Wielki powrót Koźlaczek!

 


Hejo!

Listopad zleciał mi za szybko. Nim się obejrzałam, były już moje imieniny, a stąd tylko 5 dni do końca miesiąca. A na blogu pustki... Liczę na to, że w grudniu to się odbije. Przede wszystkim złożyło się tak, że mam 3 współprace w najbliższym czasie, a do tego planuje jeden z cyklicznych wpisów. Nową serię wpisów pozostawię na Nowy Rok, bo pod koniec miesiąca zacznę znowu szaleć z podsumowaniami roku i innych rzeczy. Do tego połowa semestru oznacza więcej zaliczeń, czyli będzie zabawnie! Pewnie lepiej się ogarnę w tym chaosie niż bez niego. 

Dzisiaj pierwsza ze współprac, czy "Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków" jest drugi zbiór opowiadań w cyklu "Klan Koźlaków". O "Cud Miód Malina" możecie przeczytać we wpisie Krótko o książkach, które ostatnio przeczytałam.  Ze względu na to, że jest to zbiór opowiadań recenzja, będzie mieć nieco inną formę niż zwykle.


Materiał reklamowy — recenzja we współpracy z Wydawnictwem SQN. 


Tytuł: Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków
Cykl: Klan Koźlaków
Autorka: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: Wydawnictwo SQN
Data wydania: 31 października 2022 
Liczba stron: 464


Całkowite wrażenie 

Cuda wianki różnią się zamysłem od pierwszego tomu. Dalej jest to zbiór opowiadań, ale zawiera dwie dłuższe historie z podziałem na krótsze rozdziały oraz trzy krótsze. Cud Miód Malina wydaje mi się znacznie luźniejsza. Tutaj jest to taka forma pomiędzy zbiorem opowiadań a czymś więcej. 
Całokształt i zamysł bardzo mi się podoba. Opowiadania mają różne klimaty, między dwoma dłuższymi i poważniejszymi są krótsze, przy których można odpocząć. Ogólnie ta książka to świetny wybór na wieczór. 

Opowiadania nie skupiają się tak na magii, jej działaniu oraz jej odkrywaniu. Dlatego uważam, że te historie należy czytać według kolejności wydania. Czułam wyraźną różnicę w klimatach obu książek. Cuda wianki są odważniejsze, bardziej tajemnicze i mroczne, ale w ten sposób, co kryminały. Jednocześnie krótsze opowiadania są lżejsze, zabawne albo niesamowicie urocze. 

W całej książce było dla mnie za mało Narcyzy Koźlak — niebezpiecznej i szalonej staruszki oraz prababci Maliny. Kocham tę kobietę! Natomiast cieszę się, że naprawdę dużo było Aronii, matki Maliny. Ta kobieta jest świetna — zorganizowana, stabilna (jak na Koźlaczkę) oraz nie ma rzeczy, z którą by sobie nie poradziła. Z kolei postać Maliny została przytłoczona przez jej krewne. Szkoda, bo naprawdę lubię tę dziewczynę.

O włos od katastrofy 

Pierwsze opowiadanie liczy niecałe 150 stron. Przedstawia historię aresztowania Aronii Koźlak pod zarzutem zabójstwa przeciwników politycznych. Malina nie wierzy w winę matki i bierze sprawy w swoje ręce! Rozdziały są pisane z perspektywy Maliny, Grzesia oraz trzecioosobowej.

Opowiadanie idealne na powrót Koźlaczek. Dostajemy wszystko, co jest typowe w tej rodzinie. Areszt, magię i chaos, który Malina musi ogarnąć. Podczas czytania dotarło do mnie, że Malina to chyba jedyna główna bohaterka-wiedźma, która nie ma spektakularnej i ogromnej mocy oraz jest tego świadoma. Podoba mi się czytanie o osobie, która jest świadoma swoich słabości, a jednocześnie jest w stanie robić wielkie rzeczy i ratować rodzinę. 

Bardzo podoba mi się wątek Grzesia — świat Zielonego Jaru został rozszerzony o wątek utraty magii. Chłopak jest jedynym policjantem, któremu zależy na prawdzie i musi się mierzyć ze skorumpowanymi współpracownikami. Dodatkową trudnością jest dla niego utrata magii — bez niej czuje się niepełny, a ludzie w miasteczku nie ułatwiają mu tego. 

