(Nie)znajomi a oryginał



Hej!
Początkowo istnienie filmu "(Nie)znajomi" ignorowałam. Nie miałam ochoty zapoznać się nawet z  jego opisem, bo był wszędzie, bo było go za dużo. W końcu na i czyimś zobaczyłam opis i... "Ej! Gdzieś to już widziałam!". Chwilę później wiadomość do przyjaciela "Zobacz, każdy się tym jara, a my wiemy, że "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" było pierwsze". Potem googluję sobie "(Nie)znajomych" i dowiaduję się, że to polska wersja. A dzisiaj kolejne zaskoczenie. "(Nie)znajomi" nie są jedynym remakem tego filmu, jest ich jeszcze sześć innych wersji.  I cóż... Chciałam to obejrzeć, żeby mieć porównanie. Bardzo ciekawiło mnie jak to zostanie przeniesione do polskiej rzeczywistości. Szłam na to filmem również ze strachem, że nie dorówna, że nie wyjdzie... I wiecie co? Nie dorównał, dlatego też stąd będzie ten wpis. O różnicach między tymi filmami.

Główną różnicą jest klimat i podejście do tematu. To jest kluczowe i najważniejsze, gdy ktoś będzie się decydował, który lepiej obejrzeć.  W Polsce skupiono się bardziej na komediowym klimacie, aby film był zabawny, przez co główny problem był inaczej przedstawiony i schodził na drugi plan, co nie zawsze było dobre, ponieważ były dość poważne momenty, a po sali rozchodził się śmiech. 
Za to "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" było bardziej skłaniające do myślenia, ponieważ są w nim sytuacje, które zostały pominięte w polskiej wersji lub zmienione tak, że traci to swój wydźwięk. A były to naprawdę ważne rzeczy.

W obiektywie #8 - Warszawskie Stare Miasto


Hejo!
Dziś obiecane zdjęcia z Warszawy. W tamtym tygodniu byłam na zdjęciach z koleżanką i dziś chcę Wam pokazać ich efekty. W tym, niestety, nie udało mi się znaleźć czasu. I pewnie nie uda mi się porobić zdjęć w Łazienkach Królewskich w tym tygodniu. 

Może trochę napiszę co u mnie, bo od dawna czegoś takiego nie było. 
Mam tydzień wzmożonej aktywności i energii, więc chcę robić wszystko i być wszędzie. Co prawda większość tej energii staram się wykorzystuję na naukę, a większość tej większości idzie na fizykę, z którą nie miałam styczności od gimnazjum. Jutro pierwsze kolokwium, wiec trzymajcie kciuki! Także gdy tylko skończę pisać ten wpis zajmę się kolejnymi zadaniami z tego cudownego przedmiotu albo z matmy, bo oba są dla mnie o tyle ciężkie, że nie mam zbyt dużych podstaw do nich. Przydałoby mi się wiedza z rozszerzenia z obu, ale dam sobie radę. 
Pomijając tą fizykę jest serio spoko. Trafiłam na fajnych ludzi na roku, osoby ze starszych lat też są życzliwe i pomocne (kluczowe słowo, serio). Jak zaliczę ten rok, to już będzie lepiej, bo będę się mogła bardziej skupić na chemii, czyli na tym co mnie naprawdę interesuje, ale nie na trzech przedmiotach, których materiał jest niesamowicie obszerny. Chociaż muszę powiedzieć, że już widzę, że te studia to będzie bardzo ciekawy czas w moim w życiu, chce wiedzieć więcej? To przygotuję o tym wpis, jak się więcej tego nazbiera. 

My Little Book Planner

Hejo!
Bullet Book jak wiecie mi się nie sprawdził. Dalej szukam swojego sposobu, aby się organizować. Oprócz kalendarza akademickiego od mojej uczelni, mam też My Little Book Planner od wydawnictwa Od Deski do Deski, czyli typowo książko Bullet Journal, który zamówiłam sobie z czytampierwszy.pl. Mam też ten mój zeszyt, gdzie zapisuję przeczytane książki i tak dalej, ale on za niedługo mi się skończy, więc wtedy wszystko będzie w tym BuJo.

Tytuł: My Little Book Planner
Wydawnictwo: Od Deski do Deski
Liczba stron: 360


Jest to pierwszy mój zeszyt w kropki i muszę przyznać, ze jest to bardziej wygodne niż myślałam. Kartki w kratkę potrafią być mało przejrzyste, gdy się w nich piszę i stara się to robić ładnie i kolorowo, a te czyste nie są dla mnie, bo nie potrafiłabym pisać w nich prosto i wielkość liter by się bardzo zmieniała. Te kropki wyznaczają miejsce, ułatwiają pisanie, ale jednocześnie nie tworzą nic nieczytelnego, odległość między nimi to 1 cm.

