Tylko brzydkie zdjęcia

 Tylko brzydkie zdjęcia

I nic więcej. 

Wszystko z czego nie jestem zadowolona, co nie wyszło. 

Bo w sumie takie zdjęcia też istnieją. Tak, nie staram sie dziś.



















Retelling mojej ulubionej baśni, czyli recenzja "Zaczytanej i Bestii" Ashley Poston


Hej!
Dzisiaj przychodzą z recenzją premierową. Jestem ogromną fanką „Pięknej i Bestii”. Jak mam wybierać moją ulubioną księżniczkę, to będzie to Bella. Generalnie, nie ma nic, co by mi się w tej historii nie podobało, dlatego nie mogłam sobie odpuścić tego retellingu. Retellingi czytam rzadko, ale chyba bardziej by pasowało napisać, że wcale, bo sobie nie przypominam żadnego. Znaczy… To nie tak, że od razu gdy zobaczyłam „Zaczytaną i Bestię” nie mogłam przejść obojętnie. Najpierw było zaciekawienie. Potem sprawdzanie opisu. Kilkukrotne. Gdzieś były słowa, że nie trzeba znać poprzednich części, żeby ją przeczytać. W końcu ta książka pojawiła się na portalu czytampierwszy i stwierdziłam, że co mi szkodzi. Poprzednie części mnie nie za bardzo interesowały - „Kopciuszek” nie jest moją ulubioną bajką, „Książę i żebrak” tym bardziej. Pomimo zachwytu „Zaczytaną […]” dalej nie mam w planach tych dwóch książek. 


Tytuł: Zaczytana i Bestia 
Autorka: Ashley Poston 
Wydawnictwo: We need YA 
Liczba stron: 320 
Data premiery: 12 sierpnia 2020 
Ocena: 8/10 


Odkąd zmarła mama Rosie Thorne, dziewczyna musi mierzyć z masą innych przeciwieństw – nie potrafi napisać eseju na studia, zauroczyła się w chłopaku, którego właściwie nie zna, namolny i popularny chłopak nie daje jej spokoju,została zwolniona z pracy, a na dodatek zniszczyła bardzo drogą, unikalną książkę. Dziewczyna musi to odpracować porządkowaniem biblioteki. Na (nie)szczęście ma jej w tym pomagać Vance Reigns, osławiony aktor, który ukrywa się w jej niewielkiej miejscowości po ostatnim skandalu. 

Historia z jednej strony znana chyba każdemu pokazana we współczesnym świecie, a szczególnie w realiach moli książkowych. W skrócie coś, co zna każdy, wsadzone w schematy young adult. I wiecie co? Dało to naprawdę oryginalny efekt. Czuć trochę klimat Disneya z lat 2008-2012. Dla mnie miodzio, częściowo na tym się wychowywałam i fajnie poznać to w innej wersji. Nie spodziewałam się tutaj tak przyjemnego i tak unikalnego klimatu, który spowoduje, że nie będę mogła się oderwać. Przeniesienie tych baśniowych wydarzeń na nerdowską współczesność jest niesamowity i sprawiło, że zastanawiałam się, co się wydarzy, mimo że z grubsza znałam schemat. Nawiązania do oryginalnej historii są drobne, często ukryte w zwykłych rzeczach, że orientowałam się po którymś pojawieniu tego, że faktycznie coś takiego było! Po prostu dość był nieoczywiste dla mnie, ale gdy je odnajdywałam to byłam niesamowicie uradowana. Warto jest zastanowić się, co naprawdę przekazuje „Piękna i Bestia” i myślę, że zostało to tutaj naprawdę dobrze otworzone. 

Bohaterowie wychodzą od całkowitej niechęci do przez nić porozumienia i rozczarowanie aż po normalną relację. Tempo nawiązywania się nici sympatii między Rosie a Vancem jest bardzo dobre.  Ze względu na to, że narracja jest prowadzona z obu punktów widzenia (zmiana narratora co rozdział; Rosie i Vance), widać uczucia obojga, ich rozterki i po prostu przez czuć tę naturalność w ich relacji. 
Zwykle bardzo lubię narrację prowadzoną z punktu widzenia różnych bohaterów, ale tutaj rozdziały były często bardzo krótkie, co owocowało częstymi przeskokami. Dla mnie było to za szybko i trochę się gubiłam, zapominając, kto teraz opowiada. 

