, kto pojawił się raz czy dwa razy może mieć spory wpływ na całą fabułę.
Jest sobie bohater-narrator, o którym wiemy tyle, że przyjechał szukać przyjaciela. Nie znamy imienia, skąd jest, czym się zajmuje i skąd tyle wie. A wie bardzo dużo. Do tego ma niezwykle analityczny umył, myśli logicznie i biegle łączy fakty. Wiele rzeczy jest w stanie przewidzieć, jest nieomylny... No prawie. 
Spotyka Justynę, analityczkę z ABW, która nie za bardzo daje sobie radę z pracą w terenie, ale prowadzi śledztwo na własną rękę. Zaczynają współpracować.

Mamy również grupę gangsterską - przekrój różnych osobowości, różnych umysłów. Wiele do opisania, dlatego ich warto poznać na własnej skórze. Są ważni, ale większość ich działań jest wspólna, dlatego jestem w stanie potraktować ich jako jedność. Właściwie mamy kilka grup, które są ze sobą powiązane- zarówno pod względem interesów, ale zatargów i terenu. 

Narracja prowadzona jest z dwóch punktów widzenia. Większość książki jest to perspektywa tajemniczego narratora - przedstawia swoimi oczami, co robi w Jeleniej Górze oraz analizuje fakty, czasem cofa się w czasie, żeby opowiedzieć historię ze swojego życia. Od czasu do czasu pojawia się narracja trzecioosobowa, kiedy pokazywane są działania grupy gangsterskiej.


Książka, po której ciężko mi myśli uporządkować. Spędziłam z nią bardzo miły wieczór i poranek. Była pełna różnych emocji - gdzieś zakręciła mi się łezka wzruszenia, gdzieś nielegalne praktyki mnie oburzyły lub obrzydziły, ale większość czasu czytałam z zapartym tchem. Niesamowicie ciekawiło mnie, co się stało z Prostym, kim on był, ale też kim był ten narrator i skąd miał taką wiedzę. 
Jestem w stanie polecić to osobom, które zwykle wybierają inne książkę, ale chcą wyjść ze swojej strefy komfortu. Książka jest techniczna bardzo dobra, fabularnie również. Do tego lubię, gdy książka jest pisana spontanicznie, dla odstresowania się. Podobnie jak "Too late" Hoover.  To takie książki, gdzie może i tematyka jest ciężka, ale sposób przekazania historii jest lekki, dobry na pochmurny wieczór i oderwanie się od rzeczywistości. Po prostu ta książka wciąga.


Książka odebrana za punkty na portalu czytampierwszy.pl

 Akredytacja 02/05/2020

Jesienny



 Hejo!

Piszę w przypływie pozytywnej energii po wczorajszym wf-ie. Szukając tematu do wpisu, uznałam, że po prostu napiszę o niczym. Dawno czegoś takiego nie było, gdzieś tam przejawiały się pojedyncze zdania o tym, co nowego u mnie i tyle. Ile czasu można pisać o czymś konkretnym? Pewnie wpis się pojawi po południu, mimo że zaczynam go pisać z samego rana. Jednocześnie odnoszę wrażenie, że przecież nic ciekawe u mnie się nie dzieje i w ogóle o czym mam pisać? 


A mogę pisać o wszystkim, nie przejmując się, czy to ma w ogóle jakikolwiek ład czy skład. Po prostu, żeby pisać. Wrzuciłabym tutaj jakieś jesienne zdjęcie z kolorowymi liśćmi, ciepłym swetrem i szalikiem, ale po prostu nie mam czegoś takiego. Poszłabym na takie zdjęcia, ale jeszcze liście są za zielone, a pogoda w ogóle nie współgra nawet z domowymi zdjęciami. Przynajmniej gdzieś znalazłam sposób na robienie przyzwoitych zdjęć z fleszem - zasłaniam białą kartką lampę błyskową i zdjęcia wychodzą ładne. Wolę nie myśleć o tym, co by mi się przydało do robienia zdjęć i co powinnam kupić w pierwszej kolejności.  Csiii... Już nie gdybajmy aż tak. Po prostu zakończmy na tym, że łudzę się nadzieją, że jeszcze będzie ładnie albo choć trochę bezchmurnie. 


