Hej!
Pisanie tej recenzji zajęło mi kilka dni, ale wreszcie jest. :D Czuję, że nieco odżywam i czuję wiosnę, ale to dobrze. Zapowiada się dla mnie bardzo intensywny czas, więc jak najwięcej chęci i energii mi się przyda. Może już nie będę ślęczeć nad postami tyle czasu...
W grudniu recenzowałam już "Pierwszy rok", początek serii "Czarny mag" Rachel E. Carter. Kilka dni po premierze kupiłam sobie i "Adeptkę", bo dłużej nie mogłam wytrzymać. :D
Recenzja poprzedniej części *klik*

Tytuł: Adeptka
Autor: Rachel E. Carter
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 416
Data wydania: 30 stycznia 2019



Treść:
Ry zaliczyła "Pierwszy rok" w Akademii Magii i teraz czekają ją cztery lata praktyk. Jest to zupełnie nowe doświadczenie - ma możliwość ćwiczeń z armią i zwiedzenia kilku najważniejszych ośrodków militarnych. Świetnie radzi sobie z doskonaleniem swoich umiejętności, mając jednocześnie dość burzliwe życie miłego, pełne przeciwności. Jej naukę zakłóca co jeszcze, kilka incydentów niejednoznacznie powiązanych śmiercią jednego z uczniów.

Moja opinia:
"Adeptka" i jej poprzedniczka "Pierwszy rok" moim zdaniem są na podobnym poziomie, ale różnią się od siebie. W pierwszej części serii mamy przede wszystkim ukazaną nauką w szkole, podstawy władania magią i fizyczne przygotowanie do tego. Tutaj te lekcje są także, ale zmienia się ich lokalizacja - przyszli magowie kształcą się w czterech ważnych punktach kraju, co rok w innym i ćwiczą taktyki stacjonujących tam żołnierzy, i charakter - jest dużo więcej praktyki.


Fabuła jest interesująca, ale skupia się głównie na ważnych wydarzeniach. Jest to zrozumiałe, bo przedstawione są cztery lata nauki i akcja leci dość szybko, żeby wszystko pomieścić na tych ponad czterystu stronach. Przez to miałam wrażenie, jakbym skakała po pewnych epizodach z życia Ryiah. Nie zmienia to faktu, że raczej są to wydarzenia dość ciekawe. 
Najbardziej boli mnie fakt, że tak spłycono wątek podróży do Caltothu. Trwał on jakiś miesiąc, a z tego, co się działo na statku, wiemy, że Ry ma chorobę morską. Myślę, że dało radę wprowadzić tam kilka ciekawszych szczegółów, które by urozmaiciły historię.
Najmocniejszym punktem fabuły są bitwy pozorowane, podczas których adepci z drugiego i czwartego roku walczą ze swoimi mentorami z trzeciego i piątego. Przez całą książkę są cztery i każda z nich jest inna.

Świat został tutaj bardziej rozbudowany, ale dalej nie jestem w pełni usatysfakcjonowana. Ze względu na podróże bohaterów i zmiany miejsca, poznajemy geografię państwa i tutaj przydaje się ta mapa. Co więcej, nawet przez pewien czas akcja dzieje poza granicami Jerraru. Poznajemy bliżej stosunki między państwami z powieści, które są dość interesujące. Nie wszystko jest wyjaśnione, ale z tego co czytałam, dużo więcej o polityce będzie w trzeciej części.

To teraz największa wada. 
Nie wiem, czy jest druga książka, w której wątek miłosny irytowałby mnie tak bardzo. Naprawdę! Pierwszy związek Ry mogłam znieść. Był sobie, nie rzucał się zbytnio w oczy, taki dość spokojny. Jednak musiała tutaj wkroczyć zakazana miłość między księciem i plebejuszką. Ugh! Wydaje się, jakby to działo się zbyt szybko, bo pokazane są tylko najważniejsze chwile dla ich dwójki. Przez to jest to dość nienaturalne, ale najbardziej przeszkadza mi coś innego - złe zdanie Ry o Darrenie. Nawet "złe" to za mało powiedzenia. W "Pierwszym roku" jest skłonna przypisywać mu całe zło świata, tutaj się już się trochę uspokaja, ale nie jestem skłonna uwierzyć, że w rzeczywistości ktoś mógłby się zakochać w osobie, którą postrzega tak, jak ona nie jego. Niby uważa, że jest to przyjaźń, która jest dość cierpka, niejednoznaczna, ale bohaterowie nie sprawiają wrażenia, jakby się choć trochę lubili. Brakuje mi też jakichś przemyśleń Ry o jej uczuciach, sama bardzo rzadko określa to, co czuje do chłopców. Musimy się sami domyślać albo wnioskować z wypowiedzi innych bohaterów, jakby oni wiedzieli lepiej, co w niej siedzi, a to Ryiah jest tutaj narratorką.

Ry stała się jedną z bohaterek, które najbardziej mnie wkurzają. Nie mogę powiedzieć, że jej nie lubię, ale drażniła mnie. Dalej dąży do spełniania swoich marzeń i celów, starając się dawać z siebie wszystko, co tylko może, ale dochodzą też do tego inne cechy. Czasami się zachowuje lekkomyślnie, czego nie znoszę w bohaterach, którzy mają mieć związek z jakimiś wojnami i walkami. U niej jest to spowodowane pokazaniem, że czuje potrzebę udowodnienia, że sługuje, aby zostać magiem bitewnym. Tak czy siak, uważam, że powinna starać się myśleć, jak najbardziej logicznie. I tu naszła mnie mała refleksja. Jeśli zawsze tacy bohaterowie myśleliby logicznie, to nie byliby zbyt idealni?
Darrena poznajemy od nieco innej strony. Przestała mi się rzucać w oczy jego wyższość, miał momenty, gdzie zachowywał się naprawdę szlachetnie. Przyznam się, że podobało mi się to, co on wykombinował na sam koniec. Chodzi o fakt, że to zrobił i ile czasu musiał nad tym pracować.
Przez cała książkę szkoda mi było Iana. Jest naprawdę sympatyczną postacią i nie zasługiwał, aby Ry go tak potraktowała. Szkoda, że później było go tak mało.
W moich oczach wyróżniła się też Eve, która jest genialnym strategiem. Zyskała moją sympatię też, bo traktowała innych równo bez względu na pochodzenie.

Zakończenie nie do końca mi się podobało. Uważam, że, znowu jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Jest logicznie wyjaśnione, ale nie zadowala. Fanom miłości Ry i Darrena może przypaść do gustu.

Ogromnie polecam Wam tę serię. Jeśli podobał Wam "Pierwszy rok" myślę, że nie musicie obawiać się tej części, mimo że jest inna. Jak dla mnie jest równie dobra. Gdyby nie ten wątek miłosny miałabym o niej nieco lepsze zdanie. Już czekam na kolejną część. :D

Brak komentarzy:

Podoba Ci się post? Daj znać w komentarzu!
Chcesz więcej? Zaobserwuj!
Bardzo dziękuję!