Bohaterowie są bardzo sympatyczni. Znowu mam wrażenie, że mogliby naprawdę istnieć, co jest bardzo dużym plusem. W ich przypadku jest taki minus, że było tutaj (dla mnie) za mało o przeszłości głównych postaci. Chciałabym usłyszeć więcej o Rosie i jej relacji z mamą, jak się czuła po jej stracie. Tak samo chciałabym więcej usłyszeć o Vancie, jego karierze, tym jak się czuł na planie, o jego ostatnim skandalu, nawet o jego przelotnych romansach. Dużo bardziej by to ich urzeczywistniło, bo charaktery mają super. 
Rosie łączy z Bellą upartość. Bella zwykle mi się kojarzy z odwagę, ale tutaj takiej odwagi nie zauważyłam. Z zachowania bardzo kojarzy mi się z Teddy z „Powodzenia, Charlie”. Ma w sobie tę samą sympatyczność, ale również podobną zawziętość. 
Vance jest naprawdę świetną Bestią! Również nie mają aż tak wiele wspólnego, ale są podobnie zgorzkniali i osamotnieni. Bardzo mi się podoba jego postać, szczególnie jego rozterki, kiedy zaczynał pałać sympatią do Rosie. 
Ogromnym plusem jest tutaj Garret, który jest idealnym odzwierciedleniem Gastona w tych czasach. Naprawdę! Koleś jest namolny, irytujący, nie przyjmuje odmowy i stawia dziewczynę w bardzo niezręcznych sytuacjach. 

Mam tutaj pewien niedosyt w kwestii postaci Kosmnicznego Taty, czyli ojca Rosie. Wydawał się bardzo w porządku i żałuję, że było go tak mało. Ich relacja bardzo mnie ciekawi. Także chciałabym więcej o Quinn, czyli niebinarnej postaci. Jeśli będzie główną postacią w innej książce chętnie przeczytam. W związku z Quinn są używane najbardziej neutralne płciowo końcówki i zaimki. To coś do czego trzeba się przyzwyczaić, bo pojawiają się końcówki jak „powiedziałOM”, do czego większość osób nieprzyzwyczajona. Nie wspominałam tutaj jeszcze o poczuciu humoru, które idealnie trafia w mój gust. Głównie jest sytuacyjne, co jest ogromnym plusem, bo częściej poczucie humoru w książkach to cecha konkretnego bohatera. Tutaj rozbawiły mnie zaskakujące sytuacje lub niezręczności, których doświadczała Rosie. 

Mam również niedosyt, jeśli chodzi o serię Starfield, czyli uniwersum, na którym punkcie szaleją bohaterowie, to również mam niedosyt. Chciałabym się dowiedzieć więcej. Na początku nieco się gubiłam i nie rozumiałam pewnych nawiązań, ale później było lżej. Fajnym akcentem są fragmenty „Starfield” i fajnie by było, jakby faktycznie to istniało. Być może gdybym przeczytała inne książki tej autorki, to może nie miałabym tego niedosytu. 

Podsumowując to bardzo książka. Wyróżnia się wśród współczesnych młodzieżówek, pomimo bycia retellingiem włożonym w schematy YA. Ma drobne minusy, które nie odbierają przyjemności z czytania tej książki. Idealna na każdy moment, szczególnie jeśli szukacie książki do relaksu po czymś cięższym.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję @czytampierwszy
AKREDYTACJA:  Akredytacja 02/05/2020

Smętnik Blogowy #1 - Podstawowe błędy



Cześć! W tamtym tygodniu wpadł mi do głowy pomysł i nawet długo nie myślałam nad jego realizacją. Uznałam, że teraz będzie najlepszy na to moment. Zapraszam wszystkich na nową serię postów, czyli SMĘTNIK BLOGOWY, czyli poradnik marudy. 

 Czym jest „Smętnik blogowy”? 