Jest to najzabawniejsze opowiadanie z całego zbioru. Fabuła jest wciągająca, mimo że część elementów jest łatwa do przewidzenia, ale całokształt i tak zaskakuje. 

Nie taka mała tajemnica

To opowiadanie liczy 50 stron. Jest fajnym przerywnikiem między dwoma dłuższymi. 

Malina odwiedza swoją siostrę cioteczną i dowiaduje się, że mają w domu potwora. Jedna z jej siostrzenic, Luba, dzieli się z nią swoim największym sekretem — ciągle rosnącym potworem, który żyje w jej szafie i okazuje się ludojadem. Malina musi znaleźć sposób, aby uratować swoją rodzinę, ale została zobowiązana do milczenia. 

Jakie to było urocze! Czytałam to i się zasłodziłam. Podobają mi się relacje Maliny z jej siostrzenicami oraz to, jak bardzo dziewczynie zależało na tym, aby nie zranić Luby. Luba to kilkulatka, która oswoiła sobie potwora w taki sposób, że zrobienie mu krzywdy skończyło się ogromną tragedią. Rozwiązanie problemu jest świetne! I bardzo mi bliskie, sama próbowałabym w taki sposób dziecko przekonać.

Dopóki mu się ucho nie urwie 

 Najdłuższe opowiadanie w całym zbiorze - 170 stron. Zawiera w sobie 3 perspektywy — Maliny, Ruty i Aronii. 

Aronia Koźlak jako burmistrzyni Zielonego Jaru przyjmuje nietypową wizytę. Odwiedzili ją agencji CBŚ z podejrzeniem, że w jej mieście działa zorganizowana grupa przestępcza. Rozpoczyna się śledztwo. 
W międzyczasie Ruta Koźlak zmaga się z żałobą po stracie przyjaciela, który również zajmuje się ceramiką, a jego pracownię wykupuje ktoś nieznajomy i zaczyna sabotować jej pracę. 

To opowiadanie zasiało we mnie nadzieję na pełną powieść o Koźlaczkach. Oczami wyobraźni widziałam już coś na kształt Sagi o Wiedźminie, z kobietami w roli głównej i mniejszą ilością potworów. 
Fabuła podchodzi pod kryminał z elementami magii, co mi się bardzo podoba. Czuć, że klimat jest poważniejszy, ale dalej elementy humorystyczne zostały zachowane. Można lepiej poznać Rutę, która jeszcze nie została bliżej przedstawiona. Jak na Koźlaczkę jest zadziwiająco opanowana. Aronia to dla mnie wzór zorganizowania i panowania nad sytuację. Szkoda, że tak mało jest tutaj Maliny, ale jej punkt widzenia jest dobrym łącznikiem między problemami jej matki a żałobą ciotki. 

Mam mieszane uczucia co do trzech perspektyw. Są niezbędne, bo każda z tych bohaterek ma swój udział w historii. Aronia i Ruta są w centrum wydarzeń (a może centrach?), a Malina to wszystko spaja razem. Jednak opowiadanie ma tylko 170 stron, przez co zmiana narracji spowalnia akcję. Opowiadanie na dobre zaczyna się rozkręcać po ok. 50, czyli nieco ponad 1/3 historii. W przypadku książki 50 stron to niewiele, ale rozkręcanie się w 1/3 powieści jest nużące. Gdyby to było przynajmniej 2 razy dłuższe, to trzy punkty widzenia znacznie lepiej by się sprawdziły i nie zaburzały aż taki biegu akcji. 

Ostateczne porachunki 

Opowiadanie liczy ponad 70, a głównymi bohaterkami są Harpie. Narracja trzecioosobowa. 

Harpie wreszcie mają okazje do naprawienia błędu sprzed kilkudziesięciu lat. Wsiadają w swoje kampery i trzeba mieć tylko nadzieję, aby te szalone staruszki nie wylądowały w więzieniu! 