Prawie napisałabym, że straciłam wątek, ale nie wiem, czy tutaj jest w ogóle jakikolwiek wątek. 
Przeszłam przez dużą złość w czwartek, chyba ze strachu, że znowu będzie mnie omijać najbardziej wartościowa część moich studiów. Na szczęście laboratoria są jako zajęcia praktyczne, więc będę je mieć. Po tym mailu poczułam ulgę. Jeszcze nie miałam wszystkich zajęć laboratoryjnych w praktyce - mamy zajęcia w grupach co 2/3 tygodnie lub jedne zaczynają się od listopada, ale przynajmniej te jedne z botaniki mi się bardzo podobają. Reszta myślę, że też będzie ciekawa (co najmniej!). 
Już w pierwszym tygodniu zauważyłam dużo inne podejście do studentów niż na poprzedniej uczelni. Tutaj wykładowcy traktują nas bardziej "na równi" i będziemy po prostu ze sobą współpracować. Te dwa określenia wydają mi się najbardziej odpowiednie - współpraca i wzajemny szacunek. Miałam taki przypadek doktora, który kilka miesięcy wcześniej się obronił, i zwracał się do nas "dzieciaczki" oraz "słoneczka". To było strasznie irytujące. Za to tutaj po prostu widać, że Ci ludzie chcą nam przekazać wiedzę, nawet jeśli nie prowadzi wykładów w porywający sposób. Jednak! Mam ogromny szacunek do matematyka, którego wykłady są naprawdę ciekawe. Naprawdę. On mówi interesująco o matematyce, a to jest wyczyn. 

Co u Was słychać? 

Smętnik blogowy #3 - ciągłe przeprosiny



Hejo!

To już trzeci Smętnik Blogowy. Tym  razem bardziej poświęcony Instagramowi, bo tam takie rzeczy zauważam częściej, ale to kwestia tego, że ta platforma jest nieco bardziej "codzienna" i daje większą możliwość kontaktu z innymi osobami. Na blogu nie jest to aż tak "bliski" kontakt i na takie rzeczy nie zwraca się tak dużej uwagi, tym bardziej, że na blogu wpisy częściej bardziej są przemyślane niż relacje na Instagramie, przez co więcej osób jest lepiej (albo jakkolwiek) przygotowanych na wstawienie czegoś. Instastory można nagrać w każdej chwili, kiedy ma się chociaż wolną minutę, przez co ludzi widać w różnym stanie i w różnych sytuacjach, czego nie ma w blogach. 

Dla przypomnienia!

Smętnik to coś na kształt poradnika, który pozwoli mi ponarzekać, ale można z niego się czegoś nauczyć. Będę pisać o tym, co mi się nie podoba, a jest dość powszechnym zjawiskiem. Myślę, że część osób się ze mną zgodzi.  Po prostu wylewam frustrację, ale jednocześnie chcę pokazać czego lepiej nie robić. Raz piszę z widzenia twórcy, raz z obserwatora. 
Ten wpis nie ma na celu wyśmiewać osób personalnie. Nie będę wskazywać konkretnych osób, które tak robią. Nie bierzcie tego osobiście. Nie chcę atakować tym wpisem kogokolwiek. Staram się skupiać w tej serii na konkretnych zjawiskach, które są irytujące (dla mnie i dla innych).
Sama też jestem człowiekiem, więc zdarza mi się te błędy popełniać. Czasem świadomie, czasem nieświadomie. Bywa. 


O czym dziś? 

O przeprosinach, które w dużej mierze są zbędne. Konkretniej o tym, gdy ktoś przeprasza wciąż, i wciąż, i wciąż… To jest jedna z rzeczy, które bardziej nie wiem, czy mnie bardziej smucą czy odrzucają. W pewnym momencie po prostu nie chce się tego czytać, bo ktoś ciągle sam wpędza się w jakieś poczucie winy i widać, że nie ma przyjemności z tego, co robi. 


