Hejo!
Dzisiaj (znowu) wpis, do którego się zbierałam od początku wakacji. Jest to wpis o ubraniach z mojej ulubionej marki, czyli SkyDance. Najstarsze ubrania z tej firmy mam 1,5 roku i co trochę moja kolekcja się powiększa. W tym momencie mam dwie koszulki, bluzę, cztery tennis skirts, spódniczkę mini i sukienkę. Moje siostry również uwielbiają tę markę, mają kilka rzeczy i też są bardzo zadowolone. Na końcu wpisu znajduje się link do kodu rabatowego. Wpis będzie aktualizowany, kiedy będę mieć nowe kody.
Zastanawiam się, od czego zacząć, z czego jestem najbardziej zadowolona, a chyba ze wszystkiego tak samo.
Koszulki i bluzy mają krój uniwersalne. Kolory są różne od klasycznej bieli i czerni po prześliczny fiolet, błękity, czerwień. Ostatnio weszły T-shirty z ręcznie wyszywanym haftem, które zastąpią zwykłe nadruki. Jeszcze nie wszystkiego koszulki z nadrukami się wyprzedały, więc może część z Was zachęcę.
A tutaj zbliżenie na nadruki. Obie rzeczy mam jakieś 1,5 roku, a nadruki są w stanie nienagannym. Szczególnie nadruk z bluzy. Ten z koszulek minimalnie się sprał i przybliżając się widać, jakieś drobne pęknięcia, ale patrząc z normalnej odległości, nie rzuca się to w oczy. Bluza się lekko zmechaciła, podejrzewam, że nie w pełni się zastosowałam do zaleceń, jak to prać.
Hejo!
Dziś przychodzę z recenzją książki, w której się właśnie zakochałam. Jestem oczarowana tym w światem, a w dodatku to książka, w której znalazłam coś, czego szukałam od kilka lat. Może nie w 100% w formie, której szukam, ale zostałam usatysfakcjonowana. W dodatku książka z klimatem, który jest idealny na jesień. Jak wczoraj wróciłam do domu, to tylko zrobiłam sobie ciepłe kakałko, bo tak mi pasowało do klimatu tej książki. Dla fanów kakao, gorącej herbaty i swetrów to "Miasto Snów" to będzie idealny wybór. Bardzo dziękuję wydawnictwu WeNeedYA za przesłanie książki i możliwość jej przeczytania.
March Sky jest inna. Ciężko nawet określić, czy jej inność jest niezwykła czy po prostu dziwaczna, ale jest wystarczająca, aby być powodem do wyśmiewania. Dziewczyna ma przyjaciółkę i obie zdają się być równie dużymi ofiarami losu. Do problemów dziewczyny dołączają dziwne sny, stany OBE, tajemniczy chłopak, który ją śledzi, gadający kot. March myśli, że zwariowała, a ukrywana przez matkę tajemnica zmusza ją do ucieczki z domu. To dopiero początek wszystkich przygód i koszmarów.
"Krew Ferów" to seria osadzona w uniwersum "Kronik Jaaru". Opis mnie zaciekawił, a później dopiero zorientowałam się, że te książki należą do tego uniwersum. Doszłam do wniosku, że raz kozie śmierć i zgłosiłam się do naboru recenzenckiego. Pewnie będzie więcej osób, które nie zorientują, że to należy do konkretnego uniwersum lub nie mają w planach "Kronik", więc głos osoby, która ich nie zna, a to przeczyta z pewnością się przyda. Przez to też miałam pewne wątpliwości, a co jeśli świat będzie dla mnie niezrozumiały? A jeśli jest w jakiś sposób powiązane z tamtym? Wiedziałam też, że "Kroniki Jaaru" są bardziej dla młodszych osób, tutaj spotkałam się z podobnym stwierdzeniem. W skrócie zaczynałam czytać i byłam pełna obaw. Jak się możecie domyślić, obawy był zbędne.
Styl pisania Adama Fabera jest niesamowity. Od pierwszego akapitu wprowadza w klimat powieści. Czyta się to bardzo przyjemnie i ciężko się oderwać. Z kolei klimat jest magiczny. Czuję, że to książka idealna na jesień, mimo że akcja toczy się w czerwcu. Po prostu magia, tajemniczość to coś, co idealnie towarzyszy podczas jesiennego wieczoru - polecam tak zrobić! Albo w chłodny poranek pod kocem.
Hejo!