Po opowiadaniu o Harpiach i Narcyzie spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że staruszki znowu zadrą z prawem i będzie trzeba je wyciągać w więzieniu. 
Przede wszystkim poznajemy inną stronę tych staruszek — honorową. Jedna popełniła błąd, ale wszystkie pomagają jej go naprawić i robią wszystko, aby zdążyć. Znowu pojawia się motyw śledztwa — tym razem prowadzonego przez Harpie, czyli pojawiają się nieoczywisty i nielegalne sposoby.
Akcja jest dość szybka, Harpie mają swoje dobre momenty. Tylko właśnie to nie to, czego się spodziewałam. Pod względem motywu kryminalnego pasuje do całego zbioru, samo w sobie też jest okej, ale za mało Harpii w Harpiach. 

Ruja i porubstwo 

Opowiadanie najkrótsze i najsłabsze. O tym, jak Liliana zamówiła przypadkiem 50 kg kwarcowych penisów. 
Główny problem z tym opowiadaniem, że jego poczucie humoru opiera się na "haha, penis". Czy na żywo śmiałabym się, gdyby ktoś znajomy przypadkiem zamówił 50 kg penisów zamiast 50 g? Pewnie tak. Czy to dobry punkt wyjścia do opowiadania? No nie wiem. Niewiele się dzieje, głównie to są podśmiechujki ze strony pracowników urzędu celnego i cały problem opiera się na tym, co zrobić z tyloma fallusami. Rozwiązanie ciekawe, chociaż opowiadanie samo w sobie średnie.

 

Dziękuję za uwagę! Chciałabym Was jeszcze prosić o głosy na mnie w plebiscycie OpowiemCi. Zostałam nominowana w kategoriach:

  • blog (to chyba znacie ;))
  • Instagram: @myslizglowywylatujace
  • Akcja czytelnicza: O czym było najgłośniej? 


Mroki zdobywania wiedzy - recenzja "The Atlas Six" Olivie Blake


 

Rok akademicki zaskoczył mnie niczym zima polskich drogowców... Cóż, naprawdę nie spodziewałam się, że wpadnę w taki wir roboty na studiach i tyle będzie rzeczy do zorganizowania. Za sobą mam w tamtym miesiącu Noc Innowacji w Puławach, która pochłonęła wiele mojego czasu i myśli, ale też kilka stresujących spraw osobistych. Dlatego w listopad wchodzę z ulgą i pozytywnym nastawianiem, bo po prostu październik się skończył i musi być w końcu lepiej. 

Wszystkie te emocji przełożyły się na to, że nie miałam czasu ani energii na czytanie, przez co w ciągu miesiąca przeczytałam jedną książkę w całości, a drugą w połowie. Ta druga to "The Atlas Six" Olivie Blake. Chciałabym przeprosić wydawnictwo You&YA za opóźnienie w pisaniu recenzji.


Materiał sponsorowany — recenzja we współpracy z wydawnictwem You&YA.


Tytuł: The Atlas Six
Autor: Olivie Blake
Tłumacz: Stanisław Bończyk
Wydawnictwo: You&YA
Liczba stron: 477
Data wydania: 12 października 2022


Raz na 10 lat szóstka najwybitniejszych Medejów, którzy mają różne specjalizacje, dostaje wyjątkową propozycję. Mają możliwość dołączenia do elitarnego Towarzystwa Aleksandryjskiego, które trzyma pieczę nad zbiorami Biblioteki Aleksandryjskiej, działając w tajemniczy przed całym światem. Tylko piątka z nich może dokonać wtajemniczenia i przejść na kolejne poziomy w Towarzystwie.
Tym razem została wybrana dwójka Medejów fizycznych, których zdolności się dopełniają — Libby Thodes i Nico de Varona; Medejka przyrody — Reina Mori; telepatka — Parisa Kamali; wybitny empata — Callum Nova — oraz Medej, który przejrzy każdą iluzję — Tristan Caine. 