Smętnik to coś na kształt poradnika, który pozwoli mi ponarzekać, ale można z niego się czegoś nauczyć. Będę pisać o tym, co mi się nie podoba, a jest dość powszechnym zjawiskiem. Myślę, że część osób się ze mną zgodzi. Przede wszystkim nie bierzcie tego osobiście. To nie jest atak na kogokolwiek. Będę narzekać na ogólne zjawisko, a nie na konkretne osoby. Dlatego nie czujcie się urażeni. Mam nadzieję, że uda mi się przemycić tutaj chociaż odrobinę jakiejś ironii i humoru. Nazwę wzięłam od słowa „smęt”, a „nik” wycięłam ze słowa poradnik. Albo inny miesięcznik. Po prostu coś, co sugeruje jakieś czasopismo. Jak na to spojrzycie, tak będzie dobrze. 
Nie będę się też ograniczać tylko do blogów, ale będę też pisać o zjawiskach, które pojawiają się na Instagramie. Pewnie te rzeczy można odnieść do obu tych miejsc.

 Co warto pamiętać przed przeczytaniem reszty tekstu? 

 Że jestem człowiekiem. 
 Popełniam błędy tak samo jak każdy człowiek. Błąd może się zdarzyć każdemu. Być może w tym tekście też znajdzie się kilka błędów, mimo że jest o błędach. 
Na początku już się przyznam, że mam problem z przecinkami w towarzystwie imiesłów. I myślę szybciej niż piszę, więc palce nie zawsze nadążają za mózgiem i mogę coś zjeść. 

 Z poprzedniego akapitu już można wywnioskować, że będzie o błędach – ortograficznych i interpunkcyjnych. Tytuł też o tym mówi. Nie będę wnikać w błędy stylistyczne, bo sama mam dość specyficzny sposób składania zdań, co czasem brzmi i wygląda dziwnie. Mam na myśli te najbardziej podstawowe błędy, których lepiej unikać, a są dość popularne. Przy okazji dam ciekawostkę. Na filologi polskiej uczy się, że błędy są cechą charakterystyczną „języka blogowego”. Jako blogerka bardzo nie chcę być kojarzona z czymś takim. Do tego mnie samą błędy drążnią i z wiekiem co raz bardziej, bo łapię się na tym, że popełniam więcej błędów w tych błahych wyrazach, mimo że czytam więcej książek. 

 1. Spacja lub kropka przed znakami interpunkcyjnymi. 

 NIE! 
JAK TO ROBISZ, TO PRZESTAŃ W TEJ CHWILI. 
Te błędy widzę od czasów aska, czyli jakoś od 2013 roku. Liczyłam na to, że ta głupia moda w końcu się skończy, bo ani to ładnie nie wygląda, ani nie jest jakoś bardziej funkcjonalne, tylko nie potrzebnie zajmuje miejsce. 
Kropkę, przecinek i inne znaki interpunkcyjne stoją od razu ZA wyrazem. Nie robi żadnych przerw, kropek i tak dalej. Tak samo jest w przypadku myślników i półpauz – za i przed tym spacja (tak jak w tym zdaniu). Za to, gdy chcemy napisać „dzieci-śmieci”, to już spacji nie potrzeba, bo ta kreska pełni inną funkcję. 

 2. „Ktury”, „puki” i takie podstawy, gdy nie masz pewności, która wersja jest poprawna. 

 Akurat przychodzą mi tutaj do głowy same pomyłki dotyczące „ó”. Mam na myśli jakieś podstawowe słowa, których używa się naprawdę często. 
Tutaj jest prosta zasada: Nie jesteś pewien, jak się coś pisze? Sprawdź w słowniku! Nic lepszego tutaj nie znajdziemy. Problematyczne słowa zawsze można sobie zapisać i mieć gdzieś przed oczami. Sama z tego korzystam. 




 3. Ilość ma znaczenie, a odmiana przez przypadki bardzo pomaga. 

Nie rozumiem również skąd się wzięło pisanie „te dziecko”, „te słońce”. Znowu ani to ładnie nie wygląda, ani nie jest poprawne. Aż się wzdrygam, że muszę to napisać. Jeśli ciężko to zapamiętać to wystarczy skojarzyć, że: 
TO – liczba pojedyncza. Jedna rzecz. 
TE – liczba mnoga. Dużo rzeczy. 
Podobnie jest z „jakiś” i „jakichś”. 
Jakiś – liczba pojedyncza, mianownik. 
Jakichś – liczba mnoga, dopełniacz. 