Pisałam już, że zmieniam studia. Zaczynam od nowa na kierunku chemia środków bioaktywnych i kosmetyków. Zauważyłam, że moje podejście do rozpoczęcia studiów się zmieniło. Moje przygotowania wyglądają inaczej - więcej dowiaduję się o kierunku, sprawdzam opisy przedmiotów. Stwierdzenie, że "żałuję braku tej wiedzy rok temu" to za dużo, bo skupiałam się na czymś, czego bardziej w tamtym momencie nie ogarniałam, czyli na USOSie oraz samodzielnej rejestracji, a teraz USOSa jako-tako ogarniam, więc jest łatwiej. Odrobinkę podpytałam znajomych (dobra, jedną osobę, ale bardzo jestem wdzięczna za odpowiedź) i tworzę listę rzeczy, o których fajnie jest wiedzieć na początku studiów i które ułatwiają życie.
Starałam się, aby te rady były jak najbardziej uniwersalne, niezależnie od kierunku, jaki ktoś studiuje. Nie będę pisać o typach i sposobach na naukę, bo każdy kierunek, a nawet każdy prowadzący wymaga czegoś innego. Często metody sprawdzania wiedzy różnią się, bazują na poszczególnych zasadach. Warto to zapamiętać, że co wydział to obyczaj, parafrazując. Na początku jest to mylne, szczególnie przy rozmowach ze znajomymi, którzy studiują coś innego. Wydaje mi się, że udało mi się zebrać cztery rady, które przydadzą się każdemu, ale przed tym mały słowniczek. Rady powinny się też sprawdzić niezależnie od typu nauczania - stacjonarnie czy zdalnie.
USOS - taki e-dziennik na studiach, gdzie jest plan zajęć, przedmioty, oceny, a także płatności i podania. Coś z czym trzeba się zaprzyjaźnić, aby jakoś lepiej się żyło na studiach. Prawdopodobnie zawiedzie Cię w chwili rejestracji na przedmioty, ale tak już jest.
Sylabus - opis przedmiotu, dostępny w USOSie (a może i nie tylko). Zawiera w skrócie opisane tematy, sposób oceniania, wstępne wymagania oraz inne niezbędne rzeczy, które trzeba wiedzieć.
1. Sprawdź sylabus przedmiotu
Sylabusy sprawdzałam tuż po informacji, że dostałam się na studia, ale jeszcze przed złożeniem kompletu papierów i dostaniu dostępu do USOSa. W tym momencie większość osób, które dostały się w pierwszych turach (tzn. w "normalnych" rekrutacjach, a nie w uzupełniającej) już powinna ten dostęp mieć. Tak jest prościej znaleźć sylabusy przedmiotów, szczególnie jeśli jesteście na nie już zarejestrowani (a to zależy od uczelni i wydziału).
Warto sprawdzić wcześniej wymagania co do przedmiotów. Nad tym spędziłam ostatnio czas - sprawdzałam, co powinnam powtórzyć i przypominam sobie część zagadnień z biologii, z którą nie miałam styczności. Jest jeszcze kilka dni i można poświęć ten czas na powtórzenie zagadnień, z którymi miało się problem.
2. Spis lektur jest przydatny
W sylabusie często jest podana literatura. To jest tak bardzo przydatne, jak oczywiste, że powinno się z tego korzystać. Szczerze mówiąc, to prawie od razu po sprawdzaniu literatury zamówiłam 4 książki do matematyki (za 48 zł łącznie, okazja życia). Wykładowcy polecają też książki na pierwszych zajęciach i warto tego posłuchać (ja tego nie zrobiłam, więc uczcie się na moich błędach).
Czasem ciężko mi było wynieść coś z wykładu lub ćwiczeń, nie zawsze to było wystarczająco jasne. Szczególnie pomagała mi książka od fizyki. Kilka książek, które kupiłam rok temu, przyda mi się i teraz. Prawdopodobnie więcej niż na jednym przedmiocie, więc nie są to pieniądze wyrzucone w błoto. Lektury powinny też być w bibliotekach wydziałowych/uniwersyteckich, jeśli ktoś nie chce kupować (a większość nie chce, bo są to książki dość specjalistyczne).
3. Korzystaj z konsultacji i nie bój się pytać
Różnica poziomów pomiędzy studiami, a szkołą średnią jest ogromna. To dosłownie przepaść. Są przedmioty zupełnie nowe; są przedmioty, które były przez rok, w pierwszej klasie i potem idziesz na studia i masz je na dużo wyższym poziomie. Większość osób jest tak samo zdezorientowana jak Wy, to też dla nich nowość, więc śmiało się pytajcie, gdy czegoś nie rozumiecie. Nikt Was nie wyśmieje. Wykładowcy, ćwiczeniowcy i inni prowadzący po to są, aby Wam objaśnić.