Zanim zaczęłam czytać "The Atlas Six", skojarzyło mi się z serią "Czarnego Maga", którą bardzo dobrze wspominam. Do podobieństw należy magia, która jest wrodzona — może być przekazywana w rodzinie lub ktoś może się z nią urodzić, motyw nauki magii oraz rywalizacji  o miejsce, które umożliwia przejście do wyższej klasy społeczeństwa. Są też różnice. Przede wszystkim świat w "Czarnym magu" jest wykreowany od zera, ma swoją odrębną historię i ustrój polityczny oraz inaczej działa magia. 
Samo czytanie było dla mnie cudownym doświadczeniem. Jedynie czas, w którym czytałam tę książkę, był niesprzyjający — musiałam odkładać, nie miałam czasu wracać. Gdyby nie to, pewnie już po pierwszych 100 stronach nie mogłabym się oderwać. Tak to "tylko" od połowy robiłam wszystko, aby poznać do końca dalsze losy bohaterów.

Jest to książka, która zdecydowanie należy do gatunku New Adult i jest skierowana do starszych nastolatków (minimum 16-17 lat) oraz młodych dorosłych.

O czym to w ogóle jest? 

Największym zaskoczeniem w tej książce był dla mnie moment, gdy zrozumiałam, że nie chodzi tutaj o akcję i całą historię, która doprowadza wybrańców do wtajemniczenia. Od połowy książki intensywnie myślałam, czy chciałabym, aby było więcej scen z nauki, wykładów i własnych badań. I myślę sobie, że nie. Po pierwsze mogłoby to przedłużyć akcję, a niewiele wnieść do fabuły. W dodatku dla standardowego czytelnika mogłoby być to ciężkie — więcej nawiązań do fizyki i chemii kwantowej oraz ich innych połączeń. Ja bym mogła być zajarana, bo już mam wiedzę z tych dziedzin i zawsze się cieszę, że wiem, o co chodzi. To jest kluczowe — JA wiem, inni nie muszą. 
W takim razie pozostaje pytanie, o czym jest "The Atlas Six"? O władzy. O rywalizacji wśród najlepszych z najlepszych. O możliwościach awansu społecznego i wejściu do ścisłej elity, która rządzi światem. To tylko tak ogólnikowo. Ogromną rolę dla fabuły odrywają relacje pomiędzy bohaterami — szóstką osób, która wie o sobie tylko tyle, że wszyscy są najlepsi z najlepszych. 
Akcja książki nie jest dynamiczna. Jest rok wydarzeń umieszczony na niecałych 500 stronach, czyli coś, za czym nie przepadam. Nie ma opisów codzienności, są właściwie rzeczy tylko istotne dla fabuły i nie czuć upływu czasu. Pojawiają się określenia, które pozwalają umieścić wydarzenia na osi czasu, ale i tak, nie czułam, że czas w tej książce płynie. Co warto podkreślić, mało dynamiczna akcja nie sprawia to, że książka nie trzyma w napięciu. Im bliżej końca, tym napięcie rośnie, a książka zaskakuje! Przestałam oczekiwać, że zwroty akcji w książkach będą dla mnie zdziwieniem, bo dużo myślę w trakcie czytania i często zdarza mi się, że przewidzę kolejne wydarzenia. Tutaj naprawdę byłam zaskoczona i żadna wersja z moich przewidywań się sprawdziła. 

Fizyka w magii, magia w fizyce

W "The Atlas Six" bohaterowie żyją w naszym świecie, ale władają magią. Magia tego świata jest niesamowita i traktowana jako poważna nauka. W tym świecie magia ma podstawy w fizyce i chemii oraz może na nią wpływać, a w ostatnim czasie jest to motyw, który naprawdę lubię. Czuć, że świat jest złożony, a jego złożoność trudno opisać w słowach. Pewne jest, że rzeczywistość składa się z nakładających się na siebie planów. Nie każdy jest w stanie przez nie przejrzeć, nie każdy ma do nich dostęp. Nie jest wykluczone, że istnieją inne wymiary, ale bohaterowie nie mają do nich dostępu. W zależności od specjalizacji ich magia pozwala im władać fizyką, dostosowywać materię wokół czy mieć wpływ na psychikę drugiego człowieka.
W tym świecie istnieją również fantastyczne istoty — satyry, syreny i inne. Są sklasyfikowane, ale ich szczegółowe opisy z ksiąg biblioteki nie zostały przywołane. Szkoda, bo czuć, że jest to kolejny element, który dokłada złożoności świata. Brak tych opisów nie ujmuje całej historii.