Odmiana przez przypadki to coś, czego nauczyłam się mniej więcej rok później od mojej klasy. Jakby moment, w którym się uczyliśmy gdzieś mi umknął i rok później czułam się, jakbym widziała to po raz pierwszy na oczy. Naprawdę! Jak widać możecie się nauczyć tego w każdym momencie, a to niezwykle ułatwia życie. Pokazałam to już w powyżej. 
Czyli przechodzę do kolejnego błędu. To samo jest z „tą” i „tę”. Gdy piszę, to łatwiej mi jest to wyłapać, ale gdy mówię potrafię się pomylić. Jeszcze się aż tak dobrze tego nie nauczyłam, ale pomaga mi to, że: 
tą – narzędnik ([z]kim? [z] czym?)
tę – biernik (kogo? Co?). 


Również często spotyka się pisanie w celowniku liczby mnogiej końcówki „ą”. Błąd, który mnie bardzo razi, a który jest tak powszechny, że sama się na nim łapię. 
W tym przypadku jest to celownik liczby mnogiej (komu? Czemu) np. dzieciOM. 


4. Mimo że przecinka nie stawia się pomiędzy, ale przed "ale" musi być.

Tutaj czysto subiektywnie. Bardzo mnie drażni wstawianie przecinka pomiędzy "mimo" a "że". Wiem, że to nieoczywiste, dlatego że zawsze jesteśmy uczeni, że przed "że" przecinek musi być, ale nie w każdym przypadki. "Mimo że", "dlatego że" to wyrażenia, gdzie przecinek stawiamy przed całością. 
Tak samo drażni mnie brak przecinka przed "ale". 
W tej kwestii tak samo - nie masz pewności, sprawdź w słowniku. 

Jest to pierwszy wpis z tej serii. Mam w planach jeszcze dwa. Dobrze by było, jakby skończyło się to na tych dwóch wpisach, ale pewnie wynajdę coś jeszcze irytujące. Chciałabym też bardzo podziękować osobom, które kilkanaście tygodni temu odpowiedziały na to, jakie błędy je irytują. Jeśli chcecie to zobaczyć to są one w wyróżnionej relacji na moich profilu na Instagramie - @myslizglowywylatujace. Zapisana relacja "błędy". Gdzieś na końcu. 



Po prostu dbajmy o nasz język, ale zadbajmy o jakość przekazu. Możesz pisać niesamowicie interesujące rzeczy, ale przez takie błędy będzie ciężej się to czytać. Pamiętaj, że Ty również tworzysz język, więc warto o niego zadbać.


Na koniec dwa pytania. 
1. Co Was irytuje i jest powszechne w innych blogach bądź instagramach?
2. Jak zapamiętać, kiedy stawia się przecinki przed imiesłowami? 

Ulubieńcy miesiąca: czerwiec & lipiec 2020


Hejka!
Próbuję sensownie napisać podsumowanie tych dwóch miesięcy. Maj to było zderzenie ze ścianę, więc czerwiec był próbą ominięcia tej ściany, aby w lipcu dać z siebie wszystko, a później trafić na pole minowe zwane sesją - jedna pomyłka i po tobie. Dosłownie. 
Ten skrócony opis brzmi dużo gorzej niż w rzeczywistości. Jak sobie myślę, to było dobrze. W czerwcu sporo działałam na każdej płaszczyźnie - czytanie, Instagramy, nauka. Tak w lipcu moje działanie w Internecie przystopowało, ale to poza nim szło bardzo dobrze - trzy kursy za mną, z czego mniej zadowolona jestem z angielskiego. Myślałam, że będzie wyglądał inaczej. 
Na blogu nie było mnie tak dużo, jak planowałam. W tym miesiącu chcę to zmienić. Ogólnie w lipcu z planowaniem się nieco pogryzłam i niby było zapisane w kalendarzu, przed oczami, to jednak nie wyszło.