Podobnie z konsultacjami. Inaczej ktoś tłumaczy dwudziestu osobom, a inaczej jednej. Mimo, że jestem osobą, która wolała uczyć się sama, to konsultacje zawsze mi rozjaśniały trudne zagadnienia. Nigdy nie byłam z nich niezadowolona. Przy nauczaniu zdalnym też są organizowane konsultacje, na ogół przez platformę typu Skype albo coś.
4. Upominaj się
Przyznam się, że na początku mi samej głupio było pisać do dziekanatu czy do prowadzących, jeśli czegoś potrzebowałam lub miałam wątpliwość. Pod koniec semestru straciłam wszelkie skrupuły w momencie, kiedy nie miałam wystawionych dwóch ocen, które powinny być w USOSie w połowie czerwca. Pisałam raz, zero odzewu. Później sesja i nie miałam do tego głowy. Minął miesiąc, znowu napisałam - wreszcie odzew i uzupełnienie. Z drugim przedmiotem jeszcze większy cyrk. Część osób miała wstawione oceny, część zaniżone; poszło kilkadziesiąt maili i część osób dostała oceny, a część nie.
Wiadomo, że nie wszędzie tak jest, ale przestrzegam. I nie bójcie się pisać, gdy ktoś po prostu zaniedbał swoje obowiązki.
5. Wzajemna pomoc
To chyba najlepsza nazwa dla tego punktu. Ogólnie wprowadza to fajną atmosferę wśród studentów. Dla mnie dobrą formą takiej pomocy była nauka ze znajomymi. Najlepiej w trakcie kwarantanny, gdzie odpalaliśmy Google Meet i ktoś udostępniał ekran i tak rysował, i tłumaczył. Nie rozpraszało mnie to, bo się nie widzieliśmy, a czasem rozjaśniało lepiej niż zajęcia. Nawet zwykłe wysłanie zadania, aby się upewnić, czy na pewno takie powinno być, dużo dawało.
Gdy ktoś woli, może po prostu porównywać rozwiązania czy dyskutować na jakiś temat. To też są formy nauki, w zależności od tego czego wymaga kierunek.
Hejo!
Już zleciał od ostatniego Smętnika! No dobra... Od pierwszego Smętnika. Najważniejsze, że dalej go kontynuuję i nie zapomniałam o kolejnej części. Chociaż mało brakowało, jak mam być szczera. Najciężej było mi dobrać tytuł do tego wpisu. Forma też odbiega od pierwszego planu,
Dla przypomnienia!
O czym dziś?
FOLLOW/UNFOLLOW
Hejo!
Rozpoczęcie tego wpisu sprawia mi mały problem, mam tyle pomysłów o czym bym chciała napisać, ale jednocześnie pierwszy raz od dłuższego czasu nie pisałam przez dwa tygodnie. To nie tragedia, żeby nie było, ale warto napisać, co u się u mnie działo i być może podzielę się oczekiwaniami względem września, bo fajnie by było w końcu odpocząć.
Dostałam się na studia. Znowu. Za niedługo będzie wpis o zmianie studiów czy uczelni. Ogólnie z tą zmianą związał mi się nie mały stres, mimo że logika podpowiadała mi, że się dostanę. W skrócie dostałam się, byłam 8 na liście! <3 Papiery wysłane, nawet przez nich odebrane. 100% spokoju. Od października zaczynam od nowa.
Miałam dwa pierwsze razy - pierwsze kajaki i sushi. Pierwsze przerażało mnie przez jakieś trzy godziny, a później było spoko. Fajna zabawa, tylko 5 godzin to było nieco za dużo. Drugie mi posmakowało. Jest serio dobre.
Plany na wrzesień?
Dużo czytania - "Zapomniana Księga" Pauliny Hendel, Saga "Zmierzch" do końca, "Trylogia Snów" Kerstin Gier... Pewne plany są. Książki, na które mam ochotę od dłuższego czasu. Jedynie "Zmierzch" zaczęłam. Fajnie by było przeczytać więcej niż 10 książek w miesiącu. Oprócz tego trochę się pouczę, przypomnę sobie pewne tematy z biologii, ponieważ będą mi potrzebne w tym semestrze.
Tylko brzydkie zdjęcia
I nic więcej.
Wszystko z czego nie jestem zadowolona, co nie wyszło.
Bo w sumie takie zdjęcia też istnieją. Tak, nie staram sie dziś.