Wiele punktów widzenia

W kwestii bohaterów jest jeden istotny minus — autorka nie poświęciła każdej postaci tyle samo czasu. Rozdziały są pisane w trzeciej osobie, ale każdy rozdział ma perspektywę innego bohaterka. W większości bohaterowie mają specyficzną moralność. Są określani jako postaci z "grey morality", czyli nie wszystkie ich działania i motywacje można uznać za moralne.

W książce dominuje perspektywa Libby i Nicka, którzy są Medejami fizycznymi. Ich moce są nietypowe, gdyż uzupełniają się, a wydaje się, że oni nie mogą istnieć bez siebie. Jest to o tyle ciekawe, że oboje się nie znoszą na każdej płaszczyznie, a wspólne studia były dla nich koszmarem. Libby jest uzdolniona, bardzo prostolinijna i niepewna siebie i swoich możliwości, przez co wyróżnia się wśród wybranych. Nick natomiast jest pewny siebie i skupiony na celu, jaki jest w stanie osiągnąć. Jest to postać, która najbardziej skupia się na swoim rozwoju w tej serii.

Tristan to jedna z lepszych postaci w tej powieści. Nie zna dokładnie swoich mocy ani tym bardziej swoich możliwości, a one są naprawdę wielkie. Nie spodziewałam się, że go polubię. Na początku sprawiał wrażenie człowieka, który robi wszystko, aby osiągnąć korzyści jak najmniejszym kosztem. To nie ten typ. Jest to bohater, który naprawdę wkłada w serce w swój rozwój i chce się dowiedzieć więcej o samym sobie.

Parisa jest naprawdę ciekawą postacią, ale jestem pewna, że wiele osób jej nie polubi. Jest kontrowersyjna (nie lubię tego słowa w tym kontekście). Podejście Parisy do seksualności sprawia, że sceny erotyczne w książce mają inny klimat. Przede wszystkim nie są sensualne, a bardziej dają poczucie, że bohaterka korzystać z jakiegoś narzędzia, które wspomaga jej moc i pomaga osiągnąć cele. Jest to opisane bardzo dobrze i wyróżnia się wśród książek, jeśli chodzi o podejście.

Z bohaterów nie polubiłam Calluma, którzy jest dupkiem bez żadnych wyższych uczuć. Ten bohater mnie przerażał swoim podejście do innych osób oraz mocą, którą władał. To połączenie jest naprawdę okropne. Z jego perspektywy rozdziały czytało mi się najgorzej.

Najsłabiej wykreowaną bohaterką jest Reina. Z punktu widzenia tej postaci jest najmniej rozdziałów, przez co jest nijaka. Nie grzeje, nie ziębi, nie angażuje się w konflikty i jak dla mnie ma niewielkie znaczenie w całej książce. Jest i zawzięcie pracuje, aby się dostać, ale to tyle. Jej moc jest duża, ale nie jest jasno określona. To bardzo zaniedbana postać.

Acedemic lovers to rivals? 

Widziałam, że ta książka jest promowana jako zawierająca taki wątek. Nie jestem pewna, czy w taki sposób promowało wydawnictwo czy recenzent, ale nie do końca się z tym zgadzam. Po prostu poczułam się wprowadzona w błąd i inaczej sobie wyobrażałam ten motyw.

Fakt, taki motyw się pojawia. Dla mnie jest to wątek trzecioplanowy. Nie podważam jego sensu, bo faktycznie ma większe znaczenie dla fabuły, co mi się podoba. Tylko promowanie tej książki w ten sposób sprawiło, że myślałam, że wątek miłosny będzie równoległy i równie ważny, jak zdobywanie wiedzy i dalsze kształcenie się bohaterów. Myślałam też, że rozegra się to pomiędzy innymi postaciami, bo w mojej głowie pojawiła się najbardziej oczywista opcja. Na całe szczęście i tutaj było dla mnie miłe zaskoczenie. 

The Atlas Six to książka, która na pewno by mnie bardziej wciągnęła, gdybym miała więcej czasu. Historia jest godna uwagi, bohaterowie są nietuzinkowi, mimo że nie wszyscy mieli okazję się rozwinąć. Z pewnością wrócę do niej za jakiś czas!