1. Muzyka
Muzycznie zakochałam się od nowa w Acid Drinkers. To wszystko dzięki Najpiękniejszej Domówce Świata, czyli Pol'And'Rock 26. Zdążyłam na koniec koncertu, ale wiem, że na żywo na pewno też kiedyś tam będę.  



2. Książki 
W czerwcu przeczytałam 10 książek, czyli bardzo ładny wynik. W lipcu dużo mniej, bo 4, w tym 3 audiobooki. Skończyłam też z 6 zaczętymi książkami. Jak do tego doszło nie wiem... 
Liczba stron w czerwcu to było 3825 stron, a w lipcu 1768 stron, czyli dwa razy mniej. 
  1. Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i Stara Szafa C.S Lewis - gdzieś przeczytałam, że klasyków się nie ocenia i jakoś to do mnie trafiło. Przynajmniej w tym przypadku. Uwielbiam tę książkę, ten klimat. Żałuję, że nie czytałam w zimę. 10/10
  2. Zostań jeśli kochasz Gayle Forman - podoba mi się pomysł, podoba mi się narracja i bardzo lubię do niej wracać. 8/10
  3. Wróć, jeśli pamiętasz Gayle Forman - a tutaj jakoś bardziej podoba mi się niż poprzednia część. Jest bardziej emocjonalna. 9/10
  4. Confess Colleen Hoover - recenzja  10/10
  5. Zieleń Szmaragdu Kerstin Gier - recenzja  10/10 
  6. Too late Colleen Hoover - recenzja  7,5/10
  7. Ten obcy Irena Jurgielewiczowa - szkolna lektura. Niesamowicie mi się podobają różnice we funkcjonowaniu wsi kiedyś a teraz oraz relacji między dziećmi a starszymi. 7/10
  8. Jego banan Penelope Bloom - całkowicie nie mój gust. Słuchałam tego z zażenowaniem i jeśli się z czegoś śmiałam to po prostu było z  zażenowania. Nie mój typ humoru, bohaterowie tylko robią sobie na złość. 4/10
  9. Harry Potter i Czara Ognia J.K. Rowling - uwielbiam tę część. Chyba jak każdą. Taki klasyk, że klasyk. 10/10
  10. Ręka na ścianie Maureen Johnson - recenzja 10/10
  11. Ja, Diablica Katarzyna Berenika Miszczuk - bardzo zabawna książka. Fabuła może nie jest porywająca i skupia się głównie na rozterkach miłosnych bohaterki, które są nieco irytujące, ale humor trafił w mój gust. Ogólnie przyjemna książka. 7,5/10
  12. F*ck it, czyli jak osiągnąć spokój ducha John C. Parkin - książka, która się zestarzała, co mnie zadziwiło. Nie zgadzam się z wieloma rzeczami, ale znalazłam to, czego potrzebowałam. Zdecydowanie nie dla ludzi, którzy chcą swoje usprawiedliwić. 6/10
  13. Ja, Anielica Katarzyna Berenika Miszczuk - tutaj fabuła jest znacznie ciekawsza. Beneth miesza jeszcze bardziej. Mniej jest Piotruś, co jest dużym plusem. Poczucie humoru wciąż super.  8/10
  14. Ja, Potępiona Katarzyna Berenika Miszczuk - jak na razie Beneth namieszał najbardziej, ale to odkręcił. Poznajemy kolejne miejsce, jak na razie najciekawsze ze wszystkich.  8,5/10