W ciągu tego 1,5 roku bycia na Instagramie regularnie natykałam się na różne przeprosiny – za pryszcza, za to że się czegoś nie zrobiło, za to że przez dzień nic się nie dodało, za coś tam… Non stop coś nie tak w mniemaniu tej osoby, bardzo często rzeczy, na które większość osób nie zwraca uwagi. I tylko samemu nakłada się niepotrzebną presję. 
Jednocześnie piszę to punktu widzenia osoby, która do wielu rzeczy podchodzi swobodnie i stara się nie zmuszać, tylko robi to, co chce, jak chce i kiedy chce. Zwłaszcza, jeśli to pasja i robię to po prostu bardziej dla siebie niż dla innych. Robię to, co lubię i tyle. 


MASZ PRAWO NIE WRZUCAĆ NIC PRZEZ JEDEN DZIEŃ, DWA CZY TYDZIEŃ.

Na serio nie musisz przepraszać za to, że nie wstawił*ś nic na Instastory w ciągu dnia. Masz swoje życie i nie ograniczaj go wyłącznie do Instagrama. Jeśli nie możesz znaleźć czasu na pisanie, na wrzucanie jakiegoś zdjęcia, to nic się nie dzieje. Jak po prostu nie masz ochoty być na Instagramie, to też jest spoko. Wrócisz, gdy będziesz mieć ochotę. 
Nie martw się tym, że ktoś ucieknie, gdy nie będzie Cię kilka miesięcy czy tygodni. To normalne, ale to są tylko puste cyfry, które są niczym przy Twoim samopoczuciu. Rób to, co lubisz i kiedy lubisz, żebyś Ty się dobrze czuł, bo to przyciągnie więcej ludzi niż ciągłe wstawianie czegoś. 
Możesz nawet wrzucić coś raz na kilka miesięcy. Niby regularność jest fajna, ale nie próbuj jej wtoczyć na siłę na samym początku. Bardziej to zrazi Cię do tego, co robisz niż Cię zachęci. Regularność to coś, co przychodzi z czasem, ale to nie są też sztywne ramy, których musisz się trzymać, bo wszystko legnie w gruzach.


MASZ PRAWO ODZYWAĆ SIĘ BEZ MAKIJAŻU

To taki punkt, że mam ochotę nie pisać nic więcej, bo jest oczywisty. Mam ochotę nie pisać nic więcej, bo jak zacznę to wiem, że prędko nie skończę, a do tego się zirytuję bardziej niż to potrzebne. Po prostu muszę to poruszyć, bo widzę to dość często. 
Przede wszystkim, jak nagrasz story, wrzucisz zdjęcie to pewnie nikt nie zwróci na to, czy masz wytuszowane rzęsy czy nie. Ludzie bardziej interesuje to, co chcesz przekazać niż Twoja twarz. Brak makijażu świadczy o braku makijażu. Nawet nie ma, co się wgłębiać, czy to przez brak czasu czy przez brak ochoty. To trochę w myśl powiedzenia „głupi nie będzie wiedział, o co chodzi, a mądry pomyśli, że tak miało być. 
Do tego takie przeprosiny sugerują, że makijaż to coś, co powinno być. Jakiś niezapisany obowiązek na Instagramie, idealnie gładka twarz, długie rzęsy i perfekcyjny makijaż. Przestańmy dawać przekaz, że makijaż jest jakimś obowiązkiem. Że jak czerwona szminka, to trzeba podkreślić jakoś oczy, bo jak to tak. NIE. Każdy się maluje, jak chce, a dopóki nie spyta nasz o poradę w kwestii makijażu, to siedźmy cicho, nawet gdy ma techniczne niedociągnięcia.


PRYSZCZE MA KAŻDY

Przeprosin za pryszcze nie zliczę. Nie ma osoby, która nigdy w życiu nie miała ani jednego pryszcza.
Nie będę ukrywać, że mi moje syfy przeszkadzają, ale nie mam zamiaru za nie przepraszać. Czasem jakoś je przykryję, czasem nie, ale chcę pokazać ludziom, że takie niedoskonałości to nie powód do przeprosin. Naprawdę, jeśli o nich nie powiecie, to mało kto zwróci na nie uwagę. Pewną robotę też robią filtry – jeden nieco je ukryje, inny uwydatni. 
Wiecie, ile osób mi zwróciło na Instagramie uwagę na moje pryszcze? 0. Nie liczę rozmowy z koleżanką, że ona mnie podziwia, że się tym nie przejmuję. Pewnie gdybym dostała jakąś wiadomość w tym temacie, to bym zbyła słowami, że widzę w lustrze lub pisząc, że to coś, co każdy i nie ma, co się przejmować. Nie mam zamiaru się chować i nikomu nie pokazywać, bo mi coś na twarzy wyskoczyło. I pewnie będzie wyskakiwać, będzie mnie wkurzać, bo nie jestem do tego przyzwyczajona, ale nie zrezygnuję z tego, co lubię. 



