Wyjątkowe ujęcie mitologii słowiańskiej - "Przedsionek" Dominika Połczyńska
Cześć!
Dostałam się doktorat! I to chyba był powód, dla którego mnie tutaj nie było. Po prostu byłam przejęta rekrutacją, rozmową kwalifikacyjną i później oczekiwaniem na wyniki, i nie miałam takiej przestrzeni, aby działać. Dziś wracam z recenzją książki i chciałabym we wrześniu trochę nadrobić w publikacjach. Jeszcze nie czuję, abym w pełni się ogarnęła, ale z pewnością jest lepiej.
Dzisiejsza recenzja jest we współpracy z wydawnictwem Novae Res. Ogromnie dziękuję za możliwość współpracy!
Ina ma idealne życie - narzeczony z podobnym systemem wartości, dom w lesie i satysfakcjonująca praca. Po prostu wiedzie idealne życie aspirującego mimillenialsa. Wszystko się zmienia, gdy błądzi w lesie i trafia do urokliwego miasteczka. Spędza tam całą noc i wraca do domu... po dwóch godzinach! Nie wie, co się dzieje, ale udaje jej się tam wrócić. Okazuje się, że trafiła do przedsionka - miejsca, do którego trafią dusze, zanim dostaną się do czyśćca. Niewielu może trafić do przedsionka, a jeszcze mniej osób może tam wrócić. Tym samym została wytypowana do zostania ławnikiem w ichniejszym sądzie.
Myślałam, że „Przedsionek” będzie w pewnym sensie zbliżony do „Dobrego miejsca” albo „Pod szepcącymi drzwiami”. I w sumie sama wizja zaświatów, w których żyją jakieś istoty (lub demony) i jest ono miejscem, z którego można iść dalej, się zgadza. Tylko nie ma tutaj zmarłych.
I podoba mi się to.
„Przedsionek” to historia, która na wiele warstw i wiele wątków, które się mniej lub bardziej ze sobą przeplatają. Mamy historię Iny, która musi połączyć swoje doczesne życie z nową funkcją w zaświatach. Oprócz tego poznajemy świat przedsionka - jego historię, problemy i istoty, które w nim żyją. Wydaje się być bajkowym miejscem, ale bliżej mi do horroru w moich oczach. I jest też Adrianna… Dziewczyna, istota? Nie wiadomo kim była i kim jest. Nie pasuje do żadnej z istot ani do ludzi. Ina decyduje jej się za wszelką cenę pomóc.
Główna bohaterka przechodzi naprawdę ogromną przemianę. Z typowego millenialsa, dla którego liczyła się tylko kariera w pracy i pieniądze, staje się osobą, dla której ważne jest, jakim się jest dla innych. Jednak ta zmiana nie jest łatwa. Nie ma wsparcia w swoim narzeczonym, który zupełnie nie rozumie jej zmiany. Przez to coraz bardziej zatraca się w świecie Atariany. Widać w niej ogromne pokłady dobra i troski o innych, jest skłonna do poświęceń, co jest w tym świecie naprawdę groźne.
Inne istoty, które jej towarzyszą, są nieobliczalne. Nie można nikomu ufać, a Ina naiwnie to robi. Nie orientuje się, że jest pionkiem w grze, dopóki nie jest za późno. Im bliżej koniec, tym ma się wrażenie, że dziewczyna się po prostu uzależniła od innego świata.
Historią Adriany jest wątkiem pobocznym, ale ciężko o niej nie wspomnieć, bo jest kilka rozdziałów z jej punktu widzenia. Możemy zobaczyć Atariane i istoty innymi oczami, ale też dowiedzieć się rzeczy, które nie są przeznaczone dla uszu Iny.
Mamy tutaj nawiązanie do mitologii słowiańskiej, ale ogólne funkcjonowanie przedsionka jest zbliżone do tego, które jest znane z heksalogii Dory. Czyli trochę mitologia słowiańska, trochę stwórcą, zależy, w co wierzysz. Nic się nie wyklucza. Pisząc, że zmarłych tutaj nie ma, mam na myśli, że fabuła tej książki nie polega na tym, że ktoś umiera, przechodzi do przedsionka i spędza tam czas, dopóki nie przejdzie dalej. Nie na tym to polega ani nie na tym polegają sądy.
Sąd, w którym Ina jest ławnikiem, zajmuje się głównie sprawami istot. Aby odpowiednio pełnić rolę ławnika, dziewczyna musi poznać historię Atariany, dowiedzieć się, jakie są klasy istot oraz poznać genezy ich konfliktów. Tym samym uważam, że świat jest bardzo dobrze przedstawiony. Dowiadujemy się wiele o jego polityce - kto ma największe wpływy, kto jest wykluczony i kogo należy się bać.
Do "opieki" nad Iną zostaje przydzielony Gratus - poroniec, który jest kartografem oraz walczy o prawa swojego gatunku. Dzięki temu poznajemy lepiej geografię tej krainy, bo Ina bardzo często mu towarzyszy (szkoda, że nie ma matki). Widzimy też, jak główna bohaterka angażuje się w walkę o równouprawnienie, ale jednocześnie nie jest świadoma, co na nią czyha i jak to wygląda w tym świecie.
Wydaje się, że wybierając Inę na funkcję ławnika, nikt się nie spodziewał, w jakim kierunku się to potoczy.
Jeśli chodzi o postaci męskie, to jestem zadowolona z tego, jak są wykreowanie. Nie mam tutaj jednoznacznie dobrego mężczyzny, ale też żaden nie jest na siłę idealizowany. Gratus jest porońcem — gwałtowny i niebezpieczny z natury, bardzo nieprzyjemny. Filip, czyli narzeczony Iny, jest niesamowicie skupiony na karierze i jak zaczyna słyszeć o innych wartościach, to bierze ją za wariatkę.
Jonan początkowo wydaje w porządku, taki sympatyczny i zabawny. Jednak z czasem zaczyna wychodzić jego prawdziwa twarz. Ostatni jest Lucjusz. Jego jest najmniej w tej historii, ale czuć, że to on tutaj rozdaje karty.
Akcja w tej książce biegnie dość powoli, ale dzieje się w niej naprawdę dużo. Do tego jest dużo takich życiowych przemyśleń. Szczerze mówiąc, ja byłam kupiona od pierwszej strony. Dosłownie przeczytałam ją, zrobiłam zdjęcie i wysłałam koleżance z dopiskiem, że musi to przeczytać. Za każdym razem jak do niej siadałam, to nie mogłam się oderwać i odkładałam pójście spać, jak tylko mogłam (a sen to dla mnie świętość!).
Jeśli chodzi o zakończenie, to poniekąd jestem z niego zadowolona. Poniekąd, bo jest furtka do drugiej części i z wielką chęcią ją przeczytam, bo uważam, że jeszcze więcej można z tej historii wyciągnąć. Jeśli to w domyśle jest zakończenie otwarte, to nie będę zadowolona, bo co najmniej jeden wątek nie został zakończony.