3. Filmy 



  1. Harry Potter (od części 2 do 6) - uwielbiam te filmy. Ciężko mi znaleźć ulubioną część, bo każda jest dobra i przeplata się u mnie z książką. 
  2. Chmura - film, który chciałam dokończyć od liceum, bo kiedyś na lekcji niemieckiego oglądaliśmy. Cóż... Końcówka mnie trochę zawiodła. Nie wiem, jak to określić. 
  3. Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (obie części) - również uwielbiam, bardzo mi się podobają te stworzenia, świat, który jest przedstawiony i Gindewald mnie ciekawi. 
  4. Straszny film 4 - zapamiętałam lepiej. Nie bawił mnie aż tak, jak inne części.
  5. Noc żywych kretynów - niemiecka komedia o zombie. To tak w skrócie. Dziwne, ale śmieszne.
  6. Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa - film zrobił na mnie duże wrażenie. Polecam.
  7. 12 prac Asterixa - jedna z moich ulubionych przygód Asterixa i Obeliksa. Bardzo lubię tę kreskę, poczucie humoru i historię.
  8. Planeta Singli 2 - nie spodziewałam się, że uznam ten film za dość pouczający. Podobał mi się, śmiałam się i o dziwo, dał mi do myślenia. 
  9. Igrzyska na kacu - taki śmieszne, nieco głupkowate, dobre na odmóżdżenie się.
  10. Pech to nie grzech - podoba mi się! Lekka, zabawna i nic więcej nie potrzeba.
  11. Zenek - obejrzałam z ciekawości. Mój chłopak uważa jest całkiem spoko, a ja odwrotnie. Głównie mam problem z tym, że jest film o człowieku, ale są dodane jakieś wymyślone sytuacje... Szczególnie, że ta wymyślona sytuacja przydarzyła się komuś innego.
  12. Disco Polo - oglądałam to po raz drugi. Przyjemny film, zabawny, też dobry do relaksu.
  13. Grease - trochę lepiej go zapamiętałam, ale ciągle bardzo lubię tę historię.
  14. Noc oczyszczenia - ciekawy film, nieco przerażający. Świetne. 
  15. Ja, Robot - chyba najlepszy film ze wszystkich z ostatnich miesięcy. Cudowny, ciekawy, wartościowy. Polecam fanom SF!



4. Zdjęcia


Najbardziej jestem zadowolona ze zdjęć w mojej miejscowości. Komary mnie zeżarły, ale warto było. Jak na razie wersje bez obróbki, bo te zdjęcia mnie bardzo zadowalają. 






5. Serial

Tutaj zaskoczenie. Skończyłam oglądać dwa seriale, więc sam ten fakt pozwala im się znaleźć w ulubieńcach. Oprócz tego też to, że nie były one złe. 
Pierwszy to dziesięcioletni "Chichot losu". Bardzo dobrze wspominam ten serial z czasów jego premiery i uznałam, ze warto to odświeżyć. Jest w szoku, że nie zestarzał się aż tak bardzo. Fabuła w dalszym ciągu jest ciekawa, momentami wzruszająca. Jego zakończenie zapamiętałam inaczej, więc byłam nim zaskoczenie. 
Drugi to "Jeszcze nigdy...". Bardzo fajny, puściłam go żeby leciał mi w tle, gdy coś robię, ale się wczułam. Historia Davy, która radzi sobie ze śmiercią ojca, a jednocześnie chce zerwać z wizerunkiem "tej, która zmarł tata i jeździła na wózku". Bohaterowie sympatyczni, zwykli, ale nie byli przeciętni. Tacy nieidealni, jakby byli prawdziwy. Fajne poczucie humoru - proste i niewymuszone. O dziwo, myślałam, że jeden sezon mi wystarczy, a tu proszę... Ciekawi mnie, co będzie dalej. Jak rozwinie się życie bohaterki i jak będzie wyglądać jej relacja z matką. 

6. Coś nowego

Joga!
Proszę państwa, znalazłam aktywność fizyczną (dla mnie są to te ramy), której nie porzuciłam po dwóch tygodnia i od miesiąca tylko pięć razy sobie odpuściłam przez brak czasu w ciągu dnia i duże zmęczenie przed snem. Bardzo przyjemne i relaksujące, a oprócz tego czuję, że przez ten miesiąc moja postawa ciała zmieniała się na lepsze. 

7. Coś fajnego 


Tutaj najfajniejszą rzeczą były kursy. Szczególnie Letnia Akademia Kreatywności, która pozwoliła mi poznać mi wiele nowych technik i narzędzi tworzenia. Najważniejsze jest to, że poznałam praktycznie wskazówki jak pokonać moje bariery i ujarzmić wewnętrznego krytyka, aby skorzystać z jego zalet. 

8.  Jestem dumna z...


Z siebie. Po prostu i ogólnie. Co nie wyszło, przyjęłam z bardzo dużą pokorą, bez złości i wiem, że następnym razem wyjdzie. Musi wyjść. 
A tak blogowo to wpis o nieocenianiu oraz Jak wybrać studia