MOŻESZ MIEĆ WŁASNĄ OPINIĘ O KSIĄŻCE (i na każdy inny temat)

Jestem pewna, że gdzieś rzuciły mi się, jakieś przeprosiny za to, że książka się nie spodobała. No bywa, też mam „hity”, które nie przypadły mi do gust. Ba, mam za sobą chłam, w którego przypadku nie rozumiem pozytywnych opinii, ale nie przyszłoby mi na myśl, że przepraszać fanów za to, że książka mi się nie spodobała. Mam gust taki, a nie inny i wiem, jakie wątki mnie drażnią i czego nie lubię. Nawet gdy jakiś wątek czy schemat lubię, to bywa tak, że przeczytałam w tym temacie tyle książek, że nie jest ani zaskoczona, ani zachwycona, bo znam lepsze książki. 
Każdy ma inny gust i należy to uszanować, a nie za to przepraszać. Chociaż potrafią wyjść bardzo fajne dyskusje przy odmiennych zdaniach. 


To są trzy najbardziej pospolity przykłady przeprosin, jakie spotykam. I jednocześnie najbardziej zbędne. Rozumiem przeprosiny za napisanie czegoś obraźliwego, szkodliwego, zaszkodzenie komuś bądź puszczenie fałszywej informacji. Nie przepraszajcie za to jacy jesteście, gdy nikogo tym nie krzywdzicie. Róbcie to, co lubicie i kiedy chcecie. Jeśli chcecie możecie napisać, dlaczego Was nie było, ale nie przepraszajcie i nie obiecujcie, bo nikomu nie jesteście nic winni. 

Ulubieńcy miesiąca: sierpień i wrzesień 2020

 Hejo!
Znowu podsumowanie dwóch miesięcy. Podchodziłam do niego jak pies do jeża, bałam się go pisać, bo to jest takie żmudne, takie długie. To nie tak, że tego nie lubię. Te wpisy są okej, ale zawsze sporo czasu zajmuje mi wypisanie książek i filmów, a potem kilka słów o nich. Poszło lekko i szybko, a nawet jest zadowolona z tego  jak napisałam o części filmów. Zaczynam mieć w tym większą wprawę, chociaż nie wszystkie filmy zapadły mi aż tak w pamięć lub oglądałam po raz setny i nic nowego nie napiszę.

 Pozytywnie wspominam te dwa miesiące, mimo że nie działo się wiele spektakularnych rzeczy, to było bardzo przyjemnie. Trochę ogarniałam rzeczy na studia, a potem uznałam, że zasługuję na trochę więcej relaksu i totalnie sobie odpuściłam. W sierpniu odpuściłam pisanie bloga na dwa tygodnie, we wrześniu zaczęłam dużo mniej czas spędzać na Instagramie, co jest dla mnie ogromnym plusem. Średnia tygodniowa wynosi około godziny. Było spokojnie. Mam nadzieję, że październik będzie nieco bardziej owocny, nie tylko pod względem nauki. 

1. Piosenka

Hm... Jakoś muzycznie najbardziej polubiłam się z audiobookami. Ostatnio znowu powróciłam do bardzo starych piosenek. Mają w sobie coś kojącego. Podrzucam Wam taki klasyk - Łazuka i Cembrzyńska "W siną dal".




2. Książki 

Odsłuchałam 8 audiobooków i przeczytałam 8 książek. Czytania samego w sobie więcej było we wrześniu. Ogólnie oceniam bardzo dobrze te miesiące. Ze względu na to, że wróciłam na studia to ta passa nieco przystopuję pewnie, ale zobaczymy jak to wyjdzie. 