W obiektywie #7





Hejo!
Wczoraj skorzystałam z ładnej pogody i poszłam na zdjęcia. :D Dzisiaj trochę eksperymentowałam przy przerabianiu, gdzieś użyłam innej funkcji, gdzieś było mocniej niż zwykle i po prostu zrobiłam w cieplejszych kolorach, żeby było bardziej jesiennie. Jak wyszło? Hmm... W miarę okej, z większości jestem zadowolona. Z jednych bardziej, z drugich nieco mniej. Wydaje mi się, że wszystkiego trzeba spróbować, w fotografii też, bo można poznać fajne sztuczki. 
W tym tygodniu będę chciała jeszcze wyskoczyć raz na zdjęcia, gdy będę w Warszawie. Może przyjaciółkę wyciągnę. Zobaczę. Mam nadzieję, że mi się to uda. Swoją drogą, mam mega dużą ochotę na robienie zdjęć. I planuję jeszcze jedne zdjęcia w przyszłą sobotę, gdy będę w domu. Nie mam pojęcia, kiedy je dodam, bo mam jeszcze nie wykorzystane zdjęcia z tej sesji. Pewnie skończy się jakimś miksem moich zdjęć za jakiś miesiąc, może dwa.



"Żniwiarz: Pusta noc" Paulina Hendel


Hej!
Dzisiaj recenzja pierwszej części z serii "Żniwiarz" Pauliny Hendel. Przez pierwszych kilka stron kojarzyło mi się ze "Zgonem" Giny Damico, bo tam też występują żniwiarze. Jednak to jest czymś całkowicie innym. W "Pustej nocy" ich zadaniem jest chronienie ludzi przed słowiańskimi demonami, a w tym drugim zajmują się transportem dusz, które umarły. Jedyne co ich łączy to nazwa, stąd to skojarzenie. Jeśli mam dalej porównywać to polska książka wydaje mi się nieco bardziej dojrzała, jeśli chodzi o fabułę. "Zgon" to była bardziej typowa młodzieżówka, gdy czytałam to trzy lata temu byłam zachwycona i dalej bardzo dobrze to wspominam.

Tytuł: Pusta noc
Autor: Paulina Hendel
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 432
Data wydania: 10 maja 2017
Liczba stron: 8/10


Treść:
Żniwiarze to ludzie ze specyficznymi zdolnościami, których dusza nie umiera i zostaje na ziemi, szukając nowego wcielenia. Ich zadaniem jest odsyłanie upiorów, które z pozorów występują tylko w słowiańskich wierzeniach, aby nie nawiedzali już ziemi,. Jednych z nich jest Feliks. Mężczyźnie pomaga w tym Magda, normalna dwudziestoletnia dziewczyna, z którą jest spokrewniony.
Jednak ten zawód staje się coraz bardziej niebezpieczny, ponieważ ktoś znalazł sposób na zabicie żniwiarzy...


Ulubieńcy miesiąca: sierpień i wrzesień

Hej!
Pierwszy tydzień studiów już za mną. Jestem dość dobrej myśli, a przynajmniej będę to sobie wmawiać, żeby nie było tak źle. Nie no... Żartuję. Spiąć tyłek i się uczyć, i nie narzekać przede wszystkim i to ogarnę. Wiem, że będę musiała trochę czasu poświęcić fizyce i matmie, ale muszę dać sobie radę. Sam wydział oceniam fajnie, prowadzący, których do tej pory spotkałam też są raczej dobrzy i wydają się ludzcy. Mam mieszane uczucia do prowadzącego prosemy z fizyki, bo traktuje wiele rzeczy jako oczywistość i potrafi się rozgadać nie na temat, co mnie irytuje, bo chcę się dowiedzieć o temacie z wykładów więcej, a nie słuchać o czymś innym.

Jak oceniam te dwa miesiące? Bardzo dobrze. Dużo się działo, szczególnie w moim prywatnym życiu. Pomimo chwilowego braku chęci, zagubienia w tym, co robię i stresu związanego z wyjazdem na studia, udało mi się ogarnąć i zrobić coś, żeby te dwa miesiące były ciekawe i pracowite. Mimo że cele nie poszły mi tak, jakbym chciała, to jednak sporo zrobiłam przez ten czas i poznałam wiele nowych rzeczy. (Osób też). Przeczytałam sporo książek, obejrzałam (jak na mnie) naprawdę dużo filmów oraz pisałam regularnie. Regularność weszła mi na tyle, że nie wyobrażam sobie teraz inaczej.