  1. Statycznie rzecz biorąc Janina Bąk - ciekawa książka, jeśli ktoś nie jest obeznany w temacie, to może być nudna. Miałam kilka rzeczy w tym temacie na studiach i polecam, fajnie wyjaśnione i bardzo zabawne. 7/10
  2. Bluzgaj zdrowo Emma Byrne - kolejny ciekawa rzecz, dużo bluzgów, szympansów i fajnie tłumaczy, skąd się wzięły wulgaryzmy. 7/10
  3. Królewska Klatka Victoria Aveyard - ciężko mi się ją czytało, ale był to drugi i nieco bardziej doceniłam tę książkę. Jest tutaj dużo planowania i strategii, mniej typowej akcji. 6/10
  4. Zaczytana i Bestia Ashley Poston - recenzja 8/10
  5. Mam wątpliwość Aleksandra Radomska - świetna książka, bardzo ciekawej kobiety. Wiele rzeczy, które ona opowiadała bardzo do mnie trafiała, mimo że dorastałyśmy w zupełnie innych czasach. 8/10
  6. Szeptucha Katarzyna Berenika Miszczuk - dużo słowiańskiej kultury, bardzo ciekawy pomysł, ale bohaterka bywa irytująca. 7/10
  7. Noc Kupały Katarzyna Berenika Miszczuk - dużo słowiańskich elementów, bohaterka się ogarnęła. Świetny finał. 7,5/10
  8. Vengeful V.E. Schwab - nieco słabsza niż poprzednia część, dużo wątków, które późno się połączyły. Bohaterowie genialnie wykreowani, pogłębiono charaktery znanych postaci, ale przez to te nowe są płytkie, mimo że wcale tak nie jest. 7/10
  9. Twilight Stephanie Meyer - czytałam po angielsku, więc długo mi to zajęło, ale język jest prosty. Widać różnicę w charakterze bohaterów, szczególnie Belli - jest bardzo sarkastyczna i ma charakter. 10/10
  10. Silver. Pierwsza księga snów Kerstin Gier - uwielbiam wszystkie trzy części tak samo. 9/10 
  11. Silver. Druga księga snów Kerstin Gier - 9/10
  12. Silver. Trzecia księga snów Kerstin Gier - no prawie, tutaj jest mniej magicznie i tajemniczo. 8/10
  13. Księżyc w nowiu Stephanie Meyer - sentyment bierze górę. 10/10
  14. Miasto snów Adam Faber - recenzja 10/10
  15. Dom Wiedźm Adam Faber - recenzja 9/10
  16. Ja Cię kocham a ty miau Katarzyna Berenika Miszczuk - zabawne, przewidywalne, ale wydaje mi się, że to jest jak z komedii romantycznymi - każdy wie, co się okaże na końcu, a i tak to ogląda z mniejszą lub większą przyjemnością. Bardzo dobrze się bawiłam, słuchając tej książki. I ten koci narrator! 7/10


3. Filmy

Filmów oglądam sporo w ostatnim czasie. Odkrywam też różne perełki, częściowo przez mojego chłopaka.  

  1. Harry Potter i Insygnia śmierci (#1 i #2) - jeden z moich ulubionych filmów.
  2. Kwiat Pustyni - genialny film. Szokuje, mimo że znam tę historię.
  3. Straszny dom - mój faworyt! Nie jest to animacja dla dzieci, powiedziałabym, że tak od 12 roku życia. Genialne po prostu - świetna fabuła, niekiedy serio przeraża.
  4. Niewłaściwa Missy - specyficzne poczucie humoru, ale w moim guście, mimo że jedna scena pokazuje bardzo niefajne zachowanie.
  5. The Kissing Booth (#1 i #2) - guilty pleasure. Irytujące, absurdalne, ale zajebiste. Chcę trzecią część.
  6. Wredne dziewczyny - nie spodziewałam się czegoś takiego po tym filmie, ale podobał mi się. Nie wiem, czy będę do niego wracać.
  7. Asteriks i Obeliks: Tajemnica Magicznego Wywaru - świetne! Obawiałam się, że ta animacja nie dorówna temu, co już znałam. Na szczęście się myliłam i żałuję, że nie ma więcej. 
  8. Prawie jak gwiazda rocka - bardzo dobra ekranizacja, ale miałam jakiś podobnym problem z książką. Obie rzeczy są bardzo dobre, ale nie do końca trafiają do mnie.
  9. Asteriks i Obeliks: Osiedle Bogów - genialne poczucie humoru, idealne nie tylko dla dzieci. Pasowałoby tutaj nawet podłożenie mniej niewinnych tekstów i bawiłoby tak samo (tylko wtedy nie dla dzieci). 
  10. Planeta Singli 3 - nie jest to mój ulubieniec z tej serii filmów, bo jest wszystko za dużo, ale całkiem przyjemny i zabawny.
  11. Lejdis - nie wiem, czy mi się podoba i nie wiem, czy polecam. Obejrzałam, ale raczej nie powrócę.
  12. Opiekunka (#1 i #2) - świetne! Szczególnie podoba mi się, jak ten film obśmiewa wiele współczesnych zachowań.  Co prawda nie jest to zbyt "ambitny" film, raczej taki, żeby puścić wieczorem i się pośmiać.
  13. Gwiazdeczki - bardzo specyficzny film. Wydaje mi się, że z założenia ma szokować i skłonić do samodzielnego wyciągnięcia wniosków. Brakowało mi wyraźnego zakończenia, które pokazałoby konsekwencje, które główna bohaterka i jej koleżanki by poniosły.
  14. Assasin’s Creed - kolejny świetny film. Bardzo ciekawa fabuła, w moim guście
  15. Enola Holmes - nie spodziewałam się aż tak wyraźnego feministycznego wątku, ale to był bardzo fajny zabieg (Anglia, XIX w., walka o prawa wyborcze). Błyskotliwa bohaterka, przyjemna narracja. Zagadka nie była aż tak zawikłana i nie wysuwała się na pierwszy plan, ale było przyjemnie.
  16. Lara Croft Tomb raider: Kolebka życia - uwielbiam Angelinę Jolie w tej roli. 


4. Zdjęcia

Pokłóciłam się z aparatem i godzę się z nim dopiero od kilku dni. A tak na poważnie, po prostu nie miałam ochoty na robienie zdjęć.  Te dwa chyba lubię najbardziej. Pierwsze mnie tknęło, aby od nowa się aparatem pobawić, a drugie po prostu mi się podoba za pomysł, mimo że miałam duże kłopoty z jego jakością.




5. Coś nowego 

Kajaki! Pierwszy raz na kajakach, o którym wspominałam. Połowa trasy, czyli jakieś trzy godziny były nieco straszne (bałam się ruszyć, żeby nie wypaść), ale samo w sobie było super.

6. Kosmetyk

Po kajakach moje nieopalane od ponad dwóch lat ciało, przybrało piękny odcień czerwieni, odrobinę się spaliłam. Ramiona mi uratował żel aloesowy SOQU (i balsam energetyzujący z Vianka). Nie myślałam, że ten żel, że to takie cudo. Miałam go już na całym ciele, na włosach i na twarzy. 
Złagodził mi poparzenie słonecznie. Złagodził mi krosty na twarzy/trądzik (?) - od maja miałam wysyp (jak na mnie), podejrzewam, że zapychał mnie krem i żel do mycia twarzy z olejem winogronowym, ale nałożyły się w tamtym momencie takie rzeczy jak stres, te maski i długo zajęło mi odnalezienie winowajcy. Świetnie się też sprawdza jako nawilżacz (humektant) na włos i podkład pod olejowanie. Będę chciała jeszcze sprawdzić ten żel z Holika Holika, ale to jak już to mi się skończy. 

7. Jedzenie

Sushi! Czyli kolejny pierwszy raz, o którym wspominałam. Obawiałam się, że może mi nie posmakować, a się zakochałam. No nie wiem, co dodać - cud, miód i orzeszki.

8. Jestem dumna z...

Dostania się na studia. Jestem już po dwóch pierwszych wykładach, które wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Wykładowcy są bardzo w porządku, widać, że CHCĄ przekazać wiedzę, a to najważniejsze. Nawet matematyk mówił ciekawie o matematyce! Teraz czekam z niecierpliwością na laboratoria. 


Ze względu na studia moja aktywność tutaj się zmniejszy (albo ureguluje). Planuję wrzucać posty co weekend (albo może co 6 dni? Zobaczymy.) i Instagramie wrzucać zdjęcia dwa razy w tygodniu. Do napisania!